Mirosław Kokoszkiewicz, Warszawska Gazeta, nr 46/579, 16-22.11.2018 r.
Marsz Niepodległości wypadł pięknie, a spalenie jednej unijnej flagi można uznać za mało znaczący incydent, zwłaszcza że nad tą spaloną flagą najbardziej załamywali ręce ci, którym nie przeszkadzało wtykanie polskich flag w psie odchody. Do Marszów Niepodległości tak się już przyzwyczailiśmy, że o czymś zapominamy, i dlatego chciałbym odświeżyć nam wszystkim pamięć.
Obchody 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości przeszły już do historii. Do historii przejdzie też haniebna decyzja prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, która w jakimś antypolskim amoku próbowała uniemożliwić polskim patriotom radosne świętowanie. Nie wiem, czy ona zdaje sobie sprawę z tego, że właśnie ten haniebny zakaz odnotowywać będą przyszłe pokolenia historyków, a nie, jak można dzisiaj sądzić, złodziejską reprywatyzację warszawskich kamienic, którą firmowała swoim nazwiskiem. Redaktor Jerzy Jachowicz na antenie TVP Info proponował pół żartem, pół serio wysiedlić Bufetową z Warszawy gdzieś na wieś, a internauci byli za tym, aby wywieźć ją z ratusza na taczce. Ja zaproponowałbym mniej drastyczną formę kary, czyli taką, która nie grozi prawnymi konsekwencjami. Proponuję Hannę Gronkiewicz-Waltz „zastrzelić i wypatroszyć” a jej skórę wystawić na sprzedaż w Europie.
Za taki pomysł nic mi nie grozi, ponieważ 16 kwietnia 2015 r. przedstawiciele „nadzwyczajnej kasty ludzi” z XIV Wydziału Karnego Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa uznali, że Janusz Palikot w identyczny sposób nawołujący do zabicia Jarosława Kaczyńskiego nie popełnił żadnego przestępstwa.
Marsz Niepodległości wypadł pięknie, a spalenie jednej unijnej flagi można uznać za mało znaczący incydent, zwłaszcza że nad tą spaloną flagą najbardziej załamywali ręce ci, którym nie przeszkadzało wtykanie polskich flag w psie odchody.
Do Marszów Niepodległości tak się już przyzwyczailiśmy, że o czymś zapominamy i dlatego chciałbym odświeżyć nam wszystkim pamięć Cofnijmy się do 11 listopada 2008 r., czyli do 90. rocznicy odzyskania niepodległości. Wszystko odbywało się według wieloletniej nudnej sztampy. W południe główne uroczystości przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Później przemówienia na placu Józefa Piłsudskiego i uroczysty lunch dla zagranicznych gości. Ostatnim akordem było wręczenie generalskich nominacji. I tak oto kolejna czerwona karta z kalendarza z państwowym świętem została odfajkowana podobnie jak przez te wszystkie lata, które minęły od 1989 r., w którym Święto Niepodległości przywrócono. Przypominam to dlatego, ponieważ wszyscy powinni wiedzieć, że prawdziwą patriotyczną treścią Święto Niepodległości wypełnili dopiero młodzi zagorzali patrioci z Młodzieży Wszechpolskiej i Obozu Narodowo-Radykalnego. To ci młodzi zapaleńcy nazywani „faszystami” i „neonazistami” z uporem organizowali co roku Marsze Niepodległości, które rozrosły się do obecnych rozmiarów. Chwała im za to, że nie zrażali się atakami sprowadzanych z Niemiec lewackich bojówek, biciem przez policyjnych tajniaków czy prowokacjami, z których najbardziej perfidną była ta z podpaleniem budki przed rosyjską ambasadą. Święto Niepodległości stało się, tak jak na to zasługuje, najważniejszym polskim świętem państwowym, i to nie dzięki politykom, ale wspaniałej polskiej patriotycznej młodzieży. To dzięki niej Polacy masowo zaczęli brać udział w Marszach Niepodległości, czując, że jest to inicjatywa oddolna, społeczna i w swoim patriotyzmie niezwykle szczera i prawdziwa.
Proponuję Hannę Gronkiewicz-Waltz „zastrzelić i wypatroszyć” a jej skórę wystawić na sprzedaż w Europie. Za taki pomysł nic mi nie grozi, ponieważ 16 kwietnia 2015 r. przedstawiciele „nadzwyczajnej kasty ludzi” z XIV Wydziału Karnego Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa uznali, że Janusz Palikot w identyczny sposób nawołujący do zabicia Jarosława Kaczyńskiego nie popełnił żadnego przestępstwa.
I teraz na tym tle chciałbym bliżej przyjrzeć się próbie zawłaszczenia Marszu Niepodległości przez rządzących. Z niesmakiem, a nawet z obrzydzeniem przyglądałem się politykom PiS, którzy krytykując Hannę Gronkiewicz-Waltz za odwołanie marszu, skwapliwie skorzystali z tego darowanego im przez nią 24-godzinnego okienka transferowego i natychmiast ogłosili, że marsz będzie miał charakter uroczystości państwowej. Zabrakło im przyzwoitości, aby chociaż odczekać do decyzji sądu, ponieważ doskonale wiedzieli, że sąd zniesie zakaz Bufetowej. Niestety nie dziwię się tym wszystkim, którzy natychmiast zaczęli mówić o perfidnej tajnej ustawce zorganizowanej wspólnie z Bufetową przez duży i maty pałac. No, bo jak można atakować kata i jednocześni chwytać i ciągnąć za nogi stojącego na szubienicy patriotę-skazańca tak, aby pętla szybciej zacisnęła mu się na szyi? Do tych ciągnących co najmniej kwintal żywej wagi dołożył natychmiast redaktor Sakiewicz, próbując przekonywać, że dominującą rolę w marszu odegrają idące w szpicy Kluby „Gazety Polskiej”. Zrobił to człowiek, który przez ostatnie lata wraz z kilkuset osobami każdego 11 listopada uciekał do Krakowa.
Pięć lat temu nałamach „Warszawskiej Gazety” w tekście Nie przenoście nam stolicy do Krakowa, czyli rejterada tak krytykowałem tę ucieczkę:
To, że obecny reżim chce wykorzystać Święto Niepodległości do rozprawienia się z Ruchem Narodowym, czyli prawdziwym rodzącym się zagrożeniem dla systemu, stało się oczywiste już po ogłoszeniu, że w tym samym dniu w stolicy odbędzie się szczyt klimatyczny ściągający zwykle hordy antyglobalistów i lewaków wyspecjalizowanych w zadymach. Dodając do tego posiłki, jakie otrzyma policja w postaci oddziałów żandarmerii wojskowej, wszystko wydaje się jasne.
Teraz dowiadujemy się z kolei, że „bohaterska” i jedynie słuszna opozycja, to znaczy PiS i „Gazeta Polska”, postanowiły świętowanie 11 listopada przenieść do Krakowa, bo jak napisał Tomasz Sakiewicz „pachnie gigantyczną prowokacją” Ja myślę, że jeszcze bezpieczniej byłoby te obchody przenieść na grudzień, najlepiej do Borów Tucholskich.
Szkoda, że podobną brawurą i odwagą nie grzeszyli opozycjoniści z czasów komuny i z uporem maniaka wiedząc, że najprawdopodobniej trafią za kratki, manifestowali w tym dniu właśnie w Warszawie. Do tej pory sądziłem, że prezes Jarosław Kaczyński chce być w przyszłości premierem także tych Polaków z Ruchu Narodowego, ale jednak okazuje się, że wraz z naczelnym „Gazety Polskiej” postanowili wystawić młodych gniewnych na pastwę okupanta i przeczekać jak Stalin, za Wisłą. Bardzo wymowne są te słowa Tomasza Sakiewicza: „Dwa lata temu, kiedy narodowcy starli sięz200członkami Antify, zdemolowano centrum miasta, było dziesiątki rannych. Teraz może być o wiele gorzej. Co gorsza pojawili się i tacy, którzy chcieli nakłaniać narodowców do tworzenia na bazie marszu 11 listopada nowej partii. Ja się do żadnej partii nie chcę zapisywać”
No proszę, po dwóch latach pogląd naczelnego „Gazety Polskiej” na wydarzenia ził listopada 2011 r. tak silnie ewoluował, że ściągnięci tu z Niemiec lewaccy bojówkarze, którzy zaatakowali polskich patriotów, w tym historyczne grupy rekonstrukcyjne, zostali nobilitowani i zrównani z narodowcami, którzy się z nimi „starli” i „zdemolowali centrum miasta”, a więc są tyle samo warci.
No i mamy Salomonową decyzję. Bezpartyjny Sakiewicz, aby zademonstrować swoją polityczną rozwagę oraz neutralność, jedzie z PiS do Krakowa. Jednym słowem, widać jak na dłoni, że PiS i Sakiewiczowi jest w tym przypadku po drodze z włodarzami III RP. Młodym trzeba wybić raz na zawsze z głowy marzenia o własnej partii i wolnej Polsce, ponieważ system, a w tym wypadku Tusk, Kaczyński, Sakiewicz, Miller i Michnik, nie wyraża na to zgody i nie wyda koncesji na partię, która łamie umowy z Magdalenki.
Nie od dziś zastanawiam się, czy jesteśmy świadkami prawdziwego bokserskiego pojedynku między PiS i PO. Cóż to bowiem za pojedynek, skoro oprócz wrzawy i hałasu nikomu jeszcze nie spadł włos z głowy? Czy chociaż jeden złodziej i zdrajca z poprzedniej ekipy trafił za kratki? Czyżby i Bufetowa za swoją ostatnią przysługę oddaną rządzącym zażądała bezkarności i nigdy nie poniesie odpowiedzialności za miliardowe przekręty? Już bardzo dawno temu snułem podejrzenia, że od okrągłego stołu nie mamy do czynienia z prawdziwym politycznym boksem, ale czymś przypominającym bardziej amerykański wrestling, czyli wyreżyserowane widowisko z ściśle określoną fabułą. I choć rzeczywiście polityczni zawodnicy czasami improwizują w ringu, aby nadać walce autentyczności, to jednak wszystko odbywa się według ściśle określonego planu i tak, aby mimo groźnie wyglądających dźwigni, ciosów i ataków z powietrza nikomu nie stała się krzywda. Ostatnie wydarzenia związane z Marszem Niepodległości tylko mnie w tej teorii spiskowej utwierdziły.
Opracowanie: Wiesław Norman – Solidarność RI, kombatant antykomunistyczny opozycji (nr leg. 264 z roku 2015), założyciel Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego Region Częstochowski, Śląski i Małopolski.