SMOLIŃSKIE DEMONY DOPADŁY TUSKA

Mirosław Kokoszkiewicz, Warszawska Gazeta, nr 14, 8-14.04.2022 r.

Obrazek z Donaldem Tuskiem stojącym samotnie przed mikrofonem na jednym z osiedli mieszkaniowych w Zduńskiej Woli jest dla mnie więcej niż symboliczny.

Wielka nadzieja totalnej opozycji na odzyskanie władzy, były premier, były „król Europy”, szef Europejskiej Partii Ludowej i niemiecki delegat ds. obalenia polskiego rządu wyglądał tak, jakby wygłaszał mowę na własnym politycznym pogrzebie, na którym zabrakło choćby jednej osoby roniącej szczerą łzę. Nikt nie pozdrowił go z okna czy balkonu i nikt nie odegrał mu marsza żałobnego. Osobliwa i zaskakująca sceneria tego wystąpienia sprawiała wrażenie, jakby Tusk niczym Raskolnikow ze „Zbrodni i kary” dręczony wyrzutami sumienia dojrzał do wielkiej przemiany, duchowego odrodzenia i samotnego stanięcia w prawdzie. Jednak, jeżeli ktoś sugerując się scenerią, oczekiwał „zmartwychwstanie bohatera” dokonanego poprzez wyznanie przez niego win i zapowiedź pokuty, to bardzo się pomylił.

Tusk i tym razem niczym nie zaskoczył. Nawet w obliczu wojny na Ukrainie nie przestał jątrzyć i siać zamętu. Jednak pewien fragment jego wystąpienia jest moim zdaniem dowodem na to, że krążą nad nim i coraz bardziej osaczają go demony Smoleńska, które pewnie ku jego zaskoczeniu nadleciały nieoczekiwanie ze Wschodu. Najpierw podczas zdalnego wystąpienia w polskim parlamencie prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski powiedział:

– Pamiętamy, jak były badane okoliczności tej katastrofy. Wiemy, co to oznaczało dla was i co oznaczało dla was milczenie tych, którzy wszystko dokładnie wiedzieli, ale cały czas oglądali się jeszcze na naszego sąsiada. Bardziej otwarty był premier Federacji Rosyjskiej Dmitrij Rogozin, który po ryzykownej wizycie Jarosława Kaczyńskiego w Kijowie napisał na Twitterze:

– Przyjedź do Smoleńska, porozmawiamy.

Tu już nie ma żadnych wątpliwości, że mieliśmy do czynienia z pogróżką oraz przyznaniem się do winy – przyznajmy, że w dość specyficzny sposób.

W niedzielę 10 kwietnia mija 12 rocznica tragedii smoleńskiej i przy tej okazji powrócą dramatyczne wspomnienia nie tylko dotyczące tamtego dnia, ale także wydarzeń poprzedzających katastrofę oraz tego, co działo się podczas tak zwanego śledztwa oddanego całkowicie w ręce Putina. Tusk doskonale zdaje sobie sprawę, że w związku z rocznicą powrócą wszystkie dotyczące go oskarżenia, ale tym razem w obliczu barbarzyńskiej napaści Putina na Ukrainę wybrzmią one ze zwielokrotnioną siłą i mocą. To, co kiedyś wielu ludziom w cywilizowanym świecie wydawało się wprost niewyobrażalne, dzisiaj już takie niewyobrażalne nie jest. I właśnie dlatego, przemawiając w Zduńskiej Woli, Tusk z dobrze ukrywanym panicznym strachem powiedział:

– Bardzo chciałbym, aby wszyscy zastanowili się, co powinniśmy robić w tych trudnych momentach, w jakich się zna

leźliśmy. Jeśli ktoś ma pomysł, by ze Smoleńska znowu robić politykę – która dzieli Polaków i będzie znowu niszczyła ten nastrój takiej fundamentalnej solidarności – to jest to najlepszy prezent dla Putina, jaki można sobie Wyobrazić.

[20220620-18:Nikt nie pozdrowił go z okna czy balkonu i nikt nie odegrał mu marsza żałobnego. Osobliwa i zaskakująca sceneria tego wystąpienia sprawiała wrażenie, jakby Tusk niczym Raskolnikow ze „Zbrodni i kary” dręczony wyrzutami sumienia dojrzał do wielkiej przemiany, duchowego odrodzenia i samotnego stanięcia w prawdzie.]

Problem w tym Herr Tusk, że największym prezentem dla Putina, jaki można było sobie wyobrazić, była pańska haniebna wspólna gra z tym zbrodniarzem. Cała dobrze ukartowana z Kremlem dyplomatyczna intryga wymierzona była w głowę polskiego państwa, Prezydenta RP śp. Lecha Kaczyńskiego. Wszyscy wiemy, że skończyło się to największą polską tragedią narodową od czasów drugiej wojny światowej. Dzisiaj świat już wie, że bez politycznej i gospodarczej pomocy Zachodu Putin nigdy nie napadłaby na Ukrainę. Już czas, aby świat do

wiedział się też, że bez współpracy Tuska z Putinem nigdy nie doszłoby do tragedii Smoleńskiej. Oczywiście głównym winowajcą w obu przypadkach jest Putin, ale z jednym bardzo ważnym zastrzeżeniem. Jest zupełnie nieprawdopodobne, aby ten kremlowski seryjny morderca ośmielił się wychodzić na te swoje krwawe cykliczne łowy bez wspólników z Berlina, Paryża, Rzymu, Wiednia, Amsterdamu, Brukseli i niestety, jak w przypadku Tuska, także z Warszawy.

I właśnie 12 kwietnia 2022 r. światu trzeba przypomnieć tamte uściski i żółwiki z Putinem oraz budzące grozę wzajemne uśmieszki. Trzeba przypomnieć rubaszny śmiech Komorowskiego i Tuska na Okęciu, kiedy oczekiwano na lądowanie samolotu z ciałami ofiar poległych pod Smoleńskiem. Proszę się nie obawiać HerrTusk,że to: zniszczy nastrój fundamentalnej solidarności. Jestem przekonany, że będzie na odwrót i dzięki tym wspomnieniom udokumentowanym fotografiami świat więcej zrozumie, przez co i solidarność będzie nie tylko większa, ale także bardziej wiarygodna i szczera.

Trzeba głośno przypominać, że Tusk zrezygnował z pomocy NATO i zapewniał, że strona rosyjska, jeśli chodzi o wyjaśnienie przyczyn tragedii smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 r., jest w pełni godna zaufania i działa „ponadstandardowo”? Trzeba to zestawić z reakcją na zestrzelenie w 2014 r. przez Rosję nad Ukrainą samolotu malezyjskich linii lotniczych z 298 Bogu ducha winnymi turystami z Holandii. Jakież było moje zdumienie, kiedy media informowały o tym, jak to Tusk jest w stałym kontakcie z największymi przywódcami świata i szefostwem NATO oraz jaka to dzięki uruchomionej gorącej linii trwa burza mózgów na temat sposobów przeprowadzenia międzynarodowego niezależnego śledztwa, tak aby stronie rosyjskiej uniemożliwić manipulowanie i mataczenie. Dlaczego podobnej aktywności i identycznego postrzegania Kremla zabrakło 10 kwietnia 2010 r., kiedy pod Smoleńskiem wymordowano nam całą delegację z prezydentem, dowództwem armii i wieloma wysokimi urzędnikami państwowymi? Czy to nie jest poszlaka obciążająca Tuska? To wtedy w wypowiedzi dla portalu wPolityce.pl ojciec naszych tenisistek, Agnieszki i Urszuli, Robert Radwański mówił z oburzeniem:

– Patrzę z niedowierzaniem na te same gęby, które wygadywały bzdury na temat tragedii smoleńskiej, a teraz przekonują, że MAK może manipuIować, że lepiej, żeby czarne skrzynki trafiły do Amerykanów, że to społeczność międzynarodowa powinna się zająć śledztwem. Ci ludzie mówili zupełnie co innego po katastrofie smolęńskiej. Chciałbym zobaczyć miny tych, którzy naigrywali się z ludzi, którzy mieli inne zdanie dotyczące tragedii smoleńskiej, tych, którzy puszczali sobie samolociki itd. Jestem ciekaw ich zdania.

Co jeszcze warto przypomnieć Tuskowi i jego ferajnie w 12 rocznicę tragedii smoleńskiej? Lista jest długa i pewnie każdy wymieniłby coś innego. Ja jednak na zawsze zapamiętałem sobie sejmowe głosowanie z 2012 r. w sprawie zaproponowanej przez PiS sejmowej uchwały wzywającej Rosję do zwrotu wraku samolotu TU- -154M, w którym zginęła polska delegacja z prezydentem RP na pokładzie. Uchwala nie przeszła, ponieważ 263 posłów było jej przeciwnych, a Tusk tak podsumował treść uchwały: Tego typu działania przeszły do historii zdrady narodowej w Polsce. Trzy lata później, w2015 r. po zabójstwie pod mu- rami Kremla rosyjskiego opozycjonisty Borysa Niemcowa w większości ta sama banda politycznych łajdaków stała w sejmie na baczność, przyjmując uchwałę, w której wyraziła oczekiwanie, że: okoliczności śmierci Borysa Niemcowa zostaną wyjaśnione, a sprawcy nie pozostaną bezkarni. Trzy lata wcześniej dla tych samych parlamentarzystów domaganie się od Rosji zwrotu polskiej własności i jednocześnie kluczowego dowodu niezbędnego do wyjaśnienia przyczyn narodowej tragedii było dowodem zdrady.

Słowa Tuska wygłoszone w Zduńskiej Woli to dowód jego wielkiego przerażenia i paniki. On doskonale zdaje sobie sprawę, że kremlowski rzeź- nik traci z każdym dniem grunt pod nogami, a strach przed jego „wielką niezwyciężoną armią” topnieje szybciej niż śnieg na wiosnę. Na dziś nie ma jeszcze pewności, ale wiele na to wskazuje, że demony Smoleńska mogą w końcu dopaść Tuska, a ci, którzy mogliby stanąć w jego obronie, sami oskarżani są o dokarmianie tej krwiożerczej ruskiej bestii. Wszyscy europejscy wspólnicy Tuska przyjęli wersję obrony, przedstawiając się jako „naiwni i prostoduszni dobrzy ludzie” oszukani przez zbrodniczego władcę Kremla. Przez te 12 lat, które upłynęły od tragedii smoleńskiej, trudno było sobie wyobrazić sytuacje międzynarodową, która bardziej sprzyjałaby poznaniu prawdy o tym, co naprawdę wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r. Tusk boi się smoleńskich demonów. Miejmy nadzieję, że przed nimi nie uchronią go żadne zaklęcia, rytuały, ofiary błagalne czy niemieckie amulety.

W „Zbrodni i karze” Dostojewskiego, Raskolnikow dokonuje zaplanowanego morderstwa i szczęśliwie ucieka z miejsca zbrodni przez nikogo niezauważony. Nie odczuwa jednak ulgi. Panicznie bojąc się zdemaskowania, prowadzi ze sobą wewnętrzny dialog i dochodzi do wniosku, że: Drobiazgi, drobiazgi są najważniejsze!… Bo te drobiazgi gubią zawsze i wszędzie. Zaczyna odczuwać potworny lęk rujnujący jego psychikę. Jestem pewien, że Tusk czuje się dzisiaj podobnie. On coraz rzadziej częstuje nas tym swoim cynicznym uśmieszkiem i domyślam się, że co noc miota się w mokrej pościeli, czując ten śmiertelny, niemal zwierzęcy strach.

DUMKA O WARUNKOWEJ PRZYJAŹNI I WROGOŚCI Z ROZSĄDKU

Tomasz Pernak

Bez udziału Polski pomoc Ukrainie nie byłaby możliwa, a tym samym eliminacja Rosji z polityki światowej nie miałaby szans na powodzenie. Wiedzą o tym sami Rosjanie, dostrzegli to Amerykanie i z olbrzymią, zimną niechęcią obserwują to Niemcy. Miało być przecież inaczej, czego złowrogą pieczęcią była do niedawna data 10 kwietnia 2010 r.

Wycofujące się wojska rosyjskie pozostawiają za sobą zdewastowaną infrastrukturę cywilną w lepszym przypadku, a całkowicie zrujnowaną w gorszym oraz zwłoki ukraińskich cywilów. Pierwsze strony gazet po obu stronach Atlantyku donoszą o „nowej Srebrenicy “w ukraińskiej Buczy. Dziwi zaskoczenie elit amerykańskich, paryskich, berlińskich czy włoskich. Przecież sowieckie wojsko robi to od zawsze i zawsze będzie to robić – gwałcić, rabować i niszczyć to, czego nie da się ukraść, a żal zostawiać Sowieckie władze też robią to, co zawsze – okradają z bogactw własnych obywateli, a ukradzione gromadzą gdzieś w wielkim świecie. Kiedy potrzeba wysyłają na wojny biedotę z prowincji, ku zadowoleniu tak zwanych sowieckich przedsiębiorców i tak zwanej klasy średniej, czyli dziadostwa z dwóch wielkich aglomeracji miejskich, które podatków nie płaci, żyje nieźle i oczekuje utrzymania standardów zachodnich dzięki pracy milionów proli. Ci ludzie, wraz z lokalnymi kacykami i mediami, utrzymują społeczeństwo sowieckie w ryzach, co nie jest aż takie trudne, bo społeczeństwo to od zawsze entuzjastycznie odnosi się do oficjalnie podanych wiadomości, a nędzę łagodzi chlebem, wódką i dumą z imperium.

Europejskie elity też robią to co zawsze, a więc się dziwią i marzą o czasach, kiedy wszystko wróci do normy i będą mogły przestać się dziwić. Będą mogły zapomnieć o kłopotliwej kwestii ukraińskiej i pozostać elitami dzięki zadowoleniu własnych społeczeństw z powodu poziomu życia ufundowanego nie na zdolnościach konkurencyjnych i pracy, ale na tanich, bo kradzionych, surowcach z Rosji. Wszyscy byli i chcą na powrót być zadowoleni. Co do samej Buczy: w Kijowie i okręgu kijowskim władze ukraińskie wydały cywilom broń i zachęciły ich do stawiania zbrojnego oporu; ukraińskie portale chwalą się truciem wojsk wroga racuszkami i pierożkami; nienawiść wobec wroga jest powszechna, konwencje wojenne nie obowiązują. Ukraiński żołnierz wykonujący polecenie odszukiwania zwłok swoich kolegów, pytany o leżące zwłoki Rosjanina wzrusza ramionami i odpowiada:„to śmieci”.To oznacza, że ta wojna w sensie symbolicznym i duchowym, w formie zapiekłej nienawiści, będzie trwać przez dziesięciolecia. Pamiętając o tym, kto kogo napadł i kto się broni, i nie zapominając o tym, gdzie dzisiaj jest nasz narodowy interes – a ten każe nam życzyć Ukrainie zwycięstwa, nie zapominajmy także o prawdzie, która pierwsza pada ofiarą wojennej propagandy. Prawda jest taka, że na Ukrainie trwa wojna totalna, a więc wojna na wyniszczenie. Jeśli Rosja tę wojnę sromotnie przegra, to w jej sensie geopolitycznym nie będzie i nawet jeśli zdemoralizowane wojska rosyjskie nie mordowałyby, nie kradłyby i nie niszczyły, to i tak życzylibyśmy sobie pełnej klęski Rosji. Jeden jedyny raz, kiedy Polacy życzyli Rosji zwycięstwa, to czas po ataku Niemiec na Rosję w czerwcu roku 1941, a to dlatego, że spodziewano się, że okupacja, jaka by nie była, i tak będzie lżejsza niż niemiecka. „Czerwona zaraza” była wtedy lepsza od „czarnej śmierci”.

[20220620-19:Czeka nas budowanie równoległego i konkurencyjnego bloku państw o słabszym na starcie potencjale gospodarczym, ale silnego szansą na cywilizacyjną, chrześcijańską spójność, nadzieją na odbudowanie potencjału demograficznego, etosem pracy i ambicjami, łączonego wspólną, choć czasami trudną, pamięcią i kulturowym podobieństwem. Grafika: iaaiellonia.org]

Pewien małopolski ksiądz miał w swoim niedzielnym kazaniu oświadczyć, że wojnę na Ukrainie wywołali Amerykanie. Spotkało się to z oburzeniem wiernych, a to nieco na wyrost, bo gdyby nie pomoc amerykańska Ukraina by na wojnę nie poszła. Wynika to, choć nie wprost, z przywołanego przeze mnie nie tak dawno wywiadu z doradcą Zełenskiego Ołeksijem Arestowyczem. Bez wymuszenia przez Waszyngton wojskowego wsparcia Ukrainy Zełeński i jego ekipa na wojnę by nie poszli. Poszli z przekonaniem, że dzięki temu wsparciu można tę wojnę wygrać i raz na zawsze rozwiązać swój największy problem na Wschodzie. Jeśli go rozwiążą, to rozwiążą też nasze dwa problemy: ten na Wschodzie i ten na Zachodzie.

Ale niczego nie rozwiążą Orbanowi dla przykładu, na którym jego wieloletni partyjny kolega z Europejskiej Partii Ludowej, Donald Tusk wiesza dziś psy. Inna rzecz, że gdyby Ukraina padła w kilka dni, jak się spodziewano, wieszałby na polskim rządzie, że „znów wyszedł przed szereg”. No ale Donald Tusk współcierpi z największymi

sponsorami i swoimi, i samego Putina, a więc z elitami Niemiec, Francji, Beneluksu i Włoch. Taki ma facet „fach” więc wie, że za jeżdżenie po Orbanie nic złego go nie spotka, ale jakby tak się werbalnie zamachnął na niejakiego icholza, to nici z europejskiej emerytury, a do roboty przecież nie pójdzie, bo nigdy się na nią w swoim leniwym życiu nie natknął.

Unikalność relacji polsko-węgierskich nie polega na tym, że łączy nas przyjaźń związana ze wspólnotą interesów, ale na tym, że ta przyjaźń łączy nas pomimo często rozbieżnych interesów – Węgry poszły na wojnę razem z Hitlerem, żeby odwojować część utraconego majątku na mocy traktatu z Trianon, ale te same wojska węgierskie, które z Hitlerem na Moskwę szły, angażowania się wtłumienie Powstania Warszawskiego stanowczo odmówiły. Nasz największy przedwojenny sojusznik, Francja, był głównym inicjatorem demontażu Austro-Węgier i okrojenia granic obydwu tych państw, co zepchnęło je do europejskiej drugiej ligi, ale nie wpłynęło na nasze wzajemne relacje. Podobnie więc dzisiaj, pomimo odmowy transportu zaopatrzenia militarnego na Ukrainę (przy poparciu dotychczasowych sankcji i przy udzielaniu pomocy humanitarnej), a ze względu na wspólne interesy inne niż te na Ukrainie, wzajemne, dobre relacje powinny być kontynuowane. Trójmorza bez Węgier nie będzie albo będzie zbyt mało „łacińskie”, dlatego niezłożenie gratulacji po kolejnym wyborczym zwycięstwie Orbana uważam za gest niepotrzebny i małostkowy, polityczny, wpisujący się w wymyśloną przez Biirgerplattform zabawę w podrzucanie gorącego kartofla w formie „kto tak naprawdę miział się z Putinem”. Każdy, kto ma oczy, widział, kto się miział.

[20220620-20:Trójmorza bez Węgier nie będzie albo będzie zbyt mało „łacińskie”, dlatego niezłożenie gratulacji po kolejnym wyborczym zwycięstwie Orbana uważam za gest niepotrzebny i małostkowy, polityczny, wpisujący się w wymyśloną przez Biirgerplattform zabawę w podrzucanie gorącego kartofla w formie „kto tak naprawdę miział się z Putinem”. Każdy, kto ma oczy, widział, kto się miział.]

Zwycięska, co daj Boże, Ukraina również do tego Trójmorza wejdzie i to jako jedna z jego najważniejszych składowych, a na dodatek opromieniona sławą, jeśli nie pogromczyni, to przynajmniej sprawczyni ogromnego poniżenia Rosji. Poniżenia w pełni zasłużonego dodajmy. Węgry mają z Ukrainą spór polityczny o traktowanie mniejszości węgierskiej na Rusi Zakarpackiej, więc niech go sobie rozwiązują w imię tego Trójmorza. Pamiętajmy również, że interesy na wielu płaszczyznach sprzeczne mamy dziś z większością krajów Zachodu, czeka nas więc budowanie, powiedzmy wprost, równoległego i konkurencyjnego bloku państw o słabszym na starcie potencjale gospodarczym, ale silnego szansą na cywilizacyjną, chrześcijańską spójność, nadzieją na odbudowanie potencjału demograficznego, etosem pracy i ambicjami, łączonego wspólną, choć czasami trudną, pamięcią i kulturowym podobieństwem.

Co bardzo ważne, powstanie takiego bloku stało się dziś istotnym i trwałym elementem polityki amerykańskiej, tak republikańskiej, jak i demokratycznej. Rosja odmówiła przyłączenia się do bloku antychińskiego w Eurazji albo gwarancji neutralności w starciu gigantów i teraz za to płaci. Niech płaci – my zachowamy we wdzięcznej pamięci literaturę, muzykę, balet, Puszkina, Tołstoja, Dostojewskiego i szlachetną szyję Rylejewa także i nieboszczki Rosji. Na koniec ad vocem wobec pewnego, dziwacznego poglądu, który zarzuca nam, Polakom, realizowanie polityki amerykańskiej w Europie i poza nią. Owszem, realizujmy ją, ale tylko wtedy, kiedy zabezpiecza naszą przyszłość. To samo robi Commonwealth i wcale nie musi przy tym wykazywać jakiegoś nadzwyczajnego entuzjazmu czy tracić godność. Korona brytyjska ma prawo realizować tę politykę niekiedy i z obrzydzeniem, bo przecież miejsca na szczycie geopolitycznego podium pozbawili imperium brytyjskie właśnie Amerykanie; my nie mamy tego problemu – nasze relacje były zawsze neutralne, a dopiero teraz, po raz pierwszy w historii, mogą być prawdziwie partnerskie. Bez udziału Polski pomoc Ukrainie nie byłaby możliwa, a tym samym eliminacja Rosji z polityki światowej nie miałaby szans na powodzenie. Wiedzą o tym sami Rosjanie, dostrzegli to Amerykanie i z olbrzymią, zimną niechęcią obserwują to Niemcy. Miało być przecież inaczej, czego złowrogą pieczęcią była do niedawna data 10 kwietnia 2010 r.

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych