Cezary Michalski, Newsweek, nr 50, 3-9.12.2018 r.
Afera Rywina rozgrywała się w czasach, gdy polska opinia publiczna uważała, że postkomunistom wolno mniej. Tymczasem przy okazji afery KNF Jarosław Kaczyński testuje tezę, że PiS wolno wszystko
W tych aferach jest wiele podobieństw. W obu mamy „grupę trzymającą władzę”, która próbuje uciec przed odpowiedzialnością, poświęcając kozła ofiarnego, w obu też narzędziem szantażu wobec prywatnego biznesu jest przygotowywana zmiana prawa. Ale przy wszystkich podobieństwach różnica jest kluczowa.
LUSTRZANE PODOBIEŃSTWA
Jest rok 2002. SLD PANUJE niepodzielnie w polskiej polityce. Z tej formacji wywodzą się prezydent i rząd, który pracuje nad nowelizacją ustawy o radiofonii i telewizji. SLD chce wprowadzić do niej zapis dekoncentracyjny. Słynne słowa „lub czasopisma” miały zakazywać posiadania przez tego samego właściciela jednocześnie ogólnopolskiej stacji telewizyjnej i ogólnopolskiej gazety. Zapis bardzo precyzyjnie uderzał w spółkę Agora, wydawcę „Gazety Wyborczej”, która planowała zakup ogólnopolskiej stacji telewizyjnej, a nawet zaciągnęła już kredyt na sfinansowanie takiej transakcji.
Znany producent filmowy Lech Rywin rozpoczął negocjacje z przedstawicielami wydawcy, twierdząc, że wysłała go „grupa trzymająca władzę”. Na spotkaniu z Adamem Michnikiem obiecał złagodzenie nowelizacji w zamian za 17,5 miliona dolarów łapówki, która prawdopodobnie miała zasilić partyjną kasę Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Media Agory miały też zaprzestać krytykowania SLD, a sam Rywin miał zostać zatrudniony w kupionej przez spółkę telewizji jako reprezentant interesów rządzącej partii.
Tyle że Michnik nagrał i ujawnił treść korupcyjnej propozycji. Wybuchła afera Rywina, która doprowadziła do upadku rządu premiera Leszka Millera.
W 2018 roku w Polsce niepodzielnie panuje PiS. Z tej formacji wywodzą się prezydent, rząd i większość parlamentarna. PiS przejmuje kolejne prywatne firmy, także banki, obsadzając je własnymi ludźmi, drenując z pieniędzy na potrzeby prywatne i partyjne. Od co najmniej roku przygotowuje też nowelizację ustawy o nadzorze finansowym, gdzie znalazł się zapis umożliwiający przejęcie dowolnego prywatnego banku i przekazanie jego aktywów podmiotowi wskazanemu przez władzę. Mianowany przez PiS szef Komisji Nadzoru Finansowego Marek Chrzanowski prowadzi wielomiesięczne rokowania z przedsiębiorcą Leszkiem Czarneckim, którego banki mogą podpadać pod przygotowywaną przez PiS nowelizację, nazwaną nawet w Sejmie „lex Czarneckiego”. Obiecuje zostawienie w spokoju jego banków, a nawet pomoc z budżetu państwa, w zamian za zatrudnienie człowieka gwarantującego, że będą kontrolowane przez rządzącą partię. Polecany do tej roli Grzegorz Kowalczyk był już wcześniej delegowany do władz Giełdy Papierów Wartościowych i Plus Banku kontrolowanego przez Zygmunta Solorza. Jego pensja ma wynosić 1 procent wartości banku (Czarnecki wycenia to na 40 milionów złotych). Nie wiemy, czy te pieniądze miały być prywatną łapówką, czy też trafić na partyjne konto.
Leszek Czarnecki nagrywa propozycję Chrzanowskiego, a ponoć także inne spotkania z ludźmi władzy. Zgłasza próbę szantażu do prokuratury.
WSTYD I BEZWSTYD
Dotąd było podobnie. Dalej jednak zaczynają się istotne różnice. Gdy kierownictwo SLD dowiaduje się, że korupcyjna propozycja Rywina została nagrana, rząd natychmiast kieruje do Sejmu nowelizację bez klauzuli uderzającej w Agorę. Tymczasem PiS po wybuchu afery KNF przepycha przez parlament nowelizację ustawy o nadzorze finansowym dokładnie w takim kształcie, który miał służyć do szantażowania Czarneckiego. Nowe prawo ma być precedensem dla podobnych regulacji, które pozwolą na przejmowanie innych prywatnych firm, w tym mediów.
Leszek Miller, po krótkim oporze, zgadza się na utworzenie sejmowej komisji śledczej do wyjaśnienia afery Rywina. Kieruje nią Tomasz Nałęcz, który – choć reprezentuje koalicjanta SLD – szybko się usamodzielnia. Po wielu miesiącach ujawniania przez rywinowską komisję nieformalnych lub łamiących prawo działań ludzi Sojuszu w obszarze mediów, biznesu, prokuratury i służb Miller podaje się do dymisji.
Wielu polityków, także prawicowych, uzna to później za błąd SLD-owskiego premiera. On sam będzie się wypowiadał w podobnym tonie. Jednak w rzeczywistości po ujawnieniu nagrania nie miał wielkiego pola manewru. Jego rząd kończy negocjacje w sprawie przyjęcia naszego kraju do Unii Europejskiej. Nierozliczenie afery tej rangi oznaczałoby, że wciąż panują u nas wschodnie standardy, co groziłoby zablokowaniem porozumienia.
Ale są też ograniczenia wewnętrzne. Polska demokracja jest jeszcze stosunkowo młoda, liderzy SLD niewiele ponad dekadę wcześniej byli funkcjonariuszami autorytarnego reżimu. Polacy przypominają sobie o tym, gdy na jaw wychodzą SLD-owskie plany podporządkowania sobie państwa, biznesu i mediów. Do dyscyplinowania Millera przystępują nawet Aleksander Kwaśniewski i Jerzy Urban. Nawet oni zgadzają się, że postkomunistom wolno mniej.
Tymczasem PiS, po ujawnieniu nagrania korupcyjnej propozycji szefa KNF, odmawia powołania sejmowej komisji śledczej. Nie zgadza się nawet na zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu, podczas którego premier Morawiecki musiałby się tłumaczyć z działań swojego człowieka i swojego rządu. Propaganda PiS-owska jako „szybkie zakończenie afery” przedstawia dymisję i zatrzymanie szefa KNF. Wcześniej jednak służby i prokuratura pozwalają Markowi Ch. na oczyszczenie biura z ewentualnych kompromitujących PiS materiałów. Aresztowanie służy raczej odizolowaniu go od opinii publicznej i mediów. W więzieniu znalazł się pod całkowitą kontrolą Mariusza Kamiń- skiego i Zbigniewa Ziobry. Obaj ci politycy nie cofali się w przeszłości przed niczym, aby tylko chronić PiS-owską władzę i wykonywać wolę Jarosława Kaczyńskiego.
INNA POLSKA W INNEJ EUROPIE
Tomasz Nałęcz uspokaja w „Gazecie Wyborczej”: „afery KNF nie da się zamieść pod dywan (…) podobnie jak w przypadku afery Rywina nie dopuści do tego opinia publiczna”.
Analogia może być złudna. W czasach afery Rywina prawie cała opinia publiczna faktycznie uważała, że postkomunistom wolno mniej. Do tego dochodziła solidarność mediów (także konkurencyjnych wobec „Gazety Wyborczej”) i odpowiedzialne zachowanie większości sił politycznych, łącznie z częścią SLD.
Dziś część Polaków chce zniszczenia w naszym kraju demokracji liberalnej. Chce też wyjścia z Unii lub traktowania jej wyłącznie jako skarbonki, bez wspólnoty wartości takich jak liberalna demokracja i państwo prawa. Ta część opinii publicznej, choć mniejszościowa, została przez Kaczyńskiego i PiS zorganizowana politycznie, obudowana murem propagandy, ale przede wszystkim dopuszczona do udziału w „łupach” – zasilona miliardami złotych z budżetu oraz stanowiskami w urzędach, mediach, w spółkach skarbu państwa. W tej sytuacji dla Kaczyńskiego liczy się wyłącznie kryterium siły. Przy okazji afery KNF, podobnie jak wcześniej przy niszczeniu Trybunału Konstytucyjnego czy ataku na sądy, bada opór, jaki może mu stawić społeczeństwo. Jeśliby okazało się, że reakcja Polaków na aferę KNF jest poważniejsza, Kaczyński przygotował się na zdymisjonowanie Adama Glapińskiego, a nawet zmianę szefa rządu. Jeśli jednak zwyciężą dezorientacja i „symetryzm”, Kaczyński zamiecie aferę pod dywan.
Mamy też dzisiaj inny kontekst międzynarodowy. Wtedy, po dekadach przymusowej przynależności do rosyjskiej strefy wpływów, Polska stawała się częścią Zachodu – wciąż jeszcze stabilnego i po niedawnym zwycięstwie w zimnej wojnie. Dziś mamy kryzys zachodniej liberalnej demokracji. Widzimy umacnianie się jej globalnych konkurentów, agresję Putina, populistyczny bunt w Europie i USA. Propaganda PiS wzmacnia tę atmosferę, przekonując, że Zachodu już praktycznie nie ma, więc z jego normami nie warto się liczyć.
***
Afera Rywina i afera KNF to punkty zwrotne polskiej demokracji.
Ta pierwsza zakończyła się ocaleniem demokratycznych instytucji i ustabilizowaniem pozycji Polski w strukturach Zachodu. Jak skończy się afera KNF – jeszcze nie wiemy. Jeśli Kaczyńskiemu uda się ją zamieść pod dywan, ujawnienie taśmy Czarneckiego będzie kiedyś opisywane w naszej historii jako ostatni moment, w którym demokrację w Polsce można było jeszcze obronić – ale tak się nie stało.
Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych