Jeszcze za życia „Wiarus” stał się prawdziwą legendą.
Wśród miejscowej ludności do dziś krążą opowieści o jego niezwykłym szczęściu i odwadze, dzięki którym dziesiątki razy wymykał się z obław i zasadzek.
Amnestia z wiosny 1947 r. nie oznaczała złożenia broni przez podziemie niepodległościowe na terenie Białostocczyzny. Dalszą działalność konspiracyjną prowadziły przede wszystkim pozostałości Okręgu NZW Białystok w postaci komend powiatowych: Łomża, Wysokie Mazowieckie, Bielsk Podlaski oraz Ostrów Mazowiecka.
Jednym z tych, którzy postanowili kontynuować walkę z komunistycznym zniewoleniem, był Stanisław Grabowski „Wiarus”. Kiedy wiosną 1947 r. stawił się przed komisją amnestyjną był jednym z setek ujawniających się wówczas żołnierzy podziemia, w zasadzie chyba niczym niewyróżniającym się spośród masy konspiratorów, jednak gdy wznowił działalność, w krótkim czasie stał się jednym z czołowych partyzantów. Oddział „Wiarusa” uznawany był przez WUBP w Białymstoku za jeden z najbardziej niebezpiecznych na terenie województwa. Zwykły chłopak z Podlasia przez blisko pięć lat skutecznie wodził za nos wojewódzką bezpiekę oraz trzy urzędy powiatowe: w Wysokiem Mazowieckiem, Białymstoku oraz Łomży.
Stanisław Franciszek Grabowski urodził się 9 marca 1921 r. we wsi Grabowo Stare (gmina Zawady, powiat łomżyński), w rodzinie chłopskiej. Ukończył cztery oddziały szkoły powszechnej. Po zakończeniu nauki podjął pracę w gospodarstwie rolnym rodziców. Po wybuchu wojny początkowo uczył się i pracował jako stolarz, następnie powrócił do pracy na roli.
Swoją działalność niepodległościową związał z podziemiem zbrojnym obozu narodowego działającym na terenie powiatu wysokomazowieckiego. W lutym 1943 r., podczas okupacji niemieckiej, zaprzysiężony został w szeregi NOW, a po wkroczeniu na Białostocczyznę Armii Czerwonej, od wiosny 1945 r. znalazł się w strukturach nowo powstałego NZW. Początkowo był żołnierzem terenowych struktur organizacji, po czym jesienią 1945 r. zasilił powiatowy oddział PAS wachm. NN „Stalowego”, wraz z którym dołączył następnie do okręgowego zgrupowania PAS – 3. Wileńskiej Brygady NZW kpt. Romualda Rajsa „Burego”. Wziął wówczas udział w rajdzie na teren byłych Prus Wschodnich oraz w bitwie pod Orłowem, gdzie 16 lutego 1946 r. zgrupowanie zostało rozbite przez grupę operacyjną UB – MO wspartą pododdziałem wojsk NKWD (w walce poległo 16 – 22 partyzantów, a dwóch dostało się do niewoli).
Po rozproszeniu brygady „Wiarus” powrócił na teren powiatu wysokomazowieckiego, gdzie ponownie zasilił struktury terenowe organizacji. Latem 1946 r. objął dowództwo drużyny w batalionowym oddziale PAS plut Lucjana Grabowskiego „Wybickiego”. W szeregach PAS służył do czasu ogłoszenia amnestii wiosną 1947 r. 17 kwietnia stawił się przed komisją amnestyjną PUBP w Białymstoku i dopełnił przewidzianych formalności ujawnienia. Próbował wówczas powrócić do normalnego życia, długo jednak nie zagrzał miejsca w rodzinnej wsi. Powód powrotu „do lasu” na pierwszy rzut oka wydaje się zgoła banalny. Na jednej z wiejskich zabaw „Wiarus” został pobity przez miejscowych opryszków. Zmuszony do obrony, sięgnął po broń palną, dlatego też był odtąd poszukiwany przez MO. Czy było to przypadkowe zdarzenie, czy może prowokacja bezpieki? Trudno dziś wyrokować na podstawie szczątkowych materiałów archiwalnych.
Latem 1947 r. z nieujawnionych żołnierzy N2W zorganizował patrol partyzancki działający początkowo na terenie gminy Zawady. Podporządkował się wtedy nowo mianowanemu komendantowi Powiatu NZW Wysokie Mazowieckie (kryptonim „Mazur-”) ppor. Tadeuszowi Narkiewiczowi „Ciemnemu”. „Wiarus” stopniowo rozbudowywał oddział, który w szczytowym okresie działalności liczył łącznie kilkunastu partyzantów (ogółem przez jego szeregi przewinęły się co najmniej 34 osoby). Operował jednak w rozproszeniu, podzielony na kilkuosobowe patrole, które dzięki dużej ruchliwości przez długi czas były nieuchwytne dla grup operacyjnych UB – KBW. Oddział funkcjonował od lata 1947 r. do końca roku 1952 r. na pograniczu powiatów Wysokie Mazowieckie, Białystok oraz Łomża.
Jego aktywność nie sprowadzała się wyłącznie do ukrywania oraz przeprowadzania akcji o charakterze zaopatrzeniowym, przez cały czas prowadził czynną działalność zbrojną. „Wiarus” inicjował akcje zaczepne, atakując milicjantów, patrole, oraz ostrzeliwując posterunki MO, choć jednocześnie starał się unikać walki z grupami operacyjnymi UB – KBW. Do poważniejszych starć doszło wówczas m.in. 10 czerwca 1947 r. we Wnorach-Pażochach oraz 16 października 1948 r. we Wszerzeczu, w których zginęło łącznie pięciu funkcjonariuszy MO. Szczególną uwagę zwraca prowadzona przez oddział aktywna działalność likwidacyjna wymierzona nie tylko w osoby podejrzane o współpracę z bezpieką, lecz również aktywistów partyjnych oraz urzędników administracji państwowej. Ogółem w latach 1947 -1952 oddziałowi „Wiarusa” przypisuje się likwidację 37 osób cywilnych.
Najgłośniejszą akcją przeprowadzoną przez „Wiarusa” było opanowanie 29 września 1948 r. w „biały dzień” gminnego miasteczka Jedwabne (pow. łomżyński). Po przerwaniu łączności przewodowej oraz wystawieniu ubezpieczeń na drogach dojazdowych oddział wkroczył do miejscowości, rozbijając Urząd Gminy, Urząd Pocztowy oraz Gminną Spółdzielnię SCh. Na rynku zorganizowany został wiec, na którym rozrzucono ulotki, a „Wiarus” wezwał ludność do stawiania oporu władzom komunistycznym. Zablokowany przez erkaemistów posterunek MO nie podjął wówczas jakiejkolwiek interwencji.
W październiku 1948 r. „Wiarus” został mianowany szefem PAS Komendy Powiatu „Mazur” (najprawdopodobniej w tym czasie otrzymał również awans do stopnia podporucznika). Po śmierci w grudniu 1949 r. ppor. Kazimierza Żebrowskiego „Bąka”, stojącego wówczas na czele komend Wysokie Mazowieckie, Łomża i Ostrów Mazowiecka, „Wiarus” próbował przejąć jego obowiązki. Od kwietnia 1950 r. występował jako p.o. komendanta Powiatu „Mazur”. Usiłował skonsolidować rozbite struktury NZW, dlatego dla zwiększenia własnego prestiżu od czerwca 1951 r. tytułował się szefem PAS województwa białostockiego, jednak jego wpływy ograniczały się do własnego oddziału oraz sieci współpracowników.
Jeszcze za życia „Wiarus” stał się prawdziwą legendą. Wśród miejscowej ludności do dziś krążą opowieści o jego niezwykłym szczęściu i odwadze, dzięki którym dziesiątki razy wymykał się z obław i zasadzek (ponoć zdarzało się nawet, iż czynił to w kobiecym przebraniu). Zajmował przy tym bezkompromisową i nieprzejednaną postawę wobec komunistów oraz ich sympatyków. Znany był z niekonwencjonalnych działań, gdyż wysadzał w powietrze domy i zabudowania współpracowników bezpieki. Desperacja i styl, z jakim walczył, sprawiły, że przez okoliczną ludność nazywany był „Szalony” i „Szalony Stasiek”. Już w lutym 1948 r. komendant wojewódzki MO w Białymstoku mjr Władysław Sikora wydał za „Wiarusem” list gończy, w którym za pomoc w jego ujęciu wyznaczył nagrodę pieniężną w wysokości 20 tysięcy złotych.
Oddział stał się celem licznych kombinacji operacyjnych zmierzających do fizycznej likwidacji „Wiarusa”, jednak pomimo intensywnych działań operacyjnych ze strony UB przez długi czas pozostawał nieuchwytny. W styczniu 1949 r. w Jaworówce zlikwidowany został patrol Piotr Rzędziana „Dziadka” -„Szczupaka”, w sierpniu 1949 r. w Ćwiklach-Rupiach patrol Stanisława Pruszkowskiego „Jastrzębia”, z kolei w październiku 1950 r. w Brzezinach i okolicy patrol Bronisława Supińskiego „Brzeziniaka”. 24 października 1951 r. w Zambrzycach-Królach zabito Józefa Grabowskiego „Visa” – łudząco podobnego do brata, stąd też bezpieka przez pewien czas sądziła, że zdołała unieszkodliwić samego „Wiarusa”. O wadze, jaką przywiązywało UB do jego likwidacji, świadczy fakt, że złapany podczas jednej z obław pies „Wiarusa” – wilczur Bukiet, był wożony po wsiach, w celu zorientowania się, jakie zna miejsca i ludzi.
Agenci wykorzystywani w rozgrywce z „Wiarusem” najczęściej rekrutowali się spośród byłych, niejednokrotnie dotąd wypróbowanych, żołnierzy NZW. Jeden z nich – Zygmunt Zalewski „Czuma” – zerwał jednak kontakt z bezpieką i wyjawił jej plany, co tylko wzmagało odtąd czujność i podejrzliwość „Wiarusa”. Nie zawahał się wówczas wydać wyroku na własnego stryja, a z jego rozkazu zginęło trzech członków oddziału podejrzewanych o współpracę z UB. Jesienią 1950 r. zdekonspirował i zatrzymał wyjątkowo niebezpiecznego agenta „Księżyca” – Wacława Snarskie- go (byłego żołnierza AK-AKO-WiN), zabójcę na zlecenie bezpieki mającego wówczas na swoim koncie co najmniej dziewięciu zamordowanych partyzantów.
Celem bezpieki były również osoby najbliższe „Wiarusowi”. Jego dom rodzinny został zniszczony, a dwie siostry skazane przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Białymstoku na kary więzienia. W końcu prześladowana rodzina zmuszona została do przeniesienia się na teren województwa bydgoskiego. Regularnie uderzano w pomocników i współpracowników oddziału, tzw. meliniarzy (łącznie bezpieka ustaliła co najmniej 238 takich osób), bez których „Wiarus” nie zdołałby tak długo utrzymać się w terenie. Oprócz tradycyjnych niejako rewizji, przesłuchań, zatrzymań i wyroków nękano ich, karząc mandatami z zakresu ochrony przeciwpożarowej, sanitarnej oraz nakładanymi domiarami podatkowymi.
Likwidacja „Wiarusa” stała się możliwa dopiero dzięki zastosowaniu przemyślnej kombinacji operacyjnej polegającej na bezpardonowym wykorzystaniu ludzkich namiętności. Według „historycznego” opracowania bezpieki miało to następujący przebieg: „Po wszechstronnym przeanalizowaniu materiałów operacyjno-śledczych w miesiącu grudniu 1951 r. PUBP w Wysokiem Mazowieckiem zawerbował w charakterze agenta pod pseudonimem »Ewa« byłą współpracowniczkę bandy »Wiarusa« odsiadującą wyrok w więzieniu karno-śledczym w Białymstoku. Wymieniona przed aresztowaniem zamieszkiwała we wsi Babino. Na utr zymaniu posiadała dwoje nieletnich dzieci, które po aresztowaniu jej i męża pozostawały pod opieką rodziców. Fakt ten mocno przeżywała. »Ewa« była osobą atrakcyjną i jak potwierdzały ustalenia, »Wiarus« wykazywał uczuciowe zainteresowanie jej osobą. W zamian za udzieloną pomoc organom Bezpieczeństwa Publicznego w doprowadzeniu do likwidacji »Wiarusa«, agentka »Ewa« zwolniona została z więzienia pod pozorem opieki nad nieletnimi dziećmi i powróciła do wsi Babino”.
Do pierwszego spotkania „Wiarusa” z agentką „Ewą” doszło na początku marca 1952r. Od tej pory jego dni były już praktycznie policzone. Kiedy w godzinach porannych 22 mar ca przybył do Babina wraz z dwoma partyzantami, agentka umówionym sygnałem świetlnym powiadomiła ukrytych w przydrożnym barakowozie funkcjonariuszy bezpieki. Drogą radiową ściągnięta została z Białegostoku grupa operacyjna z batalionem KBW, który otoczył wieś trzema pierścieniami wojska. Partyzanci nie mieli żadnych szans, jednak gdy zorientowali się, że są otoczeni, podjęli próbę przebicia się. W wyniku półgodzinnej wymiany ognia wszyscy trzej zginęli. Wraz z „Wiarusem” polegli wówczas: Lucjan Zalewski „Żbik” oraz Edward Wądołowski „Humor”.
Pozostałości oddziału „Wiarusa”, nad którymi objął dowództwo chor. Kazimierz Wieczorkiewicz „Ordon”, zostały rozbite do końca 1952r.
KRWAWIĄCY SZANIEC
Z rozkazu szefa PAS woj. białostockiego ppor. Stanisława Grabowskiego „Wiarusa” z 2 listopada 1951 r.:
„W dniu dzisiejszym obchodzimy wraz z całym Narodem Polskim święto żałoby, święto zaduszek, święto poległych w walce z hydrą bolszewicką. Żołnierze. Przed oczami naszymi stają cienie poległych bohaterów za wiarę i Ojczyznę. Ś.p. ppłk [Władysław Żwański] „lskra”-„Błękit”, ś. p. kpt. [Romuald Rajs] „Bury”, ś.p. por. [Kazimierz Chmielowski] „Rekin”, ś.p. por. [Jan Boguszewski] „Bitny”, ś. p. por. [Tadeusz Narkiewicz] „Ciemny”, ś.p. por. [Kazimierz Żebrowski] „Bąk” wraz z synem [Jerzym], ś.p. por. [Tadeusz Bogatko] „Plon”, ś.p. sierż. [Józef Grabowski] „Vis”, który poległ na polu chwaty dn. 23 X [19] 51 r., i tysiące innych naszych bohaterów.
Cześć i chwała bohaterom poległym na posterunku za wiarę i Ojczyznę.
Żołnierze. Historia waszych czynów jest kreślona krwią i Izami, od wieków płoną wioski i miasta polskie, od wieków wróg germański z zachodu niszczy nasze pokolenia, który w ostatniej wojnie 1939 r. od pierwszego września ze swastyką Hitlera stratował nasze ziemie wraz z reżimem bolszewickim ze wschodu. Od kilkunastu lat wznoszą szubienice, napełniają więzienia najlepszymi synami Ojczyzny i kreślą martyrologię narodu polskiego naszą bratnią krwią.
Polska jest odwiecznym terenem walk, areną wielkich rozgrywek między narodami, jest krwawiącym szańcem kultury i wiary chrześcijańskiej”.
PRZESTRZELONY RYNGRAF
Wspomnienia Wandy Kalickiej, mieszkanki wsi Babino (fragmenty):
„Wojsko kazało nie wychodzić, bo będzie strzelanina. Do naszej anteny podłączyli się ubowcy i coś tam swoje nadawali. Żołnierze zrobili trzy linie obławy. Ci z lasu jedną linię przeszli, dymne granaty rzucili, drugą linie przeszli, na trzeciej się ostrzeliwali, ale już nie mogli… W lesie zabili »Szalonego« i »Żbika«.
Koło naszego domu zaraz wylądował »kukuruźnik« z ubowcami. Wysiadł porucznik i jeszcze jeden. Patrzymy, a już sąsiad Jackowski wiezie na furze ciało »Szalonego«. Miał zakrwawiony mundur, przestrzelony ryngraf z Matką Boską na piersi. Jeden z ubowców, co wysiadł z samolotu, podszedł i kopnął go, ale porucznik powiedział: »Nieboszczyków nie trzeba bić« i nie pozwolił. Wyszliśmy z domu i widzieliśmy to wszystko. Zawieźli »Szalonego« do szosy i ułożyli między dwoma wiązami, które rosły na poboczu. Po niejakim czasie przywieźli »Żbika« i położyli obok »Wiarusa« […].
»Humorek« do szosy doleciał i tam go zabili. I też położyli pod wiązami obok »Wiarusa« i »Żbika«. Najbardziej to wszyscy żałowali »Humorka«, bo miał dopiero osiemnaście lat. Nawet ubecy go żałowali. Wtedy wszystkie dziewczęta z Babina żegnali, i mnie też, bo chcieli zobaczyć, która zapłacze – co by znaczyło, że narzeczona. Wiadomo: szkoda było chłopców, ale żadna nie płakała. Przynieśli wtedy od gospodarzy brony, postawili je pionowo, poopierali ciała plecami o te brony i zdjęcia im robili. Potem przyjechał duży samochód ciężarowy i za nogi i ręce powrzucali ich na jego skrzynię. »Skurwysyny, teraz będą w ubikacji w Mazowiecku pływać« – przechwalał się jakiś ubek”.
Opracował: Jarosław Praclewski Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny