RATUJMY PRAWDĘ I PANDEMIA TAJEMNICZEJ CHOROBY X WYBUCHNIE W 2025 r.

Obudzeni przez wstrząs 11 września 2001 r., wyzbyci złudzeń odnośnie do prawdziwości przekazów mainstreamowych, tylko przez moment patrzyli trzeźwo na świat, po czym popadli w swoje iluzje. Największą z nich jest ta mówiąca, że to my mamy rację; że już samo obudzenie zaimpregnowało nas na kłamstwo.

dr Robert Kościelny

Cynthia McKinney

Peter Barber z „Financial Times” (FT) pisał przed laty: „Przed zapełnionymi ławkami kościoła prezbiteriańskiego Immanuel Presbyterian Church w Los Angeles Cynthia McKinney mówi o wojnie amerykańskiego rządu z własnym narodem. Faza szoku i zdumienia w tym konflikcie, jak powiedziano nam wcześniej, rozpoczęła się 11 września 2001 r., kiedy administracja Busha przeprowadziła ataki na Nowy Jork i Waszyngton lub przynajmniej zaaprobowała je, wydając milczącą zgodę”. Tak rodził się ruch prawdy – 9/11 truth movement.

Pierwsze obudzenie

Artykułu z FT, mówił o wielkiej dynamice ruchu prawdy o 11 września 2001 r. O tym, że zjednoczył on ludzi o bardzo różnych poglądach politycznych oraz ideologicznych. O różnych wyznaniach. Pochodzących z bardzo różnych grup społecznych, etnicznych i rasowych. Do ruchu dołączyli naukowcy z największych uniwersytetów Stanów Zjednoczonych, tworząc grupę o nazwie „Architekci, inżynierowie i naukowcy na rzecz prawdy o 11 września”. Poszukiwacze prawdy o 11 września nie działali w społecznej próżni. Sondaż „The New York Timesa’7 CBS News przeprowadzony w 2006 r. wykazał, że tylko 16 proc, ankietowanych Amerykanów wierzy, że administracja Busha mówi prawdę o 11 września. Ponad połowa uważała, że „coś ukrywa”. Nie jest to równoznaczne z wiarą, że rząd faktycznie przeprowadził ataki, ale sondaż Scripps Howard/Ohio University przeprowadzony w tym samym roku wykazał, że ponad jedna trzecia ankietowanych podejrzewa, że urzędnicy federalni pomagali w atakach lub nie podjęli żadnych działań, aby je powstrzymać, uznając, że zamachy staną się dobrym pretekstem do rozpoczęcia wojny.

Dlaczego przypominam te dość odległe, zwłaszcza dla młodszych Czytelników „Warszawskiej Gazety”, wydarzenia? Bo wtedy właśnie wśród ludzi całego świata, nie tylko Ameryki, zaczęła budzić się świadomość, że może nie wszystko, co pokazywane jest w telewizji, musi być najprawdziwszą prawdą. „Telewizja kłamie” to hasło, tak popularne w okresie Solidarności (1980-1981) w Polsce, i ze wszech miar trafne, nie musiało być nie a propos w zastosowaniu do warunków wolnego świata; jego przekaźników informacji – oprócz telewizji także prasy, radia, Internetu, a nawet filmu, którego przekaz stawał się coraz bardziej ideologiczny, politycznie poprawny, zaburzony chorym popędem zniszczenia wszystkiego, co mądre, piękne i dobre.

Benny Wills

Jednym z uczestników ruchu prawdy był Benny Wills, który na swym blogu przypomniał, że „to, co wydarzyło się 11 września, spowodowało, iż przez następne półtorej dekady ludzie na całym świecie zaczęli kwestionować wydarzenia tamtego dnia. Potem zaczęli powątpiewać w prawdę opisów innych najważniejszych wydarzeń na świecie, serwowanych przez mainstream. To był początek powstania. Rewolucja!”. W 2001 r. rozpoczęła się Odyseja prawdy, napisał Wills, nawiązując do tytułu znanego filmu science fiction „2001: Odyseja kosmiczna” w reżyserii Stanleys Kubricka, powstałego na bazie twórczości sir Arthura Charlesa Clarke’a.

Do 2001 r. prawie wszyscy mieli już dostęp do Internetu, przynajmniej w Stanach. Ale również w naszym kraju ten nośnik przekazu energicznie podbijał rynek. Wraz z rozwojem sieci wzrosła także nasza zdolność do coraz szerszego dzielenia się informacjami. „Alternatywne perspektywy, kontrnarracje i «teorie spiskowe» stały się bardziej dostępne. Po raz pierwszy (prawdopodobnie) w historii kwestionowano oficjalne historie w czasie rzeczywistym. Po raz pierwszy w skali powszechnej można było przedstawiać dowody na to, że media głównego nurtu kłamią, głoszą tezy sprzeczne z faktami, ukrywają je, naginają do własnych „narracji”. Ludzie zaczęli uświadamiać sobie, że należy tworzyć własne sieci przepływu informacji, że to, co przekazują nam publikatory rządowe bądź korporacyjne, nie są i nigdy nie było prawdami objawionymi. Można, a nawet należy, poddawać je weryfikacji. Wielkie sieci telewizyjne, radiowe i prasowe mają po prostu własne interesy, niekoniecznie zgodne z naszymi. A rzeczywistość, którą nam przekazują, jest zdeformowana, tworzona pod zapotrzebowania elit, nie mas. Ludzie zaczęli się wybudzać z kolorowego snu. Kolory zapewniały im ekrany telewizorów, kin, okładki i strony magazynów, banery reklamowe. Myśl, że nie wszystko złoto, co się świeci, która zaczęła się pojawiać w ludzkich głowach na masową skalę, sprawiała, że kolory bledły.

Media społecznościowe są dobre i niedobre

„W tym czasie iPhone’a nie było. Nie było YouTube’a, Facebooka, Instagrama ani Twittera. MySpace też nie istniał. YouTube pojawił się w 2005 r”., przypomina bloger. Tyle że media społecznościowe szybko nadejdą. Zacznie się ich czas. „Media społecznościowe mają głównie plusy. Ale wady też mają i niosą one poważne konsekwencje. Konkretnie w kwestii komunikacji. Media społecznościowe łączą nas, ale i dzielą”.

Dzięki Internetowi i poziomej komunikacji między ludźmi, jaką on zapewnia m.in. przez media społecznościowe, coraz więcej osób kwestionuje rzeczy uważane do tej pory za oczywiste. Nieufność do wszystkiego, co kojarzy się z głównym nurtem przekazu, jest wysoka i stale rośnie. Z drugiej strony nowe media stworzyły podatny grunt dla podziałów społecznych. „Nie pamiętam, aby podział społeczny był większy niż obecnie. Trudno to nawet nazwać podziałem, bo dzielenie oznacza rozłam na dwie frakcje”. A tak nie jest, bo oprócz podziału zasadniczego, z grubsza rzecz ujmując: na zwolenników i sceptyków przekazu głównego nurtu; akceptujących „nowe normy” lansowane przez elity i odrzucających je, jako wyniszczające to, co w cywilizacji najlepsze, najbardziej twórcze – więc oprócz tego podstawowego rozpadu wspólnoty są pomniejsze, często przebiegające w poprzek podziałów zasadniczych. Należałoby zatem powiedzieć o rozdrobnieniu społeczeństwa na zwalczające się nawzajem podmioty, a nawet o dezintegracji, snuł swoje niewesołe refleksie bloger.

Coraz rzadziej spotykamy się ze sobą, coraz częściej komunikujemy, ale jest to „komunikacja obsługiwana kciukiem”. Obecnie większość ludzi woli wysyłać SMS-y, e-maile lub komentować na forach, niż bezpośrednio nawiązywać kontakt. Tęsknimy za kontaktem międzyludzkim, ale nauczyliśmy się tego unikać tak bardzo, jak to możliwe, zauważa Benny Wills.

Spotkanie twarzą w twarz w celu wymiany argumentów jest mniej wygodne niż kontakt „przez kciuk”. „Ale konfrontacja jest niezbędną częścią interakcji międzyludzkich. Jest to kluczowy element rozwiązywania konfliktów lub całkowitego ich uniknięcia. Dlaczego jej unikamy? Ponieważ może to być z różnych względów niekomfortowe, ludzie wolą pisać na klawiaturze, zamiast mówić”. Tylko że ten typ komunikacji charakteryzuje się brakiem empatii; jest on pośredni, bezosobowy. Stanowi barierę i tarczę. Skoro za słowem żywym można się ukryć, tym bardziej można to zrobić za – pisanym. Rodzi to pokusę swoistej szczerości. Piszę „swoistej” bo rzeczownik ten rodzi zazwyczaj pozytywne konotacje. Jedna z nich wyraża się w słowie prawda. Może cierpka, może bolesna, ale opisująca rzeczywistość tak, jak widzi ją interlokutor niepozbawiony dobrej woli. Mówca przedstawia przemyślany przez siebie obraz spraw, nie żeby obrazić, ale pouczyć, w dobrym tego słowa znaczeniu. Wzbogacić dysputę swymi spostrzeżeniami. Uczynić ją ciekawszą, pełniejszą, dającą do myślenia.

Do czworaków przywykli jak do pięknych domów

Natomiast słowa wypowiadane przez osobę opętaną „swoistą szczerością” leżą, względem szczerości bezprzymiotnikowej, na przeciwnym biegunie. Są ogniem i żarzącą się lawą wypływającą z wnętrza opanowanego przez skrajne, złe emocje. Nie mają nic innego do zaoferowania tylko destrukcję, nie chcą oświecenia rozmówcy, ale spopielenia go. „Ludzie mówią sobie w Internecie rzeczy, których nigdy nie powiedzieliby na głos. Kłócą się z powodu najmniejszej różnicy zdań. Wielu (zwłaszcza komentatorów YouTube’a) ukrywa się za awatarami i pseudonimami. To umożliwia im mówienie dowolnych rzeczy, bez ponoszenia odpowiedzialności. Zasadniczo każdy ma swobodę bycia dupkiem bez żadnych konsekwencji. Najgorsze jest to, że nikt już się nie słucha”, zwraca uwagę Wills. Wszyscy narzekają na wszystkich, uciekają do używek, pod wpływem których przez chwilę czują się gospodarzami. Poczucie to wyraża się w grubych inwektywach skierowanych pod adresem nadzorców, złorzeczeń roznoszących się w bezpiecznych ścianach domostw. W obrzydliwym słowo-toku, w wulgaryzmach.

Przywodzi to na myśl słowa „Ballady feudalnej” Jacka Kaczmarskiego:

Pijąc-kłócą się

kłócąc – nie ufają nikomu 

W nocy gardła pełne

piekącego szczęścia: 

Narzekać, nienawidzić,

kląć na ekonomów.

Ci, którzy opanowani zostali nie przez chęć dążenia do prawdy, ale przez „swoje racje”, upodabniają się do siebie niezależnie od treści owych „racji” Zarówno wyznawcy wokeizmu, jak ci, którzy „obudzili się” w 2001 r. i utworzyli ruch prawdy, mający za zadanie zerwać kotarę propagandy mainstreamowej i obnażyć tajemnicę kuchni, w której pitrasi się polewkę dla mas, przestają różnić się od siebie. Zniewolone przez samozakłamanie stado, odrzucające oczywistość przesłania, że tylko „prawda was wyzwoli”. Są niczym fornale nie-mogący żyć bez swych panów, niezdolni do ucieczki z majątku „przywiązani do niego. Bardziej niż każę głód, rozsądek, miejscowe prawo”, bo „do czworaków przywykli jak do pięknych domów” że znów polecimy Kaczmarskim. •

Obudzeni przez wstrząs 11 września 2001 r., wyzbyci złudzeń odnośnie do prawdziwości przekazów mainstreamowych tylko przez moment patrzyli trzeźwo na świat, po czym popadli w swoje iluzje. Największą z nich jest ta mówiąca, że to my mamy rację; że już samo obudzenie zaimpregnowało nas na kłamstwo. Owszem, na propagandę dominujących w świecie publikatorów tak. Ale nie oznacza to wcale, że bez reszty otworzyło nas na prawdę, dało monopol na jej odkrywanie, patent na bezbłędne poznawanie rzeczywistości. Bo takiego nikt nie ma, albowiem – jak mówi Pismo: „Po części bowiem tylko pozna-jemy”. Stąd krytyczna uwaga Benny’ego Willsa: „Wiele osób zajmujących się alternatywną lub «spiskową» stroną rzeczy wpadło w tę samą pułapkę, co potępiane przez nich «owce». Arogancka wierność ideałom, przekonaniom i opiniom”.

Trivium wraca w wielkim stylu, na chwilę

Aby walcząc o prawdę, nie za-cukać się i nie spowodować, że w szale zmagań z łgarstwem nie polegnie również ona, należy powrócić do… średniowiecza. Należy skorzystać ze sposobu nauczania stosowanego w średniowiecznej edukacji. Aby obronić się przed samozakłamaniem, do systemu edukacji winno wrócić trivium powstałe w czasach starożytnych i rozwinięte w średniowieczu. Każdy ówczesny żak musiał przejść przez ten etap szkolny, aby móc wspinać się wyżej w intelektualnym rozwoju. Trivium to gramatyka, dialektyka/ logika i retoryka. Rozwijało umiejętność krytycznego myślenia, poznawania rzeczywistości takiej, jaka ona jest, a nie jaka być powinna według poznającego bądź jego „zleceniodawców” i – co równie istotne – uczyło adekwatnego wypowiadania tego, „co pomyśli głowa”. Stąd gramatyka stawiała nacisk na fakty, dane, pojęcia, podstawowe umiejętności poznawcze (uwaga, postrzeganie, zapamiętywanie, kojarzenie), logika uczyła, w jaki sposób należy poprawnie łączyć ze sobą poszczególne fakty i wydarzenia, wyciągać prawidłowe wnioski, a retoryka – prawidłowego użytkowania wiedzy i rozumienia jej oraz klarownego wypowiadania myśli zbudowanych na fundamentach gramatyki i logiki – faktów i prawidłowej ich interpretacji.

Ruch prawdy, u szczytu swej aktywności, który nastąpił w okresie 2010-2020, położył nacisk na takie właśnie myślenie. Świadomie lub nie wezwał trivium do powrotu. Przez krótki okres gramatyka, logika i retoryka święciły tryumfy. Tyle że media społecznościowe rozbuchały emocje, osłabiając – a nierzadko unicestwiając – chłodny, racjonalny namysł. „Komunikacja online to najczęściej retoryka pozbawiona gramatyki i logiki, które ją wspierają”. A skoro tak, skoro emocje odcięły słowa od życiodajnych (a może raczej „sensodajnych”) korzeni, dysputą zawładnęło pustosłowie. Hasła niczym te, znane nam z pochodów pierwszomajowych, drętwe mowy wypowiadane na akademiach ku czci, przęz pewnych siebie aktywistów i indoktrynatorów, lub przeciwnie – perory z wieców potępiających, pełne emocji i jadu, zawładnęły przestrzenią publiczną; obszarem, na którym przynajmniej w założeniu winno dochodzić do wymiany myśli i kształtowania poglądów, zbliżania się do prawdy. Przywoływany przeze mnie bloger ubolewa: „Mnożą się daleko idące uogólnienia. Oskarżenia. Deklaracje. Proklamacje. Polaryzujące opinie mające uchodzić za fakty”. Tylko zapomina się o tym, o czym uczniowie trivium doskonale wiedzieli – opinie to nie to samo co fakty. Mogą je odzwierciedlać, ale nie muszą; mogą im bluźnić („a gmin rozumowi bluźni”), być z nimi w jałowym sporze, mogą im przeczyć. A nawet uzurpować nad nimi przewagę („piękne kłamstwo jest lepsze niż szpetna prawda”). Opinie mogą służyć, i często służą właśnie, indoktrynacji, propagandzie, hegemonii uprzywilejowanej grupy (np. globalistycznych elit). Fakty służą poznaniu, są „społecznie neutralne” tzn. nie dają się zaprząc do służby na rzecz określonych grup i ich interesów. Są milczącymi tragarzami prawdy. Ale ich milczenie jest wymowne, mówiąc po norwidowsku.

Jak przywrócić ruch ku prawdzie?

William James

„Zdecydowana większość ludzi myśli, że myśli, podczas gdy w rzeczywistości jedynie zmienia swoje uprzedzenia”, mówił psycholog William James, cytowany przez Benny’ego Willsa. To ważna uwaga, bo wskazuje na to, jak silne są w nas tendencje do umysłowego samozadowolenia. Jak wzbraniamy się przed „roboczym założeniem” że również przeciwnik może mieć rację. Choć trochę. Przyznanie, że osoba nielubiana przez nas, może nawet lekceważona, uważana za intelektualną ciamajdę, nie jest taka głupia, jak się to nam z początku wydawało, zazwyczaj bywa ważnym czynnikiem rozwojowym naszego intelektu. Dysonans poznawczy to nieprzyjemne doświadczenia, ale może być bardzo pouczające, rozwijające intelektualnie. To tylko od nas zależy czy zastygniemy w dziecięcym uporze „wszystkowiedzących”, czy podejmiemy trud człowieka intelektualnie dojrzałego polegający na ponownym przypatrzeniu się własnym założeniom, wstydliwie pielęgnowanym przesądem, stereotypom poznawczym, zbudowanym przez siebie hierarchiom i udzielonym odpowiedziom na pytanie, kto jest mądry a kto „przygłup”.

Tyle że taka praca, wyzwanie rzucone samemu sobie mające na celu zbudowanie mostów, łączników z innymi, którzy też mogą mieć racje, i uzupełnić nimi nasze przemyślenia – choć konieczna, zabiera dużo czasu, a tego zbyt wiele nie mamy. Skłócone, skaczące sobie do oczu społeczeństwo, zagłuszające rozsądek i palącą potrzebę solidarności, wzajemnego zaufania i szacunku, kakofonią (panaderecką) złorzeczeń i wyzwisk, to idealna pożywka dla duszącego od dekad układu „samych swoich”.

Uświadomienie sobie tego to odkrycie pierwszego stopnia wyzwalającej prawdy. Kolejnym jest poszukanie tego, co łączy; trzecim walka – do niedawna skłóconych w interesie elit, a teraz zjednoczonych dla osiągnięcia swojego celu – obywateli z ich samozwańczymi, zakłamanymi zarządcami.

lain Davis Catte Black, publicyści Off-Guardian, zachęcają nas w ten oto sposób. Naszym sojusznikiem i potencjalnym współtowarzyszem walki jest każdy, kto uzna, że w dzisiejszym świecie brak jest jakiejkolwiek „funkcjonującej demokracji” że wystąpiła paląca konieczność przeciwstawienia się „wyraźnie skorumpowanym i niereprezentatywnym elitom władzy” że należy porzucić (albo przynajmniej zawiesić – dodajmy od siebie) „paradygmat lewicowo–prawicowy”. Zwalczające się bezsensownie strony musi zjednoczyć świadomość wagi spraw, wyzwań stojących przed społeczeństwami i konieczność budowania świata „zjednoczonego przeciwko oligarchicznej tyranii” Taka jedność, taka ogólnoludzka solidarność jest niezbędna. Davis i Black tłumaczą: „Aby stawić czoła tej wielkiej potędze i zlikwidować projekty, za pomocą których zamierza ona zniszczyć świat, jaki znamy, musimy utworzyć spójny i zjednoczony front ruchu oporu, obejmujący Wschód i Zachód oraz wszystko, co jest pomiędzy. Musimy wyjść poza paradygmat lewicy i prawicy i zrozumieć, że klasa agresywnych drapieżników nie ma takich ograniczeń w swojej strategii. My też nie powinniśmy”.

Zjednoczenie przeciw łgarzom to jedna prawda. Walka z nimi – druga. Odbudowa rzeczywistości stworzonej niegdyś na nasz obraz i podobieństwo to prawda trzecia. Ratujmy te prawdy!

Przygotowania do ogłoszenia kolejnej, trzeciej pandemii (2009,2020,2025) są w toku. Jeśli w trakcie majowego Światowego Zgromadzenia Zdrowia 2/3 państw przegłosuje Traktat Pandemiczny, czyniący z WHO globalnego imperatora zdrowia, możemy spodziewać się bezwzględnej dyktatury sprawowanej w interesie BigPharmy, czyli producentów preparatów zwanych szczepionkami.

Jacek Frankowski

Dotychczas przeprowadzone operacje dwu pandemii ogłoszonych przez WHO były tylko poligonem przed przygotowywaną pandemią tajemniczej choroby oznaczonej kryptonimem X, która ma być wywołana nieznanym jeszcze czynnikiem, przeciwko któremu już opracowywane są szczepionki. Naprawdę, nie żartuję.

Muszę jednak przypomnieć działania prowadzące do ogłoszenia dwu wcześniejszych pandemii. W roku 2009 WHO ogłosiło pandemię świńskiej grypy H1N1. Przygotowania polegały na dokonaniu zmiany definicji pandemii poprzez eliminację wymogu dużej liczby ciężkich przypadków i zgonów, ograniczając wymóg do kryterium terytorialności, który spełnia każda sezonowa infekcja. Wraz z ogłoszeniem pandemii w czerwcu 2009 r. zarządzono masowe szczepienia przeciwko tej grypie. To wtedy polska minister zdrowia Ewa Kopacz odmówiła zakupu szczepionek, wywołujących u dużej części zaszczepionych w innych państwach narkolepsję, jak się później okazało.

W czerwcu 2010 r. na łamach brytyjskiego czasopisma medycznego BMJ oraz na posiedzeniu Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy równocześnie przedstawiono bardzo krytyczne względem WHO raporty związane z ogłoszeniem pandemii grypy H1N1. Głównym oskarżeniem, jakie znaleźć możemy w raportach, jest informacja o tym, że pandemii grypy nie było wcale i została ona ogłoszona na potrzeby koncernów farmaceutycznych.

Jeśli myślisz, że to była klęska ogłaszających pandemię, to się mylisz. To była lekcja, z której organizatorzy nieudanej pandemii świńskiej grypy postanowili wyciągnąć wnioski na potrzeby ogłoszenia przyszłej pandemii; i wyciągnęli.

Nie będę opisywał wszystkich kolejnych działań przygotowawczych, chociaż są bardzo interesujące, lecz przekroczyłyby ramy tego artykułu, skoncentruję się więc na ostatniej fazie przygotowań do ogłoszenia pandemii Covid-19, której nazwę nadano, zanim poznano czynnik ją wywołujący, czyli koronawirus z laboratorium w Wuhan, określony groźnym mianem SARS-CoV-2.

W latach 2017-2018 komitet ekspertów WHO złożony z wyselekcjonowanych wirusologów i analityków chorób opracował koncepcję hipotetycznej „choroby X”, która miałaby wywołać przyszłą pandemię. W maju 2018 r. WHO i Bank Światowy utworzyły Globalną Radę Monitorowania Gotowości (GPMB) w celu omówienia kluczowych kwestii dotyczących globalnej gotowości na wypadek pandemii. Koncepcja hipotetycznej „choroby X” była rozwijana w przeprowadzonej w maju 2018 r. symulacji Clade X, będącej ćwiczeniem modelowania pandemii przeprowadzonym przez Centrum Bezpieczeństwa Zdrowia Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. W symulacji hipotetyczna pandemia miała spowodować 900 milionów symulowanych zgonów. Następnym krokiem przygotowań pandemicznych było przeprowadzenie w październiku 2019 r. wydarzenia Event 201 Simulation of a Pandemic. Oba wydarzenia odbyły się pod auspicjami Johns Hopkins Center for Heath Security przy wsparciu fundacji Gatesów.

Ostatnim krokiem przed ogłoszeniem pandemii Covid-19 była zorganizowana w drugiej połowie lutego 2020 r. globalna konferencja WHO, mającą na celu uzgodnienie narzucenia światu reakcji na szykowane ogłoszenie pandemii. Konferencję wsparli organizacyjnie i sfinansowali liderzy fundacji Gatesów, Gavi, CEPI i Wellcome Trust Była to ostatnia próba przed przygotowywanym spektaklem, w którym specjaliści od mediów i operacji psychologicznych mieli odgrywać główne role wyznaczone przez WHO i BigPharmę.

Ogłoszona 11 marca 2020 r. pandemia Covid-19 początkowo przebiegała zgodnie z założonym scenariuszem pełnego wyszczepienia ludzkości. Rozpoczęto bezustanną kampanię strachu 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, składającą się z doniesień o wyolbrzymionej, rzekomej fali zgonów z powodu Covid-19, utajniając informację o śmiertelności i zachorowalności wynikającej z przyjęcia pseudoszczepionki.

Nie wszystko jednak poszło zgodnie z planem. Pomimo nałożonej cenzury w mediach głównego nurtu i w korporacyjnych serwisach informacyjnych wiedza o fatalnych skutkach po-szczepiennych dzięki serwisom alternatywnym przebijała się do szerokich kręgów społecznych. Bolesnym ciosem wymierzonym pseudoszczepionkom Pfizera i Moderny było oświadczenie ich promotora Billa Gatesa, że preparaty te nie blokują infekcji. Przed tym stwierdzeniem Gates wyzbył się akcji Pfizera, jeszcze z 10-krotnym zyskiem, co wywołało run na masowe wyzbywanie się tych akcji, doprowadzając do obniżenia wartość firmy Pfizer o ponad 50 proc.

Największy promotor preparatów mRNA Anthony Fauci 10 stycznia 2023 r., czyli dziesiątego dnia po opuszczeniu fotela szefa NIH-u, opublikował artykuł „Ponowne przemyślenie szczepionek nowej generacji na koronawirusy, wirusy grypy i inne wirusy układu oddechowego”, w którym komentując szczepionki na C-19, cynicznie stwierdził: „Próba kontrolowania wirusów błony śluzowej układu oddechowego za pomocą ogólnoustrojowo podawanych niereplikujących się szczepionek była jak dotąd w dużej mierze nieudana”. Szkoda, że wcześniej nie przemyślał tej kwestii. Uratowałby wiele ofiar pseudoszczepionek doświadczających NOP-ów.

W związku z postępującym procesem stygnięcia nastrojów panikarskich WHO już na początku 2022 r. postanowiła kuć żelazo dopóki jeszcze jest w miarę rozgrzane. WHO zainicjowało więc rozpoczęcie negocjacji nad Międzynarodowym Traktatem Pandemicznym. Spośród punktów wskazujących cele i zasady organizacji walki z pandemiami wymienionych przez inicjatorów Traktatu Pandemicznego wymieniony został główny cel Traktatu:  silniejsze międzynarodowe ramy zdrowotne, w których WHO działałaby jako organ koordynujący globalne kwestie zdrowotne.

Światowe Zgromadzenie Zdrowia mające obradować w dn. 16-24 maja 2024 r. ma rozstrzygnąć dopiero tę kwestię. Tyle że działania WHO, traktując kwestię globalnego zarządzania zdrowiem jakby już rozstrzygniętą, prowadzi działania wybiegające poza rok 2024, krocząc przetartym już szlakiem. Pozostaje pytanie, czy działania sprawdzone przed pandemią Covid-19 wywołujące wówczas oczekiwaną panikę, przyniosą obecnie podobny efekt? Mam wątpliwości, ale zobaczymy.

W przygotowaniach do ogłoszenia trzeciej pandemii wariant wykorzystania „choroby X” i operacji psychologicznej mającej wywoływać panikę serwowanym poczuciem zagrożenia życia, ponownie wrócił na tapet. Tym razem WHO podążając tropem z lat 2017-2019, zwołała w listopadzie 2022 r. grupę ponad 300 wyselekcjonowanych naukowców w celu zbadania „nieznanego patogenu, który może spowodować poważną międzynarodową epidemię”, zakładając (podkreślam – zakładając) śmiertelność 20 razy większą niż w przypadku Covid-19. Czy ktoś czytający to rozgląda się już za maseczką? Liczę, że nie dotyczy to czytelników WG.

W czym WHO i organizacje wspierające upatrują zagrożenie dla skuteczności swoich działań? Nie uwierzyłbyś. Organizacje znane z korzystania z cenzury i szerzenia narracji rozmijających się z prawdą zagrożenie dla swoich planów widzą w dezinformacji. W trakcie Forum Davos 2024 obradującym pod znamiennym hasłem „Odbudowy zaufania” (dobrze, że dotarło, że je utracili) przewodnicząca KE Ursula von der Leyen powiedziała: „Dla globalnej społeczności biznesowej głównym zmartwieniem na najbliższe dwa lata nie jest konflikt czy klimat, ale dezinformacja i fałszywa informacja […]. Rozwiązanie tego problemu było naszym celem od samego początku mojej kadencji. W naszym akcie o usługach cyfrowych określiliśmy odpowiedzialność dużych platform internetowych za treści, które promują i propagują”.

Czym jest wyżej wzmiankowany europejski akt o usługach cyfrowych? To regulator mediów społecznościowych, internetowych platform handlowych, bardzo dużych platform internetowych (VLOP) i bardzo dużych wyszukiwarek internetowych (VLOSE). Oznacza to, że treści publikowane na X, czyli dawnym Twitterze, który Elon Musk – chwała mu za to – uwolnił od cenzury, na obszarze Europy będą cenzurowane. Komentujący akt o usługach cyfrowych nie pozostawiają złudzeń co do antywolnościowych skutków tego prawa.

David Friedberg: „Era otwartego Internetu jako zdecentralizowanej platformy technologicznej służącej jednostkom, a nie nadzorowanej i zarządzanej przez rządy, dobiegła końca”.

David Sacks: „To jest reżim cenzury. .. Problem polega na niejasności tego stwierdzenia, które mówi, że firmy zajmujące się mediami społecznościowymi muszą usuwać nielegalne treści, ale nie mówi, czym są nielegalne treści. Przekazuje władzę definiowania ich tej grupie eurokratów”

Interesem każdego z nas jest jak najszersze propagowanie wiedzy, jak ścisły związek zachodzi między zdrowiem i wolnością.

SPECJALNA KSIĘGA GOŃCZA DLA POLSKI

Vera Jourova
Marco Buschmann
Adam Bodnar

Cóż za koincydencja zdarzeń. Podczas siłowego ataku na media publiczne i wyłączenia sygnału telewizyjnego w Polsce przebywała z wizytą dobrze nam znana komisarz i wiceprzewodnicząca Komisji Europejskie Vera Jourova. Wyglądało to tak jakby nadzorowała i osłaniała ten bandycki atak na media. Natomiast w ubiegłym tygodniu nazajutrz po przybyciu do Polski niemieckiego ministra sprawiedliwości, Marco Buschmanna, Bodnar i jego ludzie siłowo i bezprawnie zaczęli zajmować gabinety Prokuratury Krajowej włamując się do systemu informatycznego i przejmując zgromadzone dokumenty. Bauschmann po spotkaniu z Bodnarem wyraźnie zadowolony z jego poczynań stwierdził, że: – Niemcy są pod wrażeniem tego, jak Polska wraca do centrum Europy i jej chęci wzmocnienia praworządności. Z ministrem sprawiedliwości Adamem Bodnarem chcemy wznowić bliską współpracę, również w ramach Trójkąta Weimarskiego.

Niemiecka bezczelność bije kolejne rekordy. To wszystko wygląda tak, jakby oni i ich ludzie w KE typu Jourova i Reynders bez żadnych kamuflaży bezpośrednio z Warszawy nadzorowali przebieg tego pełzającego zamachu stanu. Czy większość polskiej opinii publicznej w końcu zrozumie, że na k naszych oczach Niemcy dokonują kolejnego blitzkriegu, z tym że już bez użycia czołgów i samolotów? Gdy widzi się kolejne cele tych ataków, można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że dysponują oni, podobnie jak w 1939 r., listami proskrypcyjnymi, na których widnieją nazwiska osób potencjalnie groźnych dla niemieckiej władzy okupacyjnej, na czele której postawili Tuska. Tamten spis polskich nazwisk stworzony przez służby specjalne III Rzeszy ocalał i wiadomo, że nosił tytuł: Sonderfahndungsbuch Polen (Specjalna księga gończa dla Polski). Ciekawe, jak Niemcy nazwali jej współczesną wersję? To smutne, że niemiecka V kolumna jest w dzisiejszej Polsce silniejsza niż ta, która działała w II Rzeczpospolitej. A przecież w 1939 r. żyło w Polsce około 700 tys. Niemców, podczas gdy dzisiaj jest to tylko 130 tys. Wytłumaczenie jest jedno. Przez ostatnie lata dzięki zmasowanej proniemieckiej propagandzie drastycznie wzrosła liczba Polaków o mentalności folksdojczy. Historia się powtarza, jednak z pewną różnicą. Kiedyś nad ujarzmieniem Polski i Polaków tu u nas na miejscu czuwali towarzysze doradcy ze Związku Radzieckiego. Dziś podmienili ich towarzysze z Berlina i Brukseli.

podpis. Leon Baranowski – Buenos Aires Argentyna

 

KONIECZNIE PRZECZYTAJ! GDYBYŚ O TYM WIEDZIAŁ CZY PRZYJĄŁBYŚ SZCZEPIONKĘ?

Prokurator twierdzi, że 75 miliardów dolarów, zagrabionych przez firmę Pfizer ze sprzedaży szczepionek, których przyjmowanie wymusiło na obywatelach państwo, było „bezpośrednim i oczywistym skutkiem” oszustwa firmy.

„Czy 92 proc, dorosłych Amerykanów zaszczepiłoby się przeciwko Covid-19, gdyby wiedziało, że «szczepionki» zmniejszają ryzyko jedynie o 0,85 proc.? Czy młodzi ludzie przyjęliby szczepionkę, gdyby wiedzieli, że nie zapobiegnie to zakażeniu?”, zaczyna swoją historię o szprycach kowidowych znana nam strona Instytutu Brownstone’a, w artykule „Gdybyś wiedział, czy przyjąłbyś szczepionkę?” z grudnia 2023 r.

Opinie niebezpieczne, bo prawdziwe

John Ie Carre

„Praca nad «Wiernym ogrodnikiem» dotyka najbogatszego sektora przemysłowego na świecie, który nie tylko jest odpowiedzialny za tworzenie nowych leków na różne choroby, ale też sam choroby wywołuje. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że koncerny farmaceutyczne używają ludzi, jakby byli królikami doświadczalnymi”. Tak John Ie Carre, weteran powieści polityczno–szpiegowskich, opowiada o swojej książce „Wierny ogrodnik” (2001) w wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej” w 2012 r. Le Carre w latach 1959-1964 był pracownikiem służby zagranicznej oraz współpracownikiem brytyjskiego wywiadu. Po zdemaskowaniu przed KGB przez podwójnego agenta brytyjskiego zajął się pisaniem. Zmarł 12 grudnia 2020 r. Histeria pandemiczna sięgała wówczas zenitu, na którym była utrzymywana przez media i polityków jeszcze ponad rok. Trup nadmiarowych zgonów słał się gęsto, ale polityków to nie obchodziło – i tych z lewa, i tych z prawa, dzierżących wówczas władzę. Znów doszło do „porozumienia ponad podziałami”, jak dzieje się zawsze, gdy trzeba ratować układ polityczny rodem z Okrągłego Stołu. Koszty społeczne i ekonomiczne są wówczas nieważne. Liczy się tylko polityczna żyć mężów stanu i jej ochrona.

„Śmierć Johna Ie Carre. Szczepionka na koronawirusa, której producentem jest amerykańska korporacja farmaceutyczna Pfizer z bogatą przeszłością kryminalną. Premier Morawiecki w towarzystwie szefowej na Polskę «renomowanej» firmy. Zmasowana «walka z fake new-sami» podjęta przez «Science», «Nature», Scientific Americans «Świat Nauki», Onet.pl, Rp.pl. Sporo tych «zbiegów okoliczności®, jak mawiała Tessa Quayle, jedna z głównych bohaterek «Wiernego ogrodnika. Kobieta, która została zamordowana, bo «igrała ze zbiegami okoliczności, stając na linii fontu w walce z potężną korporacją farmaceutyczną”, pisał w Tygodniku Spraw Społecznych Rafał Górski.

W 2022 r. na rynku księgarskim ukazała się praca „Biała księga pandemii koronawirusa” pod red. dr. Mariusza Błochowiaka, wydana przez Fundację Ordo Medicus. Jednym z autorów książki, powstałej „w oparciu o publikacje naukowe”, jak czytamy na stronie okładkowej, jest pan Piotr Witczak, doktor nauk medycznych, biolog medyczny. Dr Witczak specjalizował się w ocenie skuteczności i bezpieczeństwa leków. Autor przypomina, że już na początku 2021 r. naukowcy wyrażali swoje obawy odnośnie do skuteczności i bezpieczeństwa szczepień przeciw COVID-19: „przyspieszone prace nad szczepionkami obniżyły wartość niezbędnych badań przedklinicznych, kluczowych w ocenie średnio- i długoterminowych korzystnych lub szkodliwych konsekwencji […] Ponadto wysoki potencjał mutacji SARS-CoV-2 i już zagregowane zmiany genetyczne wywołują racjonalną niejasność i niepewność co do skuteczności szczepionek przeciwko dominującym szczepom i odporności klinicznej wobec nich”.

Dlaczego mimo tych merytorycznych uwag i szeregu innych uzasadnionych wątpliwości naukowców, których opinie przytacza „Biała księga” zdecydowano się na szczepienia i nadal zachęca do „nadstawiania ramienia”? Odpowiedź jest prosta: „Ze względu na ogromne zyski ze sprzedaży szczepionek przeciw COVID-19″. Uczeni, którym dolary nie zamknęły ust, są zdania, że biorąc pod uwagę „silne lobby przemysłu farmaceutycznego, ryzyko korupcji, konflikty interesów, stronniczość publikacji naukowych oraz wymiar polityczny masowych programów szczepień, należy spodziewać się tendencji do zawyżania skuteczności i zaniżania skutków ubocznych tych preparatów w oficjalnych komunikatach i doniesieniach naukowych”.

Rząd chroni koncerny

Jak wynika z danych przytoczonych na wstępie tekstu, niewielu Amerykanów odmówiło przyjęcia nieprzebadanego preparatu. Postawiło się nachalnej propagandzie i bezprawnemu przymusowi. Większość pozostawiła odwagę, słynny amerykański luz i obronę wolności (z której USA rzekomo słynie) do adegrania bohaterom filmów akcji. Strona Brownstone Institute informuje, że dopiero pc dłuższym czasie Amerykanie zrozumieli, że kampanie medialne wspierające szczepienia były oszukańcze. Reklamowane korzyści – zapobieganie infekcjom i przenoszeniu choroby – były kłamstwem. „W odpowiedzi niecałe 20 proc.

Amerykanów zdecydowało się na otrzymanie «boosterów» [dawek przypominających] pomimo wielomiliardowych kampanii propagandowych”.

Ken Paxton

Do ofensywy przeszli też prawnicy. Prokurator generalny Teksasu Ken Paxton wniósł parę tygodni temu pozew, mający na celu pociągnięcie firmy Pfizer do odpowiedzialności za oszustwo, które przyniosło rekordowe zyski przemysłowi farmaceutycznemu. Zarzucił w nim, że firma fałszywie przedstawiła skuteczność szczepionki przeciw ko-widowi i „spiskowała w celu cenzurowania dyskursu publicznego” z naruszeniem teksaskiej ustawy o oszukańczych praktykach handlowych (DTPA).

William Spruance

Firma Pfizer wspomagana była w niecnym procederze przez… rząd federalny. Bowiem, jak pisze William Spruance w tekście z początku lutego 2023 r., również zamieszczonym na stronie Brownstone Institute: „Rząd USA zapewniał stały dopływ dolarów podatników na przychody Big Pharmy i chronił przedsiębiorstwa będące beneficjentami przed kosztami postępowań sądowych”. Dziennikarz informuje, że: „w latach 2000-2018 35 firm farmaceutycznych odnotowało skumulowane przychody w wysokości 11,5 biliona dolarów. Było to znacznie więcej niż przychody innych spółek publicznych w tym samym przedziale czasowy. Roczne przychody firmy Pfizer wzrosły z 3,8 miliarda dolarów w 1984 r. do rekordowych 100 miliardów dolarów w 2022 r”..

Prokurator Paxton twierdzi, że 75 miliardów dolarów, zagrabionych przez firmę Pfizer ze sprzedaży szczepionek, których przyjmowanie wymusiło na obywatelach państwo, było „bezpośrednim i oczywistym skutkiem” oszustwa firmy. Przepisy DTPA wymagają, aby prokurator generalny Teksasu, jeśli jego pozew miałby zakończyć się sukcesem, musi udowodnić, że firma skłamała lub nie ujawniła znanych informacji na temat swojej szczepionki na kowid. Po drugie, musi dowieść, że oszustwo Pfizera miało na celu promowanie sprzedaży szczepionek.

Szeryf z Teksasu kontra „banda Pfizera”

Sprawa postawiona przez Paxtona na forum prawnym ujawnia (raz jeszcze), że firma Pfizer oszukała opinię publiczną, wmawiając jej, że przyjęcie preparatu znacznie zmniejszy ryzyko zachorowania, a nawet umożliwia jego uniknięcie oraz zastopuje przenoszenie zakażenia. Poza tym odsłania wysiłki firmy mające na celu „cenzurę osób, które groziły rozpowszechnianiem prawdy” Wszystko to dowodzi, że firma wypaczała debatę publiczną, aby skłonić Amerykanów do przyjęcia preparatu zwanego propagandowo szczepionką. „Wysiłki te pozbawiły nas prawa do świadomej zgody, ukrywając ryzyko związane z przyjęciem produktu firmy Pfizer”.

Albert Bourla

Prokurator z Teksasu atakuje kłamstwa, dziś powszechnie znane, które firma kierowana przez dyrektora generalnego, weterynarza, Alberta Bourlę, reklamowała, jako prawdy „naukowe”. Wśród tych „prawd” znalazło się twierdzenie, że szczepionki miały „95 proc, skuteczności” i działały przeciwko mutacjom wirusa. Według Browstone Institute dane własne firmy Pfizer wykazały, że szczepionka była skuteczna zaledwie w 0,85 proc, w zmniejszaniu prawdopodobieństwa zarażenia się kowidem (tzw. bezwzględna redukcja ryzyka). Inaczej mówiąc, dane kliniczne firmy Pfizer wykazały, że „zapobiegnięcie jednemu przypadkowi Covid-19 wymagało zaszczepienia 119 osób”. Szef Pfizera, wspomniany Albert Bourla, powiedział, że zastrzyki miały „100 proc.” skuteczność przeciwko mutacjom wirusa, w tym wariantowi Delta. Nie tylko było to kłamstwo – firma Pfizer nigdy nie testowała szczepionek na wariantach wirusa. Mimo to w maju 2021 r. Bourla bezpodstawnie stwierdził, że „żaden zidentyfikowany dotychczas wariant… nie umknie ochronie naszej szczepionki” Trzy miesiące później firma wydała komunikat prasowy, w którym stwierdziła, że boostery „utrzymają, a nawet przekroczą wysoki poziom ochrony przed… odpowiednimi wariantami” Wkrótce potem Stany Zjednoczone skorzystały z możliwości zakupu 500 milionów dodatkowych dawek szczepionek firmy Pfizer.

Łgarstwa i szantaż moralny

Niezwykle istotne jest, że marketing firmy Pfizer opierał się na tym, aby przekonać zdrowych młodych dorosłych i nastolatków (w naszym kraju pozwolono szczepić nawet sześciomiesięczne niemowlęta!) do zaszczepienia się pomimo znikomego ryzyka, jakie stwarzał dla nich kowid. Wykorzystano wówczas pojęcie transmisji (przenoszenia) choroby, aby rozpocząć kampanię szantażu moralnego. Propaganda w mainstreamie dzień w dzień eksponowała hasło „zaszczep się, uratuj babcię”.

Krzysztof Simon

Na przykład prof. Krzysztof Simon już w grudniu 2020 r. mówił w Onet Rano „Jak ktoś […] chce zabić babcię, niech się nie szczepi, jak chce umrzeć – to samo”. Albert Bourla powiedział nastolatkom, że powinni dostać zastrzyki, aby „chronić… swoich bliskich”. Później dyrektor generalny firmy napisał na Twitterze: „Powszechne szczepienia są kluczowym narzędziem pomagającym zatrzymać transmisję”.

Dlaczego warto się zaszczepić przeciwko COVID-19?, pytał rząd polski na swej oficjalnej stronie “szczepimy się” gov.pl. „Bo uratujesz komuś życie. Im więcej będzie zaszczepionych osób, tym szybciej osiągniemy odporność populacyjną”.

Janine Small

Tyle że, jak dowiadujemy się z Brownstone Institute, przedstawiciele firmy przyznali później pod przysięgą, że nigdy nie sprawdzali, czy szczepionki ograniczają przenoszenie wirusa. W październiku 2022 r. rzeczniczka firmy Pfizer Janine Small pojawiła się na przesłuchaniu w parlamencie europejskim.„Czy szczepionka firmy Pfizer przeciw kowidowi została przetestowana pod kątem zatrzymania przenoszenia wirusa przed wprowadzeniem go na rynek?”- zapytał holenderski eurodeputowany Rob Roos. „NIE!” Odpowiedziała stanowczo Smali.

Zgodnie z ustawą DTPA Paxton musi udowodnić, że w celu promowania sprzedaży swoich produktów firma przedstawiła fałszywe informacje dotyczące szczepionki. Ponieważ zdecydowana większość Amerykanów poniżej 70. roku życia nie jest narażona na żadne istotne ryzyko związane z infekcją kowidową, kłamstwa dotyczące przenoszenia wirusa przez nie-zaszczepionych miały kluczowe znaczenie dla poszerzenia bazy klientów. To oszustwo stanowiło podstawę rozporządzeń na 2021 r., ponieważ urzędnicy rządowi i korporacje upierali się, że szczepienia są konieczne, aby zapewnić bezpieczeństwo zdrowym dorosłym współpracownikom i sąsiadom. Do grudnia 2021 r. cena akcji firmy Pfizer podwoiła się w porównaniu z początkiem pandemii w lutym 2020 r.

Cenzura i represje

Kłamstwa koncernu farmaceutycznego nie przeszłyby bez szykan cenzury. Christine E. Black z Off-Guardian w tekście „Czego nie wolno nam mówić” zauważa słusznie, że cenzura zagraża kulturom i cywilizacji. „Kiedy rządy i elity zabraniają mówienia i pisania bez gróźb, zawstydzania lub epitetów mających na celu zamknięcie dyskusji, wolne myślenie umiera. Ludzie też umierają”. Wokół „wojny z wirusem” narósł kompleks przemysłu cenzury. Dzięki pieniądzom i ogromnym wpływom prywatne branże nastawione na zysk, takie jak firmy farmaceutyczne, przejęły federalne agencje amerykańskie, takie jak Agencja ds. Żywności i Leków oraz Centra Kontroli

Chorób. W następstwie tego przejęcia instytucje państwowe zaczęły pomnażać zyski branży, zamiast chronić zdrowie publiczne. Elity korporacyjne i rządowe bogacą się w ten sposób i przechodzą na sute emerytury (skąd my to znamy!). „Pandemia niezaszczepionych” nigdy nie miała miejsca, chociaż artyści, wysoko opłacani przedstawiciele mediów i politycy zawzięcie oczerniali tych, którzy czekali na skrupulatnie przebadaną szczepionkę na kowida lub w ogóle odmówili jej przyjęcia.

Strona Brownstone Institute przytacza przykład Alexa Beren-sona, jednego z tych dziennikarzy, którzy starali się nagłaśniać oszustwa Big Pharmy. W pozwie Paxtona opisano, jak firma Pfizer „starała się zastraszyć i uciszyć… dziennikarza Alexa Berensona”. Członek zarządu firmy Pfizer, dr Scott Gottlieb, w zmowie zTwitterem, nalegał, aby uciszył doniesienia Berensona. W sierpniu 2021 r. dziennikarz napisał na Twitterze, że szczepionka firmy Pfizer „nie powstrzymuje przenoszenia infekcji” i ma „ograniczone okno skuteczności”. Pomimo prawdziwości tych stwierdzeń Gottlieb napisał do urzędników Twittera, zachęcając ich do tego, aby zakazali rozpowszechniania „herezji Berensona”. I tak się stało; kilka godzin później Berenson otrzymał stały zakaz publikacji. Pierwsza poprawka do konstytucji Stanów Zjednoczonych przestała obowiązywać na mocy decyzji przedstawiciela prywatnej firmy.

Pozew Paxtona opisuje również, jak firma Pfizer starała się uciszyć naukowców, którzy omawiali korzyści płynące z naturalnej odporności, nazywając tę retorykę „wyniszczającą” dla zaufania społeczeństwa do jej produktów. Cel był prosty: chronić Amerykanów przed prawdą, aby nadal otrzymywali produkt koncernu farmaceutycznego, a państwo płaciło za to pieniędzmi z podatków.

Nie wolno głośno mówić!

Redakcja strony Brownstone Institute podkreśla, że jak na razie odniesione zwycięstwa nad hegemonem (propandemikami) miały charakter defensywny. Duże grupy ludzi odrzuciły nakazy szczepień „przypominających”, państwa oparły się wezwaniom do ponownego wprowadzenia blokad, a dziennikarze zaczęli ujawniać korupcję, która zniszczyła zachodnią cywilizację. „Wysiłki te, choć ważne, nie doprowadziły do pociągnięcia do odpowiedzialności tych, którzy uzurpowali sobie nasze wolności obywatelskie i splądrowali skarb narodowy. Pozew Paxtona uderza w sedno korupcji stojącej za reżimem Covida: jak ich sukces wymagał masowych oszustw, a ich zyski zależały od kłamstw”. Co grozi firmie? Niewiele, bo tylko grzywna w wysokości 10 milionów dolarów. Przypomnijmy, że na samych szczepionkach Pfizer miał 75 miliardów dolarów przychodów. Ale pozew jest ważny, bo oznacza, że ruch oporu w końcu przeszedł do ofensywy. Gwałtowny spadek popytu na szczepionki pokazuje, jak firma Pfizer polegała na oszustwach, aby promować swój najbardziej lukratywny produkt. Kiedy Amerykanie poznali prawdę, popyt spadł o ponad 75 proc. Teraz pozew Paxtona stawia to oszustwo przed sądem, czytamy na stronie Brownstone Institute.

„Tysiące osób, ofiar niepożądanych odczynów poszczepiennych (NOP) uczyniono niewidzialnymi”, czytamy w Off-Guąrdian. O cierpieniu tych ludzi mówi się rzadko albo wcale. Mimo że nawet media głównego nurtu zaczynają pisać o NOP-ach i „z pewną taką nieśmiałością” (Anna Patrycy i Kasia Niekrasz, reklamujące produkt higieniczny firmy Always) sączyć wiedzę o nieprawidłowościach i oszustwach w okresie, jak oznajmiają, „pandemii”- to i tak osoby mówiące otwarcie o największym przekręcie w dziejach ludzkości spotykają się z szyderstwem. Są ekskludowani z dyskursu publicznego.

„Szczepionki są znakomicie skonstruowane, są bezpieczne. To jest postęp współczesnego świata i trzeba tę szansę wykorzystać”, powiedział prof. Krzysztof Simon w Onet Rano, w grudniu 2020 r.

„Nie mów o szczepionkach, o zamykaniu szkół i firm oraz kościołów z powodu biurokratycznych nakazów. Nie mów o NOP-ach lub śmierci poszczepiennej, stratach w nauce dzieci lub epidemiach uzależnień; nie mów o samobójstwach dzieci i nastolatków. Nie mówcie o obserwacjach Roberta F. Kennedy’ego Jr., że Haiti i Nigeria miały jedne z najmniej restrykcyjnych polityk kowidowych na świecie, wskaźnik szczepień na kowid wynoszący około 1 proc, i odnotowały jeden z najniższych wskaźników zgonów na koronawirusa” pisze Christine E. Black.

Nie mówcie o nadmiarowych zgonach, o lipnych testach, na których oparto psychozę pandemii, o tym, że znacznie spadła liczba uczestników niedzielnej mszy (nawet komuniści nie byli w tym dziele tak skuteczni jak „dobra zmiana” uległa wobec sił wyższych), że wzrósł poziom (i tak wysoki) nieufności społeczeństwa względem siebie. Nie mówcie, bo wezmą was za wariatów albo prowokatorów.

Dla PiS i PO z przybudówkami („koalicji kowidowej” jak określił tę sitwę polityczną poseł Grzegorz Braun) przypominanie o tym, jak prześcigali się w zamordystycznych propozycjach w latach 2020-2022, stanie się waleniem kijem w klatkę z małpami – wywoła wściekłość i zwierzęce odruchy.

Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny

2024 ROKIEM NIESPOKOJNEGO SŁOŃCA?

Państwa utracą status obszarów niezależnych. Staną się prowincjami globalistycznego imperium zarządzanymi przez lokalnych gubernatorów. Nigdy też nie będzie jawnej deklaracji zmiany systemu.

dr Robert Kościelny

Pandemie nie wybuchają bez powodów; politycznych powodów. To, co tylko niektórzy dostrzegali w bezprzykładnej histerii kowidowej – efekt inżynierii społecznej zastosowanej na skalę globalną, dziś ujawnia się z całą mocą. I cele też się ujawniają, pozwalając odpowiedzieć na pytanie o powód, dla którego w latach 2020-2022 odarto nas z praw, wolności, godności i smaku, „który każę wyjść, skrzywić się, wycedzić szyderstwo, choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała: GŁOWA!”.

Wybór oczywisty, ale niesłuszny

A wielu z wyborców pocałowało jeszcze ciemiężców w rękę za „przywilej” pomiatania nimi przez rządzących. Dowodem na tę żywiołową wdzięczność narodu – tyleż jaskrawym, co przygnębiającym – jest ponowny wybór niejakiego członka partii PiS Hoca Czesława (tego od skandalicznej ustawy zwalniającej z odpowiedzialności karnej, „walczących” z kowidem, która nie wiedzieć jakim cudem – choć chwała Panu za ten cud! – nie została przyjęta przez parlament opanowany przecież przez zamordystów) na reprezentanta narodu w Sejmie.

Gordon Brown

Nawet nie rąbka, ale całego rąbu tajemnicy, do czego to wszystko zmierza, uchylał w trakcie „pandemii” ten i ów reprezentant establishmentu. Na przykład Gordon Brown wzywał w owym czasie „rząd światowy” do walki z koronawirusem „w celu uporania się z kryzysem medycznym i gospodarczym spowodowanym pandemią Covid-19″ pisał „The Guardian” Jego dramatyczny apel rozległ się tuż przed wirtualnym (ale jak się potem okazało jakże realnym i obfitującym w realne skutki) spotkaniem grupy krajów rozwiniętych i rozwijających się G20, pod przewodnictwem Arabii Saudyjskiej. Brown stwierdził też, że byłoby lepiej, gdyby w tym spotkaniu uczestniczyła także Rada Bezpieczeństwa ONZ.

„Tego problemu nie da się rozwiązać w jednym kraju” – oświadczył. „Musi nastąpić skoordynowana globalna reakcja” – nagłaśniał swoje zbawienne dla ludzkości pomysły ratunkowe były premier Jej Królewskiej Mości, wtedy jeszcze.

Warto przy okazji zauważyć, że Brown już raz ratował świat przed Armagedonem. Ekonomicznym. W 2008 r. podczas kryzysu finansowego Brown przekonał innych światowych przywódców o konieczności ratowania banków, a następnie był gospodarzem spotkania G20 w Londynie, na którym zaproponowano pakiet ratunkowy o wartości 1,1 biliona dolarów. Stąd zaangażowanie sanitarystyczne Gordona Browna wróżyło dobrze. Bankom i korporacjom oraz uległym im rządom. W tym Hocowi, który należał do partii trzymającej wówczas władzę. I to jeszcze jak należał; aktywnie, koncepcyjnie, mentalnie, ekonomicznie. A nade wszystko zamordystycznie. O zasługach Hoca warto pamiętać, aby znów cnota nie została bez nagrody, jak pisze przy takich okazjach red. Stanisław Michalkiewicz. Bo przecież ponowny wybór na posła to żadna tam nagroda od społeczeństwa. To jedynie efekt spełnienia psiego obowiązku przez wdzięcznych za wzięcie za twarz obywateli, głosujących na listę PiS w okręgu wyborczym nr 40 województwa zachodniopomorskiego.

Gra się zaczęła, ale się zacięła

Kit Knightly

„Rząd globalny to gra końcowa. Wiemy to. Celem jest całkowita kontrola każdego aspektu życia każdej osoby na planecie”. Kit Knightly z Off-Guardian uważa to za oczywistą oczywistość. „Było to oczywiste dla każdego, kto zwracał na to uwagę od lat, jeśli nie dziesięcioleci, a jakakolwiek najmniejsza część pozostałych wątpliwości została rozwiana, gdy wprowadzono do społecznego obiegu Covid i członkowie establishmentu zaczęli wprost mówić o tym, że rząd globalny jest niezbędny”. Projekt pandemia to „szalony bieg do mety” podczas którego jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem.

Brandon Smith na stronie Alt-Market mówi nawet o klęsce programu Covid. „Nie sądzę, że wiele osób rozumie, jak epicka i ważna była w rzeczywistości bitwa o blokady związane z pandemią i paszporty szczepionkowe. Świat zachodni był o krok od całkowitego autorytaryzmu – nie totalitaryzmu, jakiego doświadczaliśmy od Wielu lat, ale pełnej dyktatury medycznej i masowej cenzury. Wierzę, że Covid BYŁ planem. Próbą stworzenia warunków resetowania, który nie powiódł się”.

Istotne w tym złowieszczym planie było wprowadzenie paszportów szczepionkowych. Z dziennikarskiego obowiązku przypomnijmy, że wiele osób, które weszło do Parlamentu Europejskiego z listy PiS-u głosowało za wprowadzeniem na terenie Unii paszportów. „Gdyby establishment osiągnął swój cel, jakim były paszporty szczepionkowe, walka o wolność byłaby zakończona. Paszporty uniemożliwiłyby udział gospodarczy każdemu, kto nie podporządkowałby się programowi, tworząc drugorzędną klasę obywateli (głównie konserwatywnych), która mogłaby następnie zostać poddana systematycznej eliminacji” pisze bez złudzeń Smith. Jak z tego by wynikało, nasi „konserwatyści” ostro piłowali gałąź, na której zasiedli z woli konserwatywnych wyborców. Nieświadomie, albo – wprost przeciwnie; wszak ich„interes gospodarczy” polegał właśnie na tym, aby się w tej sprawie „odciąć” od tych, dzięki którym zasiedli na gałęzi. Niczym gromada synogarlic („jestem synogarlicą pokoju” powiedział o sobie europoseł Brudziński), która – okadzana brukselskim dobrobytem – okazała się, koniec końców, stadem pawianów.

Skoro szło tak dobrze, a pawiany, tzn. członkowie establishmentu, posłusznie skakały z gałęzi na gałąź, to dlaczego nagle wszystko się skawaliło? Brandon Smith mówi, że to dzięki wystarczająco dużej liczbie ludzi, którzy się nie ugięli. Nie za bardzo widoczni, rozpuszczeni w tłumie wylęknionych konformistów, stanowili zagrożenie, niczym ziarna piachu oblepiające tryby. Z obawy, że „silnik postępu” może się zatrzeć i zamiast dziarskiego warkotu wyrzucać z siebie dychawiczne brzmienia – co i najbardziej przerażonych mogłoby natchnąć heretycką myślą, że nie taki diabeł straszny, jak sam siebie maluje – pomysłodawcy lock-downów, maseczek, dystansów i kompulsywnego mycia rąk przystopowali.

„Na szczęście wystarczająco dużo ludzi wstało i odmówiło zastosowania się do planu, co spowodowało, że plan został pokrzyżowany. Najwyraźniej establishment zdał sobie sprawę, że jest zdecydowanie zbyt wielu patriotów chętnych do chwycenia za broń i walki, jeśli będą dalej propagować farsę kowidową. Pamiętacie ten dziwny moment, kiedy większość propagandy kowidowej po prostu ucichła? Jakby ktoś użył przełącznika i media z dnia na dzień zmieniły narrację?”

Mateusz Morawiecki

Oczywiście, że pamiętamy. Zwłaszcza my, Polacy. Gdy z dnia na dzień sanitarystyczny rząd Mateusza Morawieckiego, jeszcze niedawno gotowy monitorować wszystkich uczestników zabawy na stokach Zakopanego jako potencjalnych „roznosicie!! śmierci” otworzył granice z Ukrainą, przez którą przelały się zrazu dziesiątki, a następnie setki tysięcy i w końcu miliony obywateli kraju ościennego słynącego z tego, że miał najniższą „wyszczepialność” w Europie. Nie tylko zresztą na kowid. Bez nadzoru sanitarnego, bez „maseczek” nie mówiąc już o jakiejkolwiek kwarantannie. I to wszystko do ogarniętego „szalejącą pandemią” kraju, w czasie dyskusji czy nie wymuszać na opornych szczepień przeciwkowidowych (pan prezes Kaczyński osobiście był za). „Putin pokonał pandemię w jedną noc” mówiły złośliwe „ruskie onuce”, zapewne opłacone złotymi, bo carskimi jeszcze, rublami.

„Cały strach, całe to przerażenie, cała zagłada szerząca się wokół «milionów zgonów», to wszystko nic nie znaczyło, a oni udowodnili, że w chwili, gdy wyłączyli machinę szumu, wszystko natychmiast wróciło do normy” – Brandon Smith komentuje to, co i u nas miało miejsce.

Nie rezygnują, działają nadal

„Covid oznaczał przyspieszenie programu globalistycznego, szalony pęd do mety, który wydawał się stracić impet przed zwycięstwem, ale wyścig nadal trwa. Cel się nie zmienił, nawet jeśli w ciągu ostatnich lat program działań nieco cofnął się w cień” uważa Kit Knightly.

Według publicysty Off-Guardian zmianie ulegną metody, staną się subtelniejsze od tych wprowadzanych w życie w ostatnich latach. Prawie na pewno nie powstanie oficjalny „rząd światowy”. Kowid nauczył tych ludzi, że nadanie nazwy i twarzy globalizmowi jedynie wznieca zbiorowy opór wobec niego. Narodowości nie zostaną zlikwidowane. „Możesz być pewien, że Claus Schwab (czy ktokolwiek inny) nigdy nie pojawi się w żadnej telewizji na świecie, ogłaszając, że wszyscy jesteśmy teraz obywatelami zjednoczonego świata i że państwa narodowe już nie istnieją”.

Globaliści uznali, że nacjonalizm, jak oni nazywają poczucie wspólnoty narodowej, odrębności narodowe przydadzą się do manipulowania opinią publiczną. „I oczywiście dalsze istnienie państw narodowych w żaden sposób nie wyklucza istnienia ponadnarodowego systemu kontroli, tak samo jak istnienie Rhode Island, Florydy czy Teksasu nie wyklucza istnienia rządu federalnego”. Państwa utracą status obszarów niezależnych. Staną się prowincjami globalistycznego imperium zarządzanymi przez lokalnych gubernatorów. Nigdy też nie będzie jawnej deklaracji zmiany systemu. „Nie powiedzą nam, że jesteśmy zjednoczeni w ramach nowego modelu, zamiast tego iluzja regionalności i powierzchownej rozbieżności zamaskuje brak prawdziwego wyboru w krajobrazie politycznym. Cienka, choć wielowarstwowa, skóra naciągnięta ciasno na monoukładowym szkielecie”. A ten, kto przeboruje się do dna trumny, w którą złożono naszą wolność i godność, ujawniając prawdę, zostanie okrzyknięty oszołomem i paranoikiem, a następnie – cichaczem – zniszczony jak wirus, bakteria, pasożyt, robak płaski lub obły. Bez różnicy dla dezynsektorów, dezynfektorów, deratyzatorów. O tym, że chętnych do walki ze „szkodnikami” jest aż nadto, poświadczają wydarzenia z lat 2020-2022.

„To, co przyniesie nam globalizm – sugeruję – to zbiór państw narodowych, głównie z nazwy, posiadających na pozór różne systemy rządów opartych na tych samych założeniach i podlegających niewybranej i niezadeklarowanej władzy wyższej”. Czy nie brzmi to znajomo? A jeśli tak, to czy nie dlatego, że taki system już istnieje?, zastanawia się Kit Knightly.

Trzy filary niewoli

Tony Blair

Publicysta mówi o trzech kołach zamachowych, dzięki którym maszyna despotyzmu na globalną skalę zacznie działać. Pierwszym jest pieniądz cyfrowy. „Ponad 90 proc, narodów świata jest obecnie w trakcie wprowadzania nowej cyfrowej waluty emitowanej przez ich bank centralny zapewniającej totalną kontrolę nad wydatkami każdego z nas”. Drugim – tożsamość cyfrowa. „Globalny nacisk na obowiązkowe tożsamości cyfrowe jest nawet starszy niż program walut cyfrowych. Jego początki sięgają przełomu wieków i krajowych dowodów tożsamości Tony’ego Blaira. Od kilku dekad tożsamości cyfrowe są lansowane jako rozwiązanie każdego problemu” zauważa publicysta Off-Guardian. „Terroryzm? Tożsamość cyfrowa zapewni Ci bezpieczeństwo. Nielegalna imigracja? Tożsamość cyfrowa zabezpieczy granicę. Pandemia? Tożsamość cyfrowa będzie śledzić, kto jest zaszczepiony, a kto nie. Sztuczna inteligencja? Tożsamość cyfrowa udowodni, kto jest człowiekiem. Ubóstwo? Tożsamość cyfrowa będzie promować włączenie finansowe”.

Czegóż więcej trzeba do szczęścia globalistom? I do ich pełnej kontroli nad nami? Jeśli dojdzie do połączenia krajowych walut cyfrowych z krajowymi platformami tożsamości cyfrowej, powstanie globalny system ścisłej kontroli, nadzoru i sterowania miliardami ludzi na całym święcie. Możliwości obliczeniowe komputerów są nieograniczone. Algorytmy nigdy się nie męczą. Mogą pracować dzień i noc, kontrolując i monitorując przemieszczanie się osób, ich transakcje finansowe, stan zdrowia itd. Mechanizm nadzoru i kontroli, o jakim świat jeszcze nie słyszał (ale usłyszy i odczuje), obsługiwany będzie „w modelu rozproszonym, mającym na celu zaciemnienie samego istnienia rządu światowego”.

Teraz trzecie koło zamachowe wprawiające w płynny ruch aparat zniewolenia, umożliwiający rządowi globalnemu działanie w taki sposób, aby nie zdradzić swego istnienia. Angażując do brudnej roboty tych, którzy chętnie użyczą swych twarzy do żyrowania poczynań „głębokiej władzy”.

Jest nim zmiana klimatu. Zmiany klimatyczne od lat znajdują się w centrum uwagi globalistów. „To koń trojański antyludzkiego technokraty. Już w 2010 r. znani «eksperci» ds. zmian klimatycznych sugerowali, że dudzie nie są wystarczająco rozwinięci®, aby przeciwdziałać zmianom klimatycznym, i że «może być konieczne wstrzymanie demokracji na jakiś czas®”.

Niedawno Andreas Kluth – felietonista „Bloomberga” a wcześniej redaktor naczelny „Handelsblatt Global” i autor „The Economist” – pisał, że: „Koncepcja wywodząca się z wojny trzydziestoletniej [czyli koncepcja państw narodowych – R.K.] może stać się przestarzała w dobie ekologicznej apokalipsy”. Stąd nagłówek jego artykułu głosił: „Zmiany klimatyczne zabiją suwerenność narodową, jaką znamy” A LSE, interdyscyplinarny blog akademicki prowadzony przez London School of Economics and Political Science, informuje: „Wysiłki mające na celu walkę ze zmianą klimatu i pandemią Covid-19 zostały udaremnione przez brak globalnej koordynacji. Arvind Ashta [profesor z Burgundzkiej Szkoły Biznesu – R.K.] przekonuje, że jeśli państwa poważnie podchodzą do rozwiązania globalnych kryzysów przyszłości, konieczne będzie zrzeczenie się suwerenności i przeniesienie prawa do rządzenia na organ międzynarodowy”. Brzmi obiecująco.

To trzecie koło można porównać do nawiasu, w którym stawia się naszą rzeczywistość, aby następnie postawić ją poza nawiasem forsowanej od lat nowej rzeczywistości; czy też nowego ładu, jakby chciał Mateusz Morawiecki. Premier od niedawna nieaktualny, ale nadal bardzo chętny i zdolny do pokazania, czego on tu jeszcze nie potrafiłby dokonać, gdyby tylko mógł. I zapewne mógł będzie; dostanie – kolejną szansę (jak nie tu, to tern), wszak do tej pory kucał bez zarzutów i ku wielkiemu ukontentowaniu sił wyższych.

Dyskrecja niespokojnego słońca

Oprócz tego istnieje długotrwała narracja propagandowa poświęcona wpływom „zmian klimatycznych” na inne sprawy.

A ściśle mówiąc – na wszystkie. A skoro tak, to nie ma innego wyjścia – skoro wraz ze zmianami klimatu zmienia się wszystko, to znaczy, że wszyscy razem, i każdy z osobna, mu-simy się zmienić. I to radykalnie. I wziąć się do pracy. „Jeżeli nie my, to kto? Jeżeli nie teraz, to kiedy?”, powiedział Michaił Gorbaczow na plenum KC KPZR zapowiadającym pieriestrojkę.

„W tym momencie wszystkie rządy krajowe zgadzają się, że zmiany klimatyczne to pilny problem wymagający globalnej współpracy. Są gospodarzami masowych szczytów, na których podpisują umowy międzynarodowe, zobowiązując państwa narodowe do określonej polityki dla dobra planety. Rolnictwo i żywność, zdrowie publiczne, energia i transport, handel, polityka fiskalna i podatkowa, a nawet edukacja. Prawie każdy obszar władzy jest obecnie potencjalnie objęty parasolem zmian klimatycznych”.

Właśnie tak wygląda i działa rząd globalny: nie scentralizowany, ale rozproszony. Chmura obliczeniowa. Ponadnarodowy umysł korporacyjno-technokratyczny. Bez oficjalnego istnienia i władzy, a zatem bez odpowiedzialności, i przepuszczający wszystkie swoje decyzje polityczne przez jeden filtr – zmiany klimatyczne, tłumaczy czytelnikom Kit Knightly. I dodaje: „Nie będzie rządu globalnego, pojawią się międzynarodowe panele «bezstronnych ekspertów ONZ, którzy będą wydawać zalecenia polityczne®. Większość lub wszystkie kraje świata zastosują

Gordon Brown wzywał w owym czasie „rząd światowy” do walki z koronawirusem „w celu uporania się z kryzysem medycznym i gospodarczym spowodowanym pandemią Covid-19″.

się do większości lub wszystkich zaleceń, ale każdemu, kto nazwie te panele rządami globalnymi, przesłane zostaną weryfikacje faktów od Snopes lub Politifact podkreślające, że «panele ekspertów ONZ NIE stanowią rządu światowego, ponieważ nie mają władzy ustawodawczej. Sugeruję, że tak będzie kształtował się rząd światowy w roku 2024 i później”.

Namiastkę takiego „rządu światowego” mieliśmy. Stanowiło go Biuro Polityczne KC KPZR. Nie było rządem, a rządziło, nie było parlamentem, a opracowywało uchwały, nie było sądem, a skazywało. Weryfikatorem fake newsów była radziecka agencja prasowa TASS – prostowała wypowiedzi zagranicznych teoretyków spisku. Do prostowania rodzimych oszołomów była agencja z siedzibą na Łubiance i szpitale psychiatryczne. Historia lubi się powtarzać. Zwłaszcza w czas niespokojnego słońca.

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych

GLOBALNA CENZURA PODSTAWA DEMOKRACJI?

Jak widać, nasi politycy z prawa i lewa – jeśli można ich nazwać „naszymi”~ ze swoimi „onucami” a wcześniej „antyszczepami”, doskonale wpisują się w narrację rodzącej się na naszych oczach unijnej odmiany Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk.

dr Robert Kościelny

Dawno temu, gdy moja córka była jeszcze w wieku dzieci czytających z pasją Harry’ego Pottera, odwiedziłem z nią antykwariat w poszukiwaniu ciekawej choć od dawna niewydawanej lektury dla dziewcząt w jej wieku. Nie pamiętam już, o jaką rzecz chodziło, wiem tylko, że tytuł podpowiedziała mi siostra zaczytującą się tą powieścią, gdy była w wieku mojej córki.

– Jeśli chce pan dziecku zrobić przyjemność, niech pan kupi Harry’ego Pottera – zagadnął pan antykwariusz.

Nie chcąc robić przykrości sprzedawcy, który w dobrej wierze chciał pomóc niezdecydowanemu klientowi (książki, którą chciałem nabyć, szukaliśmy już sporo czasu nawet w najdalszych zakamarkach obszernego sklepu), szczerym stwierdzeniem, co myślę o modzie na Harry’ego Pottera, chrząknąłem tylko – Wolę coś mniej kontrowersyjnego.

– Kontrowersyjni to są bracia Grimm – odparł pan antykwariusz. – Aha, chce mnie załatwić subwersją, pomyślałem, bo już co nieco wiedziałem o przebiegłych sposobach walki z normalnością. – Dlatego bajek braci Grimm też nie kupuję dziecku – odpowiedziałem i rezolutnie, i chytrze.

Zbliża się nie-boska apokalipsa Pani J.K. Rowling, autorka serii książek o Potterze, była w owym czasie ikoną postępu w świecie autorów baśni. Tyle że dawne zasługi na nic się zdały (tak jak ofiarom czystek stalinowskich Nagroda Leninowska czy Order Czerwonego Sztandaru Pracy – wyróżnienia, których byli laureatami), gdy naraziła się propagatorom postępu ujawniającego się tym razem w transseksualizmie, negując możliwość zmiany tożsamości biologicznej. Niedawno Internet obiegła wieść, że pani Rowling może mieć kłopoty z prawem, bowiem w sarkastyczny sposób skomentowała kilka transpłciowych kobiet. Autorka stwierdziła też, że „wolność słowa i przekonań w Szkocji dobiegnie końca”, jeśli dokładny opis płci biologicznej zostanie „uznany za przestępstwo”. A wszystko to w kontekście nowego prawa w tym kraju – mówiącego, że „przestępstwo z nienawiści” obejmuje również używanie niewłaściwych zaimków w stosunku do osób transpłciowych.

Niestety, nie tylko w Szkocji, ale i na całym Zachodzie cenzura wdziera się coraz bezczelniej w proces komunikowania się ludzi między sobą, zaburzając, a nawet przerywając proces swobodnego przekazywania myśli, idei, poglądów, punktów widzenia, wartości wypływających z wyznawanego światopoglądu. Najczęściej osłaniając swą brutalną ingerencję w wolność wypowiedzi sloganem „walki z mową nienawiści” Podobno najczęściej ofiarami mowy nienawiści podają osoby zmiennopłciowe jak też wyznawcy i propagatorzy kontrkultury zwanej elgebete. Drugim frontem zmagań z normalnością jest „walka z dezinformacją” Według generałów tego frontu dezinformacja szczególnie dotyka treści związanych ze zmianami klimatycznymi oraz czającą się zewsząd pandemią. Poprzedni rząd w naszym kraju, najwyraźniej nie chcąc od-stawać w dziele zamordyzmu od innych rządzących w państwach Unii Europejskiej, znowelizował art. 130 k.k. par. 9, wprowadzając pojęcie „dezinformacji” I teraz ze znowelizowanego artykułu ściga się dziennikarzy podejrzewanych o onucyzm. Czyli uważających, że obowiązkiem polskiego polityka jest dbanie o interesy swojego kraju. A Ukraina, mimo wszystko, Polską nie jest.

dr Klaus Schwab, prof. Juwal Noah Harari i Greta Thunberg

Kampania przeciw mowie nienawiści to propagowanie cenzury, wymuszania pod wzniosłymi hasłami (co typowe dla bolszewii różnej maści) przyjęcia za swoją jednej (a co za tym idzie – jedynie słusznej) ideologii. Jest to ideologia totalnej destrukcji. Uczynienia ze świata „śmietnika historii” Wielkiej kupy kompostu, na którym wyrastać będą takie kwiaty jak dr Klaus Schwab, prof. Juwal Noah Harari czy panna Greta Thunberg. A co później owe kwietne bukiety uczynią ze światem? Wezmą go pod but. Wbiją w ziemię obcasem walki ze „śladem węglowym” Pozbawią połowy twarzy „maseczką” dla dobra Twojego i innych. Starannie wy-szczepią, dokładnie wymonitorują, pozbawią własności, bo niby po co ona komu. Będzie raj, a w raju wystarczy listek figowy. A nawet i on będzie zbędny, jeśli ogłosi się, że jest to raj w warunkach sprzed upadku pierwszych rodziców.

Kim Dzong Un

Krótko mówiąc – obarczą nas takim ciężarem niewoli, przy którym północnokoreańska satrapia Kim Dzong Una wyda się krajem frywolnym.

Kiedy oczy zwrócone były na pandemię i wojnę

W 2022 r. pojawił się w obiegu publicznym materiał unijnej instytucji RAN. Tytuł publikacji brzmi jak memento dla wolnego słowa: „Jak sobie radzić z mediami alternatywnymi, które sprzyjają polaryzacji na poziomie lokalnym” Czymże jest owa instytucja? „RAN to sieć specjalistów z pierwszej linii frontu, którzy codziennie pracują zarówno z osobami narażonymi na radykalizację, jak i z tymi, które już uległy radykalizacji” czytamy na oficjalnej stronie organizacji. Sieć RAN jest finansowana ze środków Funduszu Bezpieczeństwa Wewnętrznego Komisji Europejskiej. Żeby rozwiać resztkę złudzeń odnośnie do charakteru RAN-u, dodajmy, że współpracuje ona z całym wachlarzem specjalistów z racji swego zawodu głęboko wnikających w struktury społeczne i kanały informacyjne (pracownicy dzieżą, nauczyciele, pracownicy służby zdrowia, przedstawiciele władz lokalnych, funkcjonariusze policji i funkcjonariusze służb więziennych). Jaki jest powód tej wielopłaszczyznowej współpracy? „Zapobieganie brutalnemu ekstremizmowi we wszystkich jego formach, jak i przeciwdziałanie mu, a także pomoc w rehabilitacji i reintegracji brutalnych ekstremistów” Jak wiadomo, obozy reedukacyjne są najlepszym sposobem, aby wybić z głowy „brutalny ekstremizm” przejawiający się chociażby w prowadzeniu strony z alternatywnymi informacjami.

Ponadto w materiale RAN-u czytamy: „W ciągu ostatnich kilku lat w UE i poza nią znacznie nasiliły się narracje spiskowe i nastroje antyrządowe. Pandemia Covid-19 odegrała rolę katalizatora i akceleratora podziałów ideologicznych, aktorów i ścieżek prowadzących do radykalizacji, natomiast okres po pandemii pokazał, że narracje spiskowe i dezinformacja przystosowują się do nowych kryzysów – i w nich się rozwijają – takich jak rosyjska agresja na Ukrainę, wynikająca z niej sytuacja uchodźców, kryzys energetyczno-żywnościowy oraz rosnąca inflacja”

Mateusz Morawiecki

Jak widać, nasi politycy z prawa i lewa – jeśli można ich nazwać „naszymi” – ze swoimi „onucami” a wcześniej „antyszczepami” doskonale wpisują się w narrację rodzącej się na naszych oczach unijnej odmiany Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Warto zwrócić uwagę, że materiał instytucji powstałej i działającej pod egidą twardogłowych biurokratów brukselskich biedzi się też nad nasilającymi się nastrojami antyrządowymi w krajach unijnych. Z tego wynika, że również w naszym. Z dziennikarskiego obowiązku przypomnę, że w 2022 r. władzę w Polsce dzierżyła „dobra zmiana” Widocznie i nad nią z troską pochyliła się Bruksela, bo niby dlaczego miałaby tego nie robić? Pan Mateusz Morawiecki łykał wszystkie eurowytyczne, zwane rozporządzeniami czy dyrektywami, niczym pelikan cegłę.

Media niezależne od mainstreamu muszą zniknąć!

Analizowany materiał nie pozostawia cienia wątpliwości, bo jego autorzy piszą explicite: „Media alternatywne odgrywają znaczącą rolę w polaryzacji. W tym celu niedawno zorganizowane zostały warsztaty eksperckie, które zgromadziły ekspertów-praktyków i badaczy, aby omówili rolę mediów alternatywnych w polaryzacji, jej skutki i poradzili, jakie są możliwości rozwiązania problemu [podk. – R.KJ”

Spotkanie skupiło się na trzech aspektach: roli alternatywnych mediów w zwiększaniu polaryzacji w ogóle, sposobach radzeniem sobie z tym problemem na poziomie lokalnym oraz na narzędziach i rozwiązaniach cyfrowych pozwalających zająć się mediami alternatywnymi, sprzyjającymi polaryzacji. Powiedzmy od razu: pod pojęciem „zająć się” autorzy rozumieją „unieszkodliwić”.

Według unijnych biurokratów negatywna rola mediów alternatywnych polega przede wszystkim na tym, że umożliwiają one nagłaśnianie postulatów i opinii „grup populistycznych”. Są ich oknem na świat, przez które „populiści” mogą wykrzyczeć swoje racje (zwane w dokumencie „skrajnie radykalnymi poglądami”), a jednocześnie poinformować ludzi o swym istnieniu. „Placówki te [media alternatywne i partie „populistyczne”] przedstawiają się jako walczące z elitami, reprezentujące osłabione społeczności i piętnujące osoby oraz instytucje odpowiedzialne za coraz większe problemy, przed którymi stają obywatele”.

Brukselscy krawaciarze wyklinają media nienależące do głównego nurtu również za to, iż te uważają, że publikatory mainstreamu służą do wprowadzania społeczeństw w błąd, nagłaśniają sztuczne, wykreowane przez rządzące elity problemy, po to, aby odwrócić uwagę od spraw istotnych. Od faktu krę-cenią na ludzi bata, zakuwania w kajdany, z których uwolnić się nie będą już mieli żadnych szans.

Co robić?

„Ogólnie rzecz biorąc, media alternatywne nie mają zbyt dużego zasięgu i nie ma dowodów na to, że stają się one głównym nurtem” pocieszają się „bruk-selczycy” Niemniej można zauważyć niepokojący proces – media te coraz częściej stają się zaczynem dyskursu społecznego o sprawach niewygodnych dla władz. Mało tego, zaczynają kierować dyskusjami i usiłują narzucić im swój punkt widzenia. Wiele mediów alternatywnych wykorzystuje media społecznościowe do rozpowszechniania swoich poglądów i uzyskanych informacji wśród szerszej publiczności. „Ze względu na treści udostępniane w Internecie realistyczny jest scenariusz, w którym w pewnym momencie dojdzie do protestów społecznych. Protesty staną się bardziej destrukcyjne, a nawet brutalne. Jak możemy sobie z tym poradzić?”

Tu pada szereg propozycji. Wśród nich postulat nieustannego skanowania Internetu przez takie „inicjatywy” jak Sulis Al i Debunk, org w poszukiwaniu treści szkodliwych: terrorystycznych, pochodzących od „prawicowych ekstremistów” homofobicznych, antykobiecych, zawierających teorie spiskowe, antyszczepionkowe i „inne treści radykalne”

W dyskusjach grupowych, które zakończyły eurokołchozowe spotkanie na omawiany temat, sformułowano kilka zaleceń.

Pierwsze mówi o tym, że należy bardzo szybko reagować na wszelkie próby tworzenia nowych narracji przez alternatywne źródła medialne: nie wolno czekać, aż wroga narracja rozwinie skrzydła, tylko jak najszybciej należy ją przechwycić, poruszany problem poddać swoim paradygmatom i uczynić dominującym swój punkt widzenia na poruszaną kwestię. „Prowadzenie dyskursu ma kluczowe znaczenie w kontrolowaniu narracji” W tym dziele liczy się na pomoc władz oraz „odpowiednich organizacji społeczeństwa obywatelskiego”

Trzeba stale trzymać rękę na pulsie – nie ma lekko: wróg nie śpi, stąd my też nie możemy zasypiać gruszek w popiele: „Przewiduj kluczowe wydarzenia […] Świadomość, że określone wydarzenia będą miały miejsce oraz że alternatywne media zareagują na to i prawdopodobnie rozpowszechnią dezinformację wokół wydarzenia, może pomóc w zapobiegawczym formułowaniu alternatywnych narracji i opracowaniu oficjalnej strategii komunikacji”.

W dzisiejszych czasach nawet najbardziej tajne informacje prędzej czy później wypłyną do opinii publicznej, dlatego: „Władze powinny ujawniać informacje tak wcześnie, jak to tylko możliwe, jednocześnie formułując je w najlepszy [dla siebie -R.K] sposób, aby uniknąć polaryzacji nastrojów. Ponieważ informacje mają tendencję do rozprzestrzeniania się, lepiej aby rozpowszechniła je odpowiedzialna instytucja niż ludzie i organizacje o różnych celach” Najczęściej niegodziwych, skrajnie prawicowych, żeby nie powiedzieć wprost – faszystowskich, ksenofobicznych, homofobicznych, mizoginicznych…

W Stanach nie lepiej
Dr Alan MacLeod

Dr Alan MacLeod jest autorem książek oraz publicystą piszącym na stronie MintPress News oraz w współpracującym m.in. z „The Guardian”. Niedawno na wzmiankowanej stronie dr MacLeod przyjrzał się Raportowi Agencji Rozwoju Międzynarodowego Stanów Zjednoczonych (USAID), który daje wgląd w to, w jaki sposób agencja rządowa zachęca rządy, platformy technologiczne, media korporacyjne i reklamodawców do współpracy w celu cenzurowania ogromnych obszarów Internetu. Ten 97-stroni-cowy „elementarz dezinformacji” stawia sobie za zadanie wspomóc tych, którzy podjęli walkę z fałszywymi informacjami. Przeglądając zawartość „elementarza” łatwo przekonamy się, że tak naprawdę chodzi tu o to samo, o co chodzi europejskim „obrońcom wolności słowa” – blokowanie tych treści w Internecie, które podważają oficjalne narracje i prowadzą do coraz częstszego kwestionowania systemu.

„Dokument [wydany przez USAID] wzywa do uregulowania gier wideo i forów dyskusyjnych w Internecie w sposób, który umożliwiłby odciągnięcie obywateli od alternatywnych mediów i skierował ich zainteresowanie z powrotem w stronę witryn bardziej przyjaznych elitom, a także wzywa rządy do współpracy z reklamodawcami w celu sparaliżowania organizacji, które odmawiają przestrzegania oficjalnych linii”.

Ponadto z dokumentu wynika, że rząd federalny wspiera grupy „weryfikujące” fakty, takie jak Bellingcat, Graphika i Atlantic Council, będące liderami w walce z „dezinformacją”. Ta silna współpraca między rządem a weryfikatorami faktów budzi uzasadnione obawy, że staną się one (jeśli już nie są) zwykłymi urzędami cenzury – takimi, jakie istniały w Związku Radzieckim i krajach od niego zależnych. „Wiadomość, że agencja rządowa promuje taki program ,jest wystarczająco niepokojąca”.

Jak to w dzisiejszych czasach bywa, różnorakie niecnoty wyprawiane są pod wzniosłymi hasłami sprowadzającymi się do seraficznej deklaracji „dla dobra Twojego i innych” 4 osłuchaliśmy się jej do porzygu podczas „moru” kowidowego. „Elementarz” USAID identyfikuje trzy rodzaje informacji, z którymi chce walczyć. Oprócz mylnych informacji (misinformation) rozpowszechnianych przez osoby, które uważają je za prawdziwe, i dezinformacji (disinformation), czyli fałszywych informacji rozpowszechnianych z zamiarem wprowadzenia w błąd, mówi się też o złośliwych informacjach (malinformation). Są to informacje, które choć oparte na rzeczywistości, ale wyrwane z kontekstu bądź osadzone w innym kontekście lub wyolbrzymione, rozpowszechniane się w celu wyrządzenia szkody osobie, grupie, organizacji. Zgodnie z tą szeroką definicją wszelkie raporty lub argumenty, niezależnie od ich dokładności, mogą potencjalnie zostać stłumione w Internecie, jeśli zostaną uznane za nieprzydatne lub niewygodne dla USAID i jej interesów.

Alan MacLeod uważa, że chociaż w raporcie poświęcono wiele uwagi wrogim państwom – szczególnie Rosji i Chinom, oraz ich knowaniom w sieci – to dokładna lektura pozwala dojść do wniosku, że USAID wydaje się znacznie bardziej zainteresowana zwalczaniem niezależnych mediów i otwartych przestrzeni internetowych, w których można znaleźć alternatywne informacje i opinie. Autorzy „elementarza” piszą: „Dyskusje na temat mylnych informacji i dezinformacji często dotyczą dywersji informacyjnej uprawianej przez podmioty wrogich państw. Jednak «problematyczne» informacje częściej pochodzą ze stron alternatywnych i od anonimowych osób, które stworzyły własne przestrzenie internetowe wypełniane przez media alternatywne? [podk. R.KJ”.

Raport vel „elementarz” dezinformacji wskazuje na kilka stron internetowych jako przykład klasycznych „stron spiskowych”. Wśród- nich są również te, z których i mi zdarza się korzystać – Reddit, Discord i 4Chan. Takie strony pomagają określonym grupom w tworzeniu i rozpowszechnianiu „populistycznej wiedzy specjalistycznej”. Na jej bazie kreuje się alternatywne opinie i podważa oficjalne narracje rządu USA. Dlatego zarówno owym stronom, jak i „populistycznej wiedzy specjalistycznej” należy rzucić wyzwanie, unieszkodliwić je i zmarginalizować. Podobnie należy uczynić ze stronami internetowymi z grami zawierającymi nieprawomyślne treści, opinie, historie, na bazie których toczy się gra, grzmi raport instytucji podległej rządowi federalnemu USA.

„Unieszkodliwić” „zmarginalizować” „przeciąć działalność” czy wreszcie „uciszyć” – każdy, kto nawet pobieżnie przeglądał akta esbeckie zarchiwizowane w IPN-ie, wie, że takie terminy nagminnie pojawiały się w raportach funkcjonariuszy komunistycznej policji politycznej dotyczących sposobów walki z podziemiem demokratycznym bądź szerzej – z wrogami ludu, warchołami, elementem antysocjalistycznym. Któż by pomyślał, że pojęcia wykute na Łubiance, i spolszczone na Rakowieckiej na tubylczy użytek, okażą się przydatne „obrońcom” demokracji amerykańskiej w Waszyngtonie, Nowym Jorku czy innym mieście-symbolu Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. W którym to państwie od paru lat chwyta się takich samych metod walki z siecią jak niegdyś w państwach obozu socjalistycznego z samizdatami czy bibułą. O tempora, o mores! Doczekaliśmy czasów, w których niegdysiejsi opozycjoniści, brodacze odziani w wypchane na kolanach spodnie i rozciągnięte swetry (był to dress code każdego szanującego się „elementu antysocjalistycznego), mogliby udzielić niejednej cennej rady obywatelom USA zatroskanym faktem, że ich kraj zmierza w kierunku samodzierżawia epoki cyfrowej. Trudno w to uwierzyć, ale próżno wierzgać przeciw ościeniowi faktów.

podpis. Leon Baranowski – Buenos Aires Argentyna

CHCEMY INNEJ UNII EUROPEJSKIEJ

JACEK PRZYBYLSKI: Pani zwolennicy mają nadzieję, że stanie się pani nową Angelą Merkel – będzie rządzić długie lata i sprawi, że Włochy staną się oazą stabilności w porównaniu z pogrążającymi się w chaosie Niemcami i Francją. Ponadto brytyjski premier, Rishi Sunak, porównał panią do Margaret Thatcher. Które porównanie podoba się pani bardziej i kto jest pani wzorem do naśladowania we współczesnej polityce?

GIORGIA MELONIZawsze uważnie i z szacunkiem patrzę na to, co dzieje się w innych krajach, i na ich przywódców. Jednocześnie zawsze uważałam posiadanie zagranicznych wzorców za zły trend. Każdy naród ma swoją historię. Celem przywódców politycznych musi być więc zbudowanie własnego modelu, a nie powielanie wzorców stworzonych przez innych.

To powiedziawszy, z pewnością mówimy o dwóch przywódcach, Angeli Merkel i Margaret Thatcher, którzy – choć w bardzo różnych latach i kontekstach historycznych – służyli swojemu narodowi z wielką determinacją, pozostawiając wyraźny i trwały ślad. I uczyniły to jako kobiety dzięki swemu talentowi i zasługom. Nie przez kwoty, jak chciałaby lewica.

Merkel i Thatcher miały przywilej sprawować rządy nad swoimi narodami przez długi czas i mam nadzieję, że ja też będę miała taką samą szansę, ponieważ Włochy potrzebują stabilnego i skutecznego rządu oraz wizji i jej realizacji. Na razie mojej historii nie można porównywać z historią Thatcher czy Merkel, jestem dopiero na początku swojej drogi.

„Nie taki straszny prawicowy rząd Giorgii Meloni, jak go malują” – taki tytuł pojawił się w „The Economist” na początku 2024 r. jednak gdy pani partia wygrała wybory jesienią 2022 r., była postrzegana przede wszystkim jako reinkarnacja faszyzmu okresu międzywojennego i zagrożenie dla wspólnych wartości UE i NATO. Jak udało się pani tak szybko zatrzeć wizerunek partii prawicowej?

Wyjaśnienie jest bardzo proste. Włoska lewica, która sprawowała rządy niemal nieprzerwanie przez ponad 10 lat, nie wygrywając wyborów, używała przeciwko swoim przeciwnikom politycznym broni, której zawsze używa: czyli ich „monsteryfikacji”.

Jeśli ktoś jednak bezwstydnie kłamie, to zawsze ryzykuje, że te kłamstwa wrócą do niego jak bumerang, i tak właśnie się stało w tym przypadku.

Niestety, międzynarodowe środowiska lewicowe mają tak mocne ugruntowanie w mediach, że niektóre międzynarodowe tytuły uwierzyły w ich wersję, nawet nie próbując nas poznać.

Prawdziwy obraz zdecydowanego, poważnego i pragmatycznego rządu o lata świetlne dzieli nas od lewicowej karykatury i ci, którzy odznaczają się uczciwością intelektualną, musieli to przyznać. W ostatecznym rozrachunku bycie niedocenianym może być zaletą.

Prawda jest taka, że lewica przykleja innym etykiety „niereprezentowalności”, aby uniknąć debaty, ponieważ nie podołałaby takiemu wyzwaniu, gdyby musiała polegać na swoich ideologicznych złudzeniach.

Lewica przedstawiała konserwatystów jako wrogów Europy, a sama doprowadziła UE do wielu porażek.

To samo lewica zrobiła w stosunku do Europy. Przedstawiała konserwatystów jako wrogów Europy, tymczasem sama doprowadziła Unię Europejską do wielu porażek, przekształcając ją w biurokratycznego giganta, który stanowi prawo we wszystkim, ale nie jest w stanie określić własnej misji geopolitycznej w celu wzmocnienia naszej wspólnej cywilizacji.

Podobnie dzisiaj wiele osób musi przyznać rację konserwatystom w sprawie różnych zagrożeń, przed którymi od lat staramy się ostrzegać Unię Europejską – od ryzyka zakłóceń w łańcuchach dostaw, poprzez konieczność walki z nielegalną imigracją, aż do ryzyka związanego z tym, że forsowana przez UE transformacja jest nie tyle ekologiczna, ile ideologiczna.

Czy wierzy pani, że w nadchodzących wyborach do Parlamentu Europejskiego ugrupowania prawicowe mają szansę odebrać lewicy dużą część mandatów i uchronić Unię Europejską przed szybką przemianą ze związku suwerennych narodów w superpaństwo?

Chcemy Unii Europejskiej innej niż ta, którą mamy dzisiaj. Takiej Unii, która jest w stanie skoncentrować swoje inicjatywy i zasoby gospodarcze tylko na kilku ważnych tematach, w których może naprawdę wnieść wartość dodaną. Mam tu na myśli w szczególności energetykę i infrastrukturę, suwerenność żywnościową, autonomię technologiczną i obronność. Całą resztę należy pozostawić państwom członkowskim, zgodnie z zasadą pomocniczości.

UE musi bronić swoich granic zewnętrznych i nie może zmuszać swoich obywateli do przyjmowania mas nielegalnych imigrantów.

Unia Europejska musi działać na rzecz zabezpieczenia dostaw surowców niezbędnych do rozwoju naszej gospodarki, skrócenia łańcuchów produkcyjnych i urzeczywistnienia autentycznej społecznej gospodarki rynkowej. Kadencja Parlamentu Europejskiego wiatach 2019-2024 charakteryzowała się błędnymi priorytetami i strategiami, takimi jak choćby Zielony Ład, oraz chęcią narzucenia postępowego programu ideologicznego. Zbliżające się wybory europejskie stanowią historyczną szansę. Po raz pierwszy udało się utworzyć centroprawicową większość. Jestem przekonana, że osią tej zmiany będą europejscy konserwatyści.

Chcemy Unii Europejskiej innej niż ta, którą mamy dzisiaj. Takiej UE, która jest w stanie skoncentrować swoje inicjatywy i zasoby gospodarcze tylko na kilku ważnych tematach. Całą resztę należy pozostawić państwom członkowskim

Jest pani przewodniczącą Partii Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR). Jednak włoska partia Forza Italia i wielu innych graczy w UE chcą, aby dołączyła pani do Europejskiej Partii Ludowej (PPE). Takie posunięcie oznaczałoby potencjalne porzucenie prawicowych sojuszników z Polski, Hiszpanii, ze Szwecji i z innych krajów. Naprawdę rozważa pani pozostawienie obecnych sojuszników?

Nigdy nawet nie myślałam o przystąpieniu do EPP i jestem bardzo zaintrygowana tym, że te zmyślone wiadomości krążą po Europie. Przydatne i interesujące byłoby zrozumienie, komu zależało na ich publikacji i jaki interes mu przyświecał. Jestem dumną przewodniczącą Europejskich Konserwatystów i pełniąc tę funkcję, zdecydowanie angażuję się w powiększanie naszej rodziny politycznej. Rosnąca uwaga skierowana na nas wynika także z osiągnięć mojego rządu, ale przede wszystkim ze spójności wyrażanej przez Grupę ECR oraz z jakości propozycji jej partii członkowskich.

ECR rośnie w siłę i odgrywa coraz ważniejszą rolę w europejskiej polityce. Nasi wyborcy wiedzą, że jesteśmy jedyną siłą polityczną zdolną do przeprowadzenia historycznych zmian. Mamy jednak świadomość, że sami nie zdołamy zrealizować naszych programów. Dlatego musimy budować sojusze.

W Parlamencie Europejskim większości nie są tak stabilne jak w parlamentach krajowych i są definiowane na podstawie różnych kwestii. Moimi celami pozostają jednak eksport włoskiego modelu politycznego oraz zbudowanie silnej i wiarygodnej alternatywy dla lewicy, zdolnej zmienić UE.

Jako jedna z pierwszych pogratulowała pani Donaldowi Tuskowi objęcia stanowiska szefa rządu i zapewniła o polsko-włoskiej przyjaźni, jak ocenia pani obecne relacje pomiędzy Polską a Włochami?

Pogratulowałem Donaldowi Tuskowi dokładnie tak, jak to zwykle robię w przypadku wszystkich europejskich premierów, kiedy są oni wybierani. Moim głównym zadaniem jako szefowej włoskiego rządu jest służenie mojemu narodowi, ale z szacunkiem dla każdego innego narodu.

Polska jest bardzo ważnym krajem, z którym łączą nas solidne stosunki polityczne, gospodarcze i kulturalne. Bardzo dobrze współpracowało mi się z poprzednikiem Tuska, moim przyjacielem Mateuszem Morawieckim, i uważam, że współpraca Włoch i Polski w Unii Europejskiej ma fundamentalne znaczenie, zwłaszcza w kwestiach obronności, walki z nielegalną imigracją i poszanowania suwerenności państw członkowskich w celu zapobiegania destrukcyjnych ingerencji ze strony Brukseli.

Resztę zobaczymy po wyborach, mam jednak nadzieję, że w końcu EPP zrozumie, że prawdziwi wrogowie to nie prawica, i zamiast być podporą dla sił lewicowych, powróci do swojej centroprawicowej roli.

Z pewnością konserwatywnych wyborców w Polsce i we Włoszech łączy wiele, włączając w to krytyczne podejście do nielegalnej migracji. Czy spotkanie przywódców UE z prezydentem Egiptu, Abdelem Fattahem al-Sisim, w marcu tego roku – mające na celu podpisanie umowy o wartości 7,4 mln dol. w zamian za stymulowanie rozwoju w zamian za zatrzymanie napływu migrantów – daje realną szansę na zatrzymanie fali migracji?

Jestem bardzo dumna z roli, którą Włochy odegrały w finalizacji strategicznego partnerstwa między Egiptem a Unią Europejską, a także z roli, którą odegrały w wypracowaniu memorandum z Tunezją i porozumienia z Albanią w sprawie rozpatrywania wniosków o azyl na terytorium Albanii. Mogą one być bowiem punktem zwrotnym w walce z handlem ludźmi.

Inicjatywa dotycząca umowy z Egiptem ma na celu wzmocnienie i wspieranie nowej strukturalnej metody współpracy między dwoma wybrzeżami Morza Śródziemnego zgodnie z promowanym przez rząd włoski tzw. planem Mattei, którego celem jest pomoc w stworzeniu takich warunków, dzięki którym mieszkańcy Afryki nie będą już zmuszeni do emigracji.

Egipt jest jednym z kluczowych podmiotów zapewniających stabilność i bezpieczeństwo na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej i może również odegrać bardzo ważną rolę w zwalczaniu nielegalnej imigracji. Dlatego zdecydowaliśmy się przeznaczyć 200 min euro na zarządzanie migracjami i wzmocnienie bezpieczeństwa granic. Musimy walczyć z handlarzami ludźmi na każdym szczeblu i pracować nad tym, aby większość wniosków o azyl była rozpatrywana w krajach trzecich w sposób bezpieczny i respektujący prawa człowieka.

A jednak w grudniu przyznała pani publicznie, że włoskim władzom nie udało się powstrzymać nielegalnej migracji. Dlaczego ten problem jest tak trudny do rozwiązania?

Podczas konferencji prasowej pod koniec ubiegłego roku stwierdziłam, że nie jestem usatysfakcjonowana wynikami osiągniętymi w kwestii ograniczenia nielegalnej imigracji, zwłaszcza wobec ogromu pracy, którą włożyłam w rozwiązanie tego problemu. Zdawałam sobie sprawę, że to ogromne wyzwanie. Jednocześnie mój rząd rządzi dopiero od roku i przed nami jeszcze cztery lata pracy. Kontynuuję więc prace nad tą kwestią zarówno na szczeblu krajowym, jak i europejskim.

Statystyki opublikowane przez Frontex, które wskazują na wyraźny spadek liczby nielegalnych przyjazdów do Europy w pierwszych miesiącach 2024 r. szlakiem środkowo śródziemnomorskim, potwierdzają, że środki wdrożone przez rząd Włoch są naprawdę skuteczne.

Od 1 stycznia do 28 marca 2024 r. do wybrzeży Włoch przybyło 11 239 migrantów. To prawie o 60 proc, mniej niż w tym samym okresie ubiegłego roku. Strategia włoskiego narodu, podzielana pierwszy raz także w Unii Europejskiej, przynosi realne efekty. Rezultaty nie przyszły od razu, ponieważ woleliśmy zmianę strukturalną, która wymaga czasu. Po roku możemy jednak ogłosić, że jest to skuteczna strategia. Europa musi ostatecznie zrozumieć, że potrzebne jest kompleksowe zarządzanie zjawiskami migracyjnymi w oparciu o dwa priorytety: wymiar zewnętrzny i walkę z nielegalną imigracją. Dlatego też kluczowe znaczenie będą miały następne wybory europejskie.

Kiedy obejmowała pani urząd premiera Włoch, siły lewicowe w Europie ostrzegały, że doprowadzi to do rozłamu we wspólnym europejskim froncie poparcia dla Kijowa. Tymczasem stała się pani jednym z kluczowych orędowników Ukrainy na Zachodzie. Nawet amerykański prezydent Joe Biden zauważył publicznie, że odkąd objęła pani władzę, udowodnią pani, że „jest sojusznikiem Ukrainy”. Dlaczego ta sprawa jest dla premier Włoch tak ważna? I czy sądzi pani, że Zachód ma jeszcze szansę pomóc Ukrainie powstrzymać Rosję?

Statystyki Frontexu, które wskazują na wyraźny spadek liczby nielegalnych przyjazdów do Europy w pierwszych miesiącach 2024 r. szlakiem środkowo śródziemnomorskim, potwierdzają, że środki wdrożone przez rząd Włoch są naprawdę skuteczne.

Również w tej kwestii lewica była wierna swojej naturze, szerząc za granicą bezczelne kłamstwa w celu zdyskredytowania naszego rządu. Moje stanowisko w tej sprawie zawsze było jednoznaczne. Ponieważ w najważniejszych kwestiach mających wpływ na bezpieczeństwo obywateli poważni ludzie nie zmieniają zdania w zależności od tego, czy są w rządzie czy w opozycji. Od pierwszej minuty potępiłam rosyjską agresję na Ukrainę, stanowiącą niedopuszczalne naruszenie prawa międzynarodowego i integralności terytorialnej suwerennego narodu.

Na Zachodzie nie zawsze rozumie się, że wynik tego konfliktu zadecyduje nie tylko o integralności terytorialnej Ukrainy, lecz także o naszym własnym bezpieczeństwie. Jeśli Ukraina przegra, a Zachód ulegnie, to najwyższą cenę zapłacimy my, Europejczycy, którzy w ostatnich latach nie zainwestowaliśmy wystarczająco dużo w nasze bezpieczeństwo – zarówno militarne, jak i energetyczne. Musimy więc kontynuować wysiłki zmierzające ku temu, aby położyć kres rosyjskiej agresji i przywrócić pokój na naszym kontynencie. Jestem głęboko przekonana, że jeśli Europejczycy i inni sojusznicy z NATO pozostaną zjednoczeni, to Kijów zwycięży.

Czyli zgadza się pani z opiniami części zachodnich polityków i ekspertów wojskowych, którzy ostrzegają, że w nadchodzących latach Rosja może zaatakować jedno z państw NATO?

Ryzyko jest poważne, ale musimy być spokojni i gotowi. Jako Europejczycy musimy wydawać więcej na obronę, robić to lepiej i wzmacniać nasz przemysł wojskowy. Nie możemy powierzać naszego bezpieczeństwa państwom trzecim, ponieważ oznacza to również outsourcing części naszej suwerenności.

Musimy wziąć odpowiedzialność za zapewnienie obronności naszego kontynentu w coraz bardziej gorącym i nieprzewidywalnym kontekście globalnym. Jak mawiali starożytni Rzymianie: „Si vis pacem, para bellum”. Jednocześnie musimy zachęcać do wszelkich wysiłków na rzecz pokoju na całym świecie.

Zarówno w Polsce, jak i we Włoszech rolnicy protestują przeciwko unijnej polityce zwanej Zielonym Ładem. Czy nie uważa pani, że w coraz bardziej niebezpiecznych czasach Bruksela powinna porzucić przynajmniej część radykalnych planów walki o ograniczanie emisji, które skutkują spadkiem jakości życia Europejczyków i konkurencyjności europejskich firm?

Bez rolników nie ma żywności. Bez jedzenia nie ma przyszłości. To słowa, które często słyszeliśmy w ostatnich tygodniach. Wielokrotnie czytaliśmy je także na znakach i bannerach.

Cóż, niektórzy mówili i pisali, że rolnicy wyszli na ulice, aby bronić swoich przywilejów. Uważam natomiast, że rolnicy mają pełne prawo zabrać głos i poprosić o to, o co prosi każdy pracownik: uznanie odpowiedniej ceny za wykonaną pracę oraz wprowadzenie systemu zasad, który chroni i wspiera tę pracę. Czy byłby to przywilej? Uważam, że to nie przywilej, lecz zdrowy rozsądek.

Rolnictwo jest sektorem strategicznym i jako takie powinno znajdować się w centrum nie tylko polityki państw członkowskich, lecz także polityki europejskiej. Z tego powodu skutecznie wnioskowaliśmy, aby rolnictwo znalazło się wśród punktów porządku obrad ostatniej marcowej Rady Europejskiej. Apelowaliśmy o złagodzenie części ograniczeń Wspólnej Polityki Rolnej i udało się. Droga przed nami nie jest łatwa, ale możliwe jest przyjęcie innego podejścia do kwestii rolnictwa i ochrony środowiska w Europie. My zawsze będziemy pierwsi, aby go bronić.

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych

 

KRYZYS MIGRACYJNY KRYZYS ZAPLANOWANY

Rdzenni biali Europejczycy są kolonizowani przez czarnych i brązowych imigrantów, którzy zalewają kontynent, co jest równoznaczne z działaniami zmierzającymi do zagłady Europejczyków.

dr Robert Kościelny

Unia Europejska powinna „dołożyć wszelkich starań, aby osłabić jednorodność® państw członkowskich” stwierdził specjalny przedstawiciel ONZ ds. migracji Peter Sutherland w 2012 r„ przesłuchiwany przez podkomisję spraw wewnętrznych UE. Zmarły w 2018 r. polityk irlandzki powiedział też, że przyszły dobrobyt wielu państw Unii zależy od tego, czy staną się one wielokulturowe. Sutherland piastował wiele ważnych funkcji. Oprócz wymienionej był prezesem Goldman Sachs International, a wcześniej prezesem giganta naftowego BP.

Przemawiając przed komisją Izby Lordów, raz jeszcze podkreślił, że migracja jest „kluczową dynamiką wzrostu gospodarczego’^ niektórych krajach unijnych, „jakkolwiek trudne może być wyjaśnienie tego obywatelom tych państw”. Natomiast podczas wykładu w London School of Economics, której był przewodniczącym, Sutherland argumentował, że nastąpiło „przejście od państw wybierających migrantów do migrantów wybierających państwa”. Jeśli Unia chce konkurować gospodarczo ze światem, musi przyjmować pracowników z innych obszarów kulturowych.

Nienowa koncepcja

Jakiś czas temu w „Teorii Spisku” poruszałem temat wielkiej podmiany. Zwróciłem wówczas uwagę, że twórcą tej koncepcji jest francuski pisarz Renaud Camus. Swoją koncepcją zasłużył u Wikipedii na miano „białego nacjonalistycznego teoretyka spisku”; o tym, że skądinąd czcigodna Wiki staje się lewacka, mowa jest coraz częściej. W 2011 r. Camus wydał książkę „Le Grand Remplacement” („Wielka podmiana”). Argumentuje w niej, że rdzenni biali Europejczycy są kolonizowani przez czarnych i brązowych imigrantów, którzy zalewają kontynent, co jest równoznaczne z działaniami zmierzającymi do zagłady Europejczyków. „Wielka podmiana jest bardzo prosta” – pisał Camus. „Masz jeden lud, a na przestrzeni pokolenia masz już inny lud”. Autor uważa, że mniej ważna jest tożsamość populacji zastępczej. Ważny jest sam akt podmiany jednych tożsamości na inne, zachodzący w tak masowej skali jak to się obecnie dzieje w Europie. „Jednostki mogą przyłączać się do ludzi innych kultur, integrować się z nimi, przyswajać sobie ich dorobek”, pisze w książce. „Ale narody, cywilizacje, religie – zwłaszcza gdy te religie same są cywilizacjami, typami społeczeństwa, prawie państwami – nie mogą. I nie mogą nawet tego chcieć… wtopić się w inne ludy, inne cywilizacje”.

Thomas Williams przypomniał w „The New York Timesie” że koncepcja Camusa nie jest nowa, już Charles de Gaulle Enoch Powell, prawicowy brytyjski polityk, wyrażali publicznie swoje zaniepokojenie „odwróconą kolonizacją”. O „proroczych” wizjach obu polityków pisałem szerzej we wzmiankowanym artykule zamieszczonym w TS.

Czasami herezja, czasami nie

Oczywiście mainstream medialny oraz „eksperci” powiadają, że wielka podmiana to koncepcja heretycka, którą dziś określa się mianem teorii spisku. Ale nie jest to reguła wszędzie i zawsze obowiązująca. Bowiem są przypadki, kiedy wielka podmiana zostaje zawieszona jako teoria spisku i może być wyznawana bez utraty czci i wiary. Kto dokonuje takiego aktu świeckiej suspensy? Najczęściej są to różni lewicowi „papieże” czyli tzw. autorytety moralne, mające zawsze ostatnie słowo w sporze o to, co jest, a co nie jest najprawdziwszą prawdą. Co można, a czego nie można pod karą śmierci cywilnej i wylądowania „bez domu i imienia w kanale zapomnienia”.

James Kirkpatrick w artykule „Lewacy twierdzą, że wielka podmiana to teoria spisku… chyba że sami ją stosują” zamieszczonym w witrynie The Unz Review, zwraca uwagę na to, że zdominowane przez lewactwo media z jednej strony mówią o teorii Camusa jako o jednej wielkiej teorii spisku, podchwyconej przez rasistów i antyglobalistów na całym święcie. Z drugiej – ci sami marksiści kulturowi przyznają, że takie zjawisko rzeczywiście ma miejsce. I jest ono naturalne, nie-sterowane i ze wszech miar pozytywne.

Zachary Halaschak

Tyle że tam, gdzie problem niekontrolowanego napływu ludności nie dotyczy Zachodu tylko innych cywilizacji, wszyscy – nawet dziennikarze mainstreamu  mają „przyzwolone” mówić o migrantach zupełnie inaczej, jako o problemie właśnie. Kiedy chiński rząd zalewa Tybet Chińczykami, wszyscy rozumieją, że to kolonizacja. „Asia News”, w styczniu 2015 r„ alarmowała: „Pekin wysyła nową powódź migrantów do Lhasy: Tybetańczycy mogą zniknąć”. I tylko Dalajlama, duchowy przywódca Tybetańczyków, uznaje, i nie obawia się tego głośno powiedzieć, że napływ migrantów z Trzeciego Świata należy zatrzymać, aby Europa nie stała się przedłużeniem Afryki lub Bliskiego Wschodu – informował Zachary Halaschak w „Washington Examiner”, w czerwcu 2019 r. w tekście „Dalajlama ostrzega, że Europa może stać się «muzułmańska» lub «afrykańska»”. Duchowy przywódca Tybetańczyków jest uczciwy – nie życzy nam tego, czego nie pragnie u siebie.

Bernie Sanders

Gdyby Izrael stał się w większości państwem arabskim, przestałby być państwem żydowskim. Istnienie Izraela byłoby bezcelowe, stwierdzają – nie bez racji – politycy państwa Izrael. Dlatego rząd tego kraju pracuje nad polityką prorodzinną i prokreacyjną i otwarcie dyskutuje na temat kwestii demograficznych. Podobnie politycy amerykańscy, w tym Bernie Sanders, przyznają, że jedno państwo z równymi prawami dla Żydów i Palestyńczyków byłoby „końcem Izraela”.

Na Amazonie można obejrzeć film dokumentalny „Gdy Syberia będzie chińska” który rzeczowo dyskutuje o politycznych i kulturowych konsekwencjach migracji Chińczyków na słabo zaludniony rosyjski Daleki Wschód w poszukiwaniu pracy.

Michellle Goldberg

Granice pękają w szwach Michelle Goldberg z „The New York Timesa” napisała artykuł zatytułowany „We Can Replace Them” (Możemy ich zastąpić), opublikowany w październiku 2018 r. Pani Goldberg cieszyła się z powodu „rozgoryczonej białej konserwatywnej mniejszości… przerażonej tym, że jest zalewana przez nową wielokulturową większość poliglotów [czyli ludzi posługujących się, obok angielskiego, swoimi narodowymi językami – R.KJ”. Cytujący te słowa Kirkpatrick zauważył, że gdyby on użył słów o „zalewającej fali wielokulturowych poliglotów” z miejsca zostałby oskarżony o posługiwanie się rasistowskim i odczłowieczającym językiem.

Paul Taylor

Inny dziennikarz mainstreamu, Paul Taylor, w 2018 r. w „The American Prospect” zauważył z satysfakcją: „Po raz pierwszy połowa Amerykanów w wieku poniżej 20 lat to Latynosi, Czarni, Azjaci lub rasy mieszane. Ci bardzo młodzi ludzie są mozaiką stworzoną przez nowoczesną falę imigracyjną, która od 1965 r. przyciągnęła tu ponad 60 milionów przybyszów, z czego prawie dziewięciu na dziesięciu z nich nie jest białych”. Ta „wielobarwność” już zmieniła Amerykę, kontynuował Taylor. „Zaledwie kilkanaście lat temu małżeństwa osób tej samej płci, legalna marihuana i prawa osób transpłciowych były ledwie możliwe do wyobrażenia; konfederacie posągi stały wysoko; i nikt nie słyszał o Black Lives Matter, #MeToo, March for Our Lives ani Occupy Wall Street. Nawet w polityce wyborczej czasy się zmieniły, choć obecność Trumpa w Białym Domu może na to nie wskazywać. Ale od 1992 r. kandydaci demokratów na prezydenta wygrali w sześciu, z siedmiu, wyborach. Żadna partia polityczna w historii Ameryki nigdy nie dokonała takiego wyczynu”.

„Biała większość amerykańska wkrótce zniknie na zawsze” głosili Dudley Poston Rogelio Saenz w „The Chicago Reporter”, w maju 2019 r. Powód jest oczywisty – demografia, czyli „narodziny, zgony i imigracja”. Dokładnie to samo mówią zwolennicy Camusa, ale ich nazywa się rasistami, bo nie ska-czą z radości z powodu wielkiej podmiany, co zdają się czynić dziennikarze i publicyści mainstreamu.

Podobnie Stef Knight z „Business Insider” (BI) informował w maju 2019 r., że Stany Zjednoczone są na dobrej drodze, by stać się krajem z nie białą większością do 2045 r. „Zdaniem socjologów i demografów, którzy badali trendy, zmiany demograficzne mają już wpływ na naszą tożsamość narodową, politykę i lukę pokoleniową” – głosił publicysta BI.

Sześć lat temu strona Plos One zamieściła artykuł recenzowany trójki badaczy z prestiżowych uczelni amerykańskich Yale i MIT zatytułowany „Liczba nielegalnych imigrantów w Stanach Zjednoczonych: szacunki oparte na modelowaniu demograficznym z danymi z lat 1990-2016″ Wyszło im, że liczba nielegalnych („nieudokumentowanych”) . imigrantów wynosi 22 min osób (średnia szacunkowa), dwa razy więcej, niż wskazują szacunki oficjalne. Dodajmy, że opracowania szacunku liczby nielegalnych imigrantów dokonano w oparciu o wartości parametrów, które zwykle zaniżają napływ nielegalnych imigrantów i zawyżają odpływ. Zastosowany przez uczonych model „przewiduje podobną trajektorię wzrostu liczby nielegalnych imigrantów na przestrzeni kolejnych lat, ale na wyższym poziomie”

Modele i symulacje z Yale i MIT wydają się trafnie prognozować przyszłość, bowiem – jak podają publikatory – w grudniu ub.r. na południowej granicy USA odnotowano rekordową liczbę zatrzymanych osób – ponad 300 tys. Choć w styczniu (2024 r.) sytuacja się poprawiła, to służby graniczne od dawna alarmują, że liczba migrantów napływających przez granicę z całego świata zaczyna uniemożliwiać pogranicznikom skuteczne działania. Coraz częściej, nawet w mainstreamowych przekaziorach, pojawiają się informacje, że: „sytuacja na granicy jest też przedmiotem eskalującego sporu między republikańskimi władzami Teksasu i administracją federalną. Gubernator Teksasu ustawił na brzegu rzeki Rio Grande drut żyletkowy i wysłał tam żołnierzy Gwardii Narodowej, blokując dostęp do granicy funkcjonariuszom federalnych służb Ochrony Celnej i Granicznej (CBP). Mimo że Sąd Najwyższy USA zezwolił CBP na usunięcie drutu, teksańskie władze w efekcie zignorowały tę decyzję, a ich działania poparli niemal wszyscy republikańscy, gubernatorzy oraz czołowi politycy partii.

Przeciw własnej nacji?

Ben Shapiro

Brandon Smith z Alt-Market nie ma wątpliwości, że „elementy naszego rządu celowo zachęcają do przyspieszania nielegalnej imigracji przez południową granicę i aktywnie sabotują wszelkie próby powstrzymania tego szaleństwa” Poczynania władz Teksasu okazują się jak najbardziej słuszne. Niedawno wśród migrantów zidentyfikowano skazanych przestępców i terrorystów. Środki okazały się skuteczne. Mimo to Biden postanowił interweniować. Jakie są tego skutki? 1 lutego Ben Shapiro na stronie Daily Wire poinformował czytelników, że tłum nielegalnych imigrantów bije funkcjonariuszy policji w Nowym Jorku i mimo to uczestnicy napaści chodzą na wolności. Tak działa w praktyce lewacka „tolerancja represywna”.

Gubernator Teksasu Greg Abbott uznał zaistniałą sytuację za inwazję, wspomaganą od wewnątrz przez władze federalne, która zagraża bezpieczeństwu jego stanu i całej Ameryki. Konflikt prowadzi do konfrontacji pomiędzy agencjami federalnymi a Teksasem. I choć brzmi to przerażająco, to Brandon Smith uważa, że im szybciej do konfrontacji dojdzie, tym lepiej. „Kultury, które nie chronią własnych bram, zostają wymazane lub wchłonięte przez zupełnie inną populację, która może nie wyznawać tych samych wartości i zasad. Większość narodów na świecie ma obecnie surowe zasady imigracyjne, jednak Ameryka i UE to jedyne regiony atakowane za chęć ograniczenia napływu nielegalnych imigrantów”.

Publicysta Alt-Market zwraca uwagę, że: „propaganda otwartych granic, powszechna w mediach korporacyjnych i filmach z Hollywood, stanowi część szerszego programu establishmentu, który jest aktywny w USA od wielu lat, ale od 2021 r. nabiera tempa. W szczególności administracja Bidena nadzorowała największy wzrost nielegalnej migracja w historii Stanów Zjednoczonych, przy czym tylko w grudniu doszło do ponad 300 tys. naruszeń granic (o których wiemy). Dla porównania, jest to odpowiednik miasta wielkości Pittsburgha przekraczającego granicę USA i co miesiąc żądającego opieki społecznej, dotacji, mieszkań, pracy, darmowej żywności itp…

Taka sytuacja jest po prostu chora, destabilizuje kraj, grozi rozpadem państwa albo wydrążeniem go od środka z posiadanych zasobów materialnych i kulturowych i zastąpieniem ich… no właśnie, czym?

Establishment doskonale zdaje sobie z tego sprawę i świadomie bierze kurs na ścianę. A każdego, kto kwestionuje tę samobójczą politykę, natychmiast oskarża o rasizm, białą supremację i teorię spiskową. Stany graniczne tak się rozzłościł;/ polityką lewicy, że zaczęły przewozić autobusami tysiące migrantów do niebieskich (rządzonych przez demokratów) „miast-sanktuariów”, takich jak Nowy Jork, Waszyngton i Chicago. Rezultatem była katastrofa miejskich programów opieki społecznej i lokalnej gospodarki. Nawet postępowi wyborcy na tych obszarach są wściekli z powodu napływu migrantów do ich dzielnic, pisze Smith.

Alt-Market tak przedstawia sytuację w miastach, do których rozeźlone stany graniczne wtłoczyły „miłych przybyszów” z odległych krain. „Szkoły w Nowym Jorku są opróżniane i zamykane, aby zrobić miejsce na mieszkania dla migrantów. Schroniska dla bezdomnych w Waszyngtonie zostały zalane migrantami proszącymi o jałmużnę, a bezdomni mieli podczas wakacji znacznie mniej jedzenia, ponieważ nielegalni przybysze zjadali wszystko. Lotnisko Chicago-0’Hare przekształca się w schronisko dla migrantów, a miasto stara się uniemożliwić mediom dokumentowanie sytuacji”. Czerwone stany (rządzone przez republikanów) zaczęły (wreszcie) prowadzić zdroworozsądkową politykę – „sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało”. Pragniesz wielokulturowości i ubogacania kulturowego? Bardzo proszę – voila! Ale w swoich granicach, nie w naszych.

Unicestwić cywilizację wolności

Według planów „deep state” kolejne fale przybyszów mają za zadanie podmywać fundamenty systemu. Demokraci przedstawili wiele projektów ustaw, w tym ustawodawstwo na 2022 r., które umożliwią nielegalnym imigrantom służbę w armii USA i uzyskanie obywatelstwa w nagrodę. Jako uzasadnienie tej polityki wymieniają malejącą liczbą chętnych do służby wojskowej. Coraz mniej młodych Amerykanów garnie się do armii, w której zaczyna panować ideologiczny zamordyzm (wokeizm). Dla „nachodźców” perspektywa obywatelstwa poprzez służbę wojskową może stanowić atrakcyjną propozycję. Ale skutek tej polityki będzie taki, że US Army stanie się swoistym „korpusem międzynarodowym” wykorzystywanym przeciwko amerykańskiemu społeczeństwu. Nawiasem mówiąc, ten sam typ obaw (wykorzystanie przez władzę obcych wojsk przeciw wolnościom obywatelskim) ogarniał szlachtę Rzeczypospolitej zawsze wtedy, gdy monarcha pod pretekstem wyprawy wojennej gromadził w kraju zbyt Wiele zaciężnego wojska z innych państw, w których nie znano wolności; „wszędy niewola, tylko Rzeczypospolita wolnościami słynie” stwierdzali, nie bez racji, nasi przodkowie.

Stąd zapewne ze zrozumieniem przyjęliby opinię współczesnego Amerykanina, który pisze: „Elitom znacznie łatwiej jest wykorzystywać obcokrajowców, którzy nie mają wrodzonego szacunku dla amerykańskiej kultury lub narodu amerykańskiego, jako siły represyjnej” Przypomnijmy również, że proces upadku Imperium Romanum rozpoczął się, gdy jego armia złożona z obywateli rzymskich była zrazu wspomagana, a następnie zastępowana nieznającymi cywilizacji łacińskiej barbarzyńcami (tworzyli oni tzw. auxilia – wojska pomocnicze, od auxilium – pomoc, wsparcie).

Wróćmy do współczesności, w której trwająca wymiana polega nie tylko na zastąpieniu białych ludzi innymi rasami, ale również na zastąpieniu kultury zachodniej obcymi jej. wartościami. „Moim zdaniem celem jest otwarcie śluz dla obcych elementów kulturowych, ponieważ większość z nich pochodzi z systemów bardziej socjalistycznych, które nie rozumieją pojęcia wolności jednostki. W ten sposób establishment może osłabić amerykańską kulturę niepodległości i wykorzystać tyranię większości (demokrację), aby na zawsze wymazać nasze wartości i zasady” uważa Brandon Smith. Biden i jego polityczne otoczenie, gdy mówi o demokracji, ma na myśli kolektywizm, socjalizm i ostatecznie autorytaryzm, który wprowadzą „ze względu na większe dobro”.

Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny

NAJWAŻNIEJSZE DNI W HISTORII ŚWIATA

Zmartwychwstanie Chrystusa to najważniejsze wydarzenie w dziejach świata. Nawet jeśli wciąż są ludzie, którzy – jak prof. Richard Dawkins – z niego szydzą. Ani on, ani żaden z naukowców nie udowodnił nigdy, że Zmartwychwstanie nie nastąpiło. Tych, którzy próbowali wykazać, że Jezusa nie było, że nie umarł na krzyżu albo że umarł, ale Apostołowie wykradli Jego ciało, już nie ma. A Zmartwychwstały Chrystus jest.

Aldona Zaorska – Niezależnie od tego, czy ktoś jest chrześcijaninem, czy nie, te dni były i są najważniejsze w dziejach ludzkości: Wielki Czwartek, Wielki Piątek, Wielka Sobota i Wielka Niedziela. Cztery dni upamiętniające mękę, śmierć i Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Co się wtedy wydarzyło?

Wielki Czwartek

Chrystus został pojmany w czwartek wieczorem, po zakończeniu wieczerzy paschalnej. Samego zatrzymania dokonał oddział straży świątynnej, złożony z Żydów, działający na rozkaz arcykapłana Kajfasza. Jezus był przesłuchiwany najpierw przez Annasza, potem przez Sanhedryn – Najwyższy Sąd złożony z faryzeuszy, którzy zebrali się w pałacu zięcia Annasza – Kajfasza. Urągający prawu żydowskiemu proces zakończył się uznaniem Jezusa winnym bluź-nierstwa. Za to była tylko jedna kara – śmierć. Sanhedryn nie mógł na nią nikogo skazać. To mogli zrobić tylko Rzymianie. Co było dalej? Faryzeusze rozeszli się do domów. A Jezus? Jak wiemy, ostatnią noc na ziemi spędził w ciemnicy. Prawdopodobnie w jednej ze starych cystern na wodę – podziemnych grot gdzieś przy pałacu Kajfasza. Mel Gibson w filmie„Pasja” pokazał Jezusa skutego ciężkimi łańcuchami przewleczonymi przez umocowane w sklepieniu cysterny kółko, co powodowało, że musiał stać aż do świtu. Czy tak było? Ewangelie milczą na temat tego, jak wyglądała ta ostatnia noc Chrystusa, ale są przekazy dowodzące, że było o wiele gorzej.

Pozytyw i negatyw twarzy z Całunu Turyńskiego. Całun Turyń-ski – niemy świadek Zmartwychwstania wciąż wymyka się nauce. Został dokładnie zbadany. Obrażenia widoczne na Całunie pokrywają się nie tylko ze śladami pozostawianymi przez rzymski bicz używany do chłosty, ale i z obrażeniami doznanymi przez Jezusa w czasie tortur zadanych Mu w nocy z czwartku na piątek.

Noc męki

„Nie wszystko jeszcze świat wie, co Jezus cierpiał. Towarzyszyłam Mu w Ogrójcu i w ciemnicy, w badaniach sądowych, byłam z Nim w każdym rodzaju męki Jego” napisała w„Dzienniczku”św. Faustyna Kowalska (,, Dzienniczek” punkt 1054). Więcej na ten temat jest w wizjach s. Leonii Nastał (Maria Nastał, 1903-1940), polskiej zakonnicy i mistyczki. Także inni mistycy przekazali, że tamta noc była dla Jezusa nocą męki. „Proces” przed Sanhedrynem zakończył się w nocy i aż do rana Jezus był na różne sposoby torturowany przez złożoną z Żydów straż świątynną. Po kamiennych stopniach został skopany do lochu pełnego nieczystości.Tam strażnicy„podawali”Go sobie, bi-jąc pięściami, nakłuwali ciało ostrymi przedmiotami, przywiązali Jezusa do umieszczonej pod sufitem belki węzłem na tyle luźnym, żeby ten rozwiązał się pod ciężarem ciała, w wyniku czego związany Jezus upadł na pełną nieczystości posadzkę. Wśród innych tortur, jakimi Jezus został poddany, było obrzucenie kamieniami, ściskanie głowy żela-

„Ecce Homo”(łac. oto człowiek), obraz Antonio Ciseriego, Poncjusz Piłat przedstawiający ubiczowanego Jezusa mieszkańcom Jerozolimy. Według Ewangelii Piłat nie chciał skazywać Jezusa na śmierć, a wyjątkowo okrutne biczowanie, jakiemu kazał Go poddać, miało być karą samą w sobie.

zną obręczą, posadzenie Jezusa na krześle nabitym gwoździami i wgniatanie Go w to krzesło, poparzenie mieszaniną rozgrzanego ołowiu i żywicy, wyrwanie części brody i wbicie w jej miejsce drutów, przebicie cierniem języka, wlewanie w gardło Jezusa nieczystości. Wszystko przy nieustannych wyzwiskach. Po tych torturach o świcie Jezus został wypędzony z lochu przed Sanhedryn, który wczesnym rankiem zebrał się na kolejnym posiedzeniu. Warto zauważyć, że chociaż ślady biczowania dominują na Całunie Tufyńskim, znajdują się na nim także ślady i tych obrażeń.

Wielki Piątek

Rankiem w piątek Sanhedryn potwierdził wyrok śmierci, którego formalnie wydać nie mógł. To dlatego Jezus został zaprowadzony do Piłata. Członkowie Sanhedrynu zadbali, by przed pałac Heroda, gdzie prawdopodobnie rezydował Piłat, ściągnąć tłum, zapewne rozgłaszając, że Jezus zapowiadał zburzenie Świątyni – dla Żydów bluźnierstwo. Sanhedryn oczekiwał od Piłata potwierdzenia wyroku śmierci za bluźnierstwo, tyle że Rzymian nie obchodziły kwestie religijne Żydów i Piłat nie miał zamiaru skazywać Jezusa,, bo oskarżyli Go ludzie, którymi pogardzał. To dlatego Żydzi zmienili taktykę i w miarę przebiegu procesu do zarzutów religijnych dołączyli polityczne – o podburzanie ludu i ogłoszenie się przez Jezusa królem, co było zamachem stanu. Z Ewangelii wynika, że Piłat kilkakrotnie próbował Jezusa uwolnić. Także biczowanie mogło być nie tyle wstępem do ukrzyżowania, co karą samą w sobie, stąd wykonujący je rzymscy żołnierze nie tylko ubiczowali Chrystusa w sposób wyjątkowo okrutny, ale też poszli dalej – dokonując ukoronowania Go cierniową koroną i wyszydzając Go – chodziło o połączenie kary fizycznej i upokorzenia tak wielkiego, żeby skazańcowi nie przyszło już nigdy do głowy zrobić cokolwiek, co mogłoby go raz jeszcze sprowadzić przed oblicze Piłata. Ten liczył na litość tłumu wobec skatowanego człowieka, ale nie docenił Sanhedrynu ani – jak się wydaje – nie rozumiał, że dla bluźniercy Żydzi nie mieli litości. Jednak dopiero zaszantażowanie Piłata pogróżką poinformowania cezara (Tyberiu-sza) o nielojalności namiestnika wypuszczającego na wolność uzurpatora, który ogłasza się królem, zakończyło się wyrokiem skazującym. Jednak nawet wydając wyrok, Piłat podkreślił, że nie jest winien krwi „tego Sprawiedliwego” uzyskując od Żydów od-powiedź:„Krew Jego na nas i na dzieci nasze”-zdanie obecnie systematycznie wymazywane (także z filmu„Pasja” wktórym nie zstało przetłumaczone, chociaż pada).

Zmartwychwstanie

Ciąg dalszy znamy – oddział rzymskich żołnierzy zabrał Jezusa, a przy okazji jeszcze dwóch skazanych, zaprowadził ich na wzgórze za miastem, ale przy drodze prowadzącej do Jerozolimy, i tam publicznie wykonał najbardziej haniebną i okrutną karę z ówcześnie stosowanych – ukrzyżowanie. Ta kara nie tylko odzierała z elementarnej godności, ale i była długą męką – skazani konali nieraz przez kilka dni, walcząc o każdy oddech. W przypadku Jezusa – skatowanego w nocy z czwartku na piątek, potem ponownie w piątek, wyczerpanego fizycznie i psychicznie, agonia trwała trzy godziny – od 12.00 w południe, kiedy został przybity do krzyża, do 15.00, kiedy zmarł. Według lekarzy – na skutek uduszenia spowodowanego niemożnością podciągania się na przebitych nadgarstkach i krwotoku wewnętrznego. W godzinie śmierci Jezusa nastąpiło zaćmienie słońca i trzęsienie ziemi, odczuwalne w Jerozolimie na tyle, że ucierpiała Świątynia – rozerwaniu uległa kosztowna zasłona z bisioru oddzielająca Świętego Świętych (pierwotnie znajdowała się tam Arka Przymierza, a wejść mógł tam w ściśle określone dni tylko arcykapłan) od Świętego, gdzie pozostawiano chleby składane na ofiarę.

Jeszcze tego samego dnia ciało Chrystusa zostało zdjęte z krzyża, pośpiesznie umyte, i-zawinięte w płótna – pochowane w grobie–grocie znajdującej się tuż obok miejsca kaźni. Wszystko odbyło się radykalnie szybko, gdyż po-

 

 

grzeb musiał się odbyć przed zachodem słońca. To właśnie o zachodzie słońca zaczynał się następny dzień – dzień szabatu, kiedy Żydom nie wolno było wykonać żadnych prac. Na ten pochówek jest materialny dowód. W 2009 r. na Całunie Turyń-skim odkryto napisy – swoisty „akt zgonu” Jezusa, który w całości brzmiał prawdopodobnie tak:„W 16. roku panowania Cesarza Tyberiusza Jezus Nazarejczyk zdjęty wczesnym wieczorem po tym, jak został skazany przez rzymskiego sędziego na śmierć, gdyż władze żydowskie uznały go winnym, zostaje odesłany w celu pogrzebania z zastrzeżeniem, że może zostać wydany rodzinie dopiero po upływie pełnego roku. Podpisano przez” co dowodzi, że przy pośpiesznym pogrzebie był obecny jakiś rzymski urzędnik. Warto zwró-cić uwagę – po raz kolejny zostało podkreślone, że to władze żydowskie, a nie rzymskie uznały Jezusa winnym. W niesamowicie sformalizowanym prawie rzymskim komuś musiało bardzo zależeć, by fakt ten potwierdzić na całunie jakiegoś cieśli i wędrownego filozofa, za jakiego Piłat uważał Jezusa.

 

Nie wiemy, jak wyglądało samo Zmartwychwstanie. Ewangelie mówią tylko o kamieniu odrzuconym przez Anioła i o pustym grobie, jaki znalazły kobiety, które zgodnie z^ydowskim prawem trzeciego dnia po śmierci Jezusa przyszły, aby dokończyć namaszczanie zmarłego, dokonać zawinięcia w całun i ponownego pochówku, tym razem – na rok. Spośród Apostołów jako pierwsi przyszli do Grobu św. Piotr i św. Jan. O Zmartwychwstaniu przekonał ich nie tyle pusty Grób, co widok Całunu -„opróżnionego”bez śladów odwijania bandaży, za to z widoczną wypaloną sylwetką Chrystusa. To był dowód. Można zakładać, że gdyby go nie było, sami Apostołowie byliby przekonani o wykradzeniu przez kogoś ciała Chrystusa. Tak wielka była siła tego wydarzenia, że Apostołowie wyszli z ukrycia i zaczęli głosić Ewangelię pomimo śmiertelnego zagrożenia. Ta niezachwiana wiara, także wobec męczeńskiej śmierci, ponoszonej przez pierwszych chrześcijan, szokowała zarówno Żydów, jak i cały ówczesny świat.

Dla wszystkich

Zmartwychwstając, Jezus ostatecznie potwierdził – jest Panem życia i śmierci. Tylko Bóg ma taką władzę. Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie Jezusa to ostateczny dowód miłości Boga do człowieka. Próżna byłaby nasza wiara, gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, pisze św. Paweł

(1 Kor 15,14). Przez swoją śmierć i zmartwychwstanie Jezus odkupił całą ludzkość i całą ludzkość zbawił. Zmartwychwstanie Chrystusa to najważniejsze wydarzenie w dziejach świata. Nawet jeśli wciąż są ludzie, którzy – jak prof. Richard Dawkins – z niego szydzą. Ani on, ani żaden z naukowców nie udowodnił nigdy, że Zmartwychwstanie nie nastąpiło. Tych, którzy próbowali wykazać, że Jezusa nie było, że umarł, ale Apostołowie wy-kradli Jego ciało, już nie ma. A Zmartwychwstały Chrystus jest.

Od początku chrześcijaństwo miało„pod górkę” i nadal jest najbardziej prześladowanym wyznaniem na świecie – zupełnie jakby świat chciał przekonać sam siebie, że wiara w Zmartwychwstałego Jezusa żfilewala, podczas gdy właśnie ona czyni ludzi wolnymi. Zmartwychwstały Jezus przynosi prawdziwy pokój ludziom i prawdziwą wolność. Jednocześnie uznanie Zmartwychwstania za fakt stawia przed człowiekiem wymagania – życia zgodnie z nauczaniem Jezusa, a to zbyt często świat przerasta. I dlatego Jezus wciąż jest zwalczany.

KrewJegonanas…

Niewiele osób wie, że Izrael niejako podtrzymał wyrok Sanhedrynu. Wszystko zaczęło i ę 25 kwietnia 1933 r. (Wielkanoc przypadała wówczas 16 kwietnia), kiedy o godz.

14.00 w Jerozolimie zebrał się specjalny trybunał w składzie pięciu Żydów, aby ponownie rozpoznać sprawę Jezusa z Nazaretu. Ostatecznie czterema głosami „za” i jednym „przeciw” ów nieformalny trybunał uznał, że skazanie Jezusa było jednym z największych błędów ludzkości, a Żydzi powinni go naprawić, odwołując deklarację Sanhedrynu i ogłaszając niewinność Jezusa. Problem w tym, że nie było nikogo, kto w imieniu Żydów mógłby przyznać się do tego błędu. Ta deklaracja w praktyce nic nie znaczyła. Kiedy w 1948 r. powstało państwo Izrael, do tamtejszego Sądu Najwyższego z całego świata napłynęły wnioski dokonania rewizji procesu Jezusa. Sędziowie pod przewodnictwem doktora praw Moshe Smaira rozpoznali wnioski oraz materiał dowodowy i orzekli, że… materiał historyczny nie potwierdza, że w tym przypadku chodziło o proces przed sądem żydowskim. Tym wybiegiem Sąd Najwyższy Izraela uznał się za niewłaściwy do rozpoznania sprawy przeprowadzenia rewizji, a wnioskodawców odesłał do sądu włoskiego, jako następcy prawnego Imperium Romanum.Tym samym Żydzi utrzymali wyrok Sanhedrynu sprzed 2 tys. lat. Przed sądem włoskim proces nigdy nie został wznowiony…

 

WALKA Z SZATANEM ZGODNA Z KONSTYTUCJĄ I PRZEPOWIEDNIE O PRZYSZŁOŚCI ŚWIATA

Przypomnijmy sobie, kto najbardziej pryncypialnie domagał się na naszym podwórku politycznym zamordyzmu w latach 2020-2022? Kto oskarżał o oszołomstwo tych nielicznych polityków i publicystów, którzy nawoływali do otwartej dyskusji, wymiany argumentów, wykazania, że sytuacja ze wszech miar nie jest zero-jedynkowa?

dr Robert Kościelny

Grzegorz Braun

Dwunastego grudnia minionego roku poseł Grzegorz Braun zgasił świece chanukowe wystawione na widok publiczny w polskim Sejmie przez Chabad Lubawicz. Jest to odłam chasydyzmu powstały ponad 200 lat temu. Poseł Konfederacji i zarazem lider Konfederacji Korony Polskiej tłumaczył, że wygaszając świecznik chanukowy, kładł kres „aktom rasistowskiego, plemiennego, dzikiego kultu na terenie Sejmu RP”. Z powyższych względów przesłanie „chanukowego święta” jest satanistyczne. Czy tak w istocie jest? Pozostawmy sprawę „dyspucie teologicznej” na którą poseł Braun wzywał wszystkich tych, których oburzył jego czyn. Czy do takiej polemiki dojdzie? Znając realia liberalizmu takiego, jaki został nam narzucony przez „późne wnuki Stalina” po 1989 r. – sądzę, że wątpię. Bo staliniści (sataniści?), niezależnie w którym pokoleniu, nie znoszą dyskusji; wolą daprosy (przesłuchania). Odłóżmy jednak nasze biedy na bok, będzie jeszcze mnóstwo czasu, aby do nich wrócić. Przyjrzyjmy się – amerykańskim. Bo niektóre są podobne.

Amerykańskie zmaganie z szatanem

W pierwszych dniach grudnia 2023 r. ogólnopaństwowa stacja telewizyjna Fox News, powołując się na źródła lokalne, poinformowała, że na Kapitolu stanu Iowa ustawiono satanistyczny ołtarz. „Świątynia Szatana zorganizowała publiczną wystawę przedstawiającą głowę ba-rana z pokrywającymi ją lustrami, osadzoną na manekinie w czerwonym ubraniu. Współzałożyciel sekty, Lucien Greaves, powiedział serwisowi informacyjnemu, że wystawa to manifestacja prawa do wolności religijnej”.

Tyle że nie wszystkim pomysł satanisty się spodobał. Część lowańczyków uznała, że publiczne eksponowanie symbolu zła w czystej postaci – jeśli określenie „czysta postać” na postać w istocie swej nieczystą jest stosowne – to przejaw zbałwanienia tych, którzy stawiają pomniki szkaradzie. A zidiocenie nie ma nic wspólnego z wolnością, jakąkolwiek wolnością. Można by nawet rzec, że wprost przeciwnie. Idiota jest niewolnikiem snów śnionych nieprzytomnie. I ma do tego prawo. Oczywiście do majaków, ale nie do realizowania swych urojeń w praktyce.

Brad Sherman

Członek Izby Reprezentantów stanu Iowa, republikanin Brad Sherman, w „Liście o wolności Shermana”, stwierdził, że „obrzydliwa eskpozycja” powinna zostać natychmiast usunięta i wezwał „do przyjęcia ustawy zgodnej z naszą konstytucją stanową, która zabrania pokazów satanistycznych w budynku Kapitolu i na obszarze będącym własnością państwową”.

Shellie Flockhart

Mieszkanka Iowa, Shellie Flockhart, powiedziała, że była zszokowana widokiem wystawy. „To bardzo mroczna, zła siła i mam nadzieję, że ludzie wiedzą, jak z nią walczyć”. Pani Flockhart zorganizowała grupę modlitewną pod choinką znajdującą się w budynku Kapitolu. „Mam nadzieję, że ludzie zdadzą sobie sprawę, że wojna duchowa jest realna. Że istnieją złe siły szatańskie, które próbują przeniknąć do
naszego państwa” – powiedział Flockhart.

Według ekstremisty-sekciarza Greavesa ekspozycja miała przez 14 dni prowokować ludzi przebywających w budynku Kapitolu. Tyle że „Jaś nie doczekał”. Może też i dlatego, że „Modlitwa modlitwą, a tu trzeba brzytwą, albo jeszcze gorzej – sprężynowym nożem” jak śpiewał przed laty Jan Krzysztof Kelus w czasach walki z reżimem, którego prominentnym przedstawicielem był (jest?) Leszek Miller.

Michał Archanioł na Kapitolu

Jak podała Associated Press: „wystawa Świątyni Szatana na Kapitolu Iowa w Des Moines, stolicy stanu, została zniszczona 14 grudnia, a o spowodowanie szkód oskarża się byłego pilota myśliwca Marynarki Wojennej USA, republikanina”. We wpisie na Facebooku Świątyni Szatana poinformowano, że wystawa, znana jako posąg Bafometa (Baphometa), „została zniszczona w sposób uniemożliwiający naprawę”. Departament Bezpieczeństwa Publicznego stanu Iowa poinformował z kolei, że Michael Cassidy, lat 35, z Lauderdale w stanie Missisipi został oskarżony o popełnienie przestępstwa. Po aresztowaniu został zwolniony.

Strona internetowa Cassidy’ego podaje, że Cassidy opisuje siebie jako „chrześcijańskiego konserwatystę, który kocha naród amerykański i jest zaangażowany w obronę wszystkich tych wolności, którymi obdarzyło nas pokolenie Założycieli”.

Jak informuje prasa, członkowie założonej w 2013 r. Świątyni Szatana z siedzibą w Salem w stanie Massachusetts nie wierzą w szatana, ale opisują siebie jako należących do „nieteistycznej organizacji religijnej” która opowiada się za sekularyzmem.

Demoniczny idol przykuł uwagę Cassidy’ego kilka dni przed akcją. W portalu X, wcześniej znanym jako Twitter, opublikował wpis i dwa zdjęcia – jedno przedstawiające posąg Tomasza Jeffersona usuwany z bliżej nieokreślonego miejsca i drugie przedstawiające Bafometa w budynku władz ustawodawczych stanu Iowa „Doszliśmy do punktu, w którym nasze Kapitele usuwają Jeffersona i wznoszą pomniki Szatana” – czytamy we wpisie.

Ron DeSantis i Donald Trump

DeSantis, republikański gubernator Florydy, stwierdził, że za zaistniały problem częściowo odpowiada administracja byłego prezydenta Donalda Trumpa. A to z tej przyczyny, że Trump był prezydentem w 2019 r„ kiedy federalny urząd skarbowy stwierdził, że Świątynię Szatana należy uznać za Kościół. A skoro tak, przysługują mu takie same prawa jak innym Kościołom, gminom czy wspólnotom wyznaniowym. W tym prawo do manifestowania własnych przekonań religijnych.

Truciciele

Brandon Smith

Znany nam dobrze Brandon Smith podjął się w Alt-Market obrony czynu byłego pilota. Publicysta wymienił kilka powodów, dla których spektakularny sprzeciw republikanina winien być „całkowicie akceptowalny w naszych obecnych warunkach politycznych, nawet w świetle konstytucji”.

W tym kontekście autor zastanawia się, czy aby na pewno Ameryka jest jeszcze „społeczeństwem konstytucyjnym”? Pierwsza poprawka do konstytucji USA głosi dumnie: „Kongres nie ustanowi ustaw wprowadzających religię lub zabraniających swobodnego wykonywania praktyk religijnych; ani ustaw ograniczających wolność słowa lub prasy lub naruszających prawo do pokojowych zgromadzeń i wnoszenia do rządu petycji o naprawę krzywd”. Rzecz w tym, że ostatnie lata pokazały, iż swobody konstytucyjne mają zastosowanie tylko wtedy, gdy jest to wygodne dla lewicowców.

Brandon zauważa rzecz oczywistą d la każdego obserwatora życia społecznego i politycznego: lewica wykorzystuje zasady społeczeństwa obywatelskiego, aby za ich pomocą zniszczyć to społeczeństwo. Wartości wypracowane, w ciężkim trudzie prób i błędów, przez pokolenia żyjące w cywilizacji łacińskiej (Zachodu) są batem w rękach lewackiej dziczy, za pomocą którego starają się ćwiczyć obywateli. A zagnawszy do kołchozu sformatowanych myśli, słów i uczynków – przerobić na nawóz historii; wraz z ideami, które traktują instrumentalnie. „Innymi słowy, jeśli naród ma pewien historyczny szacunek dla wolności, będą próbowali zniszczyć ten naród, powołując się właśnie na szanowaną przez niego wolność. Jeśli wskażesz, co robią, i spróbujesz ich powstrzymać, wówczas będą argumentować, że «łamiesz swoje własne zasady», te same zasady, które oni próbują obalić”, pisze publicysta Alt-Market i dodaje: „Jest to forma wojny psychologicznej, której celem jest stworzenie paragrafu 22: jeśli populacja docelowa usiądzie z założonymi rękami i nie zrobi nic w obliczu naporu kulturowego, jej dziedzictwo i przekonania będą systematycznie demontowane. Jeśli jednak ludzie podejmą działania, aby przeszkodzić sabotażystom, zostaną oskarżeni o bycie hipokrytami, którzy w rzeczywistości nie cenią wartości, które rzekomo wyznają”.

Polski filozof Leszek Kołakowski, w jednym ze swych esejów nazywa ten proces „samozatruciem społeczeństwa otwartego”. W tekście „Kołakowski polemizował z Karlem Poppe-rem i jego ideą społeczeństwa otwartego, twierdząc, że każde społeczeństwo, państwo czy kultura pozostaje ze swej istoty zamknięte we własnych granicach, bez których traci sens. Człowiek może w imię wyższych idei próbować w pewnych sytuacjach te granice przekraczać, ale nie może tego robić za cenę zdolności wspólnoty do obrony samej siebie. W przeciwnym razie doprowadzi bowiem do jej zagłady” (Marek A. Cichocki). I w rzeczy samej – doprowadza. A może już doprowadził, o czym świadczyłyby smutne refleksje Michela Houellebecqa w takich powieściach jak „Uległość” czy „Serotonina”? A kto każdy odruch kulturowej samoobrony społecznej uważa za objaw nacjonalizmu, faszyzmu, ksenofobii, antysemityzmu, islamofobii, fanatyzmu? Ano ci, którzy stawiają pomniki ciemnej destrukcji, a obalają – twórczej kreacji.

Wojna kulturowa trwa

Lewica wraz z rządami, mediami korporacyjnymi i Big Techem walczą o to, aby wolność słowa stała się czczym frazesem. Kneblem zatykającym usta przeciwnikom. Masowa cenzura była normą podczas kowidu, a lewacy stanowczo jej bronili, pisze Brandon. W rzeczy samej – przypomnijmy sobie, kto najbardziej pryncypialnie domagał się na naszym podwórku politycznym zamordyzmu w latach 2020-2022? Kto oskarżał o oszołomstwo tych nielicznych polityków i publicystów, którzy nawoływali do otwartej dyskusji, wymiany argumentów, wykazania, że sytuacje ze wszech miar nie jest zero-jedynkowa? Że wielu naukowców przedstawiało argumenty świadczące o tym, iż społeczeństwo jest bardziej trawione przez pandemię strachu niż kowidu?

Publicysta Alt-Market jest przekonany, że Ameryka jest w stanie wojny kulturowej, w której stroną atakującą są lewacy. Używając konstytucji jako tarczy, prą cały czas naprzód, a wszelkie, zwłaszcza co bardziej stanowcze, próby odparcia ataków (jak ta na Kapitolu w Iowa) obwołują zamachem na konstytucję, łamaniem pierwszej poprawki. „Globaliści i przebudzeni lewacy często otwarcie przechwalają się swoim programem dekonstrukcji zachodniego społeczeństwa i zastąpienia go własnym kultem ideologicznym. Nie tylko się z nami nie zgadzają, oni wypowiedzieli wojnę”. A mimo to wymagają od społeczeństwa amerykańskiego, aby atakowane w dalszym ciągu postrzegało sabotażystów jako integralnych członków społeczeństwa, cieszących się tymi samymi swobodami i tą samą ochroną. „Są Amerykanami tak samo jak my i dlatego musimy ich traktować jedynie jak obywateli, którzy się nie zgadzają, nawet jeśli nie pragną niczego bardziej niż zniszczenia naszej kultury” pisze Smith, dodając: „Oni od dłuższego czasu traktują konserwatystów i patriotów jak wrogów, podczas gdy my nadal traktujemy ich jak współobywateli”.

Ale jacyż to „współobywatele”, skoro od kilku lat lewica polityczna agresywnie próbuje zburzyć pomniki historyczne i posągi ojców założycieli, próbując wymazać powiązania z przeszłością? Pozbawić Amerykę jej korzeni, a co za tym idzie – skazać na śmierć? Amerykę, którą większość obywateli uważa za swoją ojczyznę. A tę przecież „nie w granicach się mierzy, ale w możliwości używania praw i swobód”, jak mawiano w czasach staropolskich, próbując zdefiniować pojęcie Rzeczypospolitej.

W 2021 r. usunięto pomnik Tomasza Jeffersona z budynku ratusza w Nowym Jorku (być może tę scenę przedstawiało zdjęcie zamieszczone w X przez Cassidy’ego), twierdząc, że jest to „symbol rasizmu”. Akcja powoduje (jeszcze powoduje) reakcję: „Oni burzą nasze pomniki, teraz my burzymy ich statuy”

Brandon Smith zwraca też uwagę, że Michael Cassidy nie jest przedstawicielem rządu. „Wydaje się, że lewacy działają w oparciu o fałszywe założenie, że zasady konstytucyjne mają na celu ograniczanie zachowań publicznych. One nie mają takiego celu. Mają one na celu ograniczenie władzy”. W Nowym Jorku to przedstawiciele władzy usunęli pomnik Tomasza Jeffersona, a w stanie Iowa szatańskiego idola zburzył obywatel.

Czyn obywatela Michaela Cassidy’ego nie jest związany z pierwszą poprawką, uważa publicysta Alt-Market. „Zgodnie z prawem może być winny wandalizmu, tak jak tysiące aktywistów-wokeistów w całym kraju jest winnych wandalizmu polegającego na niszczeniu pomników i budynków rządowych, ale to wszystko. To nie jest bitwa prawna, to jest wojna”. Toczące się przed naszymi oczami zmagania nie mają na celu obrony prawa, ale użycia go jako broni w walce o terytorium, jakim jest amerykańska ziemia. W rękach lewaków wiele sfer życia społecznego, wiele instytucji, stało się prymitywną pałką służącą do okładania przeciwnika – kultura, edukacja, religia, prawo, a ostatnio nawet medycyna. W tej sytuacji jałowymi są pokojowe starania o to, aby bieg rzek skierować do dawnego koryta. Oznaczałoby to rozbrojenie lewackiej „armii kulturowej” i uczynienie z niej luźnej gromady awanturników operujących na obrzeżach cywilizacji. Na co marksiści kulturowi, składający się w dużej mierze z „kawiorowych socjalistów” żadną miarą zgodzić się nie mogą. Wyautowani nie żywią się kawiorem, jedzą kaszankę. O czym „paniczyki” bardzo dobrze wiedzą, chcąc zepchnąć przeciwników na tę „baranią łączkę”. To jest wojna. Wojna o normalność. A akt Cassidy’ego to zaledwie skromny wystrzał oddany w odpowiedzi na serie z karabinów maszynowych ludzi ideologicznie wzmożonych, wojowników sprawiedliwości społecznej, aktywistów złych, pokrętnych spraw, których korzenie tkwią głęboko w piekle łagrów sowieckich i hitlerowskich obozów koncentracyjnych.

Lewacy sięgają po stare wzorce

W tej sytuacji ważniejsze od prawa, którego lewacy i tak nie używają w innym celu jak tylko w tym, aby szerzyć bezprawie, jest pytanie moralne – „czy słuszne jest, aby symbole szatańskie stały w naszych instytucjach prawnych instytucjach dziedzictwa narodowego? Symbole reprezentujące relatywizm moralny, narcyzm, chaos i psychopatię? Czy słuszne jest odwracanie wzroku, podczas gdy wywrotowy .ruch aktywistów pracuje nad zniszczeniem wszystkiego, co nam drogie?” Do tych, w sposób najoczywistszy, retorycznych pytań Smith dołącza kolejne – „czy każdy system przekonań lub ideologia zasługuje na «równe» miejsce w naszym społeczeństwie? Każdy kult śmierci? Każda filozofia terrorystyczna lub kryminalna? Czy w salach Kongresu powinny znajdować się pomniki Hitlera, Stalina i Mao? Czy W Senacie powinno znajdować się popiersie Pol Pota […] z powodu pierwszej poprawki? Istnieje coś takiego jak standardy, ale lewacy uważają, że jeśli chodzi o ich cele ideologiczne, nie ma żadnych standardów”

Gdy czytamy o odrzuceniu standardów w czas osiągania celów ideologicznych przychodzi na myśl stara rewolucyjna mantra „Za moralne uznaje [się] wszystko, co sprzyja zwycięstwu rewolucji, za niemoralne zaś i przestępcze [uznaje się] to wszystko, co staje jej na-drodze”. Albo inny spiżowy wyimek z „Katechizmu rewolucjonisty” Nieczajewa, napisany ponoć przy akompaniamencie samego arcyrewolucjonisty Bakunina: „Przez rewolucję Organizacja nie rozumnie uporządkowanego buntu według klasycznego zachodniego modelu – buntu, który zawsze zatrzymuje się przed atakiem na prawa własności i tradycyjne systemy społeczne tzw. cywilizacji i moralności. Jedyną formą rewolucji korzystną dla ludzi jest taka, która zniszczy całe państwo do korzeni i wytępi wszelkie tradycje, instytucje i klasy państwowe”. I, dopowiedzmy, normy oraz standardy, zastępując własnymi morderczymi regułami. Ale o tym już się nie wspomina.

Chamstwu w życiu należy przeciwstawiać się siłą?

Alt-Market pyta: „Czy wolność przyzwala na to, by wzrastał hedonizm kosztem moralności, prawdy, odpowiedzialności i porządku? Bo tego domaga się lewica, a przecież prowadzi to do samozniszczenia cywilizacji”.

Siły walczące z zachodnią kulturą drwią z jej obrońców, hołdujących zasadom praktycznie uniemożliwiającym walkę z tymi, którzy zasad nie przestrzegają. Obrońcy Zachodu są niczym zmęczony podróżnik napadnięty w lesie przez wilczą watahę; osaczony ze wszystkich stron próbuje „przemówić do rozsądku” szczerzącej kły sforze. Z wiadomymi skutkami. „Angażujemy się w bitwę na idee i fakty, podczas gdy oni stosują taktykę spalonej ziemi, wykorzystując władzę centralną i władzę korporacji na swoją korzyść”.

Czy po latach nadużyć doczekają się odwetu? Czy zniszczenie posągu demonicznego idola umieszczonego bezwstydnie w holu budynku Kongresu stanowego byłoby zapoczątkowaniem przebudzenia obywatelskiego? „Czy społeczeństwo naprawdę tęskniłoby za wybrykami lewackich aktywistów, czy brakowałoby ich, gdyby zostali wysłani na jakąś wyspę?”, stawia pytania Brandon Smith, znów retoryczne.

Każdy otrzyma chip monitorujący stan zdrowia, kontrolowany przez algorytmy. Gotówka zostanie wyeliminowana i wycofana z rynku, a płatności kartą czy telefonem zastąpione płatnością chipami wszczepionymi pod skórę. Do 2033 r. pojawi się wiele nowych zawodów związanych ze światem cyfrowym, co będzie oznaczało eliminację z rynku pracy ludzi, nieposiadających tych umiejętności.

Apokalipsa św. Jana to zapis przyszłych losów świata. Święty Jan – najmłodszy z Apostołów, umiłowany uczeń Jezusa, najbardziej Jemu wierny. Według tradycji jako jedyny nie poniósł śmierci męczeńskiej i dożył później starości, umierając w Efezie (obecna Turcja) na początku panowania cesarza Trajana (czyli ok. 98 r.). Widział więc lub wiedział o zniszczeniu Świątyni Jerozolimskiej, zapowiedzianym przez Chrystusa, a będącym efektem tłumienia powstania żydowskiego przez Rzymian. To właśnie jemu tradycja Kościoła katolickiego, jak i prawosławnego przypisuje autorstwo Apokalipsy – ostatniej księgi Nowego Testamentu, najbardziej tajemniczej, najtrudniejszej do interpretacji, najbardziej alegorycznej. Święty Jan miał spisać ją na podstawie wizji, jakich doznał na wyspie Patmos na Morzu Egejskim, gdzie został zesłany przez Nerona w okresie prześladowania chrześcijan. Biorąc pod uwagę, że została spisana ok. roku 68, nad Apokalipsą głowią się teolodzy od prawie dwóch tysięcy lat. Sam sposób jej spisania – ubogi język grecki, wskazujący, że pisał to ktoś, dla kogo greka była językiem obcym i to niezbyt dobrze znanym, dodanie pojęć i nazw semickich albo własnych, niepochodzących z żadnego z tych języków, fascynuje badaczy. Jeszcze bardziej sama treść i wieloznaczna symbolika (np. Kościół jest ukazany raz pod postacią kobiety, raz pod postacią miasta świętego). Tym niemniej kilka symboli jest odnoszonych do czasów, w których być może – my właśnie żyjemy.

Czterej jeźdźcy

Najbardziej znani są czterej jeźdźcy. „I ujrzałem: gdy Baranek otworzył pierwszą z siedmiu pieczęci, usłyszałem pierwsze z czterech Zwierząt mówiące jakby głosem gromu: «Przyjdź!». I ujrzałem: oto biały koń, a siedzący na nim miał łuk. I dano mu wieniec, i wyruszył jako zwycięzca, by [jeszcze] zwyciężać. A gdy otworzył pieczęć drugą, usłyszałem drugie Zwierzę mówiące: «Przyjdź!». I wyszedł inny koń barwy ognia, a siedzącemu na nim dano odebrać ziemi pokój, by się wzajemnie ludzie zabijali – i dano mu wielki miecz. A gdy otworzył pieczęć trzecią, usłyszałem trzecie Zwierzę, mówiące: «Przyjdź!». I ujrzałem: a oto czarny koń, a siedzący na nim miał w ręce wagę. I usłyszałem jakby głos w pośrodku czterech Zwierząt, mówiący: «Kwarta pszenicy za denara i trzy kwarty jęczmienia za denara, a nie krzywdź oliwy i wina!». A gdy otworzył pieczęć czwartą, usłyszałem głos czwartego Zwierzęcia mówiącego: «Przyjdź!». I ujrzałem: oto koń trupio blady, a imię siedzącego na nim Śmierć, i Otchłań mu towarzyszyła. I dano im władzę nad czwartą częścią ziemi, by zabijali mieczem i głodem, i morem, i przez dzikie zwierzęta” (Ap 6, 1-8).

Zaraza

Baranek to sam Chrystus, zaś postacie jeźdźców pozostają zagadką. Pierwszy, biały jeździec, najczęściej jest interpretowany jako zaraza, a to za sprawą broni, którą dysponuje – łuku i strzał. Na przestrzeni wieków zaraza była pokazywana jako strzały kary Bożej wypuszczanej przez Boga na grzeszną ludzkość. Z kolei wieniec, który mu dano, zdaniem innych teologów miał symbolizować Antychrysta – władcę tego świata, zaś wyjście na świat tego jeźdźca – zapanowanie w święcie fałszywej, szatańskiej ideologii. Zarówno jedno, jak i drugie mamy za sobą. W dodatku połączone, bo przecież zaraza i fałszywa ideologia są naszą codziennością. Współczesny marksizm, który Boga uważa za największą przeszkodę na drodze stworzenia nowego człowieka, nigdy jeszcze nie był taki bliski tryumfu. Zaraza odrzucenia Boga szerzy się wszędzie jeszcze bardziej od pandemii – od międzynarodowych organizacji, po głupie obrazki w internecie, przekonujące, że mądry człowiek to człowiek, który odrzuca Boga. A kto nie chce być mądry?

Wojna

Jeździec drugi – to wojna albo prześladowanie chrześcijan. I to mamy już za sobą. Wojna toczy się gdzieś na świecie nieustannie, jednak od czasu zakończenia II wojny światowej ludzkość nigdy nie była tak bliska globalnej, niszczącej wszystkich wojny, jak obecnie. Nikt nie ma wątpliwości, że zaledwie kilka państw dysponuje arsenałem, pozwalającym na unicestwienie życia na Ziemi. Co więcej – broń atomowa nie jest obecnie najgroźniejsza, bowiem dysponujące nią kraje „trzymają się wzajemnie za gardło” a niebezpieczniejsza jest ta nowoczesna broń, o której się nie mówi, a która bez zniszczenia życia może zniszczyć całe narody. Jest jednak i inna wojna, która wciąż trwa – wojna z Bogiem i Kościołem, wojna z prawem Bożym i chrześcijaństwem, toczona dziś przez szatana i jego fałszywe ideologie. Ta wojna niszczy człowieka jako dziecko Boga. Bóg został już wyrzucony z życia społeczeństw i poszczególnych ludzi. Dzisiejszy przekaz świata dla człowieka jest ograniczony do stwierdzenia:

Bóg cię ogranicza, prawo Boże cię zniewala. Odrzucenie Boga da ci wolność. Pod tym hasłem odbywały się wściekłe manifestacje aborcyjne, atakujące kościoły.

Czyż nie było czymś znamiennym, że choć wyrok chroniący życie nienarodzonych dzieci ogłosił Trybunał Konstytucyjny – świecka sąd, opierający się na świeckim prawie, nienawiść skierowała się przeciwko kościołom?

Głód

Jeździec trzeci na czarnym koniu to głód – następstwo zarazy zapanowania fałszywej ideologii i wojny. Połowa świata umiera z głodu, a druga połowa z przejedzenia, ale dziś, jeśli chodzi o wyżywienia świata, pojawia się mroczna wizja – garstka osób postanowiła oddać dystrybucję żywności w ręce kilkunastu ludzi. Ziemia, która może wyżywić wszystkich, ma zostać wyjałowiona, „żeby ją chronić przed ludźmi” a żywność ma być produkowana w laboratoriach, ma mieć określone właściwości i ma być wręcz dystrybuowana. Ludzkość ma jeść to i tyle, ile każdemu przeznaczą ci, którzy będą zajmować się produkcją żywności. Rolnictwo, hodowla, jakie dziś znamy – ma przestać istnieć jako szkodliwe i niepotrzebne. To zaś oznacza głód. Jest i inny głód, który jest zwykle pomijany w tej interpretacji – głód Boga, głód Słowa Bożego. Świat bez Boga miał być idealny, ale nie jest – im bardziej ludzie odrzucają Boga, tym bardziej są nieszczęśliwi. Im bogatsze społeczeństwa, im bardziej odrzucają Boga, tym więcej w nich destrukcji – upadku więzi rodzinnych i solidarności międzyludzkiej, chorób psychicznych, uzależnień, samobójstw. Nawet Kościół, obecnie coraz bardziej zastraszony wojną przeciwko niemu prowadzoną i niszczony od wewnątrz błędami oraz drogą przypodobania się światu poprzez akceptację grzechu, tego głodu nie zaspokaja.

Śmierć

Ostatni jeździec to Śmierć, której towarzyszy Otchłań, czyli piekło. Ten jeździec przyniesie ostateczne zniszczenie, będące następstwem działania poprzednich jeźdźców. Będą to kolejne zarazy, kolejne wojny i jeszcze większy głód. On poprzedzi czas Sądu Ostatecznego. Pojawienie się czwartego jeźdźca poprzedzić ma straszliwe katastrofy naturalne, wręcz kosmiczne – wielkie trzęsienie ziemi, zaćmienie słońca i ciemności ogarniające ziemię. Jest rzeczą szczególną, że o dniach ciemności, morzu, które wystąpi z brzegów, wielkim trzęsieniu ziemi, które góry zrówna z Ziemią i kosmicznej katastrofie, mówią prawie wszystkie przepowiednie i proroctwa – według nich ziemię dotkną straszliwe katastrofy naturalne – cała przyroda zbuntuje się przeciwko człowiekowi. Zarówno Apokalipsa, jak i pozostałe proroctwa, przewidują, że ocaleją tylko ci, którzy przejdą przez „wielki ucisk” i pozostaną wierni Chrystusowi, pomimo tych prześladowań.

Znamię Bestii i jezioro ognia

Do Apokalipsy odwołali się także… paryżanie. Francja – najstarsza córa Kościoła zapomniała o tym już dawno temu. Ale przypomniała sobie w maju 2020 r.

Wtedy w całym Paryżu i na przedmieściach miasta mieszkańcy obserwowali pomarańczowe niebo, a jednocześnie wyraźnie było czuć wyraźny zapach przypominający siarkę. Służby miejskie nie potrafiły tego wyjaśnić, aż w końcu, żeby cokolwiek powiedzieć, stwierdziły, że ulewne deszcze zmyły złogi ściekowe, które uwolniły siarczane zapachy z kanalizacji. Jednak wielu pa-ryżan, zamkniętych w domach, ograniczonych w poruszaniu się po mieście z powodu zarazy, przypomniało sobie słowa Apokalipsy św. Jana (9,17-18):„I tak ujrzałem w widzeniu konie i tych, co na nich siedzieli, mających pancerze barwy ognia, hiacyntu i siarki. A głowy koni jak głowy lwów, a z pysków ich wychodzi ogień, dym i siarka. Od tych trzech plag została zabita trzecia część ludzi, od ognia, dymu i siarki, wychodzących z ich pysków”.

Paryżanie powtarzali wówczas te wersy, zastanawiając się, czy jeździec niosący zarazę już przybył.

Co więcej – Apokalipsa wskazuje, że pomimo zarazy, wojny i głodu, pomimo ostrzeżeń, ludzie nie odwrócą się od swoich bożków i nadal będą grzeszyć. W efekcie na świat wyjdą dwie wielkie Bestie, które będą rządzić światem i którym świat odda pokłon. Opisana w rozdziale 13 pierwsza Bestia szerzyć będzie ideologie, które zawładną światem. Bestia będzie głosiła wielkie bluźnierstwa, które zostaną uznane przez cały świat i wszystkie kraje. Można uznać, że tą Bestią jest sekularyzacja – odrzucenie Boga, dziś powszechne w imię demokracji.

Bestia druga, opisana w tym rozdziale, jest jeszcze gorsza. „Całą władzę pierwszej Bestii przed nią wykonuje, i sprawia, że ziemia i jej mieszkańcy oddają pokłon pierwszej Bestii, której rana śmiertelna została uleczona. I czyni wielkie znaki, (.. ,)l dano jej, by duchem obdarzyła obraz Bestii, tak iż nawet przemówił obraz Bestii i by sprawił, że wszyscy zostaną zabici, którzy nie oddadzą pokłonu obrazowi Bestii. I sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło i że nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia – imienia Bestii lub liczby jej imienia” (Ap 13, 15-17).

Czym jest „znamię Bestii”?. W czasie pandemii pojawiły się liczne odwołania do tych wersów Apokalipsy, wskazujące, że znamieniem Bestii były szczepienia. Bez certyfikatu potwierdzającego przyjęcie szczepionki nie można było podróżować, pójść do restauracji czy do innych miejsc użytku publicznego, ograniczona była możliwość robienia zakupów. Ludzi podzielono na zaszczepionych, którzy poddali się narracji o konieczności szczepień i niezaszczepionych, którym odmawiano ich praw. To wszystko działo się na naszych oczach. Pobocznie przypominano wówczas słowa „guru” Billa Gatesa, występującego jako autorytet tylko dlatego, że mógł sobie kupić czas i miejsce w mediach. On niemal jednym tchem mówił o zaszczepieniu całej ludzkości i jednocześnie o konieczności depopulacji. To nie koniec.

Chipowanie pracowników od kilku lat ma miejsce m.in. w Belgii, Szwecji czy USA. Jak wyjaśniają strony internetowe promujące stosowanie chipów, chodzi o zlikwidowanie problemu zgubionych kart wejściowych. Innymi słowy w nowoczesnych firmach, wejście odbywa się za pomocą elektronicznej karty. Pracownicy je gubią, co generuje niebezpieczeństwo wejścia do firmy osoby nieuprawnionej posługującej się taką kartą, więc prościej jest zachipować ludzi – chipu zgubić się nie da. A można go już dowolnie zaprogramować. W 2014 r. na Uniwersytecie Massachusetts opracowano chip antykoncepcyjny Mierzył 20 x 20 X 7 mm.

Niepotrzebni ludzie

Twórca koncepcji Wielkiego Resetu i rządu światowego Claus Schwab wprost twierdzi, że powszechne chipowanie ludzi to tylko kwestia czasu. Regularny gość Światowego Forum Ekonomicznego, izraelski profesor Yuval Harari w książce „Homo deus. Krótka historia jutra” twierdzi, że ludzie zostaną w ogóle pozbawieni władzy, jaką do tej pory mieli, gdyż: przestaną być potrzebni pod Względem ekonomicznym i militarnym, system sprawowania władzy będzie przykładał znacznie do ludzi traktowanych kolektywnie, ale nie do poszczególnych jednostek, z wyjątkowych jednostek, dzięki czemu powstanie nowa elita superludzi. Reszta będzie kontrolowana dzięki wszczepionym chipom. Każdy otrzyma chip monitorujący stan zdrowia, kontrolowany przez algorytmy. Gotówka zostanie wyeliminowana i wycofana z rynku, a płatności kartą czy telefonem, zastąpione płatnością chipami wszczepionymi pod skórę. Harari wprost pisze, że do 2033 r. pojawi się wiele nowych zawodów związanych ze światem cyfrowym, co będzie oznaczało eliminację z rynku pracy ludzi, nie posiadających tych umiejętności, np. współczesnych kasjerów, taksówkarzy, robotników itd. Co się z nimi stanie? Jeśli będą zachipowani, odpowiednia stymulacja może dać im nowe możliwości. Albo popchnąć ich w stronę wegetacji i różnych uzależnień. Albo popadną w nie sami na skutek frustracji i poczucia wyrzucenia poza nawias społeczeństwa. Słynna sztuczna inteligencja już zyskała tożsamość. To jest proces, który przeraża przytomniejszych naukowców, ale jest ich zdaniem już nie do zatrzymania. Algorytmy stworzone przez człowieka przejmą władzę nad człowiekiem.

Czy więc sztuczna inteligencja jest pierwszą Bestią mówiącą rzeczy wielkie i posługująca się drugą Bestią – algorytmami? Wyobraźmy sobie św. Jana – człowieka żyjącego 2 tys. lat temu. Jak miałby opisać to, co widział, a czego nie potrafił ani sam zrozumieć, ani wytłumaczyć współczesnym ludziom? Przecież jeszcze 50 lat temu świat współczesny, choć znana była przecież telewizja, radio, komunikacja na duże odległości, a ludzie polecieli w kosmos, wydawał się nie do wyobrażenia. Dziś stanowi coraz groźniejszą rzeczywistość.

Co dalej?

Apokalipsa św. Jana zdaje się ostrzegać przed tym, przed czym ostrzegają niektórzy naukowcy – sztuczna inteligencja będzie dla ludzkości zgubą – zwróci się przeciwko tym, którzy będą mieli znamię Bestii (wszczepiony chip). Upadną wielkie królestwa i ludzkość, ale słowa Jezusa nie przeminą. Każdy, kto do Niego przyjdzie, kto wytrwa przy Nim, będzie zbawiony.

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych

PANDEMIA TO JEST BIZNES!

Tysiące ludzi, dobrze opłacanych, uzależniło się od tego „biznesu” jak narkoman od heroiny. Działają oni w ramach WHO, innych partnerstw publiczno-prywatnych oraz w sektorach badawczych i „humanitarnych”. Na poczet zarobków już otrzymywanych i tych spodziewanych w związku z planowaną nową „pandemią” czy innym ogólnoświatowym „kryzysem zdrowotnym” pobrali kredyty.

dr Robert Kościelny

Dziś już wiedzą wszyscy: histeria pandemiczna, którą rozpętały rządy na całym świecie przy współudziale usłużnych mainstreamowych mediów i kilku innych, uległych siłom wyższym środowisk opiniotwórczych, w tym również – o zgrozo! – akademickich, kosztowała życie milionów ludzi na całym świecie, była powodem dezintegracji społecznej oraz upadku wielu małych i średnich firm. Skutki kryzysu gospodarczego spowodowanego lockdownami będziemy odczuwać przez lata.

Na początek polski wątek „Covid zaraził biznes” głosiła „Rzeczpospolita na początku stycznia 2022 r., czyli dwa miesiące przed tym, zanim „dr medycyny” Putin pokonał najbardziej śmiercionośną pandemię od czasów Justyniana Wielkiego (VI w.). Z tekstu dowiadujemy się, że aż 2125 przedsiębiorstw ogłosiło niewypłacalność w 2021 r. To o 71 proc, więcej niż rok wcześniej i jednocześnie najwyższy poziom od początku badań, czyli od 1997 r. W 2021 r. niewypłacalność ogłosiło 589 firm usługowych, co oznacza 74-proc. wzrost w stosunku do 2020 r. Rok 2021 był też kolejnym trudnym okresem dla branży hotelarskiej i gastronomicznej. Drugą branżą najbardziej dotkniętą niewypłacalnością w 2021 r. okazało się rolnictwo – to aż 414 podmiotów, czyli trzy razy więcej niż rok wcześniej.

Mateusz Morawiecki

Jednak gdy jeden traci, drugi się bogaci. W sferach finansowych to zgrzytający w zębach banał. Możemy więc przyjąć, że nie jest on obcy również panu Mateuszowi Morawieckiemu, znanemu polskiemu bankierowi. Premierowi czasów zarazy. Jak donosił „Bankier” podczas konferencji prasowej 3 kwietnia 2024 r. były premier, odnosząc się do zarzutów NIK ws. zakupu środków ochrony indywidualnej w związku z pandemią COVID-19, stwierdził: „Prosiłem, aby każdy kupował, gdzie tylko może, to, co ratuje życie Polaków” Pomińmy już teatralność, w dodatku kiepską, wypowiedzi pana Morawiec-kiego (Fronczewskim to on nie jest. „Oni chyba wszyscy poszaleli! Fronczewskiego chcą ze mnie zrobić!

Łukasz Szumowski

Tu mnie Janek do filmu namówił, teraz ten mnie tu do Londynu ciągnie”), równie przekonujących jak stwierdzenie ministra Szumowskiego: „Maseczki kupilibyśmy nawet od diabła”. Jak pamiętamy, tym demonem okazał się instruktor narciarstwa, który jakimś znanym tylko sobie infernalnym sposobem wyczarował z dnia na dzień pół miliona „maseczek” chyba na stoku na Gubałówce odprawiając swój tajemny rytuał.

Jak pisze „Rzeczpospolita” z końca marca bieżącego roku , ,,Raport NIK ujawnia, że Mateusz Morawiecki i jego ministrowie podczas pandemii koronawirusa stworzyli «mechanizm korupcjogenny», zlecając spółkom skarbu państwa zakup środków ochrony od konkretnych firm i za konkretne kwoty [podkr. R.K.]”. W świetle cytowanego raportu słowa byłego premiera o tym, aby każdy kupował, gdzie tylko może, oznaczały w istocie, że może kupować, ale tylko od wyznaczonych przez Morawieckiego i jego ministrów podmiotów, a i to nie każdy, tylko spółki skarbu państwa obsadzane z klucza partyjnego.

Ale co tam polskie miliony, których i tak nikt nam nie zwróci, jak tych łez wylanych przez pańszczyźnianych z legendy o św. Jadwidze królowej Polski. Przypomnimy tę dawną historię. „Wkrótce po swoim ślubie z Jagiełłą [Jadwiga] dowiedziała się, że jego oddział zagarnął chłopom bydło. Poszkodowani zwrócili się do niej z prośbą o pomoc. Interweniowała. Król kazał oddać to, co zabrano. Sprawiedliwości stała się zadość. Ona jednak to przeżywała, a zapytana o powody, odpowiedziała: «Bydło zostało zwrócone, ale kto im zwróci wylane łzy?» “[za ks. Edward Staniek parafia św. Jadwigi Królowej Polski w Pilchowie]. Pańszczyźniani mieli przynajmniej to szczęście, że zwrócono im krowy. Nam nie zwrócą ani bydła, ani łez. Chyba, że to co „nam obca przemoc wzięła [sami] szablą odbijemy”.

Kapitaliści i komuniści wszystkich krajów łączcie się!

Przejdźmy do znacznie większych pieniędzy. Amerykańskich. Znów o wydarzeniach w tym kraju mówić będziemy. Wszystko w tej ich historii szło tak jak u nas, a to niechybnie oznacza, że u nas szło tak jak u nich. Że to nasi odgapiali od nich, a nie oni od naszych. Bo problem naszej ojczyzny, na co staram się zwracać uwagę od lat, polega na tym, że rządzący nami I udzie (tak z prawa, jak z lewa) nawet ześwinić nie potrafią się na sposób swojski. Nawet w tym dziele potrzebna jest im sztanca z zagranicy. Nawet ich nikczemność jest podrabiana, co akurat w tym wypadku nie oznacza, że gorsza, słabsza, mniejsza od oryginału.

„Każdemu według potrzeb” mówi znana maksyma zawarta w „Krytyce programu gotajskiego” Karola Marksa, ale o tym, co komu jest potrzebne, decydujemy my. To drugie stwierdzenie, aczkolwiek nigdy na głos niewypowiedziane, czai się za wyartykułowanym jak cień za człowiekiem i dopełnia je. Bez niego byłoby niczym upiór, który, jak wiadomo, nie rzuca cienia. Zresztą z nim jest również upiorne, zważywszy na konsekwencje. Ideałem marksistów i kapitalistów jest tworzyć potrzeby, narzucać je społeczeństwu jako „potrzeby jedynie słuszne”! zaspakajać wdrukowane w ludzi pragnienia na własny sposób i dla własnych korzyści. To połączyło obie z pozoru wykluczające się ideologie. Uczyniło z teoretycznych wrogów praktycznych sojuszników. Ku naszemu utrapieniu. Uwidoczniło się to podczas „pandemii” Kto najusilniej wcielał w życie „obostrzenia pandemiczne”? Prawicowy (?) POPiS. Kto najgorliwiej basował im w tym dziele zamordystycznym? Lewacy!

Żeby nie było nieporozumień, pisząc o „kapitalistach” mam na myśli ten rodzaj kapitału, który powstaje na styku państwo-biznes. Który nie szuka (jak na ludzi interesu przystało) rzeczywistych potrzeb społecznych, aby je zaspokoić, tylko tworzy je, używając do tego siły państwa i sprzedajnych mediów.

David Bell z Brownstone Institute tak opisuje Eldorado finansowe, utworzone dla niektórych „kapitalistów” przez narzuconą światu politykę pandemiczną a la Komunistyczna Partia Chin. „Zrelaksuj się na kilka minut, usiądź wygodnie i udawaj, że moralność i etyka biznesowa są zbędne. Następnie wyobraź sobie nieomylny, pozbawiony ryzyka plan biznesowy, w którym możesz stworzyć rynek, decydować o produkcie, zarządzać jego regulacjami, a następnie mieć władzę zamykania ludzi w domach lub pozbawiania ich dochodów, dopóki nie zgodzą się na jego zakup. I nikt nie może się temu przeciwstawić, ani pozwać Cię do sądu, jeśli wszystko pójdzie nie tak”

Żaden rząd demokratyczny nie mógłby tego zrobić, nie ujawniając tym samym, że demokratyczny nie jest, że stanowi zamordystyczne samodzierżawie, jakąś straszną wschodnią despotię, ucieleśnienie władzy jak ze snu paranoika lub dzikiej fantazji autora dystopijnej powieści. Aby mógł się ostać, taki zamordystyczny system musi zapanować na całym świecie. Jakiekolwiek okienko normalności stanowiłoby archimedesowski punkt podparcia, przy pomocy którego można poruszyć skomunizowaną Ziemię.

Dlatego ten osobliwy i złowrogi „biznesplan” opracowywany jest na szczeblu międzynarodowym. „Wszystko to jest negocjowane w ramach dokumentów pandemicznych WHO, które mają zostać uzgodnione przez Twój rząd za dwa miesiące” alarmuje Bell w tekście z początku kwietnia, zamieszczonym na stronie Brownstone Institute (BI), „Pandemics: A Business Opportunity” (Pandemia: szansa biznesowa).

Plan zagłady wolności i godności

W innym artykule BI „The WHO Pandemie Agreement: A Guide” (Porozumienie WHO dotyczące pandemii: przewodnik) autor wyjaśnia, że Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) i jej 194 państwa członkowskie od ponad dwóch lat angażują się w opracowywanie dwóch „instrumentów” lub porozumień, których celem jest radykalna zmiana sposobu zarządzania pandemiami i innymi sytuacjami nadzwyczajnymi dla zdrowia. Brzmi groźnie, nieprawdaż? Kolejne akapity tekstu Bella dźwięczą niczym dzwon pogrzebowy dla wolności, nomen omen (Bell to po angielsku dzwon).

Tedros Adhanom Ghebreyesus

Jedno proponowane porozumienie składa się z projektów poprawek do istniejących międzynarodowych przepisów zdrowotnych (IHR).„Ma ono na celu zmianę obecnych niewiążących zaleceń IHR w wymagania lub wiążące zalecenia, poprzez nałożenie na kraje «zobowiązania się» do wdrożenia zaleceń podanych przez WHO w przyszłych ogłoszonych stanach zagrożenia zdrowia. Stany te obejmują wszystkie «sytuacje nadzwyczajne dotyczące zdrowia publicznego o zasięgu międzynarodowymi (PHEIC). Należy podkreślić, że czym jest PHEIC, gdzie trwa i kiedy się kończy, określa jedna osoba, dyrektor generalny WHO”. Obecnie jest nim Tedros Adhanom Ghebreyesus, stary komuch i zamordysta, o czym przekonaliśmy się w latach 2020-2022.„Wśród wymogów, które może nałożyć dyrektor generalny, wymieniono obowiązkowe szczepionki, zamknięcie granic inne dyrektywy rozumiane jako blokady”. Obecnie szczegóły są już pilnie omawiane i negocjowane w Genewie.

Drugi dokument, znany wcześniej jako projekt traktatu pandemicznego, następnie porozumienia pandemicznego, „ma określić sposób zarządzania, tworzenia łańcuchów dostaw i przedsiębrania różnych innych interwencji mających na celu zapobieganie pandemiom. Poza tym przygotowania się na nie i reagowania. Jest on obecnie negocjowany przez Międzyrządowy Organ Negocjacyjny (INB)”

W artykule Bella czytamy też, że obydwa teksty zostaną poddane głosowaniu na Światowym Zgromadzeniu Zdrowia (jest to najwyższy organ decyzyjny WHO) w maju 2024 r. w Genewie w Szwajcarii.

Skąd wyjdą diabły Szumowskiego?

Te dokumenty to doskonały biznesplan, uważa publicysta Brownstone Institute. Instytucje zajmujące się ochroną zdrowia w każdym z państw członkowskich WHO staną się partnerstwem publiczno-prywatnym, a więc wykorzystującym pieniądze podatników, ale kierowanym przez sektor prywatny.„W świat rzucona zostanie narracja o serii plag, które wkrótce pochłoną ludzkość, których częstotliwość i dotkliwość gwałtownie wzrosną (twoi partnerzy są właścicielami mediów, więc nie przejmuj się rzeczywistością)” Kolejny krok, pisze Bell, to użycie publicznych pieniędzy, w celu stworzenia sieci nadzoru, gwarantującej wykrywanie wariantów wirusów. W ramach wspomnianego partnerstwa publiczno-prawnego rząd współpracujący z prywatnymi instytucjami zdrowotnymi udziela im uprawnień do kontrolowania polityki zdrowotnej, jeśli uznają, że wskazane przez nie warianty wirusa stanowią zagrożenie. Nie musi być ono realne, wystarczy – potencjalne. Jak wiemy, już dziś WHO „martwi się” możliwością pojawienia się kolejnej strasznej pandemii „choroby X” Jeszcze nie wiadomo, o jaką chorobę czy wirusa chodzi, ale już wiadomo, że jest „potencjalna” i „bardzo niebezpieczna” Na mocy podpisanych traktatów międzynarodowych rząd godzi się, aby na polecenia instytucji zdrowotnych zamknąć granice, wprowadzić ograniczenia w życiu codziennym swych obywateli i oczywiście wprowadzić obowiązkowe szczepienia (w zamian za „odzyskanie wolności”). Kolejny krok biznesowy polega na przeniesieniu wybranych przez współpracujące z rządem organizacje zdrowotne wariantów wirusa do z góry upatrzonych laboratoriów i firm farmaceutycznych.

Firmy farmaceutyczne są gotowe do działania, bowiem co roku otrzymują od podatników darmowe miliardy – w ramach tego samego programu, który otwiera przed biznesem pandemicznym szerokie pole do popisu – aby ich linie produkcyjne były gotowe do czerpania zysków z rynku, który partnerzy publiczno-prawni właśnie tworzą, strasząc ludzi kolejną apokalipsą. David Beil podkreśla, że „sponsorzy-inwestorzy z branży farmaceutycznej sponsorują także twórców modeli chorób, w ten sposób uzyskując najbardziej fantastyczne dane dotyczące zgonów, aby zapewnić przyzwolenie [na swoje «działania ochronne»] ze strony społeczeństw znów sterroryzowanych nakręcanym przez media, dogranie możliwości, przerażeniem” Następnie, w ramach możliwości stworzonych przez dokumenty WHO owi osobliwi biznesmeni użyją swoich mocy, udzielonych przez państwo, aby narzucić lock-downy i będą naciskać na ministerstwo zdrowia, by można było jak najszybciej wypuścić wyklepaną na kolanie szczepionkę, która ocali nieszczęsną ludzkość i umożliwi powrót do okresu, ale już nie „przed pandemią” ale „między pandemiami”.

Gdy wybrane przez biznesmenów pandemicznych firmy wyprodukują szczepionkę, będą oni mogli kontrolować część przepisów, omijając tak bardzo irytujące ich badania bezpieczeństwa leków i te niekończące się oceny etyczne, zauważa Bell. Ważne jest, aby kolejne sponsorowane badania wykazały, że przyjęta szczepionka po pewnym czasie traci swoją moc, odganiającą śmiertelnego wirusa, stąd należy zastosować „dawki przypominające” nad którymi już pracują zaprzyjaźnione firmy farmaceutyczne. Ważne jest też, że licząc coraz większe pieniądze, nie ponosisz żadnej odpowiedzialności za skutki uboczne szpryc – jesteś ponad jaką kolwiek jurysdykcją krajową. Nie musisz nawet nikomu płacić podatku!, stwierdza publicysta Brownstone Institute. To marzenie każdego przedsiębiorcy może się spełnić „wtedy, gdy należysz do WHO lub do międzynarodowego zespołu pandemicznego, a państwa członkowskie przyjmą proponowane poprawki do Międzynarodowych Przepisów Zdrowotnych (IHR) i nowego Porozumienia w sprawie pandemii na Światowym Zgromadzeniu Zdrowia w maju tego roku. Bo to jest dokładnie to, co proponują w tych pakietach dokumentów!” Przedstawiony model sprawdził się podczas Covid-19, organizując największy w historii świata transfer majątku od biednych do bogatych, zauważa Bell.„Za-miast zajmować się warunkami sanitarnymi, odżywianiem i endemicznymi infekcjami, które zabijają ludzi, międzynarodowe zdrowie publiczne koncentruje się obecnie na hipotetycznych, ale znacznie bardziej dochodowych kwestiach, takich jak choroba X (następna pandemia), w dużym stopniu kierowana przez korporacjonistów, na której mają nadzieję zbić kolejne fortuny”.

Dlaczego to może działać?

Takie pytanie stawia Bell, a odpowiedzi, jakich udziela ,nie wydają się szczególnie zaskakujące; Zapewne większość Czytelników domyśla się, dlaczego takie zła jak sianie przerażenia przez dwa lata oraz idące pełną parą przygotowania do występów kolejnego cyrku, mogą mieć miejsce. Pierwsza rzecz to pieniądze. Duże. „Pieniądze w dużych ilościach naprawdę pomagają ludziom zrozumieć, że zło może być lepsze niż dobro. Tym bardziej pomagają tym, którym w ogóle nie zależy na dobru i prawdzie. Dzięki nim mogą wznieść się na szczyt pomimo ich oczywistej niezdolności. Pozwalają mediom przetrwać, jeśli zadowalają swych sponsorów, i mogą pomóc delegatom krajowym w znalezieniu ważniejszych priorytetów niż dobro własnych obywateli. Podczas Covid-19 branża forsująca nowe inicjatywy WHO zarobiła bezprecedensową kwotę pieniędzy, więc program dotyczący pandemii nabrał dużego rozmachu” Tysiące dobrze opłacanych ludzi uzależniło się od tego „biznesu” jak narkoman od heroiny. Działają oni w ramach WHO, innych partnerstw publiczno-prywatnych oraz w sektorach badawczych i „humanitarnych”. Na poczet zarobków już otrzymywanych i tych spodziewanych w związku z planowaną nową „pandemią” czy innym ogólnoświatowym „kryzysem zdrowotnym”, pobrali kredyty. Mogą cieszyć się lepszą opieką zdrowotną, być w stanie pokryć koszty nauczania swoich dzieci w elitarnych placówkach edukacyjnych, odbywać dalekie i wygodne podróże.„W dużej mierze właśnie dlatego, mimo że dobrze wiedzą, że to masowe przekierowanie zasobów [na nieistniejące zagrożenie – R.K.] zwiększy ubóstwo, skróci średnią długość życia i zniesie etykę zdrowia publicznego, są w stanie to poprzeć”

Pamiętają Państwo, jak tych kilku niezłomnych medyków w Polsce alarmowało, że wzrosła liczba zachorowań i zgonów na choroby kardiologiczne, onkologiczne, wylewy, z powodu przesunięcia środków finansowych i zasobów medycznych ze schorzeń, których śmiertelność wynosi 50 i więcej procent, na Covid o śmiertelności 0,23 proc.? Przypominają sobie Państwo puste oddziały kowidowe w sytuacji, gdy brakowało miejsc w placówkach niekowidowych, oraz powstanie szpitala tymczasowego na Stadionie Narodowym, zupełnie zbędne, jak wykazała niedawna kontrola NIK, ale jakże kosztowne.

Druga rzecz, pozwalająca rozwijać się szalbierstwu, to nasza na nie obojętność. Nadmierne przywiązanie do telewizora i pochodzących z niego „praw” W okresie „pandemii” prawa z telewizora wyparły prawa pochodzące z konstytucji i kodeksów, mówili co niektórzy juryści. Niedawno opinia Sądu Najwyższego wsparła te poglądy.

Adam Niedzielski

Łajdacy nie powiedzieli ostatniego słowa. Przygotowują nowe widowisko, na którym zarobią krocie, a my znów staniemy się niczym to bydło, którym należy zarządzać również za pomocą kija, jak radził rzecznik ministerstwa zdrowia, kierowanego przez pana Adama Niedzielskiego. Chyba że stawimy opór. Przeciwstawimy się okupacji agresywnych i zachłannych pętaków.

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych

CZY ZNAJDUJESZ SIĘ NA RZĄDOWEJ LIŚCIE EKSTREMISTÓW?

Nawet jeśli obywatel nigdy świadomie nie popełnił przestępstwa ani nie był za nie skazany, z dużą dozą prawdopodobieństwa i tak zostaje poddany obserwacji i analizie pod kątem zachowań, które rząd mógłby uznać za stanowiące potencjalne zagrożenie dla porządku społecznego lub dla stabilności władzy.

dr Robert Kościelny

Ameryka posyłając od lat na „misje stabilizacyjne” setki tysięcy dziewcząt i młodych mężczyzn, aby szerzyli wartości demokratyczne na pustynnych terenach Arabii i bronili praw człowieka, buduje u siebie porządek polityczny niemający wiele wspólnego z ideałami ojców założycieli, za to coraz bardziej przypominający chiński system zaufania społecznego – najbardziej mroczny z mrocznych totalitaryzmów.

Brudna wspólnota

Ivan Eland

Wielki rząd, wielka technologia, wielkie uniwersytety – wszyscy współpracują ze sobą, mówi Jim Jordan, członek Izby Reprezentantów USA, polityk Partii Republikańskiej ze stanu Ohio. Co jest największym grzechem Big Techu? – pytał z kolei, parę lat temu, Ivan Eland na stronie The American Conservative i odpowiadał: „Współpraca z tajnymi służbami” Wbrew zapewnieniom, że bronią prywatności, „firmy takie jak Google i Amazon zbijają fortunę na kontraktach z rządem” Eland jest publicystą, pisarzem, analitykiem życia polityczno-społecznego, dyrektorem Centrum Pokoju i Wolności propagującym myśl libertariańską.

Jim Jordan

W świetle informacji uzyskanych przez dociekliwych dziennikarzy oczywistym się staje, że Big Techowi coraz bliżej do udzielania pomocy organom ścigania przy łamaniu praw obywatelskich w kraju oraz współdziałania w łamaniu praw człowieka przez wojsko za granicą. „Pomimo reputacji niezależnej firmy niedawno ujawniono, że związki Big Techu z amerykańskimi organami bezpieczeństwa narodowego mogą być silniejsze, niż wcześniej sądzono. W niektórych firmach technologicznych pojawił się sprzeciw pracowników wobec ujawnionych kontraktów firm z wojskiem i organami ścigania. Obiekcje te spowodowały jedynie to, że kierownictwo zaczęło ukrywać współpracę z rządem poprzez korzystanie z usług anonimowych podwykonawców” pisał Eland.

Jakby tego było mało, rząd w Waszyngtonie zaczął dobierać się do tajemnicy bankowej – ogłosiła niedawno stacja informacyjna Fox News. Federalni śledczy poprosili banki o wyszukiwanie i filtrowanie prywatnych transakcji klientów przy użyciu takich terminów jak „MAGA” i „Trump” w ramach dochodzenia w sprawie 6 stycznia 2021 r. [Atak na Kapitol Stanów Zjednoczonych, rzekomo dokonany przez zwolenników Donalda Trumpa niezadowolonych z wyników wyborów prezydenckich z jesieni 2020 r.], ostrzegając, że zakupy „tekstów religijnych” mogą wskazywać na „ekstremizm” Informację tę otrzymała stacja od Komisji Sądownictwa Izby Reprezentantów.

Fox News dowiedziała się, że Komisja uzyskała również dokumenty wskazujące, iż urzędnicy federalni chcieli, aby banki sprawdzały transakcje za pomocą słów kluczowych, takich jak Dick’s Sporting Goods, Cabela’s, Bass Pro Shops i inne. Są to sklepy z artykułami sportowymi i rekreacyjnymi. Niektóre osoby z kierownictwa tych placówek handlowych, takie jak Ed Stack, dyrektor generalny Dick’s Sporting Goods, są wieloletnimi darczyńcami Partii Republikańskiej. Urzędnicy Departamentu Skarbu zasugerowali, aby banki sprawdzały transakcje w sklepach z artykułami sportowymi i rekreacyjnymi, w celu „wykrycia klientów, których transakcje mogą wskazywać, że są «potencjalnie aktywnymi strzelcami”

Z kolei brytyjski Daily Mail dodaje, że według sensacyjnych dokumentów uzyskanych przez podkomisję Izby Reprezentantów ds. Uzbrojenia Rządu Federalnego pod przewodnictwem Jima Jor-dana, rząd federalny „obserwuje” Amerykanów, którzy często odwiedzają sklepy sprzedające broń lub są religijni. „Czy robiłeś wczoraj zakupy w Bass Pro Shop lub kupiłeś Biblię? Jeśli tak, rząd federalny może cię obserwować” – napisał Jordan w portalu X. Daily Mail cytuje też inne wypowiedzi Jordana: „Mimo że te transakcje nie mają wyraźnego powiązania przestępczego – i w rzeczywistości dotyczą korzystania przez Amerykanów z praw wynikających z Drugiej Poprawki – wydaje się, że [Departament Skarbu] przyjął, iż Amerykanie kupujący broń i Biblię stanowią potencjalne zagrożenie” Dla cytowanego polityka, gorącego adherenta prezydentury Donalda Trumpa, oczywistym jest, że: „Tego rodzaju wszechobecny nadzór finansowy, prowadzony w koordynacji z federalnymi organami ścigania i na ich wniosek, w odniesieniu do prywatnych transakcji Amerykanów jest niepokojący i budzi poważne wątpliwości co do poszanowania [przez Departament Skarbu] podstawowych wolności”

Mike Johnson

Członkowie Komisji Sądownictwa Izby Reprezentantów i jej podkomisja ds. Uzbrojenia Rządu Federalnego stwierdzają, że federalne organy ścigania coraz częściej korzystają z pozaprawnych dróg pozyskiwania informacji na temat obywateli. Coraz częściej i ściślej współdziałają z sektorem prywatnym. Współpraca ta ma pomóc służbom w inwigilowaniu osób o poglądach innych niż obowiązujące obecnie w Białym Domu. Spiker Izby Reprezentantów Mike Johnson nazwał to „kolejnym dowodem ujawniającym, że rząd federalny obrał sobie za cel konserwatystów”.

Wystarczy, że jesteś

„Jedynie, co musisz zrobić, aby być uznanym za osobę podejrzaną, przeznaczoną do inwigilacji i w końcu umieszczoną na rządowej liście obserwacyjnej, to zamieszkać w Stanach Zjednoczonych”.

John Whitehead

John Whitehead, doskonale znany Czytelnikom TS prawnik, obrońca praw obywateli USA, twórca Instytutu Rutherforda -jednej z najważniejszych organizacji zajmujących się wolnościami obywatelskimi w Stanach Zjednoczonych, na stronie organizacji komentuje ostatnie doniesienie publikatorów na temat poczynań władz federalnych i zacieśniającej się współpracy między rządem a korporacjami, zwłaszcza Big Techem i Big Bankami.

Za stroną The Hill przytacza informacje o tym, że ataki terrorystyczne z 11 września 2001 r. spowodowały bezprecedensową eskalację w krajowym aparacie nadzoru. Ponad 20 lat później narzędzia inwigilacji opracowane po 11 września nie tylko nadal się rozwijają, ale także oddalają się od pierwotnego zadania polegającego na zapobieganiu przyszłym atakom terrorystycznym. Co więcej, narzędzia te działają bez znaczącej przejrzystości i kontroli ze strony organów przedstawicielskich. Nowy raport Centrum Bezpieczeństwa Rasy i Praw (CSRR) w Szkole Prawa Uniwersytetu Rutgersa w New Jeresy mówi o intensywnym rozwoju jednego z najważniejszych, ale mniej znanych narzędzi aparatu nadzoru. Są to centra monitorujące przestępczość, które działają w czasie rzeczywistym (tzw. centra fuzyjne).

Centra fuzyjne powstały w odpowiedzi na wniosek Raportu Komisji z 11 września mówiący, że brak wymiany danych wywiadowczych między agencjami stanowymi i federalnymi przyczynił się do tego, że organom ścigania nie udało się powstrzymać ataków na World Trade Center i Pentagon. Centra miały służyć jako węzły umożliwiające wymianę informacji w celu wykrywania przyszłych ataków terrorystycznych i zapobiegania im. Tyle że szybko przekształciły się w rozległe systemy gromadzenia danych o obywatelach.

„Na skutek całodobowej inwigilacji prowadzonej przez rozległą rządową sieć szpiegowską wszyscy staliśmy się klientami czekającymi na namierzenie, oznaczenie, monitorowanie, manipulację, dochodzenie, przesłuchanie i ogólnie nękanie przez agentów amerykańskiego państwa policyjnego” zwraca uwagę Whitehead.

Nawet jeśli obywatel nigdy świadomie nie popełnił przestępstwa ani nie był za nie skazany, z dużą dozą prawdopodobieństwa i tak zostaje poddany obserwacji i analizie pod kątem zachowań, które rząd mógłby uznać za stanowiące potencjalne zagrożenie dla porządku społecznego lub dla stabilności władzy. Czy jesteś groźny dla władzy i jej „stanu posiadania”? Czy możesz stać się buntownikiem w sprzyjających ku temu okolicznościach? A może nawet prowodyrem buntu lub jego przywódcą? „Jak wysoki jest poziom zagrożenia, którego władza może się spodziewać ze strony danego obywatela, ocenia się na podstawie jego wypowiedzi, poglądów, działań, reakcji na polecenia rządowe. Wkrótce każde gospodarstwo domowe w Ameryce zostanie oznaczone jako stanowiące zagrożenie i przypisze się mu stopień stwarzanego zagrożenia” czytamy w The Rutherford Institute.

W całym kraju istnieją ponad 123 centra fuzyjne, które umożliwiają lokalnym agencjom policji przesyłanie i udostępnianie agencjom stanowym i federalnym ogromnych ilości danych pochodzących z kamer monitorujących, technologii rozpoznawania twarzy, jak też z monitoringów mediów społecznościowych, z dronów i kamer oraz z algorytmów opartych na sztucznej inteligencji.

Strona Wired dodaje, że 2005 r. utworzono pierwsze „centrum przestępczości działające w czasie rzeczywistym” (RTCC), rozległą sieć telewizji przemysłowej i automatycznych czytników tablic rejestracyjnych (ALPR) połączoną z centralnym węzłem w siedzibie nowojorskiej policji, kosztującą 11 milionów dolarów. Od tego czasu, od Miami po Seattle, centra RTCC stale rozwijają się w całych Stanach Zjednoczonych.

Ameryka bezpieczna od obywateli

John Whitehead nie ma wątpliwości odnośnie do tego, że kampania zapobiegania przestępczości nie tyle polega na uczynieniu Ameryki bezpieczniejszą, ile na zapewnieniu rządowi środków, aby stłumić antyrządowe niezadowolenie, ukarać każdego, kto wyraża uczucia antyrządowe i zapobiegawczo zdusić w zarodku wszelkie próby ludności kwestionowania władzy lub kwestionowania jej propagandy.

Jak pisze J. D. Tuccille dla „Reason”: „W czasach, gdy urzędnicy rządowi wściekają się na dezinformację i fałszywą informację, która często jest po prostu niezgoda z opiniami popularnymi obecnie wśród klasy politycznej, centra fuzyjne często analizują pokojowe wypowiedzi sprzeciwu obywatelskiego” Centra fuzyjne to niezatwierdzona przez ciała przedstawicielskie siła służąca cenzurowaniu i odwetowi wobec tych, którzy wyrażają swój sprzeciw i niezadowolenie z polityki rządu.

Wszystko to aż prosi się o nadużycia. A skoro prosi, to wyprosi…

Jak podała lokalna gazeta Tampa Bay Times”, szeryf hrabstwa Pasco Chris Nocco stworzył futurystyczny program mający na celu powstrzymanie przestępczości zanim do niej dojdzie. Monitoruje i nęka rodziny w całym hrabstwie. Najpierw Biuro Szeryfa tworzy listy osób, które według niego mogą złamać prawo, w oparciu o historie aresztowań, nieokreślone informacje wywiadowcze i arbitralne decyzje analityków policyjnych. Następnie wysyła zastępców, aby odnaleźli i przesłuchali każdą osobę, której nazwisko znajdzie się na liście. W środku nocy ludzie szeryfa pojawiają się przed drzwiami domów, budząc rodziny i stawiając je w złym świetle w oczach sąsiadów. Wypisują mandaty za brakujące numery skrzynek pocztowych i zbyt bujną trawę przed domem, obciążają mieszkańców terminami sądowymi i karami finansowymi. Przychodzą raz za razem, dokonując aresztowań z dowolnego powodu. Zimny jak syberyjski wiatr powiew stalinizmu, w Stanach Zjednoczonych!

Lista Whiteheada

Każdy z nas jest obecnie postrzegany przez rządu jako potencjalny podejrzany, terrorysta i osoba łamiąca prawo, stwierdza po raz kolejny John White-head na stronie The Rutherford Institute. Prawnik i komentator życia politycznego w USA stworzył listę istniejących przepisów i prowadzonych „kampanii” rządowych, które pod pozorem zapewnienia bezpieczeństwa obywatelom naruszają ich wolności, metodycznie przekształcając republikę w państwo policyjne.

Na przykład przepisy pozwalające policji odbierać broń osobom „podejrzanym” o stwarzanie zagrożenia, zyskują coraz większą popularność jako środek legislacyjny pozwalający na odbieranie broni osobom postrzeganym jako zagrożenie dla siebie lub innych. Mało kto zwraca uwagę na to, że spowodują one wnet, iż każdy Amerykanin będzie miał broń albo nie, bo zostanie to uzależnione od widzimisię władz. Bardzo niebezpieczną dla wolności jest rządowa kampania zwalczania dezinformacji. W ostatnich latach rząd używał określenia „terrorysta krajowy” zamiennie z określeniami „antyrządowy”, „ekstremista” i „terrorysta”, aby opisać każdą osobę mogącą mieścić się w bardzo szerokim spektrum poglądów, które establishment uznaje za „niebezpieczne”. A za takie uważane są wszelkie opinie niezgodne z dominującymi w mainstreamowych publikatorach.

FBI, CIA, NSA i inne agencje rządowe coraz częściej inwestują w technologie nadzoru korporacyjnego, które mogą wydobywać chronione konstytucyjnie wypowiedzi na platformach mediów społecznościowych, takich jak Facebook, Twitter i Instagram, w celu zidentyfikowania potencjalnych ekstremistów i określenia, kto może w przyszłości zaangażować się w akty antyterrorystyczne – czyli działania, które rząd uzna za niewygodne dla siebie.

Od lat rząd wykorzstuje całą broń ze swojego ogromnego arsenału – inwigilację, ocenę zagrożeń, centra fuzyjne, programy zapobiegawcze, przepisy dotyczące przestępstw z nienawiści, zmilitaryzowaną policję, blokady, stany wyjątkowe itp. – aby wycelować w potencjalnych wrogów państwa na podstawie ich ideologii, zachowań, przynależności i innych cech, które można uznać za podejrzane lub niebezpieczne. Monitorowane jest nie tylko to, co obywatel mówi lub robi, ale także sposób, w jaki o ważnych dla władz sprawach obywatel myśli. Wszystko to pod pozorem walki z „mową nienawiści”. Następnym punktem z listy Whiteheada jest program nadzoru i zapobiegania przestępczości. Istotnym jego elementem jest oprogramowanie do rozpoznawania twarzy, mające na celu stworzenie społeczeństwa, w którym każda osoba występująca w miejscu publicznym jest śledzona i rejestrowana podczas wykonywania codziennych obowiązków. W połączeniu z kamerami monitorującymi obejmującymi cały kraj technologia rozpoznawania twarzy umożliwia rządowi i jego partnerom korporacyjnym bezprawną identyfikację i śledzenie czyichś ruchów w czasie rzeczywistym, niezależnie od tego, czy popełniła ona przestępstwo.

Kolejnym krokiem do zamknięcia nas w klatce jest nadzór pocztowy. Prawie każdy oddział rządu – od poczty po Departament Skarbu i każdą agencję pośrednią – ma teraz swój własny sektor inwigilacji, upoważniony do szpiegowania narodu amerykańskiego. Na przykład poczta amerykańska, która przez ostatnie 20 lat fotografowała zewnętrzną stronę każdej przesyłki papierowej, szpieguje także SMS-y, e-maile i posty w mediach społecznościowych Amerykanów.

Ku dnu

Następny stopień do piekła niewoli stanowią bazy danych biometrycznych. „Założenia rządu na temat naszej tak zwanej winy lub niewinności rozprzestrzeniły się na nasz poziom komórkowy wraz z diabelską kampanią mającą na celu stworzenie narodu podejrzanych na podstawie ogromnej krajowej bazy danych DNA”.

A kolejny – ograniczenia naszego prawa do swobodnego poruszania się. Na każdym kroku jesteśmy śledzeni przez kamery monitorujące nasze ruchy. Na przykład czytniki tablic rejestracyjnych to narzędzia masowej inwigilacji, które mogą sfotografować ponad 1,8 tys. numerów tablic rejestracyjnych na minutę, zrobić zdjęcie każdego przemieszczającego numeru tablicy rejestracyjnej i zapisać numer tablicy rejestracyjnej oraz datę, godzinę i lokalizację zdjęcia w bazie danych z możliwością przeszukiwania, a następnie udostępnienia danych organom ścigania, centrom fuzyjnym i firmom prywatnym, aby mogły śledzić przemieszczanie się osób w ich samochodach. Dzięki dziesiątkom tysięcy czytników tablic rejestracyjnych działających obecnie w całym kraju, policja może śledzić pojazdy w czasie rzeczywistym.

I jeszcze kolejny – wojna o gotówkę. Waluta cyfrowa zapewnia rządowi i jego partnerom korporacyjnym sposób handlu, który można łatwo monitorować, śledzić, zestawiać w tabelach, wydobywać dane, hakować, przejmować i konfiskować, gdy jest to wygodne.

„Liczy się to, co myśli rząd – lub ktokolwiek, kto w danym momencie decyduje. A jeśli rządzący uznają, że stanowisz zagrożenie dla narodu i powinni cię zamknąć, to zostaniesz zamknięty i pozbawiony dostępu do ochrony, jaką zapewnia nasza Konstytucja. W rezultacie znikniesz” – John Whitehead kończy swój komentarz zamieszczony na stronie The Rutherford Institute.

Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny