Rdzenni biali Europejczycy są kolonizowani przez czarnych i brązowych imigrantów, którzy zalewają kontynent, co jest równoznaczne z działaniami zmierzającymi do zagłady Europejczyków.
dr Robert Kościelny
Unia Europejska powinna „dołożyć wszelkich starań, aby osłabić jednorodność® państw członkowskich” stwierdził specjalny przedstawiciel ONZ ds. migracji Peter Sutherland w 2012 r„ przesłuchiwany przez podkomisję spraw wewnętrznych UE. Zmarły w 2018 r. polityk irlandzki powiedział też, że przyszły dobrobyt wielu państw Unii zależy od tego, czy staną się one wielokulturowe. Sutherland piastował wiele ważnych funkcji. Oprócz wymienionej był prezesem Goldman Sachs International, a wcześniej prezesem giganta naftowego BP.
Przemawiając przed komisją Izby Lordów, raz jeszcze podkreślił, że migracja jest „kluczową dynamiką wzrostu gospodarczego’^ niektórych krajach unijnych, „jakkolwiek trudne może być wyjaśnienie tego obywatelom tych państw”. Natomiast podczas wykładu w London School of Economics, której był przewodniczącym, Sutherland argumentował, że nastąpiło „przejście od państw wybierających migrantów do migrantów wybierających państwa”. Jeśli Unia chce konkurować gospodarczo ze światem, musi przyjmować pracowników z innych obszarów kulturowych.
Nienowa koncepcja
Jakiś czas temu w „Teorii Spisku” poruszałem temat wielkiej podmiany. Zwróciłem wówczas uwagę, że twórcą tej koncepcji jest francuski pisarz Renaud Camus. Swoją koncepcją zasłużył u Wikipedii na miano „białego nacjonalistycznego teoretyka spisku”; o tym, że skądinąd czcigodna Wiki staje się lewacka, mowa jest coraz częściej. W 2011 r. Camus wydał książkę „Le Grand Remplacement” („Wielka podmiana”). Argumentuje w niej, że rdzenni biali Europejczycy są kolonizowani przez czarnych i brązowych imigrantów, którzy zalewają kontynent, co jest równoznaczne z działaniami zmierzającymi do zagłady Europejczyków. „Wielka podmiana jest bardzo prosta” – pisał Camus. „Masz jeden lud, a na przestrzeni pokolenia masz już inny lud”. Autor uważa, że mniej ważna jest tożsamość populacji zastępczej. Ważny jest sam akt podmiany jednych tożsamości na inne, zachodzący w tak masowej skali jak to się obecnie dzieje w Europie. „Jednostki mogą przyłączać się do ludzi innych kultur, integrować się z nimi, przyswajać sobie ich dorobek”, pisze w książce. „Ale narody, cywilizacje, religie – zwłaszcza gdy te religie same są cywilizacjami, typami społeczeństwa, prawie państwami – nie mogą. I nie mogą nawet tego chcieć… wtopić się w inne ludy, inne cywilizacje”.
Thomas Williams przypomniał w „The New York Timesie” że koncepcja Camusa nie jest nowa, już Charles de Gaulle i Enoch Powell, prawicowy brytyjski polityk, wyrażali publicznie swoje zaniepokojenie „odwróconą kolonizacją”. O „proroczych” wizjach obu polityków pisałem szerzej we wzmiankowanym artykule zamieszczonym w TS.
Czasami herezja, czasami nie
Oczywiście mainstream medialny oraz „eksperci” powiadają, że wielka podmiana to koncepcja heretycka, którą dziś określa się mianem teorii spisku. Ale nie jest to reguła wszędzie i zawsze obowiązująca. Bowiem są przypadki, kiedy wielka podmiana zostaje zawieszona jako teoria spisku i może być wyznawana bez utraty czci i wiary. Kto dokonuje takiego aktu świeckiej suspensy? Najczęściej są to różni lewicowi „papieże” czyli tzw. autorytety moralne, mające zawsze ostatnie słowo w sporze o to, co jest, a co nie jest najprawdziwszą prawdą. Co można, a czego nie można pod karą śmierci cywilnej i wylądowania „bez domu i imienia w kanale zapomnienia”.
James Kirkpatrick w artykule „Lewacy twierdzą, że wielka podmiana to teoria spisku… chyba że sami ją stosują” zamieszczonym w witrynie The Unz Review, zwraca uwagę na to, że zdominowane przez lewactwo media z jednej strony mówią o teorii Camusa jako o jednej wielkiej teorii spisku, podchwyconej przez rasistów i antyglobalistów na całym święcie. Z drugiej – ci sami marksiści kulturowi przyznają, że takie zjawisko rzeczywiście ma miejsce. I jest ono naturalne, nie-sterowane i ze wszech miar pozytywne.

Tyle że tam, gdzie problem niekontrolowanego napływu ludności nie dotyczy Zachodu tylko innych cywilizacji, wszyscy – nawet dziennikarze mainstreamu mają „przyzwolone” mówić o migrantach zupełnie inaczej, jako o problemie właśnie. Kiedy chiński rząd zalewa Tybet Chińczykami, wszyscy rozumieją, że to kolonizacja. „Asia News”, w styczniu 2015 r„ alarmowała: „Pekin wysyła nową powódź migrantów do Lhasy: Tybetańczycy mogą zniknąć”. I tylko Dalajlama, duchowy przywódca Tybetańczyków, uznaje, i nie obawia się tego głośno powiedzieć, że napływ migrantów z Trzeciego Świata należy zatrzymać, aby Europa nie stała się przedłużeniem Afryki lub Bliskiego Wschodu – informował Zachary Halaschak w „Washington Examiner”, w czerwcu 2019 r. w tekście „Dalajlama ostrzega, że Europa może stać się «muzułmańska» lub «afrykańska»”. Duchowy przywódca Tybetańczyków jest uczciwy – nie życzy nam tego, czego nie pragnie u siebie.

Gdyby Izrael stał się w większości państwem arabskim, przestałby być państwem żydowskim. Istnienie Izraela byłoby bezcelowe, stwierdzają – nie bez racji – politycy państwa Izrael. Dlatego rząd tego kraju pracuje nad polityką prorodzinną i prokreacyjną i otwarcie dyskutuje na temat kwestii demograficznych. Podobnie politycy amerykańscy, w tym Bernie Sanders, przyznają, że jedno państwo z równymi prawami dla Żydów i Palestyńczyków byłoby „końcem Izraela”.
Na Amazonie można obejrzeć film dokumentalny „Gdy Syberia będzie chińska” który rzeczowo dyskutuje o politycznych i kulturowych konsekwencjach migracji Chińczyków na słabo zaludniony rosyjski Daleki Wschód w poszukiwaniu pracy.

Granice pękają w szwach Michelle Goldberg z „The New York Timesa” napisała artykuł zatytułowany „We Can Replace Them” (Możemy ich zastąpić), opublikowany w październiku 2018 r. Pani Goldberg cieszyła się z powodu „rozgoryczonej białej konserwatywnej mniejszości… przerażonej tym, że jest zalewana przez nową wielokulturową większość poliglotów [czyli ludzi posługujących się, obok angielskiego, swoimi narodowymi językami – R.KJ”. Cytujący te słowa Kirkpatrick zauważył, że gdyby on użył słów o „zalewającej fali wielokulturowych poliglotów” z miejsca zostałby oskarżony o posługiwanie się rasistowskim i odczłowieczającym językiem.

Inny dziennikarz mainstreamu, Paul Taylor, w 2018 r. w „The American Prospect” zauważył z satysfakcją: „Po raz pierwszy połowa Amerykanów w wieku poniżej 20 lat to Latynosi, Czarni, Azjaci lub rasy mieszane. Ci bardzo młodzi ludzie są mozaiką stworzoną przez nowoczesną falę imigracyjną, która od 1965 r. przyciągnęła tu ponad 60 milionów przybyszów, z czego prawie dziewięciu na dziesięciu z nich nie jest białych”. Ta „wielobarwność” już zmieniła Amerykę, kontynuował Taylor. „Zaledwie kilkanaście lat temu małżeństwa osób tej samej płci, legalna marihuana i prawa osób transpłciowych były ledwie możliwe do wyobrażenia; konfederacie posągi stały wysoko; i nikt nie słyszał o Black Lives Matter, #MeToo, March for Our Lives ani Occupy Wall Street. Nawet w polityce wyborczej czasy się zmieniły, choć obecność Trumpa w Białym Domu może na to nie wskazywać. Ale od 1992 r. kandydaci demokratów na prezydenta wygrali w sześciu, z siedmiu, wyborach. Żadna partia polityczna w historii Ameryki nigdy nie dokonała takiego wyczynu”.
„Biała większość amerykańska wkrótce zniknie na zawsze” głosili Dudley Poston i Rogelio Saenz w „The Chicago Reporter”, w maju 2019 r. Powód jest oczywisty – demografia, czyli „narodziny, zgony i imigracja”. Dokładnie to samo mówią zwolennicy Camusa, ale ich nazywa się rasistami, bo nie ska-czą z radości z powodu wielkiej podmiany, co zdają się czynić dziennikarze i publicyści mainstreamu.
Podobnie Stef Knight z „Business Insider” (BI) informował w maju 2019 r., że Stany Zjednoczone są na dobrej drodze, by stać się krajem z nie białą większością do 2045 r. „Zdaniem socjologów i demografów, którzy badali trendy, zmiany demograficzne mają już wpływ na naszą tożsamość narodową, politykę i lukę pokoleniową” – głosił publicysta BI.
Sześć lat temu strona Plos One zamieściła artykuł recenzowany trójki badaczy z prestiżowych uczelni amerykańskich Yale i MIT zatytułowany „Liczba nielegalnych imigrantów w Stanach Zjednoczonych: szacunki oparte na modelowaniu demograficznym z danymi z lat 1990-2016″ Wyszło im, że liczba nielegalnych („nieudokumentowanych”) . imigrantów wynosi 22 min osób (średnia szacunkowa), dwa razy więcej, niż wskazują szacunki oficjalne. Dodajmy, że opracowania szacunku liczby nielegalnych imigrantów dokonano w oparciu o wartości parametrów, które zwykle zaniżają napływ nielegalnych imigrantów i zawyżają odpływ. Zastosowany przez uczonych model „przewiduje podobną trajektorię wzrostu liczby nielegalnych imigrantów na przestrzeni kolejnych lat, ale na wyższym poziomie”
Modele i symulacje z Yale i MIT wydają się trafnie prognozować przyszłość, bowiem – jak podają publikatory – w grudniu ub.r. na południowej granicy USA odnotowano rekordową liczbę zatrzymanych osób – ponad 300 tys. Choć w styczniu (2024 r.) sytuacja się poprawiła, to służby graniczne od dawna alarmują, że liczba migrantów napływających przez granicę z całego świata zaczyna uniemożliwiać pogranicznikom skuteczne działania. Coraz częściej, nawet w mainstreamowych przekaziorach, pojawiają się informacje, że: „sytuacja na granicy jest też przedmiotem eskalującego sporu między republikańskimi władzami Teksasu i administracją federalną. Gubernator Teksasu ustawił na brzegu rzeki Rio Grande drut żyletkowy i wysłał tam żołnierzy Gwardii Narodowej, blokując dostęp do granicy funkcjonariuszom federalnych służb Ochrony Celnej i Granicznej (CBP). Mimo że Sąd Najwyższy USA zezwolił CBP na usunięcie drutu, teksańskie władze w efekcie zignorowały tę decyzję, a ich działania poparli niemal wszyscy republikańscy, gubernatorzy oraz czołowi politycy partii.
Przeciw własnej nacji?

Brandon Smith z Alt-Market nie ma wątpliwości, że „elementy naszego rządu celowo zachęcają do przyspieszania nielegalnej imigracji przez południową granicę i aktywnie sabotują wszelkie próby powstrzymania tego szaleństwa” Poczynania władz Teksasu okazują się jak najbardziej słuszne. Niedawno wśród migrantów zidentyfikowano skazanych przestępców i terrorystów. Środki okazały się skuteczne. Mimo to Biden postanowił interweniować. Jakie są tego skutki? 1 lutego Ben Shapiro na stronie Daily Wire poinformował czytelników, że tłum nielegalnych imigrantów bije funkcjonariuszy policji w Nowym Jorku i mimo to uczestnicy napaści chodzą na wolności. Tak działa w praktyce lewacka „tolerancja represywna”.
Gubernator Teksasu Greg Abbott uznał zaistniałą sytuację za inwazję, wspomaganą od wewnątrz przez władze federalne, która zagraża bezpieczeństwu jego stanu i całej Ameryki. Konflikt prowadzi do konfrontacji pomiędzy agencjami federalnymi a Teksasem. I choć brzmi to przerażająco, to Brandon Smith uważa, że im szybciej do konfrontacji dojdzie, tym lepiej. „Kultury, które nie chronią własnych bram, zostają wymazane lub wchłonięte przez zupełnie inną populację, która może nie wyznawać tych samych wartości i zasad. Większość narodów na świecie ma obecnie surowe zasady imigracyjne, jednak Ameryka i UE to jedyne regiony atakowane za chęć ograniczenia napływu nielegalnych imigrantów”.
Publicysta Alt-Market zwraca uwagę, że: „propaganda otwartych granic, powszechna w mediach korporacyjnych i filmach z Hollywood, stanowi część szerszego programu establishmentu, który jest aktywny w USA od wielu lat, ale od 2021 r. nabiera tempa. W szczególności administracja Bidena nadzorowała największy wzrost nielegalnej migracja w historii Stanów Zjednoczonych, przy czym tylko w grudniu doszło do ponad 300 tys. naruszeń granic (o których wiemy). Dla porównania, jest to odpowiednik miasta wielkości Pittsburgha przekraczającego granicę USA i co miesiąc żądającego opieki społecznej, dotacji, mieszkań, pracy, darmowej żywności itp…
Taka sytuacja jest po prostu chora, destabilizuje kraj, grozi rozpadem państwa albo wydrążeniem go od środka z posiadanych zasobów materialnych i kulturowych i zastąpieniem ich… no właśnie, czym?
Establishment doskonale zdaje sobie z tego sprawę i świadomie bierze kurs na ścianę. A każdego, kto kwestionuje tę samobójczą politykę, natychmiast oskarża o rasizm, białą supremację i teorię spiskową. Stany graniczne tak się rozzłościł;/ polityką lewicy, że zaczęły przewozić autobusami tysiące migrantów do niebieskich (rządzonych przez demokratów) „miast-sanktuariów”, takich jak Nowy Jork, Waszyngton i Chicago. Rezultatem była katastrofa miejskich programów opieki społecznej i lokalnej gospodarki. Nawet postępowi wyborcy na tych obszarach są wściekli z powodu napływu migrantów do ich dzielnic, pisze Smith.
Alt-Market tak przedstawia sytuację w miastach, do których rozeźlone stany graniczne wtłoczyły „miłych przybyszów” z odległych krain. „Szkoły w Nowym Jorku są opróżniane i zamykane, aby zrobić miejsce na mieszkania dla migrantów. Schroniska dla bezdomnych w Waszyngtonie zostały zalane migrantami proszącymi o jałmużnę, a bezdomni mieli podczas wakacji znacznie mniej jedzenia, ponieważ nielegalni przybysze zjadali wszystko. Lotnisko Chicago-0’Hare przekształca się w schronisko dla migrantów, a miasto stara się uniemożliwić mediom dokumentowanie sytuacji”. Czerwone stany (rządzone przez republikanów) zaczęły (wreszcie) prowadzić zdroworozsądkową politykę – „sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało”. Pragniesz wielokulturowości i ubogacania kulturowego? Bardzo proszę – voila! Ale w swoich granicach, nie w naszych.
Unicestwić cywilizację wolności
Według planów „deep state” kolejne fale przybyszów mają za zadanie podmywać fundamenty systemu. Demokraci przedstawili wiele projektów ustaw, w tym ustawodawstwo na 2022 r., które umożliwią nielegalnym imigrantom służbę w armii USA i uzyskanie obywatelstwa w nagrodę. Jako uzasadnienie tej polityki wymieniają malejącą liczbą chętnych do służby wojskowej. Coraz mniej młodych Amerykanów garnie się do armii, w której zaczyna panować ideologiczny zamordyzm (wokeizm). Dla „nachodźców” perspektywa obywatelstwa poprzez służbę wojskową może stanowić atrakcyjną propozycję. Ale skutek tej polityki będzie taki, że US Army stanie się swoistym „korpusem międzynarodowym” wykorzystywanym przeciwko amerykańskiemu społeczeństwu. Nawiasem mówiąc, ten sam typ obaw (wykorzystanie przez władzę obcych wojsk przeciw wolnościom obywatelskim) ogarniał szlachtę Rzeczypospolitej zawsze wtedy, gdy monarcha pod pretekstem wyprawy wojennej gromadził w kraju zbyt Wiele zaciężnego wojska z innych państw, w których nie znano wolności; „wszędy niewola, tylko Rzeczypospolita wolnościami słynie” stwierdzali, nie bez racji, nasi przodkowie.
Stąd zapewne ze zrozumieniem przyjęliby opinię współczesnego Amerykanina, który pisze: „Elitom znacznie łatwiej jest wykorzystywać obcokrajowców, którzy nie mają wrodzonego szacunku dla amerykańskiej kultury lub narodu amerykańskiego, jako siły represyjnej” Przypomnijmy również, że proces upadku Imperium Romanum rozpoczął się, gdy jego armia złożona z obywateli rzymskich była zrazu wspomagana, a następnie zastępowana nieznającymi cywilizacji łacińskiej barbarzyńcami (tworzyli oni tzw. auxilia – wojska pomocnicze, od auxilium – pomoc, wsparcie).
Wróćmy do współczesności, w której trwająca wymiana polega nie tylko na zastąpieniu białych ludzi innymi rasami, ale również na zastąpieniu kultury zachodniej obcymi jej. wartościami. „Moim zdaniem celem jest otwarcie śluz dla obcych elementów kulturowych, ponieważ większość z nich pochodzi z systemów bardziej socjalistycznych, które nie rozumieją pojęcia wolności jednostki. W ten sposób establishment może osłabić amerykańską kulturę niepodległości i wykorzystać tyranię większości (demokrację), aby na zawsze wymazać nasze wartości i zasady” uważa Brandon Smith. Biden i jego polityczne otoczenie, gdy mówi o demokracji, ma na myśli kolektywizm, socjalizm i ostatecznie autorytaryzm, który wprowadzą „ze względu na większe dobro”.
Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny