Zbigniew Lisiecki, Obywatelska, Nr 175, 14-27.09.2018 r.
Sejmowy zespół ds. reparacji przedstawił szacunki strat, jakie poniosła Polska z rąk Niemiec. Kwoty są gigantyczne.
Podobno każdy człowiek to inny świat. Jeśli tych utraconych światów są miliony, pozostali przy życiu i obciążeni winą przetrwania nie mogą sobie wyobrazić utraconych wartości. Trudno przeliczyć je na pieniądze, dlatego spora grupa Polaków mówi: nic od Niemców nie chcemy i nie chcemy nawet na nich patrzeć.
Wyliczenia kierowanej przez posła Mularczyka komisji mają jednak moim zdaniem sens, lecz ich wyegzekwowanie jest niewykonalne bez zmiany podejścia samego społeczeństwa niemieckiego. Tylko w atmosferze przyjaźni można unieść taką winę. Zgodziliśmy się bez zastrzeżeń na zjednoczenie Niemiec po upadku Muru Berlińskiego, mimo że wcześniej Niemcy nie wyrażały poparcia dla ruchu Solidarność (jako ostatnie potępiły wprowadzenie stanu wojennego, choć pomagały przysyłanymi paczkami).
Drugi raz liczyliśmy na ich wsparcie, wchodząc do Unii Europejskiej. Jednak próby dominacji gospodarczej, przejęcie rynku medialnego i bezpośredni wpływ na rządy, na powstawanie partii politycznych (w okresie czarnych kont kanclerza Kohla), a teraz prowadzona przeciwko Polsce wojna medialna przeczą pozytywnemu nastawieniu. Szczególne wątpliwości budzi to, że Niemcy łatwiej porozumiewają się z sowiecką agenturą w Polsce, byłymi komunistami niż z samymi Polakami.
Czy można domagać się od Niemiec olbrzymich reparacji, nie wspominając o ich udziale w upadku polskich stoczni, który dokonał się przecież w ich interesie i na korzyść stoczni hamburskich Thyssena Blohm i Voss?
Społeczeństwo niemieckie powinno uznać winę. Ma rację poseł Mularczyk, że ma ona także czysto materialny, finansowy wymiar. Niemniej jednak zadośćuczynienie musi wiązać się z postulatami politycznymi lub społecznymi. Pierwszy to brak wrogości ze strony Niemiec. Na te przejawy wrogości, których doświadczamy obecnie, możemy się powoływać, określając wstępne warunki uregulowania reparacji wojennych.
Przykładem może być powtarzanie poniżającego sformułowania „polskie obozy śmierci”. Pierwszy użył je niemiecki urzędnik, Benzingera, pracujący w strukturach wywiadu.
Wszelkie koszty naprawy wizerunku Polski w świecie powinno ponosić państwo niemieckie.
Współczesne społeczeństwo niemieckie nie zaznało wojny, a ulegając utrwalanym w rodzinach nawykom, nie chce o niej słyszeć, nie chcą znać swojej historii. Widać to wyraźnie we współczesnej polityce wewnętrznej Niemiec. Dopiero poznanie prawdy i przyjęcie rachunku do zapłacenia mogłoby przynieść społeczeństwu ulgę! Ulgę, bo byłby to początek przywracania niemieckich pozytywnych wartości kultury. To, że Hitler przekreślił Goethego, jest przecież dla wielu, choć nie zawsze uświadomionym, jednak realnym i osobistym odczuciem.
Rachunki za reparacje wojenne należy przedstawiać Niemcom, oferując pojednanie nie tylko jako abstrakcyjny gest na użytek niektórych polityków, lecz jako konkretne przeliczalne realia.
Autor ma obywatelstwo polskie i niemieckie, jest warszawiakiem. Tu, w Warszawie jego rodzina poniosła w czasie okupacji i Powstania Warszawskiego niepowetowane straty.
Opracowanie: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych