Tomasz Lis, Newsweek, nr 49/2018, 26.11-2.12.2018 r.
Najgroźniejsze dla PiS jest to, że ludzie przestali się go bać. Więcej – nabierają wiary w możliwość pogonienia rządzących
Jarosław Kaczyński zrobił błąd, nie idąc na wcześniejsze wybory w roku 2006 i idąc na nie rok później. Teraz popełni błąd, jeśli na przyspieszenie wyborów się nie zdecyduje.
Wiem, że prezes PiS może mieć wątpliwości co do moich dobrych intencji, gdy doradzam mu konkretne rozwiązanie, postaram się jednak przedstawić przemawiające za nim racjonalne argumenty. Podstawowy jest jeden. Jedyne, co może przywrócić impet tej władzy, to odnowiony mandat wyborczy. Jego zdobycie w marcu będzie zaś o niebo bardziej prawdopodobne niż w październiku.
Z partią rządzącą dzieje się coś złego od 10 miesięcy. W grudniu, gdy Mateusz Morawiecki został premierem, partia miała rozpocząć marsz do centrum. Tymczasem zaczęła marsz w dół. Od nieszczęsnej historii z IPN jest niemal bez przerwy w defensywie. Niewiele wskazuje na to, że tendencję da się odwrócić. Lepiej więc załapać się na moment kontrolowanego spadku notowań, niż czekać na spadek gwałtowny.
Wybory samorządowe PiS, owszem, wygrało, ale zwycięstwo dawałoby spokój, gdyby następne wybory miały się odbyć za dwa czy trzy lata. Odbędą się jednak już wkrótce. Gdy potraktować wybory samorządowe jako pierwszy krok w trój- skoku, wygrana PiS okazuje się pozorna. Bo PiS skraca krok, a opozycja go wydłuża. Sprawa IPN – odwrót na całej linii. Samorządy – wygrana bez fajerwerków. Media – bajanie o dekoncentracji, a te niezależne niezmiennie – od nagrań Morawieckiego po sprawę KNF – zadają władzy mocne ciosy. Sąd Najwyższy – porażka na całej linii. Trudno w tym czasie wskazać choćby jeden sukces PiS, cokolwiek. Za miesiąc i trzy będzie jeszcze gorzej, za 11 miesięcy może być fatalnie. Najgroźniejsze dla PiS jest to, że ludzie przestali się go bać. Więcej – nabierają wiary w możliwość pogonienia rządzących. Niedługo wiara może się zamienić w przekonanie.
Głośno mówi się w okolicach PiS, że partia powinna wykonać zwrot do centrum. W praktyce jest to jednak niemożliwe. Autorytarne reżimy nigdy nie idą do centrum. Zawsze się radykalizują. Umiaru, woli kompromisu, szacunku dla reguł nie ma w ich DNA. Jest w nim wola zniszczenia fundamentów, unieważnienia ograniczeń i unicestwienia wroga, bo przecież w świecie autorytaryzmu nie ma oponentów – są tylko wrogowie. Zresztą niby kto ten marsz w stronę centrum miałby firmować? Twarzami umiaru PiS mieli być w kolejnych wersjach Andrzej Duda i Mateusz Morawiecki, ale teraz należą już do kategorii towarów uszkodzonych. Prezydenta poważnie nie bierze nikt. Premier raczej już nie odklei od siebie miski ryżu i tekstów o Robercie Kubicy, nawet jeśli władza właśnie zapłaciła 100 milionów złotych, byśmy o nich zapomnieli. Innych kandydatów nie widać. Kadry są, jakie są – oto skutki formatowania partii tak, by nie było w niej miejsca dla ludzi z osobowością i charakterem.
W kilka miesięcy nie da się iść do centrum, od którego odchodziło się przez trzy lata, centrum na wszelkie sposoby niszcząc. Da się jednak zafundować władzy nowy makijaż. Makijaż też nie będzie prosty. TVP Kurskiego miałaby nagle zmienić retorykę i przestać okładać wrogów kijem baseballowym? Ciężka sprawa, ale w końcu przez chwilę mogą poudawać.
Ta władza ma charakter patologiczny. I swego charakteru zmienić nie może. Patologia, by przetrwać, musi jednak wejść na jeszcze większe obroty, a możliwe będzie to dopiero, gdy opozycja znowu przegra, co doprowadzi do jej dekompozycji, a jednocześnie rozpaczy w szeregach jej zwolenników. Po prawdopodobnie przegranych przez PiS wyborach europejskich psychologiczne „momentum” byłoby dla władzy jeszcze mniej korzystne i fali nie da się już pokonać. Inaczej grająca przeciw władzy grupa U4 (Unia, USA, urna, ulica) tylko się rozkręci. Unia jeszcze bardziej będzie gardłować w sprawie praworządności, USA – w sprawie wolności mediów, urna wyborcza jeszcze bardziej będzie straszyła PiS, a opozycji może jeszcze pomóc ulica. Czynników ryzyka jest zbyt wiele, a im dalej w las, tym będą one silniejsze.
Lepiej złapać opozycję w momencie, gdy jeszcze się nie dogadała, pompując jednocześnie dalej tych, którzy bardziej zwalczają opozycję niż władzę. Jest oczywiście lekcja 2007 roku, ale gorsze niż decyzja o przyśpieszonych wyborach były błędy, jakie potem popełniono – sprawa Sawickiej plus zgoda na debatę z Tuskiem. Tym razem błędów trzeba po prostu unikać.
Wierzę, że prezes nie zrezygnuje z przyspieszonych wyborów tylko dlatego, że przedstawiam argumenty na ich sensowność. Uczulałbym szefa PiS jedynie na rzeczywiście nieżyczliwego władzy mecenasa Giertycha. Nie wiadomo, jakie ma on jeszcze nagrania i kiedy je odpali. Wiadomo tylko, że jest mściwy. Upierałbym się jednak przy wiośnie.
Można oczywiście poczekać do października, licząc, że na końcu ludzi tym czy owym się przekupi. Traktowanie Polaków jak zbiorowego Kałuży może być jednak samobójcze.
Opracowanie: Wiesław Norman – Solidarność RI, kombatant antykomunistyczny opozycji (nr leg. 264 z roku 2015), założyciel Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego Region Częstochowski, Śląski i Małopolski.