Waldemar Łysiak, DoRzeczy, nr 25, 17-23.06.2019 r.
Kiedy twoja łódź tonie, bo ma już tyle dziur, że nie możesz ich zatkać, doznajesz czarnych uczuć. Moja katolicka Nawa tonie dzisiaj w odmętach politpoprawnego świata agresywnych dewiantów, według których religia to niedopuszczalne (mówiąc Marksem) „opium dla ludu”, zaś jej instytucjonalne struktury to karygodna forma opresji ze strony teoreżimu kościelnego. Kolebką tej dekadencji Kościoła były wszelakie średniowieczne schizmy (gnostyckie i inne), potem „ reformy protestanckie”, laicka ofensywa „ Wieku Świateł” (Wolter&Co.), wreszcie masońskie i socjalistyczne wysiłki sekularyzacyjne stulecia XIX. Kościół dzielnie przez te wieki bronił doktryny, czyli istoty, fundamentu — to był klucz trwania.
Bonnot de Mably, jedyny głęboko religijny spośród czołówki „filozofów” Oświecenia, uważał, iż głównym niebezpieczeństwem dla Kościoła jest jego wewnętrzna degeneracja, oraz że religia może stać się wygodnym parawanem dla podwójnej moralności bądź faryzejskiego relatywizmu. Według niego duchowieństwo katolickie musi być nietolerancyjne w sprawach prawd wiary. O tym zapomniano kiedy Sobór Watykański II dokonywał szerokiego (nawet liturgicznego) „unowocześnienia” („Aggiornamento”) katolicyzmu, i gdy Karol Wojtyła, nieodrodny produkt Vaticanum Secundum, jako JPII swoim „ szalonym ekumenizmem” rozluźniał rygory. To za jego pontyfikatu kolumbijski myśliciel Nicolas G. Davila sarkał: „Posoborowy Kościół chce przyciągać do «owczarni» przekładając komunały dzisiejszego dziennikarstwa na bezbarwny język kancelarii watykańskiej, a «postępowi» chrześcijanie przekształcają chrześcijaństwo w «humanitarny» agnostycyzm operujący chrześcijańską nomenklaturą” (1986).
Dzisiejszym wodzirejem kościelnego postmodernizmu jest „Papa” Bergoglio. And- rew Brown: „Papież Franciszek to obecnie jeden spośród ludzi najbardziej nienawidzonych pi-zez konserwatywnych katolików, którzy uważają, że flirtuje on z herezją demontując katolicką doktrynę, i widzą w tym – jak to sformułował arcybiskup Kazachstanu – «dym Szatana»” (2017). Niemiecki kardynał Rainer Maria Woelki: „Nie jest naszym zadaniem wymyślać nowy Kościół. Misją biskupów jest bronić tradycyjnej wiary, którą przekazali nam apostołowie” (2019). Bergoglio ma wszakże wizję odmienną. Ów argentyński jezuita wywodzi się bezpośrednio z jezuickiego kontrdoktrynalnego/kontrtradycjonalistycznego buntu lat 50-ych, kiedy ten zaczadzony triumfującym wówczas szeroko marksizmem (Sartre et consortes) zakon przeszedł na modernistyczne pozycje lewaków. Nie dziwią tedy takie wypowiedzi Franciszka jak pochodząca z listopada roku 2016: „- Komuniści myślą niczym prawdziwi chrześcijanie”. Według niego prawdziwi chrześcijanie winni polubić całą menażerię wrogów chrześcijaństwa, od pederastów (stąd pedalska „ikona rocka”, Elton John, zwie go „naszym papieżem” i krzyczy: „- Franciszek to na przestrzeni długich stuleci najlepsze zjawisko dla Kościoła katolickiego!”), do islamistów. Otwarcie bredzi, że „nie jest słuszne identyfikowanie islamu z przemocą — to nie jest prawda”, zamieszczając tego rodzaju idiotyzmy również w watykańskiej deklaracji „Nostra aetate” („Muzułmanie strzegą prawd, krzewią dobra moralne, pokój, wolność i sprawiedliwość, zgodnie z interesem całej ludzkości”), czym małpuje Wojtyłę, który publicznie całował „Koran”, księgę sto razy nawołującą do bezlitosnego mordowania „ niewiernych” ergo: katolików.
Wiele urzędowych oświadczeń i prywatnych wypowiedzi Bergoglia karykaturyzuje czy wręcz absurdalizuje doktrynalną „ nieomylność” ziemskich namiestników Przedwiecznego, jeśli bowiem Argentyńczyk się nie myli — to znaczy, że myliła się większość jego poprzedników, wszyscy obrońcy tradycyjnego Magisterium Kościoła. Exemplum jego pełna akceptacja dla posoborowej relatywizacji grzechu, będącej właściwie likwidacją potępienia za grzech, czymś w rodzaju Owsiakowego „róbta co chceta”. Eugenio Scalfari: „Franciszek obalił pojęcie grzechu na rzecz totalnego miłosierdzia”, ale przecież bezgraniczne miłosierdzie jest niczym innym jak tylko obłudnym sposobem usprawiedliwiania nadmiernej tolerancji, ługującym elementarną sprawiedliwość. Działacz katolicki (przywódca francuskich tradycjonalistów) Bernard Antony tak wyjaśnił dlaczego Kościół katolicki Zachodu coraz bardziej słabnie: „- Ponieważ opiera się na mieszance miłosierdzia i permisywizmu, a nie na odwiecznych zasadach” (2016). Niestety – ów permisywistyczny trend zainicjował JPII, a Benedykt XVI nie zdążył, mimo usilnych starań, odwrócić tego. Oto czemu tęskni za Benedyktem cała autentyczna prawica globu. Głośny internetowy „Pelagiami:” swym „Liście do papieża Franciszka” rzekł: „Wszystko co Benedykt XVI scalał jest ponownie rozmywane, jak za najgorszych czasów Jana Pawła II” (2013). Rok później (2014) „The Atlantic” napisał, że konserwatyści „żałują Benedykta, pełnego dystynkcji uczonego, któremu przydarzyło się uplasować między dwiema gwiazdami rocka, Janem Pawłem II i Franciszkiem, niezbyt fortunnie, albowiem w przeciwieństwie do nich nigdy nie szukał estradowego poklasku i rozgłosu, woląc być doktorem Kościoła niczym Tomasz z Akwinu, św. Teresa z Avila i św. Jan od Krzyża”.
Można długo wymieniać inne jeszcze, kontestujące doktrynę i tradycję, reakcje czy posunięcia Franciszka, od przymknięcia oczu na lewacką „teologię wyzwolenia” i marginalizacji walki z aborcją, do krytykowania prozelityzmu (praktyki nawróceniowej) tudzież „protestantyzowania katolicyzmu” (to drugie celnie piętnował Paweł Lisicki biografią Lutra, 2017). Lisickiemu w walce z tym wszystkim sekunduje duża grupa renomowanych antysalonowych komentatorów, vide Sławomir Cenckiewicz, który bardzo pochlebnie recenzował książkę Antonio Socciego negliżującą Franciszka jako uzurpatorskiego heretyka, punktując bez litości: „Papież od wielu lat nie klękający przed Najświętszymi Sakramentem (co tłumaczono chorobą stawów, mimo że równocześnie gdzie indziej klękał). Papież odmawiający wzięcia udziału w procesji Bożego Ciała. Papież mówiący, że Bóg nie jest katolicki. Papież cytujący podczas Anioł Pański heretyckie książki kardynała Kasper a. Papież głoszący pogląd o Duchu Świętym jako „harmonijnej jedności” różnych wyznań. Papież wkładający w usta św. Pawła zdanie: «chlubię się z moich grzechów». Papież negujący liturgię trydencką. Papież rehabilitujący komunistów. Papież wychwalający islam”. Itp., itd. Cenckiewicz zamknął tę wyliczankę konkluzją: „Skala zjawiska jest porażająca” (2015).
Polska miała być ostoją katolicyzmu tradycyjnego – bastionem doktryny dawnego Magisterium. Wierzyłem, iż tak będzie, mimo chuligaństwa profanacyjnego (niszczenie kaplic i ołtarzy przez szurniętych „satanistów”) czy bluźnierczego (kontrkatolicka pseudosztuka szurniętych „artystów”), i mimo bełkotu szurniętych „celebrytów” (reżyser A. Saramonowicz był łaskaw publicznie uznać Świętą Rodzinę przy Bożonarodzeniowym żłóbku, oraz Gwiazdę Betlejemską, za elementy „szeroko rozumianego gówna”, 2018). Wierzyłem, iż to szumowina, która spłynie, a Kościół się obroni. Myliłem się. Nie chodzi już nawet o zjawisko kościelnej pedofilii (czyli tej Mably’owskiej „religii stanowiącej wygodny parawan dla podwójnej moralności”) -choć masowe ujawnienia są tylko wierzchołkiem góry lodowej – lecz o oficjalną już (można rzec urzędową, partyjną) kontrkatolicką kampanię Salonu, która skutkuje m.in. tym, że laicyzacja polskiej młodzieży jest najszybsza na świecie (!!!, wyniki badań Pew Research Center). Niedawne ekscesy salonowej ofensywy – antykościelny spicz lewaka L. Jażdżewskiego zapowiadający występ D. Tuska (stąd nazwano go „przedskoczkiem Tuska”), mająca akceptację tuzów PO tęczowa pedalizacja Madonny Częstochowskiej przez E. Podleśną (psycholożka, psychoterapeutka, psychopatka) i parodiujący procesję Bożego Ciała trójmiejski Marsz Równości, podczas którego ukoronowana wagina imitowała monstrancję z Najświętszym Sakramentem (za zgodą lokalnych platformerskich władz) — kiepsko wróżą katolickiej tożsamości Polaków.
Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych