LEWACKI DYKTATOR

Stanislas Balcerac, Warszawska Gazeta, nr 12, 22-28.03.2019 r.

Gdy autorytety straszą nas faszyzmem, pod bokiem rośnie nam groźny potencjał lewicowego autorytaryzmu.

Dowództwo francuskiej armii to często oficerowie wywodzący się ze starych arystokratycznych francuskich rodzin, gdzie wierność dla „Bóg, Honor, Ojczyzna” wypija z mlekiem matki. Da nich Francja to nie jest „ten kraj” który można zlikwidować na rzecz „Europy” lub oddać islamowi do kolonizacji.

– Polskie media mainstreamu są bardzo zajęte walką ludu z dyktatorem Wenezueli Manduro, ale już mniej walką ludu z Emanuelem Macronem we Francji. A przecież w ciągu ostatnich kilku miesięcy w wyniku brutalnych działań policji i systemu wobec manifestantów żółtych kamizelek kilka tysięcy osób zostało zatrzymanych, kilka tysięcy rannych (w tym kilkaset ciężko), a dziesięć osób zginęło na marginesie manifestacji. Czyżby w kolebce „europejskich wartości” europejska krew się nie liczyła? Czyżby Francuzi z Pól Elizejskich w Paryżu liczyli się mniej niż Ukraińcy z Majdanu w Kijowie? Do relatywnego milczenia polskich mediów mainstreamu dochodzi dziwne zauroczenie Macronem Roberta Biedronia, na którego Wiosnę chce głosować, według sondaży, ok. 10 proc. Polaków. To szokujące, że w momencie kiedy ONZ apeluje o śledztwo w sprawie policyjnej brutalności we Francji, aż 10 proc. Polaków chce głosować na małą wersje Macrona. Gdy autorytety wymachują nam przed nosem osławionym faszyzmem, pod bokiem rośnie nam groźny potencjał lewicowego autorytaryzmu.

Wenezuelska wiosna Macrona

Dwie kolejne kadencje przypadkowych prezydentów to tragedia dla pogrążonej od dekad w kryzysie Francji. Produkt marketingu politycznego Macron nie miał oczywiście żadnego programu politycznego, poza kontynuacją lewicowej ideologii multi-kulti i LBGT swojego poprzednika.

Emmanuel Macron został prezydentem Francji w maju 2017 r. w wyniku selekcji negatywnej. Główny faworyt w pierwszej rundzie wyborów, Francois Fillon, pogrążył się w aferze nepotyzmu i korupcji związanej z wieloletnim finansowaniem jego żony przez fundusze publiczne i przez oligarchów. W drugiej rundzie wyborów Macron starł się z demonizowaną przez media mainstreamu kandydatką Frontu Narodowego Marinę Le Pen, co gwarantowało mu zwycięstwo. Już poprzedni prezydent Hollande był prezydentem wyboru negatywnego, faworyt Dominique Strauss-Kahn pogrążył się na aferze gwałtu na pokojówce w luksusowym nowojorskim hotelu. Dwie kolejne kadencje przypadkowych prezydentów to tragedia dla pogrążonej od dekad w kryzysie Francji. Produkt marketingu politycznego Macron nie miał oczywiście żadnego programu politycznego, poza kontynuacją lewicowej ideologii multi-kulti i LBGT swojego poprzednika. Co oznacza w praktyce niekontrolowaną migracje, walkę rasową z domniemanymi przywilejami białych (white privilege), negację historii Francji i wprowadzenie dalszych ustępstw na rzecz wpływowego lobby LGBT. Hollande wprowadził już do francuskiego prawa małżeństwo homoseksualne, pomimo protestów milionów Francuzów na ulicach. Zadaniem Macrona było pójście dalej i wprowadzenie możliwości adopcji dzieci przez pary homoseksualne i legalizacja wynajmowania przez bogatych gejów brzuchów (macic) od biednych kobiet, za relatywnie niewielkie pieniądze. Od początku było wiadomo, że Macron nie może zreformować ekonomicznie pogrążonej w kryzysie Francji, uniemożliwia to kordon waluty euro, Francja, nie mając swojej własnej waluty, nie może jej zdewaluować, tak aby podnieść konkurencyjność swoich produktów na rynkach międzynarodowych. Pozostaje więc tylko równanie w dół, czyli cięcie kosztów (przed wszystkim realnych wynagrodzeń). W czym akurat pomaga niekontrolowana migracja taniej siły roboczej. O ile oczywiście ta siła robocza ma w ogóle zamiar pracować, a nie żyć z opieki społecznej. „Programem ekonomicznym” Macrona okazało się więc podnoszenie podatków tam, gdzie można, i wyprzedaż pozostałych jeszcze aktywów. Francuzi próbowali połączyć (oddać pod kontrolę) producenta pociągów Alstom (produkującego min. Pendolino) Niemcom z Siemiensa, ale nie zgodziła się na to Komisja Europejska (kwestia monopolu). Kilka dni temu francuski parlament przegłosował zaś prywatyzacje (sprzedaż obcemu kapitałowi) lotnisk grupy Aeroports de Paris (ADP). Chińczycy już weszli w kapitał lotniska w Tuluzie. W przeszłości Francja była znana z kompetencji w budowie i zarządzaniu lotniskami na całym świecie. Teraz te kompetencje będą wyprzedane.

Najbardziej znienawidzony lider

W styczniu odszedł rzecznik rządu Sylvain Fort, a w lutym Ismael Emelien, określany jako najbliższy doradca Macrona. Przy Macronie zostali jeszcze dwaj wierni kompani, minister spraw zagranicznych Jean-Louis Le Drian (znany w Polsce z epizodu braterskiego wpychania ministrowi Siemoniakowi 50 śmigłowców Caracal za 12,5 mld zł) i minister spraw wewnętrznych Christophe Castaner.

Na Macrona w pierwszej turze wyborów głosowało raptem 20 proc. francuskich wyborców. Ideologiczne zmiany genderowo-społeczne, podnoszenie podatków i wybryki Macrona (m.in. afera jego bodyguarda Alexandra Benalli) zrobiły z niego najbardziej znienawidzonego lidera swojego kraju w historii. Na taki wynik rumuński dyktator Nicolae Ceausescu musiał pracować 22 lata. W grudniu 1989 r. Ceausescu uciekał przed wzburzonym tłumem śmigłowcem. Znak czasu, w grudniu 2018 r. śmigłowiec do ewakuacji Macrona stał już gotowy na murawie parku Pałacu Elizejskiego, wobec narastającego szturmu wzburzonego tłumu podczas cotygodniowego protestu żółtych kamizelek. Żółte kamizelki wyszły jesienią zeszłego roku na ulice w proteście przeciwko zapowiedziom podwyżek cen benzyny (stąd symbol żółtych kamizelek, obowiązkowego wyposażenia każdego samochodu), podwyżki, które miały uderzyć najmocniej w lud pracujący małych miast i wsi z uwagi na dystanse, jakie musi on codziennie pokonywać, dojeżdżając do pracy samochodami. Z biegiem czasu postulaty żółtych kamizelek stały się bardziej polityczne, dwa główne to wprowadzenie możliwości organizowania „referendum obywatelskiego” i dymisja Macrona. Referendum obywatelskie ma zagwarantować obywatelom możliwość przeprowadzenia referendum na każde ważne pytanie, po zebraniu najpierw odpowiedniej liczby podpisów (mówi się o liczbie 700 tys.) wspierających projekt referendum, bez wymagania zgody parlamentu lub prezydenta. To oddanie władzy z powrotem w ręce obywateli. Sondaże pokazują, że zdecydowana większość Francuzów jest za takim rozwiązaniem. Ale tak jak junta Jaruzelskiego w 1981 r. w Polsce, francuski układ stojący za Macronem wcale nie jest gotowy do oddania (podziału) władzy z obywatelami. W Europie „bez granic” władza toleruje demokrację tylko do pewnych granic. I tak więc bez niespodzianek prezydent francuskiego senatu, stary wyjadacz systemu, Gerard Larcher, ogłosił w lutym, że „nie jest za” referendum obywatelskim, a wkrótce potem francuski parlament odrzucił po krótkiej dyskusji propozycję zajmowania się ustawy o referendum obywatelskim. Warto tu podkreślić absurd sytuacji, w której parlament reprezentujący w teorii wyborców odrzuca dyskusję nad projektem ustawy w sprawie konceptu referendum obywatelskiego aprobowanego przez zdecydowaną większość wyborców. Pokazuje to dobitnie, że w swoim aktualnym składzie francuski parlament po prostu nie reprezentuje wyborców i powinien być rozwiązany. Powinien, gdyby Francja była prawdziwą demokracją. Drugi ważny postulat, dymisja Macrona, jest na razie zbywany milczeniem, chociaż przysłowiowa ucieczka szczurów z tonącego okrętu trwa już od dobrych kilku miesięcy. Dwaj znani członkowie rządu (Gerard Collomb i Nicolas Hulot) podali się do dymisji już na jesieni zeszłego roku. Macrona opuściła także większość „młodych wilków” (30-latków z elitarnych szkół), którzy otaczali go początku jego prezydenckiego mandatu. I tak na przykład w styczniu odszedł rzecznik rządu Sylvain Fort, a w lutym Ismael Emelien, określany jako najbliższy doradca Macrona. Przy Macronie zostali jeszcze dwaj wierni kompani, minister spraw zagranicznych Jean-Louis Le Drian (znany w Polsce z epizodu braterskiego wpychania ministrowi Siemoniakowi 50 śmigłowców Caracal za 12,5 mld zł) i minister spraw wewnętrznych Christophe Castaner, ale francuskie media sugerują, że Castaner też może wkrótce wylecieć. Castaner został ministrem spraw wewnętrznych po jesiennej dymisji starego lisa Gerarda Collomba (długoletniego mera Lyonu), który po lekturze tajnych raportów służb i wizjach lokalnych, zorientował się widać, na jakim wulkanie siedzi i na krótko przed swoim odejściem oznajmił pesymistycznie, że Francja ze swoimi licznymi „no gozone” i ubogaconymi przedmieściami zbliża się do stanu wojny domowej.

Co robi oblężony reżim? Ucieka się do prowokacji. Tak było w sobotę 16 marca podczas kolejnej manifestacji żółtych kamizelek w Paryżu. Siły policyjne pozwoliły lewackim bojówkom z BlackBlocks i Antifas zdemolować lub podpalić sklepy i kioski na Polach Elizejskich. Policjanci mówią, że mieli rozkaz nie interweniować, zatrzymano raptem 50 osób. Dziennikarze sfilmowali policjantów kradnących markowe koszulki z rozwalonych sklepów i można więc sobie postawić pytanie, ile zniszczeń na Polach Elizejskich zostało dokonanych przez, policyjnych prowokatorów w cywilu? Operacja na Polach Elizejskich została szybko użyta do podniesienia tonu wobec żółtych kamizelek, prawa ręka Castanera Laurent Nunez, dyrektor bezpieczeństwa publicznego we francuskim MSW, już zagrzmiał w mediach: Poczynając od najbliższej soboty, wychodzimy odtąd z założenia, że te manifestacje to manifestacje wichrzycieli. Będą one od razu rozpraszane. Jeśli będzie trzeba, to urządzimy masowe aresztowania. Słowa o masowych aresztowaniach brzmią złowrogo. Masowe aresztowania odbyły się kilka tygodni temu w Sudanie, po fali antyrządowych manifestacji. Czy Francji bliżej do Sudanu niż do „europejskich wartości”?

Kto przetrwa wojnę ludów

Co robi oblężony reżim? Ucieka się do prowokacji. Tak było w sobotę 16 marca podczas kolejnej manifestacji żółtych kamizelek w Paryżu. Siły policyjne pozwoliły lewackim bojówkom z Black-Blocks i Antifas zdemolować lub podpalić sklepy i kioski na Polach Elizejskich. Policjanci mówią, że mieli rozkaz nie interweniować, zatrzymano raptem 50 osób.

Unijni dygnitarze nabrali wody w usta w sprawie Francji tak jakby Paryż, oddalony od Brukseli raptem o 1,5 godziny jazdy szybkim pociągiem TGV, leżał na drugiej stronie kuli ziemskiej. Ale Francją interesuje się za to ONZ w Genewie. Michelle Bachelet, była prezydent Peru i komisarz ONZ ds. praw człowieka, już potępiła

nadmierne użycie siły policyjnej w czasie protestów żółtych kamizelek i zaapelowała o przeprowadzenie śledztw w tej sprawie. Michelle Bachelet miała francuskich przodków i nosi imię na część francuskiej aktorki Michele Morgan. Bachelet jest nie tylko wyczulona na Francję, lecz także na przemoc policyjną, doznała jej na własnej skórze w młodości, będąc ofiarą przemocy reżimu Pinocheta. Oprócz Francji Bachelet potępiła też Sudan, Zimbabwe i Haiti. Francja Macrona znalazła się więc w gronie ponurych dyktatur. Sam Macron zachowuje się coraz bardziej chaotycznie. Przed protestem żółtych kamizelek 16 marca udał się na narty w góry, pozując z idiotycznym uśmiechem do ustawek fotograficznych, wraz z Madame. Na jednej z nich widać, jak Macron przy stole polewa wino swoim gościom. Zupełny odjazd. Po proteście żółtych kamizelek Macron wrócił, zaś jak podały media, „pośpiesznie” do Paryża, by ocenić sytuację. Ale na Polach Elizejskich nie odważył się pojawić, wysłał tam swojego ministra spraw wewnętrznych.

Ideologiczne zmiany genderowo-społeczne, podnoszenie podatków i wybryki Macrona (min. afera jego bodyguarda Alexandra Bena Ili) zrobiły z niego najbardziej znienawidzonego lidera swojego kraju w historii. Na taki wynik rumuński dyktator Nicolae Ceausescu musiał pracować 22 lata. W grudniu 1989 r. Ceausescu uciekał przed wzburzonym tłumem śmigłowcem. Znak czasu, w grudniu 2018 r. śmigłowiec do ewakuacji Macrona stał już gotowy na murawie parku Pałacu Elizejskiego, wobec narastającego szturmu wzburzonego tłumu podczas cotygodniowego protestu żółtych kamizelek.

Co dalej? Prezydent Wenezueli Nicolas Maduro ma jeszcze wsparcie Kuby, Rosji i wojska. Prezydent Francji Emmanuel Macron ma jeszcze wsparcie części masonerii i części liberalnej elity Europy. Francuska armia pozostaje tradycyjnie neutralna politycznie, nazywa się ją nawet potocznie „wielką niemą”(la grandę muette), ale to może się zmienić, jeżeli podstawy dalszego przetrwania francuskiego narodu i państwa zostaną zagrożone. Część francuskich generałów aktywnie przeciwstawiała się polityce generała de Gaulle w latach 60. Słynna książką Frederica Forsytha („Szakal” opowiada o tamtych czasach. W odróżnieniu od dowództwa polskiego wojska, opartego na sowieckim Złotym Funduszu, dowództwo francuskiej armii to często oficerowie wywodzący się ze starych arystokratycznych francuskich rodzin, gdzie wierność dla „Bóg, Honor, Ojczyzna” wypija z mlekiem matki. Da nich Francja to nie jest „ten kraj”, który można zlikwidować na rzecz „Europy” lub oddać islamowi do kolonizacji. W Wenezueli trwają próby odklejenia armii od prezydenta Maduro, wspierane przez liderów wolnego świata (ci sami liderzy, zaczynając od Merkel, milczą uporczywie na temat Macrona). Zobaczymy, jak zachowają się dalej armie Francji i Wenezueli i który z tych dwóch katastrofalnych dla swoich krajów prezydentów przetrwa rozpoczynającą się właśnie według politycznej meteorologii wiosnę ludów.

Opracował: Wiesław Norman – Solidarność RI, kombatant antykomunistyczny opozycji (nr leg. 264 z roku 2015), założyciel Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego Region Częstochowski, Śląski i Małopolski.