Pułkownik Michał Domagalski (1816-1863)
Pułkownik Władysław Bentkowski (1817-1887)
Leon Frankowski (1843-1863)
Pułkownik Michał Domagalski (1816-1863)
Skromny i niepozorny z wyglądu, człowiek ten odznaczał się niezłomnym charakterem, wytrwałością i pracowitością. Nie dążył do sławy i zaszczytów, lecz wszystkie swe siły — bez przesady powiedzieć można: całe życie — oddał sprawie wyzwolenia: ojczyzny. W jednym z listów pisanych na emigracji (23 lutego 1849 r.) do Ludwika Mierosławskiego tak sformułował credo swego postępowania: „Dopóki się człowiek z nóg nie zwali, dopóty czynnym być powinien”.
A działać zaczął Michał Domagalski bardzo wcześnie. Mając zaledwie 14 lat opuścił mury kaliskiego korpusu kadetów i zgłosił się do szeregów powstania listopadowego. Mimo młodego wieku nie tylko pełnił funkcje pomocnicze przy sztabach, lecz również aktywnie uczestniczył w walkach, szczególnie podczas obrony Warszawy we wrześniu 1831 r., wykazując przy tym męstwo i zimną krew.
Po upadku powstania udał się na emigrację. Tutaj za najważniejsze swe zadanie uznał dalsze kształcenie się wojskowe i przygotowanie do przyszłych walk. W rezultacie długotrwałych Starań został przyjęty jako słuchacz do francuskiej szkoły wojskowej (l’Ecole d’Appli- cation d’Etat Major), którą ukończył w latach 1841—1843. Później prowadził samodzielnie studia z zakresu inżynierii wojskowej i artylerii. W rezultacie zaliczyć go można do nielicznego grona uchodźców polskich doby wielkiej emigracji, którzy zdobyli za granicą naprawdę solidną wiedzę wojskową.
W okresie Wiosny Ludów podążył do Wielkopolski, gdzie pod komendą Mierosławskiego odegrał znaczną rolę przy organizowaniu obozu powstańców w Miłosławiu. Po kapitulacji obozu z myślą o dalszej walce podążył do Krakowa, a następnie do Wrocławia. Pośredniczył tutaj w transportach prochu i ołowiu do zaboru austriackiego.
Pod koniec roku 1848 Domagalski wyjechał wraz z Mierosławskim na Sycylię, by tam walczyć w obronie rewolucji. Odznaczył się wybitnie pod Taorminą, dowodził strażą tylną w odwrocie wojska rewolucyjnego spod Gir- genti ku Katanii. Zasłużył sobie na powszechne uznanie i opinię oficera „waleczności niezrównanej”.
Gdy tylko we Francji jako tako wyleczył się z ciężkiej rany otrzymanej we Włoszech, chciał przyłączyć się do Mierosławskiego, który walczył w Badenii. Potem zamierzał iść na Węgry. Ale upadek rewolucji stanął na przeszkodzie tym planom. W dodatku Domagalski jako „niebezpieczny rewolucjonista” został wydalony z Francji.
Osiadł w Anglii, gdzie znalazł się w bardzo trudnych warunkach materialnych — niemal głodował. Mimo to czynił wraz z Mierosławskim starania wokół założenia w Londynie polskiej szkoły wojskowej. Zamiaru tego nie udało się zrealizować. Było to zresztą ostatnie wspólne przedsięwzięcie Domagalskiego z Mierosławskim. Potem wybuchł między nimi spór na tle osobistym i światopoglądowym. Poglądy Domagalskiego coraz bardziej się radykalizowały, zbliżał się on do Mazziniego, snując szerokie plany przyszłej rewolucji europejskiej.
W latach następnych był przez pewien czas instruktorem w polskiej szkole wojskowej w Cuneo.
Po wybuchu powstania styczniowego zajmował się najpierw w Krakowie organizacją oddziałów podążających na pole walki, potem zaś zaczął wraz z gen. Józefem Wysockim, jako jego szef sztabu i pułkownik, przygotowywać wyprawę na Wołyń. Doszła ona do skutku w dniu 2 lipca 1863 r. w postaci zakończonej klęską próby zdobycia nadgranicznego miasteczka Radziwiłłowa. Domagalski z niewielkim oddziałkiem kawalerii znajdował się na początku akcji w odwodzie. W pewnym momencie przyniesiono mu wiadomość, nie odpowiadającą zresztą prawdzie, że gen. Wysocki został raniony. Pragnąc natychmiast zastąpić go na polu walki — Michał Domagalski rzucił się konno w największy wir boju, nie zważając na gęsty ogień wroga. Dwukrotnie ciężko ranny, zmarł w kilka dni potem. Śmiercią swą potwierdził raz jeszcze tę prawdę, że wszystko, co miał, bez reszty poświęcił służbie dla ojczyzny.
Pułkownik Władysław Bentkowski (1817-1887)
Gdy wybuchło powstanie listopadowe, miał zaledwie 13 lat. Niemniej jednak na początku 1831 r. znajdujemy go w gwardii honorowej gen. Chłopickiego. Bierze udział w bitwie pod Grochowem. We wrześniu 1831 r., podczas szturmu Warszawy, dzielny chłopiec bije się na rogatkach wolskich.
Po wielu latach, po ukończeniu studiów prawniczych, Bentkowski znów znajdzie się w szeregach wojska. Wierząc głęboko, iż wiedza wojskowa przyda mu się w walce o niepodległość Polski, w 1843 r. wstępuje do 5 brygady artylerii pruskiej w Poznaniu. Po sześciu miesiącach został podchorążym, a po dwóch latach podporucznikiem. W roku 1845 został przyjęty do szkoły artylerii w Berlinie. Ukończył ją w 1847 r. celująco, uzyskując stopień porucznika. Niedługo jednak pozostał w wojsku pruskim.
Gdy rozpoczęła się Wiosna Ludów, a w Poznańskiem zaczęły tworzyć się polskie oddziały, Bentkowski podał się do dymisji. Nie zdążył jednak pod rozkazy Mierosławskiego. Wobec tego postanowił udać się na Węgry, gdzie walka toczyła się dalej. Zaciąga się do Legionu Polskiego. Generał Józef Wysocki powierza Bentkowskiemu utworzenie baterii artylerii. Z zadania tego wywiązał się wzorowo. Potrafił stworzyć zwarty, dobrze wyszkolony i przygotowany do walki pododdział. Wkrótce na jego czele ruszył do walki.
Odznaczył się w bitwach pod Isaszegiem i Segedynem. Za przejawioną działalność awansowany był do stopnia kapitana, a potem majora. W czasie rozstrzygającej bitwy pod Temestrem bateria Bentkowskiego, wystawiona na ostrzał wielokrotnie silniejszej artylerii przeciwnika, wytrwała, mimo dużych strat w ludziach, do końca na stanowisku, osłaniając swym ogniem odwrót wojsk węgierskich. Podczas dalszego marszu ku granicy tureckiej działa Bentkowskiego stale znajdowały się w ariergardzie. Kilkakrotnie odpierały one wypady Kozaków i kawalerii austriackiej, ochraniając w ten sposób opuszczony i wycofujący się rewolucyjny rząd węgierski z Kossuthem na czele. Nad brzegiem Dunaju Bentkowski zniszczył swe działa i jako jeden z ostatnich przekroczył granicę turecką.
W Turcji przebywał do roku 1850. Potem przez pewien czas zatrzymał się na Malcie. Wreszcie powrócił do Wielkopolski. Wybrany został tutaj na posła do sejmu pruskiego, w którym bronił praw ludności polskiej. Oddawał się poza tym pracy pisarskiej, w której ważne miejsce zajmowały sprawy wojskowe. M.in. napisał wiele wartościowych artykułów do Encyklopedii Orgelbranda, poświęconych zagadnieniom historii wojskowości i sztuki wojennej.
Z chwilą wybuchu powstania styczniowego złożył mandat poselski i podążył na plac boju. W pierwszych dniach marca 1863 r. stawił się w obozie powstańczym Langiewicza, rozłożonym w Goszczy. Langiewicz powierza Bentkowskiemu funkcję swego szefa sztabu i mianuje go pułkownikiem. Od tej chwili, jak mówią źródła, „stał się on duszą całego oddziału”.
W owym czasie Langiewicz posiadał 450 jazdy, 600 strzelców, 1500 kosynierów i wielkie tabory. Było to dość znaczne skupisko ludzi, ale źle uzbrojonych, nie wyszkolonych i nie zorganizowanych w sensie wojskowym. Czasu było bardzo niewiele, pracując jednak w dzień i w nocy Bentkowski potrafił zaprowadzić jaki taki ład w powstańczym oddziale.
11 marca Bentkowski opuszcza wraz z oddziałem Goszczę, by zatrzymać się na krótki postój we wsi Sosnówka. Tutaj otrzymuje wiadomość, iż ze wszystkich stron gromadzą się wojska carskie. W tych warunkach Langiewicz podejmuje decyzję dalszego odwrotu. Wykonując ten rozkaz Bentkowski, osłoniwszy się oddziałem strzelców, po krótkiej wymianie ognia wycofał wojsko powstańcze w kierunku północno-wschodnim.
Ale wróg prześladował, nie dając chwili wytchnienia. Pod miejscowością Chroherz n. Nidą dochodzi do walki, w której Bentkowski brał bezpośredni udział. Po kilkugodzinnej strzelaninie, wobec przygniatającej przewagi wojsk carskich, oddziały powstańcze wycofują się wśród ciemności, tracąc jednak znaczną część swych taborów. Następnego dnia zatrzymują się pod Grochowiskami, w trudno dostępnej miejscowości otoczonej lasami i bagnami. Jednak i tutaj dopędzają ich wojska carskie. 18 marca dochodzi do krwawej i uporczywej bitwy, odbywającej się chaotycznie wśród gąszczy leśnych. W tym boju siłami powstańców kierował faktycznie płk Bentkowski. Organizował przeciwuderzenia żuawów i strzelców i jeśli w ostatecznym rezultacie wojska carskie zmuszone zostały do odwrotu — jego w tym duża zasługa.
Bitwa pod Grochowiskami tak jednak wyczerpała siły powstańcze, iż Langiewicz postanawia rozbić swój oddział na kilka drobniejszych partii, a sam udaje się do Galicji. Bentkowski przekracza wraz z nim granicę. Usiłuje pracować nad organizacją nowych oddziałów w Krakowskiem. Wkrótce jednak zostaje przez Austriaków aresztowany. Wypuszczony po roku, powraca do Poznania. Ale i tutaj władze pruskie osadzają go w twierdzy. Wychodzi na wolność dopiero w połowie 1866 r.
W latach następnych pracował na polu społecznym i gospodarczym. Zmarł w roku 1887. Pozostawił po sobie Notatki osobiste, pisane z dużą znajomością rzemiosła wojskowego, a poświęcone tym wypadkom 1863 r., w których bezpośrednio brał udział.
Leon Frankowski (1843-1863)
Decydującą rolę w przygotowaniu powstania styczniowego odegrała rewolucyjna młodzież, która — jedynie w walce zbrojnej upatrując możliwość wyzwolenia Polski — wbrew powściągliwemu stanowisku starszych, wbrew kunktatorstwu „białych” do walki tej dążyła z całym zapałem. Jednym z jej najbardziej ofiarnych przywódców był Leon Frankowski.
Gdy w końcu 1860 r. rozpoczęły się w Warszawie pierwsze manifestacje patriotyczne, czterej bracia Frankowscy wzięli w nich nader czynny udział. Leon był najmłodszy, a jednocześnie najgorętszy i najbardziej bezkompromisowy. Zaczął od rzeczy drobnych, ale te pchnęły go na drogę akcji poważnej.
Gdy naczelnik rządu cywilnego w Królestwie Polskim, margrabia Aleksander Wielopolski, kazał przyłączyć do swej posiadłości teren ogrodu należącego do gimnazjum, którego Frankowski był uczniem — Leon połamał nowo założone sztachety. Usunięty za ten czyn z gimnazjum, do szkół już nie powrócił, całkowicie poświęcając się pracy rewolucyjnej.
Staje się jednym z współzałożycieli i najbardziej czynnych działaczy organizacji „czerwonych”. Pracuje wytrwale nad jej wzmocnieniem, przyczyniając się m.in. do podporządkowania jej komitetu akademickiego, prowadzi usilną agitację patriotyczną wśród młodzieży szkolnej i rzemieślników.
W roku 1862 Frankowski zostaje wyznaczony komisarzem Komitetu Centralnego „czerwonych” na województwo lubelskie. W rękach jego zbiegają się nici przygotowań powstańczych na dużym obszarze.
Wobec zarządzonej przez władze carskie w styczniu 1863 r. branki do wojska kierownictwo „czerwonych” stanęło wobec konieczności rozstrzygnięcia sprawy wybuchu powstania. Wahano się jednak z podjęciem ostatecznej decyzji. Wówczas Frankowski zwołuje zjazd komisarzy wojewódzkich, którzy uchwalają rezolucję, głoszącą, że trzeba natychmiast chwycić za oręż. Uzbrojony w tę rezolucję Frankowski zjawia się na posiedzeniu Komitetu Centralnego, przedkładając swe żądania. W znacznej mierze przyczyniło się to do podjęcia ostatecznej decyzji.
Zgodnie z opracowanym planem Frankowski stanął na czele studentów Instytutu Politechnicznego w Puławach, którzy gremialnie przyłączyli się do powstania. Początkowo zamierzano uderzyć z Puław na Końskowolę, potem jednak zamiar ten uległ zmianie i zajęto Kazimierz. Tutaj Frankowski oznajmił o powstaniu Rządu Narodowego i uwłaszczeniu chłopów. Podczas wystąpienia na rynku miasteczka wypowiedział on słowa, które wkrótce obiegły całą Polskę i Europę: „Z kijami zdobędziemy karabiny, z karabinami armaty, a z nimi — Modlin i Warszawę”.
Wierzył w to gorąco. A nawet w samym Kazimierzu, choć nie brakło zapału i ochotników, z bronią było bardzo krucho. Na około 560 powstańców tylko 70 miało przestarzałe strzelby, reszta zbrojna była w kosy i kije. Dowództwo wojskowe nad tym oddziałem Frankowski powierzył byłemu podoficerowi, Zdanowiczowi. Sam jednak nie ogranicza się tylko do przywództwa ideowego. Organizuje wyprawę, której rezultatem jest zatrzymanie poczty rządowej pod Kurowem i zdobycie na rzecz powstania kwoty 42 tys. rubli.
Pobyt w Kazimierzu trwał do końca stycznia. 1 lutego, na wieść o nadciąganiu z Lublina przeważających sił wroga, Frankowski wycofał się na lewy brzeg Wisły, odstępując w stronę Zawichostu. Mógł połączyć się wówczas z oddziałami Langiewicza, lecz myśląc ciągle o powrocie w Lubelskie nie chciał oddalać się zbytnio od Wisły. Wkrótce potem nawiązał łączność z oddziałem powstańczym Rajskiego w Sandomierzu i zatrzymał się w Słupcy, ubezpieczając ją od północy.
Tutaj dochodzi do walki z wojskiem nadciągającym od Kazimierza. Przewaga wroga, dysponującego artylerią i kawalerią, była przygniatająca. Mimo to Frankowski podejmuje walkę. Strzelcy, głównie studenci z Puław, powstrzymują postępy nieprzyjaciela, a wówczas Frankowski na czele kosynierów uderza na carską piechotę. Jednakże zdobycie karabinów za pomocą kos okazało się niełatwą sprawą. Atak załamuje się w ogniu rotowym. Frankowski pada ciężko ranny. Kryjący odwrót puławiacy giną niemal do ostatniego.
Frankowskiego przewieziono do Sandomierza i umieszczono w szpitalu. W zamęcie odwrotu wraz z innymi dostał się w ręce wojsk carskich. Choć chory i osłabły od ran, mężnie zniósł śledztwo. 16 kwietnia 1863 r. zginął na szubienicy na placu przed Zamkiem w Lublinie. Ofiarą życia potwierdził wierność głoszonym przez siebie zasadom i swej młodzieńczej wierze w zwycięstwo.
Opracowanie: Leon Baranowski
Buenos Aires, Argentyna