Mirosław Kokoszkiewicz, Warszawska Gazeta, nr 33, 16-22.08.2019 r.
Musimy stanąć murem za arcybiskupem Markiem Jędraszewskim, zwłaszcza, że w cieniu wielkich polskich katolickich dębów, św. Jana Pawła II i Prymasa Tysiąclecia Stefana Wyszyńskiego, zamiast wielkich drzew wyrosło sporo niskopiennych krzaków pozbawionych mocnego pnia i wyraźnie zarysowanej korony.
– Nie sposób przejść tak po prostu do porządku dziennego po zmasowanym propagandowym ostrzale artyleryjskim skierowanym w metropolitę krakowskiego, arcybiskupa Marka Jędraszewskiego, który podczas uroczystej mszy świętej z okazji 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego powiedział:
— Czerwona zaraza już po naszej ziemi nie chodzi. Co wcale nie znaczy, że nie ma nowej, która chce opanować nasze dusze, serca i umysły. Nie marksistowska, bolszewicka, ale zrodzona z tego samego ducha – neomarksistowska. Nie czerwona, ale tęczowa.
Lewactwo ze swoim „nowym proletariatem”, czyli genderystami i środowiskiem LGBT niczego tak się nie boi jak głoszenia prawdy i to w prosty, dosadny sposób. W czasach, kiedy wszyscy dla tak zwanego świętego spokoju do opisywania naszej rzeczywistości poszukują na siłę jakichś eufemizmów, zamienników i słownych ekwiwalentów, aby tylko nie nazywać rzeczy po imieniu, odważny hierarcha naszego Kościoła zarazę nazwał po prostu zarazą. Zauważmy, że wiele osób, które jak nam się złudnie wydawało maszeruje w naszych prawicowych szeregach, zadrżało i pomyślało sobie zapewne: po co tak otwarcie, dosadnie i wprost wypowiedział się arcybiskup? Świadczą o tym komentarze wygłaszane przez tak zwanych dyżurnych katolików. Tymczasem jestem pewien, że słowa te nie padły w wyniku jakiejś niekontrolowanej spontaniczności i zagalopowania się, ale na skutego głębokiego przemyślenia i analizy poczynań wrogów naszej wiary, Kościoła i ojczyzny. Tęczową zarazę trzeba pokonać teraz, już, zanim będzie za późno. To powinien nam podpowiadać już nie tylko rozsądek, ale instynkt przetrwania.
Kiedy lewactwo reaguje najbardziej histerycznie i zajadle? Wtedy, gdy prawdę przedstawia się w sposób niemal namacalny. Pierwszy przykład z brzegu. Obrońcy życia, ruchy pro life i „Stop aborcji” owszem są werbalnie przez lewactwo atakowane, ale do najzacieklejszych i wściekłych ataków dochodzi niemal zawsze wtedy, kiedy publicznie zaprezentują wystawę przedstawiającą rozczłonkowane przez aborterów ciałka zamordowanych dzieci. Ileż to razy „nieznani sprawcy” niszczyli te wystawy? Przedstawiciele cywilizacji śmierci wiedzą, że w taki właśnie obrazowy sposób do ludzi najszybciej dociera prawda o tym, czym tak naprawdę jest aborcja. I jeszcze jeden przykład. Gromy, niestety także z prawej strony, posypały się ostatnio na profesora Marka Chodakiewicza za jego wykład wygłoszony w IPN. O co poszło? Otóż prof. Chodakiewicz dokonał przemyślanej prowokacji. Nie zaprezentował co prawda wystawy ze zdjęciami aktów homoseksualnych, ale słownie przypomniał, jak te akty wyglądają i celowo zrobił to bardzo szczegółowo i sugestywnie. Po prostu on doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że w ferworze ciągłych, niekończących się dyskusji czy to o aborcji, czy agresji środowisk LGBT zanika i rozmywa się to, co najważniejsze, czyli przeraźliwa prawda i ponura rzeczywistość. W pierwszym przypadku umyka okrucieństwo i zbrodniczość, a w drugim obrzydliwość, bo jak mówi Pismo:
— Nie będziesz obcował z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą. To jest obrzydliwość!
Prof. Chodakiewicz nie owijając bułki w bibułkę stwierdził:
— Chrześcijaństwo daje nam paradygmat, jak powinniśmy się nawzajem kochać i szanować. Prucie się w kakao nie jest czymś takim.
Skoro Pismo Święte traktujemy jako kierowane do nas Słowo Boże to dlaczego tchórzymy i lękamy się nazywać za Pismem homoseksualizmu obrzydliwością? Czyżbyśmy byli już tak zastraszeni, że i Biblię będziemy dzielić na księgi poprawne i niepoprawne politycznie oraz przemilczać te fragmenty, które mogą rozdrażnić przedstawicieli tęczowej zarazy? Arcybiskup Marek Jędraszewski uzmysławia nam, że takie postępowanie to droga donikąd. Wie, że Polska z powołania wieków i tradycji pokoleń jest katolicka. Rozumie, że tylko farbowany katolik może nawoływać do porozumienia i dialogu z pełnymi obłudy i kłamstwa wysłannikami szatana. Czas na kolejny przykład. Lewackie media w Polsce, wspierane przez „autorytety” co jakiś czas nagłaśniają prowadzoną w mediach społecznościowych akcję pod tytułem „NIE CHRZCZĘ – droga do świeckiego państwa”. Ma rzekomo chodzić o to, że decyzja o chrzcie powinna być podejmowana świadomie w momencie osiągnięcia przez dziecko pełnoletniości. Według lewactwa rodzice nie mają prawa podejmować decyzji za swoje maleńkie pociechy. Dokładnie te same zakłamane lewackie gęby chcą decydować za rodziców o tym, aby ich dzieci już w wieku trzech lat same dowolnie określały swoją płeć, a w wieku przedszkolnym uczyły się masturbacji. Jeżeli chodzi o edukację seksualną, pełnoletniość nie jest już przez tych deprawatorów wymagana. Oto faryzeizm i lewackie kuglarstwo w pełnej hipokryzji krasie.
Nie tak dawno temu na łamach „Warszawskiej Gazety” ukazał się mój felieton zatytułowany Dyktatura zboczeńców. Co ciekawe, kiedy po jakimś czasie zamieściłem ten tekst na swoim profilu na Facebooku, bardzo szybko został stamtąd usunięty, a niewidzialny „Wielki Brat” pogroził mi palcem. Tak zadziałała lewacka cenzura. W obliczu słów arcybiskupa Jędraszewskiego i ataków na niego chcę przypomnieć fragment tamtego felietonu:
— Przez lata przećwiczyliśmy już, czym się kończą te z pozoru łagodne i niegroźne zapowiedzi. Po mieleniu na wszystkie sposoby haseł mówiących o zapewnieniu środowiskom LGBT równości i tolerancji dożyliśmy czasów afirmowania zboczeńców, bo przecież jak się nam wmawia są od nas bardziej wrażliwi, mają lepiej rozbudowane poczucie piękna, są inteligentniejsi, a wiec suma summarum lepsi i bardziej wartościowi. Co będzie dalej? Nie trzeba być wróżbitą czy wieszczem, aby przewidzieć, czemu służy mozolne dłubanie przy tak zwanym katalogu „przestępstw z nienawiści”. Jeżeli nadal będziemy tylko milczeli i wzruszali ramionami to już niedługo takim przestępstwem stanie się nauka Kościoła katolickiego na temat małżeństwa, rodziny i płciowości. To naprawdę tylko kwestia czasu, kiedy jakieś stado lewackich mędrców zawyrokuje, że głoszenie katolickiej nauki jest „językiem nienawiści” uderzającym w godność tęczowych zboczeńców oraz „heroicznych kobiet”, które legalnie dokonały aborcji. […] Dlatego proponuję nie poddawać się tej lewackiej tresurze i samemu przejść do ofensywy nazywając zagrożenia po imieniu. Musimy powrócić do słów i określeń, od których nas skutecznie odzwyczajono wymuszając posługiwanie się tą nieznośną orwellowską nowomową. Już samo wymuszenie na nas zmiany języka jest naszą porażką. Musimy w końcu przyjąć do wiadomości, że jesteśmy na dość dziwnej, ale jednak prawdziwej wojnie. W 1683 roku ocaliliśmy Europę przez zalewem islamu. W1920roku zatrzymaliśmy inwazję bolszewickich dzikich hord na Europę. Czy dzisiaj uda nam się uratować Stary Kontynent przed zalewem pałających nienawiścią zboczeńców, którzy stanowią dla neomarksistów proletariat zastępczy? Trwa wieli bój o nasze być albo nie być, choć nie słychać wybuchów i wystrzałów.
Ci, którzy pamiętają czasy PRL-u pamiętają również, co groziło osobom, którym zdarzyło się krytycznie odnieść do tej „czerwonej zarazy” i odsłonić nieco prawdy o totalitarnym systemie. W zależności od tego, jaką siłę rażenia miały słowa takiego krytyka groziła mu za to utrata stanowiska, wyrzucenie z pracy, a często całkowite złamanie kariery. Byliśmy też świadkami łamania ludzi, którzy dla świętego spokoju publicznie, wbrew prawdziwym przekonaniom, bili się w piersi i składali samokrytykę czy to w mediach, czy przed partyjnym aktywem. Mówię oczywiście o okresie późnego PRL-u, bo jak wiemy w czasach stalinowskiej nocy za prawdę płaciło się własnym życiem.
Dzisiejsze zagrożenie ze strony „tęczowej zarazy” jest pod wieloma względami bardziej niebezpieczne, ponieważ trudno nam walczyć z wrogiem silnym poprzez swoje rozproszenie. Brunatna faszystowska i ta komunistyczna czerwona zaraza miały swoje ośrodki polityczne i rządy, przez co doskonale wiadomo było, gdzie czyhają na ludzi te totalitarne systemowe potwory. Tęczowa lewacka zaraza zgodnie ze strategią „marszu przez instytucje” wymyśliła sobie, że skoro żadna z rewolucji nie była dotąd w stanie zewnętrznymi frontalnymi atakami zniszczyć doszczętnie „starego i tradycyjnego” to do tego „starego i tradycyjnego” trzeba wprowadzić swoich ludzi, którzy zniszczą od środka zbudowany przez wieki na wartościach chrześcijańskich świat. Ta nowa strategia na przełomie lat 60. i 70. została niejako wymuszona klęską marksizmu oraz spadkiem społecznego poparcia dla lewactwa wśród klasy robotniczej. To dlatego walkę klas zastąpiono walką płci, a konsekwencje, jakie dziś ponoszą krytycy ideologii LGBT coraz bardziej przypominają te, które ponosili krytycy komunizmu.
W moim felietonie, którego fragment dzisiaj przypomniałem pisałem również:
— Niestety lewackich dywersantów mamy także w łonie Kościoła. To jest właśnie skutek tego lewackiego „marszu przez instytucje” który nie ominął Kościoła. Aby zobrazować jak to działa najlepiej posłużyć się tylko jednym, ale za to bardzo reprezentatywnym przykładem. Oto jak na słowa arcybiskupa Marka Jędraszewskiego zareagował na Facebooku znany Czytelnikom „Warszawskiej Gazety” postępowy dominikanin, o. Paweł Gużyński:
— Kiedy przed wielu laty byłem aktywistą Amnesty International, słaliśmy do różnych instytucji na całym świecie listy w sprawach prześladowanych osób, aby wytwarzać nieustający nacisk. Robiliśmy to tak długo, dopóki sprawa nie znajdowała jakiegoś sensownego finału. Proponuję, abyśmy od jutra zaczęli wysyłać listy do abp Jędraszewskiego z wyrazem oczekiwania, że honorowo poda się do dymisji z powodu słów o „tęczowej zarazie”.
Mamy tu do czynienia z próbą zorganizowania masowej nagonki na biskupa przez zakonnika. Mało tego, ów zakonnik niemal szczyci się tym, że był aktywistą finansowanej przez George’a Sorosa międzynarodowej organizacji, Amnesty International. Przypomnę, że organizację tę przyłapano, jak za pieniądze Sorosa organizowała w Irlandii kampanię, której celem była legalizacja aborcji. Czy może jeszcze kogoś dziwić, że to właśnie o. Gużyński w „Gazecie Wyborczej” stwierdził, że inicjatywa ustawodawcza „Zatrzymaj aborcję” jest „szkodliwa społecznie”? To wtedy nasz wiemy Czytelnik, śp. o. prof. Andrzej Potocki, również dominikanin, w liście do prowincjała o. Pawła Kozackiego domagał się: podjęcia działań, które ukrócą medialną aktywność o. Pawła Gużyńskiego.
O. Gużyński ma wszelkie predyspozycje, by pełnić funkcję wewnątrzkościelnego dywersanta na usługach lewactwa i wiemy niestety, że nie on jeden. Oczywiście nie można wykluczyć, że jest tylko zwykłym pożytecznym idiotą, którego napędza wybujałe ego oraz bardzo silne parcie na szkło. Dla niego trybuną do ataków na Kościół był owsiakowy Przystanek Woodstock, „Gazeta Wyborcza” TVN24, „Newsweek” a nawet niemiecki „Der Spiegel” w którym Jarosława Kaczyńskiego nazwał „rzeczywistym prymasem Polski” Nie miał zahamowań, by zaatakować lekarzy za składaną „Deklarację wiary” czy polską młodzież za budzący się wśród niej patriotyzm, który nazwał „groźnym nacjonalizmem” Ten z wykształcenia technik budowy dróg i mostów przywdział zakonny habit i zamiast cokolwiek budować, woli niszczyć. Widocznie taka jest jego rola i zadanie, które mu powierzono. Czy ktoś chce to widzieć, czy nie, żyjemy dzisiaj w czasach kompletnego zakłamania, a każdy, kto temu zakłamaniu próbuje się sprzeciwić, jest w życiu publicznym szykanowany i zastraszany, także przez zdrajców usadowionych wewnątrz Kościoła, którzy swoim ohydnym zachowaniem ośmielają tylko takie indywidua jak aktywista Jan Śpiewak który w rozmowie z Żakowskim stwierdził, że arcybiskup Jędraszewski: To jest człowiek dziki, barbarzyńca. W chwili, gdy piszę te słowa, nie zabrał jeszcze głosu prymas Polski. Te tchórzliwe lub pełne wyrafinowania milczenie potwierdza tylko moją opinię o prymasie Wojciechu Polaku, który był kiedyś bohaterem mojego tekstu zatytułowanego Kto ty jesteś? – Polak mały.
Pamiętajmy, że w dniu 19 listopada 2016 roku, kiedy to naród polski oraz władza świecka i duchowa uroczystym aktem ogłosiły Jezusa Chrystusa Królem Polski, staliśmy się głównym celem wściekłych ataków szatana. I właśnie dlatego musimy stanąć murem za arcybiskupem Markiem Jędraszewskim, zwłaszcza że w cieniu wielkich polskich katolickich dębów, św. Jana Pawła II i Prymasa Tysiąclecia Stefana Wyszyńskiego, zamiast wielkich drzew wyrosło sporo niskopiennych krzaków pozbawionych mocnego pnia i wyraźnie zarysowanej korony.
Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych