KONTROLOWANY CHAOS TO SPOSÓB NA UTRZYMANIE WŁADZY

W czasach PRL-u było życie w iluzji, świecie pozorów, kłamstwa. Wiedzieliśmy o tym my, wiedziała władza. Ale przecież nie o to jej chodziło, o szczerość wiary w ustrój, tylko o uległość wobec niego. O samoponiżenie. Danie wyrazu swemu poddaństwu. Dziś chodzi o to samo.

dr Robert Kościelny

„Słońce to żółta gwiazda na półmetku swojego istnienia. To ona żywi i podtrzymuje życie na Ziemi. Jej ciepło i światło ogrzewa powierzchnię Ziemi, ma wpływ na pogodę, prądy morskie oraz napędza fotosyntezę” czytamy w Khan Academy. Ma ona również wpływ na życie polityczne na świecie; ważniejszy nawet niż słowa i czyny światowych przywódców, nie wspominając podrygów tych pomniejszych; ale to już nie z KA, to z głębin doświadczeń rodzaju ludzkiego przepisuję te słowa. W materiale sprzed tygodnia przedstawiłem wizję roku 2024 jako roku niespokojnego słońca. Obecny tekst, który – jak mam nadzieję – zainteresuje Czytelnika, jest poniekąd kontynuacją rozważań na ten temat. Wtedy pisałem, że niespokojna aktywność gwiazdy może przejawiać się w sposób dyskretny, co nie znaczy,-że całkowicie niezauważalny. Teraz zwrócę uwagę na sygnały pozwalające dostrzec, że Helios daje znać o swych wzmożeniach, wykorzystując do tego, jak zawsze, ludzi – jak to się mówi – na stanowiskach.

Golić frajerów!

John i Nisha Whitehead

„Czy rok 2024 będzie rokiem, w którym ćwiczenia Deep State w kontrolowanym chaosie ostatecznie ustąpią miejsca apokaliptycznemu demontażowi naszej konstytucyjnej republiki lub tego, co z niej zostało?” zadają pytanie John i Nisha Whitehead. Ich materiał ukazał się w pierwszych dniach stycznia w Off-Guardian i nosi tytuł „Apokalipsa: wykorzystanie kontrolowanego chaosu przez rząd do utrzymania władzy”. Od lat rząd federalny robi bardzo dużo, aby zepchnąć naród na „skraj załamania nerwowego”, piszą autorzy Off-Guardian. To spostrzeżenie winno przykuć naszą uwagę; bowiem w kraju również wyczyniane są niezłe harce; przywódcy stronnictw, które dawno temu zawarły między sobą niepisany sojusz, zachowują się jak małpa z brzytwą. Tną, gdzie popadnie, a najczęściej pada na nas. A na „przeciwników” politycznych przy okazji, jak się tam który akurat nawinie. Choć formalnie sztylety wyciągane są właśnie przeciw nim.

Czy w takiej sytuacji można zachować równowagę psychiczną? Nie stać się ofiarą załamania nerwowego? Oczywiście, że nie można. I właśnie o to chodzi „sztyletnikom” Małpy w naszym kraju mają swoje sposoby, aby zamydlać rządzonym oczy, nie pozwalając dostrzec rzeczywistości. Amerykańskie – swoje. Choć część z tych metod jest taka sama, albo przynajmniej łudząco podobna. Stanowi to wynik nie tylko globalizacji, lecz także nieznośnej lekkości imitacji światowego życia, której ulegamy, bo nic innego nie potrafimy. W tym drugim przypadku znów mowa jest o naszych przywódcach; tych patriotycznych i tych europejskich. Tych, którzy przyssali się do władzy pod hasłem „Tu jest Polska” jak i tych, którzy obecnie zdominowali Sejm dzięki zapewnieniom, że „Tu jest Europa”.

Państwo Whitehead uważają, że obywatele USA mają zszargane nerwy przez sztuczną polaryzację sceny politycznej, ataki masowej histerii co rusz wywoływanej przez media, sprzedawanie w produkcjach filmowych wojny i przemocy jako rozrywki z przesłaniem, że sytuacji, gdzie zaciera się granica między dobrem a złem, jest coraz więcej, stąd – aby sobie w nich poradzić – należy odrzucić dogmatyczną i tradycyjną moralność, jako nieprzystającą do współczesności. Poczucie beznadziejności i bezsilności w obliczu rosnącej korupcji, alienacja rządu od społeczeństwa oraz słabnąca gospodarka również grają na nerwach, dziś już napiętych jak struny. Ludziom wydaje się, że ich życie poniewiera cyklon chaosu, szaleństwa i tyranii bezładu.

Takie „ustawienie perspektywy” jest przejawem inżynierii społecznej. Mamy patrzeć jak przez lunetę w jeden punkt i nie zmieniać kątów widzenia, pod rygorem uznania za paranoików, teoretyków spisku. Wypchnięcia z głównego nurtu narracji, uczynienia naszego głosu nieważnym, zamilczenia, społecznej anihilacji. Trzeba patrzeć tunelowe, bo od spojrzenia panoramicznego, dającego pełen obraz, zaczną się rodzić w głowie króliki. Szeroka perspektywa, pełen wgląd nie jest dla każdego. Tylko dla ekspertów rządowych i zaprzyjaźnionych dziennikarzy.

Tak nam mówią od lat, więc patrzymy tylko na to, na co skierują nam lunetę. Raz na ocieplenie klimatu, innym razem na groźbę unicestwienia świata przez meteoryt, pandemię albo III wojnę światową. Albo przez jeszcze co innego… Stara, jarmarczna sztuczka, a wciąż działa – zainteresuj gapowaty tłum czymkolwiek, babą ż brodą, trójnożnym chłopem, połykaczem ognia, jakimś błyszczącym cudem niewidem i tnij głupców po sakiewkach. Ogol frajerów! Tak jest u nas, tak też jest w Stanach Zjednoczonych: „To, co rozgrywa się przed nami, to mrożąca krew w żyłach lekcja inżynierii społecznej, która skupia uwagę społeczną na polityce cyrkowej i spektaklach odgrywanych w dogodnym dla rządzących czasie. Ma to zapobiec nadmiernemu skupianiu się obywateli na procesie przejmowania całej władzy przez rząd, jak też uniemożliwić zjednoczenie w obronie naszych wolności”.

Rząd mocny kryzysem

Davia Temin

Z jednej strony Davia Temin z „Forbes” słusznie zauważa, że chaosem nie sposób zarządzać: „W chaosie wszystkie zasady są wyłączone, zasady porządku naturalnego (być może z wyjątkiem poziomu subatomowego) również nie działają. Kompasy zawodzą. Góra to dół, dół to góra i prawie niemożliwe jest odróżnienie nieba od ziemi. Tak naprawdę, w przeciwieństwie do kryzysu, samo pojęcie «zarządzania» chaosem jest oksymoronem”. Z drugiej – nie sposób nie dostrzec, że to, co jawi się ludziom jako chaos, może być jedynie zasłoną dymną dla tych, którzy szykują ofensywę na wolność i prawa obywatelskie. Innymi słowy: my widzimy szaleństwo, a oni – metodę tkwiącą w tym pozorowanym obłędzie.

Aby upozorować ten rodzaj chaosu, o którym mówimy, czyli szaleństwo z dobrze obmyśloną przez politycznych prestidigitatorów metodą, władza ma aż nadto środków. Nafutrowana pieniędzmi podatników nie liczy się z kosztami budowania wizji bezładu, którym kłuje w oczy obywateli. W jakim celu? Aby struchlali ludzie jedynie w silnej władzy widzieli stały i pewny punkt odniesienia w „rozpadającej” się rzeczywistości. Jedyny ratunek – w omnipotencji państwa.

Rząd ma narzędzia i know-how, aby wywoływać kryzys za kryzysem, budując wrażenie, że oto znaleźliśmy się w ogromnej centryfudze, że zawirowaniom nie będzie końca, że tylko mocarna ręka może zatrzymać wirówkę i wyprowadzić nas z niej do całkiem nowego ładu. Off-Guardian podaje przykłady tej „rządowej mocy”, która aquam turbat spokojną taflę wody zamienia w obszar zdradliwych wirów. „Rząd ma narzędzia i know-how, aby wywołać niepokoje społeczne i przewroty polityczne.

Edgar Hoover

Od czasów J. Edgara Hoovera FBI wykorzystuje agentów prowokatorów do infiltrowania grup aktywistów w celu «ujawniania, zakłócania, błędnego kierowania, dyskredytowania lub w inny sposób neutralizowania»”. Rząd wywołuje niestabilność gospodarczą poprzez zwiększanie wydatków, mimo że dług publiczny w dalszym ciągu rośnie i obecnie sięga powyżej 34 bilionów dolarów; dług ten stanowi obecnie największe zagrożenie dla gospodarki. Rząd stoi za katastrofami ekologicznymi, zapewnia Off-Guardian. „Wdrożony w 1947 r. Projekt Cirrus, wczesny prekursor HAARP, rządowej agencji zmieniającej pogodę, próbował unieruchomić huragan przemieszczający się do morza. Tyle że zamiast osłabić burzę, rząd skierował ją prosto na Georgię, w wyniku czego zniszczone zostały nieruchomości warte miliony dolarów” Rząd jest w stanie wyłączyć zarówno Internet, jak i telefony komórkowe. „W 2005 r. wyłączono usługi komórkowe w czterech głównych tunelach Nowego Jorku (podobno w celu uniknięcia potencjalnych detonacji bomb za pośrednictwem telefony komórkowego).

Barack Obama

W 2009 r. sygnał komórkowy uczestników inauguracji prezydenta Obamy został zablokowany (ponownie z tego samego powodu). W 2011 r. osobom dojeżdżającym do pracy w San Francisco wyłączono sygnał w telefonach komórkowych (tym razem w celu udaremnienia ewentualnych protestów w związku z zastrzeleniem przez policję bezdomnego)”.

Wojna psychologiczna z narodem

Jakie jeszcze harce potrafi wyczyniać rząd, wprowadzając swymi figlami obywateli w stan przedzawałowy, w przeświadczenie, że tylko szybka i gruntowna sanacja obecnej sytuacji -chaotycznej i niszczącej niczym słynne Tornado Trójstanowe siejące spustoszenie w połowie lat 20. XX w. w Missouri, Indianie i Illinois – może uratować Amerykę? A skoro Amerykę, to również świat. „Rząd ma narzędzia i know-how do organizowania ataków terrorystycznych. FBI ma sposoby na to, aby ze spokojnych ludzi czynić terrorystów, karmiąc ich propagandą, ułatwiając dostęp do broni i wyznaczając cele ataku, po czym aresztując w ramach misternie zaaranżowanej operacji antyterrorystycznej”.

I wreszcie, czyli last but not least, „Rząd ma narzędzia i wiedzę pozwalające uprawiać propagandę mającą na celu kontrolę umysłu i wojnę psychologiczną. Nie tak dawno temu Pentagon był zmuszony zarządzić gruntowny przegląd tajnych amerykańskich operacji wojny psychologicznej (PsyOps) prowadzonych za pośrednictwem platform mediów społecznościowych. Dochodzenie wszczęto w odpowiedzi na doniesienia sugerujące, że wojsko USA tworzyło fałszywe osoby ze zdjęciami profilowymi generowanymi przez sztuczną inteligencję oraz fikcyjne strony na Facebooku, Twitterze i Instagramie w celu manipulowania użytkownikami mediów społecznościowych”.

Strona The Verge powołując się na „The Washington Post” informowała: „Wezwanie do przeglądu pojawiło się po doniesieniach zawartych w sierpniowym raporcie firmy Graphika zajmującej się analizą sieci społecznościowych i Stanford Internet Observatory, które ujawniły szereg operacji mających na celu «promowanie narracji pro-zachodniej» w krajach takich jak Rosja, Chiny i Afganistan. [W ramach tych operacji] konsekwentnie przedstawiano narracje promujące interesy Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników, jednocześnie odsyłając do witryn informacyjnych wspieranych przez rząd i wojsko USA”.

Off-Guardian przypomniał, że wojna psychologiczna (lub operacje psychologiczne) może przybierać różne formy: „eksperymentów kontroli umysłu, bodźców behawioralnych, propagandy”. Może też przybrać formę sprokurowanych wydarzeń, mających na celu wprawienie ludzi w stan nieustannej drżączki, takich jak „pandemia” Covid-19. Na razie „pokonana” ale cały czas trzymana pod ręką w postaci co rusz pojawiających się kolejnych wariantów wirusa–celebryty oraz hipotetycznej choroby X, do której wybuchu przygotowuje się WHO; „dmuchając na zimne” jak się wyraził jeden z urzędników tej komunistycznej organizacji siejącej światowy ferment pod pretekstem ochrony „zdrowia społecznego”.

Nasz eskapizm powszechny Żyjąc pod ciśnieniem niepewności, chaosu, czających się wokół niebezpieczeństw: wirusów, terrorystów, „śladów węglowych”, „gotujących się” oceanów tudzież innych współczesnych demonów, żelaznych wilków, zmór, strzyg i mend; w oczekiwaniu na męża opatrznościowego, niechby o nazwisku Schwab, Gates czy Soros (choć o tym ostatnim jakby mniej było słychać), na opatrznościową strukturę, niby tarczę osłaniającą przed ciosem, ot choćby taką, jaką reprezentują sobą światowe organizacje typu WHO lub WEF – więc pełni tęsknego wyczekiwania na wzięcie pod żelazną rękę wyrywającą z chaosu, uciekamy w świat ułudy, o czym pisał przewidujący poeta, nie na darmo nazwany wieszczem: „Niech nad martwym wzlecę światem W rajską dziedzinę ułudy: Kędy zapał tworzy cudy, Nowości potrząsa kwiatem. I obleka w nadziei złote malowidła”.

Organizacje światowe nie są od tego, aby boczyć się na taką ewentualność; aby odrzucić perspektywę „tarczy”, pod osłoną której wezmą populację ludzką za twarz rękami rządów krajowych (dla dobra Twojego i innych). Bruce Paradyz Brownstone Institute przypomina, że: „WHO proponuje obecnie nowe międzynarodowe porozumienie w sprawie pandemii i poprawki do międzynarodowych przepisów zdrowotnych. Te propozycje sprawią, że następnym razem będzie gorzej. Nie dlatego, że uchylają suwerenność, ale dlatego, że chronią władze krajowe przed odpowiedzialnością. Państwa nadal będą mieć swoje uprawnienia. Plan WHO ochroni rządzących przed kontrolą ich własnego narodu. Zgodnie z propozycjami WHO stanie się umysłem i wolą kierującą polityką zdrowotną na świecie. Będzie miało uprawnienia do ogłaszania stanu zagrożenia zdrowia publicznego. Rządy krajowe zobowiążą się postępować zgodnie z zaleceniami WHO”. Podczas kolejnych spotkań przedstawicieli państw należących do tej agendy ONZ zostaną omówione kwestie blokad, kwarantanny, szczepionek, nadzoru, ograniczenia w podróżowaniu i wiele innych.

Bezradni wobec coraz szczelniej otaczającej nas rzeczywistości, która niczym podstępny andrus szczerzy się w fałszywie przymilnym uśmiechu, uciekamy do wspomnianej „krainy ułudy”. John i Nisha Whitehead uważają, że od lat: „Żyjemy w bańce eskapistycznej, cierpiąc z powodu «kryzysu teraźniejszością który powoduje, że jesteśmy rozproszeni, zwiedzeni i odizolowani od rzeczywistości”. Natomiast Kit Knightly, inny publicysta Off–Guardian, dodaje: „Rzeczywistość nas otaczająca wydaje się coraz bardziej odrealniona. Coraz mniej w niej rzeczywistości, coraz więcej matrixu”.

W kultowym film e „Matrix” Morfeusz daje Neo do wyboru dwie pigułki: czerwoną, po zażyciu której (nożna poznać prawdę o otaczającej rzeczywistości, i niebieską, która pozwala dalej żyć złudzeniami i udawać, że jest się członkiem normalnego społeczeństwa. Dzisiejsze społeczeństwo wybiera niebieską – woli ułudę niż rzeczywistość. Dlatego tak łatwo wcisnąć mu każdą ciemnotę: że mężczyzna to kobieta, że kobieta to mężczyzna, że pary jednopłciowe rodzą więcej dzieci niż normalne, trumny z Bergamo, bezpieczne szczepionki wyklepane naprędce na kolanie, cudowne szmatki chroniące przed apokaliptyczną pandemią…

Samoponiżenie jako ostateczny przejaw kontroli

O co chodzi nowym barbarzyńcom? Kit Knightly uważa, że głównym celem wprowadzających nowy ład jest zakłócenie relacji każdej jednostki ludzkiej z prawdziwym światem. „Ostatecznym celem polityki globalistycznej [jest] kontrola wszystkich aspektów życia, osiągnięta poprzez wstawienie cyfrowego filtra między ludźmi a rzeczywistością. Bankowość, komunikacja, konsumpcja mediów, zakupy. Każda interakcja, w jaką wejdzie obywatel ze światem zewnętrznym, będzie odbywać się za pośrednictwem cyfrowej membrany, która może zarówno monitorować Twój kontakt ze światem, jak i – jeśli uzna to za konieczne – odmówić Ci dostępu do tego świata”.

Trwa niezauważalna przez większość ludzkości „wojna o rzeczywistość”. O przejęcie praw fizycznych rządzących naszym światem, reakcji emocjonalnych, jakie rodzą się w wyniku kontaktów międzyludzkich, racjonalnego myślenia. „Na tym polega perfidna nierzeczywistość «nowej normalności®: pielęgnowanie i normalizowanie wszechobecnego, trwałego stanu nierzeczywistości”. Tworzone przez elity absurdalne narracje służą zarówno jako test lojalności, jak i stanowią swoisty „rytuał upokorzenia”. Jeśli nie kwestionujesz szalonych wizji, oznacza to, że jesteś bardziej lojalny wobec władzy niż wobec otaczającej cię rzeczywistości. „Im bardziej absurdalne kłamstwo, w które wierzysz – lub twierdzisz, że wierzysz – tym bardziej lojalny jesteś wobec Partii. Im bardziej pod-dajesz swój umysł pod rozkazy establishmentu, tym Twój ukłon wobec nierzeczywistości jest głębszy, tym bardziej się poniżasz”.

Skąd my to znamy? Ile osób szło na pochody pierwszomajowe – tłumy. Ale z własnej woli? Niewielu. Podobnie jak uczestniczyło w wiecach poparcia władzy – z jednej strony, z drugiej potępienia imperialistów, podżegaczy wojennych, kapitalistów, obszarników, syjonistów, warchołów z Radomia i Ursusa? Ile fatygowało się w owych czasach na „wybory”? Masy! Podobnie jak na pochody i wiece. Lecz ilu wierząc, że są wolne?

Było to życie w iluzji, świecie pozorów, kłamstwa. Wiedzieliśmy o tym my, wiedziała władza. Ale przecież nie o to jej chodziło, o szczerość wiary w ustrój, tylko o uległość wobec niego. O samoponiżenie. Danie wyrazu swemu poddaństwu. Dziś chodzi o to samo.

Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny

WOJNA Z ŻYWNOŚCIĄ, ROLNIKAMI I SPOŁECZEŃSTWEM

Celem globalistów jest przejęcie przez niewielką liczbę korporacji pełnej kontroli nad całym światowym systemem żywnościowym. W tej sytuacji nie powinno dziwić, że drobne rolnictwo chłopskie ma zostać wykorzenione, aby nie przeszkadzało we wprowadzaniu do agrobiznesu „przełomowych” technologii.

dr Robert Kościelny

Niedawno jeden z polskich dziennikarzy ujawnił fragment zapisu projektu strategii energetycznej (nie ujawnionego przez ministerstwo klimatu i środowiska), w którym czytamy, że realizacja Zielonego Ładu dla rolnictwa „może mieć poważny negatywny wpływ na ceny produktów i bezpieczeństwo żywnościowe”.

Agrobunt

Przetaczające się przez kraje Unii Europejskiej protesty rolników przyjmowane są przez wielu mieszkańców Starego Kontynentu z wielkimi nadziejami. Upatruje się w nich szansy na zablokowanie kolejnego szaleństwa eurokratów wyrażającego się w monumentalnym planie wieloletnim nazywanym Zielonym Ładem. Z pozoru „jedynie” gospodarczym, w rzeczywistości mającym na celu wprowadzenie nieodwracalnych zmian społecznych, w wyniku których „nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy”. Jest to publicystyczny skrót myślowy, ale oddający istotę rzeczy. A ta sprowadza się do dramatycznej konstatacji – człowiek nie będzie już wolnym i odpowiedzialnym za swoje czyny obywatelem. Przestanie być koroną stworzeń. Okres homocentryzmu minie. Podobnie jak demokracji. Wrócimy do jakiejś wykoślawionej wersji feudalizmu. Wykoślawionej? A może raczej dystopijnej?

Rolnictwo staje się przedsięwzięciem, któremu celowo uniemożliwia się rozwój i sprawia, że jest nieopłacalne finansowo. Naciskami politycznymi, pod pozorem realizacji wielkich zamysłów wyżywienia ludzkości, wypycha się większości rolników z ziemi i realizuje niedorzeczny plan, który ze swej natury będzie powodować niedobory i zagrażać bezpieczeństwu żywnościowemu.

Zielony Ład, krążący nad Europą niczym upiór re­wolucji z „Manifestu ko­munistycznego” Karola Marksa, zatacza coraz niż­sze i szersze kręgi również nad Wielką Brytanią i jej polami uprawnymi.

Protesty nie ogarnęły jeszcze Wielkiej Brytanii, która zrezygnowała z członkostwa w Unii Europejskiej. Jednak Brytania wychodząc z UE, wcale nie zapewniła sobie ochrony przed nonsensami globalnych rozporządzeń, co widzieliśmy choćby przy okazji polityki „pandemicznej” Zielony Ład, krążący nad Europą niczym upiór rewolucji z „Manifestu komunistycznego” Karola Marksa, zatacza coraz niższe i szersze kręgi również nad Wielką Brytanią i jej polami uprawnymi. Sprawdza się to, o czym mowa była już od dawna i o czym pisała 15 lat temu w „The Telegraph” amerykańska dziennikarka Janet Daley: „Przed nowym rządem światowym nie będzie dokąd uciec”.

Już się dzieje

W opanowanych przez technologię gospodarstwach nic nie będzie rozwijało się w sposób naturalny. Dominować będą rośliny modyfikowane gene­tycznie. Będą to swego rodzaju farmy zombie produkujące żywność dla ludzi zombie, alarmuje Sandi Adams.

Sandi Adams, brytyjska badaczka i analityk planów globalistów, w jednym z wywiadów zarejestrowanych na YouTube i dostępnych również na znanej nam dobrze stronie Off-Guardian omawia plany dotyczące rozwoju rolnictwa w wiejskim hrabstwie Somerset w południowo-zachodniej Anglii i ogólnie w Wielkiej Brytanii. To ważny klip, ponieważ to, co opisuje, wy-daje się być częścią szerszego programu Organizacji Narodów Zjednoczonych przekazanego przez niezwykle bogatą, nie podlegającą odpowiedzialności, niewybieraną w wyborach elitę”, podkreśla Colin Todhunter na stronie Off-Guardian.

W wywiadzie Sandi Adams podkreśla, że brytyjscy farmerzy muszą zrozumieć, dokąd zmierza polityka globalistów i że: „farmy umrą, jeśli nic z tym nie zrobimy”; nie przeciwstawimy się narzucanym odgórnie nowym formom gospodarki rolnej, jak też polityce „taniego importu”, który podkopuje brytyjskie gospodarstwa rolne. Adams zwraca uwagę na wypowiedź ministra rolnictwa, z której wynika, że subsydia dla rolników będą stopniowo zmniejszane, chyba że „urozmaicą” oni swoją produkcję – z jednej strony; z drugiej – zaprzestaną hodowli owiec przeznaczonych na ubój. Farmy hodowlane owiec i krów oraz farmy mleczne będą musiały przestać istnieć. Problemy rolników unijnych i brytyjskich „zachodzą” na siebie, bowiem wynikają one z globalnych dyrektyw ONZ. Celem jest korporacjonizacja farm i uczynienie z nich własności państwowej, przekształcenie farm w „superfarmy” (powrót PGR-ów o globalnym rozmachu?) zdominowanych przez AgroTech.

W wiejskim hrabstwie Somerset, w wielkich farmach każda krowa ma obrożę umożliwiającą włączenie jej do systemu telekomunikacyjnego 5G i nadzorowanie tą drogą wszelkiej aktywności życiowej bydła hodowlanego. Z czasem farmy mięsne będą zastępowane farmami hodującymi owady. Dotychczasowa biomasa dostarczana z gospodarstw, aby użyźnić pola uprawne, zastępowana będzie biomasą owadzią (horrendousl, stwierdziła krótka Sandi Adams). W związku z procesem komasacji własności i robotyzacji dotychczasowi farmerzy albo stracą środki do życia, albo będą zmuszeni pójść do szkół, aby nauczyć się… jak być farmerem! W opanowanych przez technologię gospodarstwach nic nie będzie rozwijało się w sposób naturalny. Dominować będą rośliny modyfikowane genetycznie. Nie będzie w nich nic, czego potrzebuje ludzkie ciało, ludzki organizm. Będą to swego rodzaju farmy-zombie produkujące żywność dla ludzi–zombie, alarmuje Sandi Adams.

Karmiona „biomaterią”, zdalnie sterowana, zdezintegrowana masa ludzka

Colin Todhunter:„Farmy bez rolników, obsługiwane przez maszyny bez kierowcy, monitorowane przez drony, i pola oblewane chemikaliami w celu wzrostu produkcji upraw towarowych z opatentowanych, genetycznie zmodyfikowanych nasion. Z powstałych w ten sposób roślin utworzona zostanie przemysłowa «biomateria»”.

To, o czym mówi pani Adams, brzmi jak spełniająca się właśnie wizja tego, o czym pisał przed dwoma laty Colin Todhunter na stronie CounterPunch: „Farmy bez rolników, obsługiwane przez maszyny bez kierowcy, monitorowane przez drony, i pola oblewane chemikaliami w celu wzrostu produkcji upraw towarowych z opatentowanych, genetycznie zmodyfikowanych nasion. Z powstałych w ten sposób roślin utworzona zostanie przemysłowa «bio-materia». Z niej zaś otrzymamy coś, co przypominałoby żywność. Platformy danych, firmy niepodlegające prawom giełdowym, giganci handlu elektronicznego i systemy rolnicze kontrolowane przez sztuczną inteligencję. Oto przyszłość, którą przewidują wielkie technologie rolnicze i agrobiznes: przyszłość rolnictwa opartego na danych i przyjaznego dla klimatu. Jest to ich zdaniem niezbędne, jeśli mamy wyżywić rosnącą populację na świecie”.

Elita globalistyczna jest przekonana, że potrafi lepiej zarządzać naturą, niż robi to sama natura, stąd zmienia istotę tego, czym jest żywności i genetyczny rdzeń pożywienia (poprzez biologię syntetyczną i inżynierię genetyczną). Plan obejmuje również usunięcie rolników z ziemi (farmy bez rolników napędzane sztuczną inteligencją) i wypełnienie dużej części obszarów wiejskich farmami wiatrowymi i panelami słonecznymi. Wprowadza się w życie rozwiązania zmieniające biologiczną i społeczną tkankę ludzkości, nie pytając się nikogo o zdanie.

Publicysta Off-Guardian nie ma wątpliwości, że zarysowana wyżej wizja transformacji o zasięgu ogólnoświatowym, promowana przez takie podmioty jak Fundacja Billa i Melindy Gatesów, oznacza przejęcie władzy przez globalistów: „celem jest przejęcie przez niewielką liczbę korporacji pełnej kontroli nad całym światowym systemem żywnościowym”. W tej sytuacji nie powinno dziwić, że drobne (w porównaniu z gigantami korporacji żywnościowych i technologicznych) rolnictwo chłopskie ma zostać wykorzenione, aby nie przeszkadzało we wprowadzaniu do agrobiznesu „przełomowych” technologii.

Plan globalistów wynika z ich redukcjonistycznego sposobu myślenia skupionego na wąskim paradygmacie plonów, wydajności z hektara i coraz większej opłacalności prowadzonego biznesu, tłumaczy Todhunter. „Takie patrzenie na rzeczywistość nie jest w stanie lub – co bardziej prawdopodobne – nie chce uznać, że właściwym sposobem na poradzenie sobie z problemami wyżywienia ludzkości jest zintegrowane podejście do produkcji żywności i rolnictwa. Zrozumienie, że wzrost plonów zależy nie tylko od technologii, ale że opiera się również na systemach społeczno-kulturowo–ekonomiczno-agronomicznych. Jest wynikiem wielu różnych czynników, które należy wziąć pod uwagę”. Tyle że elity w ogóle tego nie robią, jak nie robili tego np. bolszewicy, narzucając odgórnie politykę rolną nieliczącą się z lokalnymi uwarunkowaniami i tworząc kołchozy i sowchozy, gdzie kłosy zbóż rosły równie gęsto jak słupy trakcji elektrycznej na stepie.

W planach nowych bolszewików zapoznane zostały takie wartości jak: lokalne/ regionalne bezpieczeństwo żywnościowe i suwerenność; zróżnicowana produkcja składników odżywczych przypadająca na hektar; stabilność poziomu wód gruntowych i pobudzanie rozwoju obszarów wiejskich w oparciu o dobrze prosperujące społeczności lokalne. Dobrze prosperujące społeczności lokalne są tak samo potrzebne globalistom, jak komunistom partie opozycyjne. Jednym i drugim zależy na przekształceniu społeczności w zdezintegrowaną trzodę rządzoną batem rozporządzeń, regulacji, nakazów, zakazów etcaetera.

Nie trzeba być prorokiem, aby stwierdzić, że przewidywane rozwiązania doprowadzą do dalszego niszczenia gospodarki, społeczności i kultury obszarów wiejskich. Że wizja, która w niewielkim stopniu uwzględnia prawo do zdrowej i odpowiedniej dla danej kultury żywności oraz prawo ludzi do praktykowania własnych zwyczajów żywnościowych i rolniczych to w gruncie rzeczy plan zamiany produkcji różnorodnej żywności na produkcję ujednoliconej karmy. Zrazu niewiele różniącej się od tej wytwarzanej dla zwierząt, a później – wcale. „Człowiek jest tym, co je” miał powiedzieć Ludwig Feuerbach, podobnie jak współcześni „filantropi” zapiekły przeciwnik chrześcijaństwa i religii w ogóle. Autorytarna i psychopatologiczna elita uznała te słowa za cenną wskazówkę.

Światowe rolnictwo – światowa niewola

Zauważmy za Colinem Todhunterem, że program „jednego światowego rolnictwa” jest promowany przez takie instytucje jak Fundacja Gatesów i Światowe Forum Ekonomiczne. Lansuje on wizję żywności i rolnictwa, zgodnie z którą firmy takie jak Bayer, Corteva, Syngenta i Cargill współpracują z Microsoftem, Google’em i gigantami z branży dużych technologii, aby ułatwić prowadzenie gospodarstw rolnych opartych na sztucznej inteligencji. Program globalistów przewiduje „żywność” opracowaną laboratoryjnie i handel detaliczny zdominowany przez takie firmy jak Amazon i Walmart. Kompleks, nazwany przez Todhuntera cyfrowo-korporacyjno-finansowym, działa całą swą potężną mocą na rzecz przekształcenia i kontrolowania wszystkich aspektów życia i ludzkich zachowań. Jest on narzędziem w rękach elity, która ma zdolność koordynowania swoich programów na całym świecie za pośrednictwem Organizacji Narodów Zjednoczonych, Światowego Forum Ekonomicznego, Światowej Organizacji Handlu, Banku Światowego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i innych organizacji ponadnarodowych, w tym wpływowych ośrodków doradczych i finansowych (Gates, Rockefeller itp.), wskazuje publicysta Off–Guardian.

Farmerzy muszą zrozumieć, dokąd zmierza polityka globalistów i że: „farmy umrą, jeśli nic z tym nie zrobimy”; nie przeciwstawimy się narzucanym odgórnie nowym formom gospodarki rolnej, jak też polityce „taniego importu”, który podkopuje brytyjskie gospodarstwa rolne.

Globaliści wmawiają, że stanowią jedyną siłę, która może wybawić świat od wojny, głodu i zmian klimatycznych. Trzeba tylko z ufnością przyjąć ich rozwiązania problemów, z którymi pojedyncze rządy nie dadzą sobie rady. Bo są to rozwiązania globalne, jedyne stosowne w obecnej sytuacji. Wszystkie inne, jako cząstkowe i partykularne, są nieskuteczne i grożą rychłą apokalipsą.

Sprawdza się to, o czym mowa była już od dawna i o czym pisała 15 lat temu w “The Telegraph” amerykańska dzien­nikarka Janet Daley:„Przed nowym rządem światowym “nie będzie dokąd uciec”.

Znów przywołajmy opinię Janet Daley, publicystki „The Telegraph”, cytowanej na wstępie niniejszego tekstu: słowo «globalny» zmiotło resztę leksykonu politycznego. Istniały globalne kryzysy i globalne wyzwania, a jedyne możliwe rozwiązanie polegało na «globalnych rozwiązaniach® wymagających «globalnych porozumień” Pani Daley stawia przy okazji pytanie, od którego uciec nie sposób: „Czy te globalne porozumienia czynią bezużytecznymi wszelkie rozważania nad tym, co kiedyś uważano za najbardziej podstawową zasadę współczesnej demokracji: że wybrane rządy krajowe są odpowiedzialne przed swoimi własnymi obywatelami – że prawo do rządzenia wywodzi się ze zgody elektoratu?”.

Suwerenność, wolność, prawa jednostki i ich niezbywalność, możliwość sprzeciwu, pokierowania swoimi losami zgodnie z własną wolą, wymiana rządu na inny, bardziej odpowiadający potrzebom elektoratu; wszystko to ginie z przestrzeni publicznej, jak ginęło w okresie dyktatury sanitaryzmu. Staje się nieważne, archaiczne, uwierające, a każdy, kto przypomina o tych wartościach cywilizacyjnych osiągniętych w mozolnym trudzie przez cywilizację łacińską, staje się zawalidrogą, hamulcowym, szkodnikiem społecznym. Stonką ziemniaczaną zrzuconą na urodzajne pola zielonego postępu przez siły (a właściwie – ich niedobitki) faszystowsko-homofobiczno-patriarchalne.

Znika w odmęcie „prawdziwych” problemów współczesności „wyżywienia świata” za pomocą zaawansowanego technologicznie „rolnictwa precyzyjnego” rolnictwa „opartego na danych” i „zielonej” produkcji – przy czym „zrównoważony rozwój” jest tu mantrą. Integralną częścią tej „przemiany żywnościowej” jest narracja o „kryzysie klimatycznym” oraz ideologia zerowej sieci powiązana z rolnictwem i handlem emisjami dwutlenku węgla, wylicza Todhunter.

Na poglądy sprzeczne z narracją globalistów nakładany jest kaganiec cenzury. Bogata elita w coraz większym stopniu finansuje naukę, decyduje o tym, co należy badać, w jaki sposób należy prowadzić badania, w jaki sposób rozpowszechniać ich wyniki i w jaki sposób należy wykorzystywać wytworzoną technologię. W ludzkich. umysłach ma zagnieździć się fałszywy pogląd, że wszystkie problemy, przed którymi stoi ludzkość, należy rozwiązać poprzez innowacje techniczne wyznaczane przez plutokratów i scentralizowaną władzę.

Nowy porządek świata

Ernst Wolff: „Od prawie dwóch lat prawie wszystkie kraje na świecie – niezależnie od tego, czy są to dyktatury, czy demokracje parlamentarne – realizują w zasadzie ten sam program. Ta globalna synchronizacja pokazuje, że istnieje siła, która ma większą władzę niż którykolwiek z około 200 rządów na naszej planecie”.

Dziennikarz Ernst Wolff w umieszczonym pod koniec 2021 r. na YouTube komentarzu zatytułowanym „Deep State and the digital-financial complex” (Głębokie państwo i kompleks cyfrowo-finansowy) powiedział: „Od prawie dwóch lat [czyli od początku „pandemii” – R.K.] prawie wszystkie kraje na świecie – niezależnie od tego, czy są to dyktatury, czy demokracje parlamentarne – realizują w zasadzie ten sam program. Ta globalna synchronizacja pokazuje, że istnieje siła, która ma większą władzę niż którykolwiek z około 200 rządów na naszej planecie. Ta siła ma swoją nazwę: jest to kompleks cyfrowo-finansowy. Na jej czele stoi pięć największych firm cyfrowych: Apple, Alphabet, Amazon, Microsoft i Meta, dawniej Facebook, a po stronie finansowej – najwięksi zarządzający aktywami: BlackRock i Vanguard”

Podmioty te sprawują kontrolę nad rządami i ważnymi instytucjami, takimi jak Europejski Bank Centralny (EBC) i Rezerwa Federalna Stanów Zjednoczonych (Fed). Wolff stwierdza, że BlackRock i Vanguard mają więcej aktywów finansowych niż EBC i Fed razem wzięte. Strona CounterPunch w celu “pokazania, jak wielka jest siła i wpływ firm BlackRock i Vanguard, sięga do filmu dokumentalnego „Monopoly: An Review of the Great Reset” (dostępnego na stronie LewRockwell.com), w którym znajdziemy szereg dowodów na to, że akcje największych korporacji świata są w posiadaniu tych samych inwestorów instytucjonalnych. „Oznacza to, że «konkurencyjne® marki, takie jak Coca–Cola i Pepsi, tak naprawdę nie są konkurentami, ponieważ ich akcje są własnością tych samych firm inwestycyjnych, funduszy inwestycyjnych, firm ubezpieczeniowych i banków. Właścicielami mniejszych inwestorów są więksi inwestorzy. Te należą do jeszcze większych inwestorów. Szczyt tej piramidy stanowią tylko dwie firmy: Vanguard i Black Rock”.

CounterPunch, powołując się na raport Bloomberga z 2017 r., informuje też, że obie te firmy w 2028 r. będą miały łącznie inwestycje o wartości 20 bilionów dolarówjnnymi słowy, będą posiadać prawie wszystko, co jest warte posiadania”.

Wąska grupa ludzi – których politycznymi twarzami są, jak mówi Wolff: Angela Merkel, Nicolas Sarkozy, Tony Blair, Emmanuel Macron i Annalena Baerbock (posłanka Zielonych w Bundestagu, od 2021 r. minister spraw zagranicznych) oraz Gem Óz-demir (również poseł Zielonych oraz minister rolnictwa i polityki żywnościowej Niemiec), a od strony korporacyjnej: Bill Gates, Jeff Bezos, Steve Ballmer i Jack Ma – pragnie kontroli nad wszystkimi aspektami życia. Jeśli wydarzenia ostatnich kilku lat coś ujawniły, to to, że autorytarna elita wie, jaki typ świata chce stworzyć, ma zdolność globalnej koordynacji swoich programów i użyje oszustwa i dwulicowości, aby to osiągnąć. Powstanie świat Orwellowski, gdzie nie będzie miejsca na niezależne państwa narodowe i prawa jednostki.

Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny

 

WYWŁASZCZYĆ EUROPĘ

Cel jest jeden: zniszczyć klasę średnią i przejąć jej majątek, tak by pomiędzy oligarchami a„plebsem” nie było nikogo zdolnego do stawiania zorganizowanego oporu. To nie jest„walka o klimat” tylko wojna o własność, a w konsekwencji o wolność – bo bez jednego nie ma też drugiego.

Piotr Lewandowski

I- Likwidacja klasy średniej

Pierwotnie chciałem zatytułować „Wywłaszczyć Polskę”, bo zawsze bliższa ciału koszula, lecz postanowiłem potraktować temat szerzej, wszak skutki brukselskiej polityki klimatycznej odczują obywatele wszystkich państw Unii Europejskiej. Podkreślam: obywatele, czyli zwykli, szarzy ludzie, ze szczególnym uwzględnieniem klasy średniej – zarówno miejskiej, jak i wiejskiej (rolniczej) – a nie kosmopolityczne elity władzy i pieniądza czy nawet warstwy najuboższe. Elity jak było, tak wciąż będzie stać na życiowe przyjemności i dobre żarcie – tym bardziej, że zapobiegliwie zastrzegły dla siebie szereg przywilejów jak wyłączenie luksusowych marek samochodów spod dyrektyw nakazujących wycofanie pojazdów spalinowych; podobnie rzecz się ma z prywatnymi jachtami i odrzutowcami. Bill Gates latanie swoją flotyllą odrzutowców wprost określił jako guilty pleasure („grzeszną przyjemność”), dodając jednak zaraz, iż nie odczuwa z tego tytułu wyrzutów sumienia, ponieważ wykupił „złoty pakiet” w firmie wyspecjalizowanej w wychwytywaniu z atmosfery dwutlenku węgla i odprowadzaniu go pod ziemię – ma więc ujemny „bilans węglowy” a poza tym jego działalność na rzecz ochrony klimatu przynosi planecie tak wiele korzyści, że nikt nie ma prawa się go czepiać. Pytanie, czy loty na wyspę rajfura Jeffreya Epsteina również wpisują się w działalność klimatyczną zawieszam, nomen omen, w powietrzu.

W każdym razie Gatesów tego świata wyrzeczenia nie dotkną, w mniejszym stopniu odczują je również Ci, którzy nie mają nic albo bardzo niewiele, bo dla obecnej klienteli opieki społecznej, która już teraz korzysta z rozmaitych dopłat do rachunków, przewidziano szereg pakietów osłonowych mających chronić przed tzw. ubóstwem energetycznym. Ci z kolei, jak korzystali z „socjalu”, tak będą korzystali nadal i w ich sytuacji niewiele się zmieni. Kogo zatem Zielony Ład najbardziej dojedzie? Wspomnianą klasę średnią, czyli ludzi, których z jednej strony nie stać na „greenwashing” i wykupienie „pakietów” magicznie niwelujących „ślad węglowy” a z drugiej są zbyt zamożni, by załapać się na „socjal”. Cóż, nie od dziś wiadomo, że największym wrogiem komunistów – niegdyś czerwonych, a dziś zielonych – są burżuazja i drobnomieszczaństwo, czyli ludzie, którzy czegoś się dorobili i ,często prowadzą jakieś drobne biznesy dające utrzymanie ich rodzinom, co sprawia, iż są względnie niezależni materialnie. Takich wrogów klasowych należy wytępić bez litości, bo nie chcą swego małego dobrobytu utracić, więc nie w głowach im jakieś lewackie rewolucje. Do grupy tej zaliczani są również kułacy, czyli rolnicy, niezależni farmerzy, stanowiący odpowiednik klasy średniej na wsi.

Dlaczego klasa średnia jest tak istotna? Ponieważ stanowi naturalny republikański bezpiecznik chroniący zarówno przed oligarchizacją, jak i przed osunięciem się systemu w ochlokrację (rządy motłochu). Jest ona też pomostem pomiędzy warstwami niższymi i wyższymi, zapewniając rotację elit. Dopóki klasa średnia pozostaje najliczniejszą grupą społeczną, to „proletariusz” zawsze może liczyć, iż dzięki swemu uporowi i talentom do niej awansuje – a z czasem, kto wie, jego dzieci bądź wnuki pomnażając odziedziczony majątek, mogą przebić się nawet do grona elity. Generalna zasada jest taka, że dopóki klasa średnia trzyma w swych rękach majątek, który łącznie przewyższa majątek grupy najbogatszych i najbiedniejszych, to system społeczny jest stabilny, a państwo rozwija się prawidłowo. Dobrym przykładem jest tutaj średnia szlachta w czasach I Rzeczypospolitej. Wszystkie nieszczęścia zakończone tragedią rozbiorów zaczęły się od zubożenia tej warstwy, które spowodowało wyrodzenie się demokracji szlacheckiej w magnacką oligarchię.

  • II. Wojna o własność Jak łatwo zauważyć, o ile dla warstw uboższych klasa średnia może być co najwyżej obiektem zazdrości lub aspiracji, o tyle przez elity jest ona postrzegana jako konkurencja i zagrożenie tudzież przeszkoda dla dalszego pomnażania wpływów i majątków. Polityków trzyma na smyczy, niejednokrotnie dając swym wybrańcom odczuć, skąd wyrastają im nogi (nikt tego nie lubi), a finansowym, biznesowym nababom uprzykrza życie, konkurując jako masa z ich interesami i wpływając na władze, żeby nie przychylały oligarchom zanadto nieba. Stąd w pewnym momencie zawiązał się niepisany sojusz pomiędzy światem polityki i wielkiego biznesu wymierzony właśnie w klasę średnią, którego elementem jest zgodne promowanie i sponsorowanie różnych destrukcyjnych ideologii, na czele z quasireligią klimatyzmu. Prócz niej trzeba też oczywiście wymienić wszelkie genderyzmy, feminizmy i elgiebetyzmy – te bowiem uderzają w rodzinę i związane z nią wartości, czyli kolejną prócz majątku podstawę funkcjonowania średniej warstwy społecznej. Etap ten – demoralizacja i destrukcja rodziny skutkująca przekształceniem społeczeństwa w luźne zbiorowisko wyalienowanych jednostek – zmierza powoli do finału, stąd też przystąpiono do rozprawy decydującej: uderzenia we własność.

Klimatyczna ideologia nadaje się do tego celu wyśmienicie. Poprzez zmasowaną propagandę wspartą zmanipulowanymi badaniami naukowymi (słynny „konsensus naukowy” będący wszak sam w sobie zaprzeczeniem jakiejkolwiek naukowości) tworzy się obezwładniającą mentalnie atmosferę apokaliptycznego zagrożenia – ta zaś przekłada się na szantaż moralny: jeżeli sprzeciwiasz się „zielonym ładom”, to chcesz „zamordować planetę”! skazać na zagładę przyszłe pokolenia (yide – nazwa międzynarodówki klimatycznych krzykaczy: Ostatnie Pokolenie). Musisz więc zgodzić się na wyrzeczenia, rezygnację z dotychczasowego stylu życia i ponieść wszelkie koszty związane z „transformacją energetyczną”! dążeniem do osiągnięcia „zeroemisyjności”. A że te koszty koniec końców okażą się tak ogromne, że będą skutkowały wyzuciem z własności, na którą zwyczajnie nie będzie cię stać? Trudno, tego wymaga dobro planety.

Na szczęście jednak czasem nawet najsprytniejsi macherzy powodowani nadgorliwością, ideologicznym zaczadzeniem czy nadmierną pazernością popełniają błąd i podkręcają zbyt mocno płomień „zielonej rewolucji”, wskutek czego gotowana żaba orientuje się, że coś jest nie tak i zaczyna wierzgać, próbując wyskoczyć z garnka.

Pierwszą oznaką narastającego sprzeciwu był bunt „żółtych kamizelek” we Francji, wywołany nie przez jakiś „plebs” lecz właśnie przez ubożejącą klasę średnią – podwyżka cen paliw w imię „zielonej transformacji” była tu tylko czynnikiem zapalnym, lecz dalece niejedynym. Wzrastające ogólne koszty życia sprawiły, iż ludzie poczuli, że jeszcze trochę i stracą wszystko, na co pracowali oni, ich rodzice i dziadkowie. Kolejnym przejawem wzbierającej fali są obecne protesty farmerów – czyli rolniczej klasy średniej. Tu „Zielony Ład w rolnictwie” połączony z otwarciem rynku na ukraińskie płody rolne mające pełnić funkcję wymierzonego w „kułaków” „lodołamacza rewolucji” sprawił, iż produkcja rolna staje się nieopłacalna, wskutek czego rolnikom zajrzało w oczy widmo utraty gospodarstw często dziedziczonych z dziada pradziada. W kolejce czeka natomiast bunt generalny – niedawno Parlament Europejski przegłosował dyrektywę o termomodernizacji budynków, której koszty dla przeciętnego obywatela są nie do udźwignięcia, co skutkować będzie utratą domów i mieszkań. Wojna o własność wkracza w decydującą fazę.

  • III. Nie ma wolności bez własności

Cel jest jeden: zniszczyć klasę średnią i przejąć jej majątek, tak by pomiędzy oligarchami a „plebsem” nie było nikogo zdolnego do stawiania zorganizowanego oporu. Wszyscy mamy zostać sprowadzeni do poziomu wyzutej z własności biedoty, uzależnionej od łaski i niełaski wielkich koncernów oraz banków; współczesnych niewolników otrzymujących tylko tyle, by nie zdechnąć z głodu w wynajmowanych, zimnych klitkach. Podkreślmy na koniec jeszcze raz: to nie jest „walka o klimat”, tylko wojna o własność, a w konsekwencji o wolność – bo bez jednego nie ma też drugiego.

Autor publikuje w sieci pod nickiem Gadający Grzyb

Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny

NADSPODZIEWANIE DYSKRETNY KONIEC ŚWIATA

W Teksasie Antifa pojawiła się z bronią,  aby zapewnić, że przebieg pokazu dragqueen dla dzieci nie zostanie zakłócony przez przeciwników obsceny. Ich zbrojną obecność * okrzyknięto triumfem praw obywatelskich.

Sterroryzowani obrazem pandemii emitowanym z ekranów telewizorów i komputerów zapomnieliśmy, że największymi ofiarami „zarazy” są dzieci – „epidemia strachu” dorosłych zaburzyła im psychikę, poczucie realności świata, wiarę w rozsądek ludzi dojrzałych, którymi oni też będą w przyszłości.

dr Robert Kościelny

James Corbett: „Kiedy dokładnie przeanalizujemy wyniki badań zespołu dr. Cowana, odkryjemy, że jego prawdziwa użyteczność nie wynika z jakiejkolwiek postrzeganej wartości naukowej, ale z roli, jaką odgrywa w realizacji bardzo mrocznego programu”. Chodzi -rzecz jasna – o plan depopulacji, którego nikt nam nie ujawnia.
Ulegliśmy iluzji, że możemy być perfekcyjni, doskonali i nasz świat może być światem bez skazy, uważa dr Julie Ponesse, profesor etyki w Huron University College w Ontario. Według niej ta niebotyczna pycha pieczętuje nasz los, skazuje na wegetację duchową w świeci upadłym.

Wysokie standardy ukazane w Objawieniu św. Jana każą nam w czasach ostatecznych spodziewać się „błyskawic i gromów” jak też „znaków i archanielskich trąb” – jak pisał poeta w „Piosence o końcu świata” Podczas gdy może być inaczej: „Jak złodziej przyjdzie dzień Pański” ostrzegał Apostoł Piotr w swoim drugim liście. A złodziej raczej nie ma w zwyczaju anonsować swego przybycia. O jego obecności świadczą znikające precjoza – dyskretnie, choć jakże boleśnie zubożające nasz stan posiadania. Owoc wielopokoleniowego trudu. Aż w końcu „nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy” o czym zapewnia nas sam Klaus Schwab i jego Światowe Forum Ekonomiczne.

Kłamstwo rozpisane na głosy

Walczymy o prawdę, zdrowy rozsądek, wartości, na których zbudowana został nasza cy­wilizacja łacińska. „W czasie wojny prawda jest tak cenna, że zawsze powinien jej towarzyszyć ochroniarz [body- guard] kłamstw”, stwierdził Winston Churchill.
Tyle że, aby rabunek przebiegał sprawnie i plan położenia kresu świata, jaki znamy – i mimo wszystko akceptujemy, uważając za swój („Przy całej swej złudno-ści, znoju i rozwianych marzeniach jest to piękny świat”) – mógł się wreszcie ziścić, potrzebna jest operacja maskująca. Celowo używam terminu wojennego, bo w samej rzeczy jesteśmy na wojnie; walczymy o prawdę, zdrowy rozsądek, wartości, na których zbudowana został nasza cywilizacja łacińska. „W czasie wojny prawda jest tak cenna, że zawsze powinien jej towarzyszyć ochroniarz [bodyguard] kłamstw”, stwierdził Winston Churchill. Stąd przed lądowaniem w Normandii 6 czerwca 1944 r. przeprowadzono misterny plan dezinformacyjny „Bodyguard” którego celem było zasugerowanie Niemcom, że lądowanie głównych sił aliantów odbędzie się w regionie Calais, natomiast desant w Normandii to poślednia akcja dywersyjna. Niestety, to nie my wzięliśmy sobie do serca uwagi sprzed dekad, ale przeciwnicy. Pewnie dlatego, że to plan ofensywny, a to wszak oni są stroną atakującą – inaczej niż latem 1944 r., kiedy to wolny świat parł do przodu, a „schwaby” się przed nim broniły.

W ramach współczesnego planu dezinformacyjnego „Bodyguard” media, zwłaszcza elektroniczne, zasypują nas informacjami, z których jasno wynika, że “już za chwileczkę, już za momencik” z tym że nie „piątek z Pankracym zacznie się kręcić” tylko cały świat; szybko, coraz szybciej, aż do całkowitego rozpadu, ostatecznego wygaśnięcie, nieodwracalnej ekspiracji. Stąd groźba III wojny światowej, nowej pandemii, gotujących się oceanów, topiących lodowców, przejęcia władzy przez brutalnych, ekstremistycznych populistów. ..

Tymczasem prawdziwy koniec świata „staje się już” nie „za chwileczkę” nie„za momencik”

Gdy białe jest czarne…

„Żyjemy w czasach upadającego Rzymu i jest nam to narzucane jako cnota” – stwierdza publicysta Trish Wood, zdobywczyni ‘ wielu nagród, dziennikarka śledcza, która od dziesięcioleci obala obiegowe kłamstwa, serwowane przez media jako najprawdziwsza prawda i oczywista oczywistość.

Podsuwa się nam pod nos wizję apokalipsy, lansując jej problematyczne przejawy – z jednej strony; z drugiej – prawdziwe znaki upadku albo są dyskretnie przemilczane, albo przedstawia się je jako znamiona nowego wspaniałego świata. „Żyjemy w czasach upadającego Rzymu i jest nam to narzucane jako cnota” stwierdza publicysta Trish Wood, zdobywczyni wielu nagród, dziennikarka śledcza, która od dziesięcioleci obala obiegowe kłamstwa, serwowane przez media jako najprawdziwsza prawda i oczywista oczywistość.

Wyostrza się kontury wymyślonych przejawów nadchodzącej rzekomo apokalipsy, a rozmywa te, które w samej rzeczy świadczą o tym, że ktoś nam robi „jesień średniowiecza”. Że odbiera nam dobrze rozwijającą się epokę, tworząc w niej sztuczne problemy i „rozwiązuje” je tak, aby ślad po dawnym świecie nie po-został. „Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata, Przed ciosem niechaj tyran drży!” mówią złowrogie słowa „Międzynarodówki”. „Tyranem” są ci, którym nie w smak pomysły ciotek i ciot rewolucji neomarksi-stowskiej.

Pozbawiony obrońców świat stanie się uległy, stąd dziarska pewność siebie rewolucjonistów wyrażająca się w słowach „Ruszymy z posad bryłę świata, Dziś niczym – jutro wszystkim my!” „My” czyli całe rzesze „kawiorowych socjalistów” na zaprowiantowanie których zrzucają się słynni „filantropii” zasilający fundacje pozarządowe mające na celu „zbawienie świata całego”.

Trish Wood komentuje: „Czas się skończył. Ujawnił się kształt nowej rzeczywistości. Musimy świadczyć i reagować trzeźwo, z trzeźwym umysłem. Rządzą nami obecnie chorzy psychicznie działacze na rzecz konformizmu, którzy nie tolerują sprzeciwu wobec ich irracjonalnych i niebezpiecznych zasad, rozmów i myślenia grupowego” pisze publicysta. Są to mocne słowa, ostre jak brzytwa („będę ostry jak brzytwa” kto jeszcze pamięta, że te zapewnienia wyszły z ust Józefa Oleksego, zanim wziął i umarł niedługo potem?). Może przesadne?

Czy jednak po chwili namysłu nie przyznamy pani Wood, że „coś jest na rzeczy”? Że zarządzają nami, jak stadem owiec: to kijem, to marchewką, niewydarzeni „pasterze”? Źli ludzie po prostu? Wmawiający nam, że białe jest czarne, a czarne jest białe: „Żadne krzyki i płacze nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne” przyznał odważnie jeden z magików nowej rzeczywistości, który rad by narzucić wszystkim przymus szczepionkowy, ale nie zdążył, bo nadszedł taki czas, że „wszyscy” oznaczałoby również wszyscy Ukraińcy obecni w Polsce po agresji Putina, a na to, to nawet taki kozak (nomen omen) jak on nie odważyłby się.

Zdążyliśmy już to dostrzec, ale większość woli siedzieć cicho, bo niby co takie „wycie do księżyca” przynieść może innego niż tylko zgryzoty dla wyjca? Wiele osób widzi nie tylko to, że polityka zamienia się w komedię dell’arte z jej szablonowymi, przewidywalnymi postaciami, takimi jak Arlekin czy starzec Pantalone, ale również i to, że życie społeczne i kulturalne przewracane są na nice – cudaczny korowód postaci i zjawisk, niczym z malarskich wizji Hieronima Boscha, przesuwa się przed naszymi oczami.

Do nowego świata wejdziemy mniejszą grupą

Wolimy grać w tym teatrze lalek, nie zaglądając za scenę, bojąc się, że za jakiś czas kurtyna może nam ściąć głowę za niewczesny przejaw ciekawości. Nasza uległość ośmiela oprawców. Pojawiają się „badania naukowe” które mówią nie tylko o tym, że z nami jest„coś nie tak” i że winna jest temu „kultura patriarchalna” ale insynuują również, że jest nas po prostu za dużo. I że jest to twardy fakt, który nie zniknie, nawet wtedy, gdyby-śmy kulturę patriarchalną zmienili na matriarchalną czy transseksu-alną. Za dużo jemy, pijemy, zbyt często przemieszczamy się oraz… oddychamy. W pierwszej dekadzie marca tego roku James Corbett na swojej stronie The Corbett

Report napisał „o niesamowitym, nowo odkrytym (i zrecenzowa-nym!) fakcie naukowym, że sam akt wdechu i wydechu jest obrazą bogów pogody. Lub, w nieco wulgarnym jężyku autorów nagłówków clickbaitowych: «Bada-nia dowodzą, że ludzie napędzają globalne ocieplenie samym oddychaniem®”.

W rzeczy samej brytyjskie czasopismo PLOS pod koniec 2023 r. opublikowało wyniki badań ujawniające, że ludzie mogą napędzać globalne ocieplenie poprzez oddychanie. „Wydychane przez człowieka powietrze może zawierać niewielkie, podwyższone stężenia [gazów cieplarnianych]” Poza tym badanie wykazało, że problemem są też gazy uwalniane w wyniku „odbijania i wzdęć”.„Zakładając, że zwierzęta gospodarskie i inne dzikie zwierzęta również wydychają N2O [podtlenek azotu, jeden z gazów cieplarnianych], w Wielkiej Brytanii nadal może istnieć małe, ale znaczące, nierozliczone źródło emisji N2O, które może odpowiadać za ponad 1 proc, emisji na skalę krajową”- dodali.

Stężenia gazów w analizowanych próbkach pozwoliły badaczom oszacować, że ludzki oddech odpowiada za 0,05 proc, emisji metanu w Wielkiej Brytanii i 0,1 proc, podtlenku azotu. Jak wiemy z mediów, za ubój zwierząt gospodarstwa domowego, którym się zanadto odbija po posiłku, już się wzięto. Za zwierzęta dzikie nikt się nie weźmie, bo ich odstrzał zachwiałby równowagą biologiczną i bioróżnorodnością, od której zależy przecież tak wiele. Pozostał jeszcze człowiek, który nie protestuje, bo każdy myśli, że problem „uboju” nie jego będzie dotyczył. Co z punktu widzenia higieny psychicznej jest założeniem zdrowym, choć czy słusznym?

James Corbett nie ma wątpliwości: „Kiedy dokładnie przeanalizujemy wyniki badań zespołu

Jeśli młoda kobieta znajduje się w trudnej sytuacji, bo wierzy, że naprawdę jest mężczyzną i nienawidzi swoich piersi, psychiatra lub psycholog może skierować ją do chirurga na podwójną mastektomię. Lekarz, który spróbuje zbadać przyczyny jej cierpienia i pomóc jej zaakceptować kobiece ciało, naraża się na ryzyko oskarżenia o przestępstwo.

dr. Cowana, odkryjemy, że jego prawdziwa użyteczność nie wynika z jakiejkolwiek postrzeganej wartości naukowej, ale z roli, jaką odgrywa w realizacji bardzo mrocznego programu”. Chodzi – rzecz jasna – o plan depopulacji, którego nikt nam nie ujawnia.

Czego jeszcze nie widzimy

O ile umieszczone w magazynie naukowym wyniki badań, a zwłaszcza wynikające z nich przesłanie, nie rzucają się nachalnie w oczy, o tyle inne„znaki” zwiastujące koniec świata jaki znamy, a właściwie jego transformację dokonywaną przez wysokiej klasy hochsztaplerów, są aż nadto widoczne, a jednak ich również zdajemy się nie dostrzegać. Choć nasza ślepota jest pozorna, jak już zostało zauważone. Trish Wood pisze o tym tak: „Wielu z nas dostrzega złudzenia, normalizację odrażających zachowań, cenzurę, okrucieństwo i agresję wobec każdego, kto sprzeciwia się dziwacznemu karnawałowi rozgrywającemu się na naszych ulicach. Tłumimy naszą odrazę, ponieważ wielu naszych przyjaciół i sąsiadów się z nią zgadza. Dlatego nie może byćażtakźle, mimo że nasz układ nerwowy jest w stanie najwyższej gotowości”.

Nasz dysonans poznawczy narasta, czujemy się coraz gorzej w ciasnych, błazeńskich kostiumach, a naszą irytację powiększa świadomość, że musimy udawać, iż zdobią nas królewskie szaty. Zakneblowani i oślepieni przez strach milczymy, wiedząc, jakie fatum sprowadzają na siebie ci, którzy mówią to, co widzą, słyszą i myślą.

Oniemiali strachem i wyrastającym z niego konformizmem przyglądamy się ślepym wzrokiem, jak niszczone są nasze rodziny, jak dewastowane jest społeczeństwo. „Historia nie ma już żadnego znaczenia. Wdzięk i piękno zniknęły, gdy istotne elementy społeczeństwa obywatelskiego zginęły i zostały zastąpione szarymi konturami, zgodnymi z zasadami kolektywu. Wszystko, co dobre, przyzwoite i pielęgnujące pamięć o czasach minionych, zo-staje przezwyciężone, a jedyne, co się liczy, to posłuszeństwo tłumowi” ujadającemu zgodnie z wytycznymi z mass mediów.

Sterroryzowani obrazem pandemii emitowanym z ekranów telewizorów i komputerów zapomnieliśmy, że największymi ofiarami „zarazy” są dzieci – „epidemia strachu” dorosłych zaburzyła im psychikę, poczucie realności świata, wiarę w rozsądek ludzi dojrzałych, którymi oni też będą w przyszłości. Respekt przed lwem maleje, gdy widzi się go w roli głównej atrakcji cyrku. Stąd, gdy z naszej winy lew prze-staje być wzorcem dla młodych, to rośnie prawdopodobieństwo, że w dojrzałym wieku wybiorą sobie na przywódców stado baranów.

Wychowywanie młodych do świata sformatowanego

„Świeżo upieczony le­ wicowiec i ekstremista zajmujący się bezpie­ czeństwem narodowym Max Boot przechwala się w «The Washington Post» tym , że… zabrał swoje przybrane dzieci na występ drag gueen”.

To jednak dalece nie wszystko: „Wykorzystywanie dzieci przez samolubnych dorosłych nasila się. Nigdzie to szaleństwo nie jest bardziej oczywiste niż w dekadenckiej kampanii prowadzonej przez aktywistów trans i ich zwolenników, mającej na celu zmianę marki drag show na zdrową rozrywkę dla całej rodziny. Niepokojące jest wsparcie dla niej ze strony rodziców, nauczycieli i bibliotek. Niestety, wydaje się, że narażanie dzieci na seksualną burleskę jest postępową odznaką honoru. Świeżo upieczony lewicowiec i ekstremista zajmujący się bezpieczeństwem narodowym Max Boot przechwala się w«The Washington Post» tym, że… zabrał swoje przybrane dzieci na występ drag queen” pisze Trish Wood.

W Teksasie Antife pojawiła się z bronią, aby zapewnić, że przebieg pokazu drag queen dla dzieci nie zostanie zakłócony przez przeciwników obsceny. Ich zbrojną obecność okrzyknięto triumfem praw obywatelskich.

Jeśli chłopiec uzna, że jego „kobiecość” utknęła w męskim ciele, nie można tego kwestionować; podobnie jak przekonania dziewczynki, że jest „chłopcem uwięzionym w kobiecym ciele” Zaburzenia tożsamości płciowej nie istnieją. Płeć jest konstruktem kulturowym, narzuceniem naturze sztucznych reguł, wzorców, ról.

Coraz trudniej jest poznać prawdę. Zarówno Kanada, jak i Stany Zjednoczone uznają za nielegalne kwestionowanie przyczyn dezorientacji płciowej u dzieci z problemami. Obecnie jedynym akceptowalnym protokołem leczenia tak zwanych dzieci transpłciowych jest potwierdzenie ich autodiagnozy, być może wywołanej przez narcystycznych rodziców i media społecznościowe. Prowadzi to do stosowania blokerów dojrzewania, hormonów i w ostateczności do operacji. Dla zagubionych dzieci nie ma innego wyjścia, muszą podążać (o)błędną drogą.

Kanadyjski Raport Płci informuje, że szykowana w Kanadzie ustawa zakazująca stosowania psychoterapii mającej na celu uleczyć dysforię płciową, w praktyce oznacza, że jeśli młoda kobieta znajduje się w trudnej sytuacji, bo wierzy, że naprawdę jest mężczyzną i nienawidzi swoich piersi, psychiatra lub psycholog może skierować ją do chirurga na podwójną mastektomię. Lekarz, który spróbuje zbadać przyczyny jej cierpienia i pomóc jej zaakceptować kobiece ciało, naraża się na ryzyko oskarżenia o przestępstwo.

Dysforia płciowa jest często powiązana z innymi schorzeniami psychicznymi, takimi jak zaburzenia ze spektrum autyzmu, zaburzenia odżywiania i stres pourazowy. Polityka narzucająca wyłącznie akceptację dziecięcego „wyboru” płci przyjęta przez wiele stowarzyszeń zawodowych utrudnia odpowiedzialnym klinicystom postawienie właściwej diagnozy i leczenie pacjentów ze złożonymi problemami zdrowia psychicznego, ujawniającymi się m.in. dezorientacją względem własnej płci.

„Wszystko to umożliwiają elity, które sprzedają ludz­ kość”, pisze pani Wood. Chcących zapoznać się z in­ formacjami na tem at wielkich pieniędzy napędzających eks­ trem alny ruch trans, odsyła do wywiadu z dziennikarką śledczą Jennifer Bilek.

To jest kolejny objaw „końca świata” z którym musimy się mierzyć, choć nie jest on nazbyt eksponowany przez tych, którym marzy się wykreowanie nowego świata. „Logika i fałdy nie są dozwolone, ponieważ utrudniają postęp tego kulturowego i politycznego zamachu stanu, który obecnie pochłania nasze dzieci. Wszystko to umożliwiają elity, które sprzedają ludzkość” pisze pani Wood. Chcących zapoznać się z informacjami na temat wielkich pieniędzy napędzających ekstremalny ruch trans, odsyła do wywiadu z dziennikarką śledczą Jennifer Bilek, do którego link zamieszcza na swojej stronie internetowej: https://trishwood.substack.co-m/p/we-are-living-the-fall-of–rome

Pycha zawsze kroczy przed upadkiem

Ulegliśmy iluzji, że możemy być perfekcyjni, doskonali i nasz świat może być światem bez skazy,’ uważa dr Julie Ponesse, pisząca na stronie Brownstone Institute profesor etyki w Huron University College w Ontario. Według niej ta niebotyczna pycha pieczętuje nasz los, skazuje na wegetację duchową w świeci upadłym.

„Trudno sobie wyobrazić, że jesteśmy cywilizacją na skraju upadku, a może jeszcze trudniej wyobrazić sobie, że możemy być przyczyną naszej własnej zagłady. Warto jednak pamiętać, że cywilizacje nie są tak niezwyciężone, jak mogłoby się wydawać. Według brytyjskiego uczonego sir Johna Bagota Glubba średnia długość życia cywilizacji wynosi zaledwie 250 lat. Pod tym względem poradziliśmy sobie całkiem nieźle, ponieważ nasza cywilizacja – mająca korzenie w starożytnej Grecji i Cesarstwie Rzymskim – przetrwała znacznie dłużej niż większość innych kultur. To otrzeźwiający fakt, że każda cywilizacja oprócz naszej upadła. A zniszczenie każdej wcześniejszej cywilizacji pozwoliło na stworzenie naszej własnej”

Już samo to świadczy o wyjątkowości cywilizacji Zachodu. Jej umiejętność przetrwania niejednej burzy, niejednego „końca świata” jest imponująca, a zdolność do samonaprawy – niezwykła. U podstaw tej mocy leży niespotykana w innych kulturach tendencja do samokrytyki, auto-negacji – cechach, które inne cywilizacje biorą za słabość. I zapewne mają racje, ale„moc w słabości się doskonali” Mamy więc duchowe zasoby, czy jednak wystarczy nam charakteru i mądrości, aby z nich skorzystać? „W końcu znaleźliśmy się tutaj z powodu tragicznej wady, która każę nam wierzyć w możliwość życia doskonałego, zamiast życia dobrego” przypomina dr Julie Ponesse.

Perfekcjonizm prowadzi do zguby; pragnienie, aby być jak Bóg, wygnało naszych prarodzi-ców z Raju. Chęć dorównania Bogu motywująca budowniczych Wieży Babel doprowadziła do „pomieszania-języków” i nieda-jącej się uleczyć rany niezgody między ludźmi. Budowa raju na ziemi skutkowała obozami koncentracyjnymi i łagrami. A dzisiejszy przerost ambicji pogrąża nas w chaosie. To nic, że – jak na koniec świata – dyskretnie.

Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny

DO KOŃCA ŚWIATA O KOŃCU ŚWIATA

Usiłuje, się nam wmówić nadchodzący koniec naszego świata równie natrętnie, równie „na chama”, jak przekonywano do pandemii czy nadal przekonuje do katastrofy klimatycznej. W kuźnicy propa-gandystów podkuwa się kopyta koniom Czterech Jeźdźców Apokalipsy. Z tym że nie z „woli Bożej”, ale – ludzkiej. Bardzo złej woli. „Wybacz im Panie, bo nie wiedzą, co czynią”, mówi Pismo. Ale my winniśmy raczej powiedzieć: „Wybacz im Boże, bo oni bardzo dobrze wiedzą, co czynią!”

dr Robert Kościelny

dr Robert Kościelny

„USA przestaną rządzić światem”. Znany historyk kreśli trzy scenariusze dla USA i widzi zdumiewające analogie do Imperium Rzymskiego. Możliwa prezydentura Donalda Trumpa rodzi pytanie, czy Stany Zjednoczone pozostaną stabilną demokracją. „Historia uczy nas, że kraje takie jak USA nie trwają długo. Chodzi o państwa, które próbują połączyć światową potęgę, wielokulturowe społeczeństwo i demokrację” – mówi w wywiadzie Angelos Chaniotis, jeden z najbardziej znanych historyków na świecie. Tyle informacja zaczerpnięta z popularnego portalu.

Sir John Glubb: „Warto zauważyć, że dekadencja to rozpad systemu, a nie żyjących w nim obywateli. Nawyki członków społeczności zostały zepsute przez zbyt długie cieszenie się zbyt dużą ilością pieniędzy i zbyt dużą władzą. W rezultacie, w ramach ich życia narodowego, uczyniono ich samolubnymi i bezczynnymi”.

To stwierdzenie oryginalne nie jest, bo nawet mniej od Chaniotisa znani historycy, jak chociażby niżej podpisany, na taki koncept dawno wpadli. Zresztą, ten kto już czytał dzisiejszy tekst z cyklu „Teoria Spisku” poznał opinię sir Johna Glubba, mówiącą, że wielonarodowe imperia trwają ok. 250 lat. Rozważania na temat przemijalności mocarstw wielonarodowych i wielokulturowych oparł na analizie dziejów jedenastu takich państw – od Asyrii poprzez Grecję Aleksandra Macedońskiego, Rzym, Turcję Otomańską, Rosję Roma-nowych i Wielką Brytanię.

Polski nie policzył, a szkoda, bo choć lokalnym, była Rzeczpospolita Obojga Narodów wielonarodowym, wielokulturowym i wielowyznaniowym mocarstwem trwającym blisko wskazanej przez gen. Glubba liczby lat! Jeśli za początek Rzeczypospolitej przyjmiemy unię lubelską (1569), a za tragiczny koniec dzieło trzeciego rozbioru (1795) wyjdzie nam 226 lat, jeśli kalkulator, na którym dokonałem tych żmudnych obliczeń, nie pomylił się.

I „Dekadencja jest chorobą moralną i duchową, wynikającą ze zbyt długiego okresu bogactwa i władzy, wywołującą cynizm, upadek religii, pesymizm i frywolność. Obywatele takiego narodu nie będą już podejmowali próby ratowania siebie, bo nie są przekonani, że cokolwiek w życiu jest warte ratowania”. Czy te słowa sprzed wielu dekad nie brzmią znajomo, nie są aktualne?

My również mieliśmy swych wajdelotów upadku („O nierządne królestwo i zginienia bliskie, / Gdzie ani prawa ważą, ani sprawiedliwość”-znany kawałek z „Odprawy posłów greckich “przychodzi tu od razu na myśl) i przemijania. Kasztelan lwowski Andrzej Maksymilian Fredro, polityk, mówca i historyk, zwany polskim Tacytem (notabene przodek autora „Zemsty”), żyjący w połowie drogi naszej Ojczyzny do upadku, w jednym ze swych pism zauważył smętnie, że państwa rodzą się i umierają, stąd i Rzeczpospolita kiedyś przeminąć musi. Można więc powiedzieć: Nihil novi sub sole.

Powróćmy do rozważań sir Johna Glubba, który swe uwagi na temat imperiów zamieścił w pracy „The Fate of Empires and Search for Survival”(Losy imperiów i poszukiwanie przetrwania). Wskazał tam, że dawne imperia powstawały na gruncie prawie wszystkich możliwych systemów politycznych, a mimo to każde z nich przechodziło tę samą procedurę, ,,począwszy od Epoki Pionierów, poprzez Podboje, Handel, Bogactwo, aż po Zmierzch i Upadek” Niezależnie od tego, jakie wartości polityczne są dla systemu priorytetem, w pewnym momencie ulega on dekadencji, rozpadowi, dekonstrukcji.

Przy czym, pisze sir John Glubb: „Warto zauważyć, że dekadencja to rozpad systemu, a nie żyjących w nim obywateli. Nawyki członków społeczności zostały zepsute przez zbyt długie cieszenie się zbyt dużą ilością pieniędzy i zbyt dużą władzą. W rezultacie, w ramach ich życia narodowego, uczyniono ich samolubnymi i bezczynnymi” To system kształtuje ludzi, a nie odwrotnie. „Upada wspólnota samolubnych i próżniaczych ludzi, w podziale jej ubywającego bogactwa rozwijają się wewnętrzne kłótnie, po czym następuje pesymizm, który niektórzy z nich starają się utopić w zmysłowości lub frywolności”

Autor bardzo mocno podkreśla duchowy, nie fizyczny, wymiar dekadencji.„Dekadencja jest chorobą moralną i duchową, wynikającą że zbyt długiego okresu bogactwa i władzy, wywołującą cynizm, upadek religii, pesymizm i frywolność. Obywatele takiego narodu nie będą już podejmowali próby ratowania siebie, bo nie są przekonani, że cokolwiek w życiu jest warte ratowania” Czy te słowa sprzed wielu dekad nie brzmią znajomo, nie są aktualne? Przypomnijmy, że takim „wielonarodowym mocarstwem “staje się Unia Europejska, która zdaje się coraz bardziej zataczać od płotu do płotu. Stąd należy wnosić, że los imperium rzymskiego może ją spotkać wcześniej niż USA. A skoro pod napo-rem współczesnych barbarzyńców upadną Stany Zjednoczone i Unia, a ściślej kraje ją tworzące, to co będzie? Koniec (naszego) świata, bo niby co innego mogłoby być? Wielu współczesnych „profetów” uważa, że „koniec już nadszedł Dekadencja wyrosła z powojennego dobrobytu zrobiła swoje. Byli tacy, a wśród nich znajdował się Andrzej Bobkowski, pisarz, przedsiębiorca, ale, jak się okazuje, również „wieszcz” którzy tuż po wojnie patrząc

na krzątaninę, mającą wprowadzić powojenny ład, przeczuwali, czym to się skończy – zagładą Europy, jaką znamy.

Czasy najnowsze były sceną wielu głębokich wstrząsów. Pierwsza i druga wojna światowa oraz przedzielające oba tragiczne wydarzenia rewolucje socjalistyczne: bolszewicka (socjalizm międzynarodowy) i hitlerowska/nazistowska (socjalizm narodowy), to przykłady najbardziej się narzucające. Choć istotne i na pewno winne wielu negatywnym zjawiskom, które pojawiły się w XX w., pozostawiły Europę obolałą, ale niezłamaną i zdolną do rozwoju zgodnie z wytworzonymi przez przodków paradygmatami.

Dlaczego tak się nie stało? Za leczenie głęboko poranionej Europy wzięli się nie medycy, a szamani. Ofiarowano mocno nadwyrężonemu organizmowi „cudowne eliksiry”, a nie medykamenty. Obywatelom krajów Europy, oszołomionym niedawnymi nieszczęściami, wmówiono, że kataklizmy, które się przez nią przewaliły to przejawy definitywnego końca. Że są to efekty nieodwracalnego wyroku Historii, karzącej Stary Kontynent za grzech eurocentryzmu, a co za tym idzie – hegemonii kulturowej.

Zapanowała nawet moda na szukanie przejawów agonii Zachodu. Prym wiodła w tym dziele tzw. teoria krytyczna, wyrosła z marksizmu kulturowego czy neomarksizmu. Jeszcze w 1937 r. lider tego środowiska Max Horkheimer lansował postawę krytyczną, która przeciwstawia się rzeczywistości (nie ocenia jej na podstawie rzeczowej analizy, tylko ją zwalcza) jako sile prącej ku upadkowi, mrocznemu barbarzyństwu, a nawet katastrofie całej ludzkości (za „Encyklopedia antykultury”, red. J. Zgierski, Wrocław 2023). Wielcy tego świata posługują się tą neomarksistowską ideologią jak proletariusz, z radzieckiego plakatu propagandowego, młotem – do rozkruszenia zastanego systemu. W popkulturze przejawia się to doktryną New Age (Nowa Era), głoszącą, że kończy się era Ryb (czyli chrześcijaństwa) a zaczyna era Wodnika (nowej, wyższej świadomości osiągniętej głównie poprzez wschodnie medytacje i środki psychodeliczne).

Innymi słowy – usiłuje się nam wmówić nadchodzący koniec naszego świata równie natrętnie, równie „na chama” jak przekonywano do pandemii czy nadal przekonuje do katastrofy klimatycznej. Z braku twardych dowodów tworzy się je w laboratoriach prestidigitatorów. W kuźnicy propagandystów podkuwa się kopyta koniom Czterech Jeźdźców Apokalipsy. Prowokuje podziały i zamieszania społeczne poprzez stałe lansowanie w przestrzeni publicznej tez polemicznych: pandemia, klimat, homoseksualizm, aborcja, eutanazja, kwestia równouprawnienia – to zjawiska zawsze rozpalające emocje. Stąd za ich pomocą można robić młyn w nieskończoność. Jałowy spór niszczy fundamenty państw i cywilizacji, prowadząc do upadku. Z tym że nie z „woli Bożej” czy z powodu „nieodwracalnych procesów historycznych” ale – ludzkiej. Bardzo złej woli. „Wybacz im Panie, bo nie wiedzą, co czynią” mówi Pismo. Ale my winniśmy raczej powiedzieć: „Wybacz im Boże, bo oni bardzo dobrze wiedzą, co czynią!”.

Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny

ŚWIATOWY RZĄD JAK EDUKACJA PRZEKSZTAŁCIŁA SIĘ W INDOKTRYNACJĘ

dr Robert Kościelny

Okładka planu zajęć, rozdawanego studentom Uniwersytetu w Montrealu, stworzona przez stowarzyszenie studentów Cegep du Vieux Montreal, jest wypełniona symbolami genderowo-elgiebeto-wymi. Na okładce znalazło się też hasło proaborcyjne, symbol przekształcający znane pojęcie„ludobójstwo”w„kobietobójstwo” a także akronim ACAB (Ali Cops Are Bastards – wszyscy policjanci to dranie).

Od kilku dekad przez świat Zachodu przewala się Wielka Rewolucja Kulturowa. Inaczej niż jej leciwa poprzedniczka – Wielka Rewolucja Październikowa, nie realizuje swych zbrodniczych pomysłów za pomocą karabinów. Jej siłą są opanowane w wyniku „marszu przez instytucje”urzędy, organizacje, redakcje, agencje, ośrodki edukacyjne, instytuty, a nawet – niestety – Kościoły różnych wyznań. Struktury te, uważane przez nią za burżuazyjne, nasyca „socjalistyczną treścią”. Generalnie – współczesna rewolucja przebiega poprzez penetrację środowisk decyzyjnych i opiniotwórczych. Stąd jej symbolem nie jest zrewoltowany matros z Kronsztadu przy kulomiocie, ale aktywista uzbrojony w kilka sloganów przeplatanych wulgaryzmami. Pomysły lewicy, spod znaku Gramsciego – włoskiego komunisty, który mówił, że aby rewolucja mogła przebiec pomyślnie, należy najpierw zadać cios burżuazyjnej kulturze – popierają globaliści. Wielokrotnie pisałem o tym w„TS”.

Dekonstrukcja za pomocą „piekielnej triady”

Na początek drobna informacja, pokazująca na konkretnym przykładzie, jakie skutki niesie za sobą przenicowanie tradycyjnej instytucji, w tym wypadku redakcji magazynu, lewicową patologią. Kilka dni temu media, m.in. Breitbart, podały, że „«Glamour» wybiera biologicznego mężczyznę «Kobietą Roku 2023»”.

Współczesnych rewolucjonistów przygotowuje do działania w takim, a nie innym kierunku – czyli lewym, nigdy prawym („Kto tam znów rusza prawą? Lewa! Lewa! Lewa!”) – państwowy monopol edukacyjny, media głównego nurtu, zawsze określające się jako „niezależne”! rozrywka; czyli „piekielna triada”, jak mówi red. Stanisław Michalkiewicz.

Przyjrzyjmy się, jak to „przekręcanie umysłów” w lewą stronę, przewracanie na nice poprzez przeformowanie słów i zadań, predefiniowanie pojęć, znaczeń i zjawisk, przebiega w sferze edukacji. W jaki sposób system edukacyjny przemienia się w ośrodek globalistycznej i lewackiej indoktrynacji.

The Vigilant Citizen (TVC) informuje, że „okładka planu zajęć rozdawanego studentom uniwersytetu w Montrealu jest uosobieniem propagandy marksistowskiej i globalistycznej. A to, co jest w środku, jest jeszcze gorsze”. Treści tam zawarte pełne są „toksycznych przesłań” doskonale wpisujących się w plan elity dotyczący budowania jednego rządu światowego.

Przypomnijmy raz jeszcze, wspomagając się cytowaną stroną, czego chcą globaliści: utworzenia jednego rządu światowego, który czasami nazywamy Nowym Porządkiem Świata (NWO). „Pragnąc osiągnąć ten cel, elita angażuje się w masowy proces dekonstrukcji narodów od wewnątrz, aby dostosować je do wymagań tegoż rządu światowego. Jest to podstępny, wieloaspektowy plan, wykorzystujący sprzedajnych urzędników rządowych do uchwalania wyniszczających naród praw, środki masowego przekazu do wpychania propagandy w «rozrywkę» i edukację do indoktrynowania młodych ludzi”.

Plan Spinellego

Krzysztof Karoń

O tym, że podobny proces „masowej dekonstrukcji narodów od wewnątrz” przebiega w Unii Europejskie, a teraz uległ przyspieszeniu i jest zgodny z „agendą” lewacką, pisał od dawna Krzysztof Karoń. Być może bazując na pracach Karonia, publicysta TVP Tygodnik Krzysztof Zwoliński pisał: „«Biała Księga w Sprawie Przyszłości Europy» nie wymienia już Roberta Schumana, Al-cide De Gasperiego, Jeana Monneta i Konrada Adenau-era. Ideowym ojcem wspólnoty europejskiej okazuje się mało znany trockista postulujący likwidację państw narodowych i własności prywatnej”.

„Mało znanym trockistą” był Altięro Spinel li, który w 1941 r. wraz z socjalistą Ernesto Rossini napisał:„Manifest na rzecz Europy Wolnej i Zjednoczonej”, zwany powszechnie Manifestem z Ventotene. W1954 r. został opracowany tzw. Plan Spinellego, będący pierwszym projektem konstytucji nowego federalnego państwa w Europie.

Wspomnianym „mało znanym trockistą” był Altiero Spinelli, który w1941 r.wrazzsocjalistą Ernesto Rossim napisał: „Manifest na rzecz Europy Wolnej i Zjednoczonej” zwany powszechnie Manifestem z Ventotene. Nad wcieleniem tez z Manifestu w życie Spinelli pracował do śmierci w 1986 r. Na podstawie Manifestu z Ventotene w 1954 r. został opracowany tzw. Plan Spinellego, będący pierwszym projektem konstytucji nowego federalnego państwa w Europie. W1992 r. Plan Spinellego stał się oficjalnym programem Wspólnoty Europejskiej, a potem Unii Europejskiej.

Zacytujmy za Krzysztofem Zwolińskim, publicystą TVP Tygodnik, kilka wyimków z Manifestu z Ventotene, na podstawie którego zdołano, niczym ze spiżu, wykuć Plan Spinellego.

 

„Ruch LGBTQ został przejęty przez światową elitę, aby atakować i dekonstru-ować ważne fundamenty zdrowego społeczeństwa, takie jak tradycyjna rodzina nuklearna”. W tym celu nie tylko piętnowano tradycyjną rodzinę, jako„patriar-chalną” instytucję, źródło przemocy, ale też rozmy-dlano pojęcie płci”.

„Liczne problemy, które zatruwają międzynarodowe życie na kontynencie okazały się nierozwiązywalne: wyznaczanie granic na terytoriach zamieszkanych przez ludność mieszaną, obrona mniejszości, porty morskie dla państw śródlądowych, problem bałkański, problem irlandzki itp. Wszystkie te kwestie znajdą łatwe rozwiązanie w ramach Federacji Europejskiej. Podobnie jak problemy małych państw. Kiedy staną się częścią większej unii narodowej, stracą swoją ostrość”.

Wtedy dopiero będzie można mówić o prawdziwej demokracji i rządach ludu, których interesów nie wypaczą, nie przekreślą, nie skażą na anihilację partykularne interesy narodowe. Jak na prawdziwych lewicowców przystało, autorzy Manifestu nie zapomnieli o własności prywatnej w „prawdziwej demokracji”. Więc co z nią będzie? „Prywatna własność ma być likwidowana, ograniczana, korygowana albo rozszerzana w zależności od sytuacji, nie zaś

Klaus Schwab

dogmatycznie, dla zasady. Wskazówka ta jest naturalnym elementem kształtowania europejskiego życia gospodarczego, wolnego od koszmarów militaryzmu lub krajowej biurokracji”. Czy nie współbrzmi to ze znanym hasłem, pod którym przebiega wielki reset Klausa Schwaba i globalistów z Davos: „Nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy”?

„Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”

Ten cytat pochodzący z aktu fundacyjnego Akademii Zamojskiej z 1600 r., choć globalistom raczej nieznany, w swym oczywistym i dla każdego zrozumiałym przesłaniu stał się fundamentem działań lewaków. Aby mieć pod swą władzą sformatowanych, posłusznych nawet najbardziej absurdalnym rozporządzeniom NWO obywateli Rzeczypospolitej, ogarniającej, niczym „związek nasz bratni”, cały rodzaj ludzki – należy przysposabiać ich do świata a rebours (rzeczywistości na opak) od lat szkolnych („Armia Radziecka z nami od dziecka”).

A propos Armii Radzieckiej. TVC ujawnił, a właściwie przypomniał, o istnieniu listy zatytułowanej „Aktualne cele komunistyczne”. Wymienia ona 45 celów, do których dążą siły marksistowskie, aby obalić Amerykę. Ma się to dokonać poprzez infiltrację i korupcję kluczowych instytucji Stanów Zjednoczonych. W1963 r. dokument został zaprezentowany Kongresowi USA i dodany do akt Kongresu „za jednomyślną zgodą”. Lista ta jest fragmentem książki „The Naked Communist” (Nagi komunista) z 1958 r., napisanej przez agenta

Cleon Skousen

specjalnego FBI Cleona Skousena. „Lektura tego dokumentu/listy dzisiaj jest równie oszałamiająca, co niepokojąca. Chociaż niektóre punkty są nieco przestarzałe – zwłaszcza te dotyczące geopolityki – większość z nich jest dziś bardziej aktualna niż kiedykolwiek” Są realizowane na naszych oczach.„Nie oznacza to, że ZSRR powrócił z martwych, aby rządzić światem za pomocą komunizmu. Oznacza to jednak, że globalna elita wykorzystuje kluczowe elementy tej listy, aby realizować swój odwieczny program jednego rządu światowego. Dlaczego? Ponieważ kluczowymi elementami tej listy są ponadczasowe, wypróbowane techniki niszczenia jednostek i całych narodów”

TVC podaje kilka zasadniczych wskazań dla komunistów, które znalazły się wśród 45 celów. Przede wszystkim należy przejmować kontrolę nad szkołami i innymi placówkami edukacyjnymi. „Używajcie [edukacji] jako pasów transmisyjnych socjalizmu i aktualnej propagandy komunistycznej”. W tym celu należy „rozmiękczyć” program nauczania, mówiąc, że jest on niedostosowany do współczesnych wymagań, że nie nadąża za zmianami społecznymi, gospodarczymi i last but not least, obyczajowymi. Zmiany te, rzekomo nieodwracalne, należy przedstawiać w duchu „linii partii”, oczywiście partii komunistycznej. Ważną sprawą jest też przejęcie kontroli nad stowarzyszeniami nauczycieli.

W myśl zaleceń dokumentu sprzed 60 lat aktywiści lewicowi powinni przejmować kontrolę nad gazetami studenckimi. Poza tym grupy aktywistów działających dla sprawy rewolucji, mają za zadanie wykorzystać zamieszki studenckie do wzniecania publicznych protestów przeciwko programom lub organizacjom, które są atakowane przez komunistów. Według omawianej listy przedstawionej Kongresowi w 1963 r. obowiązkiem działaczy lewicowych jest ukazywanie homoseksualizmu, degeneracji i rozwiązłości jako zjawisk „normalnych, naturalnych, zdrowych”.

Aby stworzoną przez cywilizację Zachodu rzeczywistość przedstawiać jako bardzo opresyjną, doprowadzającą ludzi do chorób psychicznych -„Traktuj wszystkie problemy behawioralne jako zaburzenia psychiczne, których nikt poza psychiatrami nie może zrozumieć [ani leczyć]”. Z jednej strony rodzina, jako podstawowa komórka społeczna, ma być dyskredytowana, przedstawiana jako wylęgarnia wszelkiej patologii, w której dochodzi do przemocy wobec kobiet i dzieci, w tym przemocy seksualnej. Z drugiej strony – należy zachęcać do rozwiązłości i łatwych rozwodów.

Przedstawione postulaty legły u podstaw działań również „postępowców’^ Europy.

Złe idee wiecznie żywe

Tak jak Manifest z Ventotene stał się fundamentem dla współczesnych działaczy lewicowych w Europie, walczących z „nacjonalizmami” tak dokument sprzed 60 lat zdaje się być stałym natchnieniem dla aktywności obecnych amerykańskich środowisk nieustającego postępu. Okładka planu zajęć, wypełniona symbolami genderowo-elgiebetowymi, rozdawanego studentom uniwersytetu w Montrealu jest tego dowodem. Rewolucyjna grafika pokrywająca okładki została stworzona przez stowarzyszenie studentów Cegep du Vieux Montreal, które najwyraźniej zostało zinfiltrowane przez radykałów, a sama placówka edukacyjna pozwoliła stowarzyszeniu zamienić program nauczania w plan indoktrynowania. Wszystko to zgodnie z postulatem sprzed sześciu dekad: „Przejmijcie kontrolę nad szkołami”. Uznajcie ośrodki edukacyjne za pasy transmisyjne idei socjalizmu do mas i ważne centra aktualnej propagandy komunistycznej skierowanej do jak najszerszego grona obywateli.

Globaliści są w trakcie prania mózgów młodzieży, aby wmówić jej, że marksizm wyleczy wszystkie problemy, czytamy w TVC. Nieprzypadkowo Światowe Forum Ekonomiczne (najbardziej elitarna organizacja na Ziemi) wzywa do zlikwidowania kapitalizmu poprzez wielki reset. Aby przekonać młodych ludzi, że muszą zaakceptować opresyjny system, elity wykorzystują środowisko. Napędzają do posłuszeństwa i działania w duchu wielkiego resetu takimi hasłami, takim pustosłowiem budzącym strach, jak: zanieczyszczenie środowiska, zmiany klimatyczne, ekstremalne warunki pogodowe, „płonąca planeta” „gotujące się oceany”. Wbrew narzucającym się, a właściwie celowo narzucanym przez wszechobecną „zieloną propagandę” pozorom indoktrynacja nie bazuje i nie pobudza do szacunku do środowiska, tylko do strachu przed nim. Zawiera takie oto przesłanie: jeśli wszyscy nie zostaniemy marksistami, wszyscy spłoniemy i umrzemy. Naklejka na okładce zawierająca hasło „Kapitał niszczy Ziemię” odzwierciedla dokładnie ten program.

Następna grafika umieszczona na okładce idzie w tym samym kierunku. To naklejka przedstawiająca zamaskowanych demonstrantów wyglądających jak Antifa i napis „Zjednoczony naród nigdy nie zostanie pokonany”. Te słowa nie są przypadkowe. Są tłumaczeniem elpueblo unido jamas sera vencido – hasła

Salvador Allende

chilijskiej grupy marksistowskiej, która doprowadziła do wyboru Salvadora Allendemarksistowskiego prezydenta. „Innymi słowy, plan zajęć rozdawany studentom kanadyjskiej uczelni, promuje totalny komunizm, jednocześnie oczywiście czerpiąc korzyści z jakości życia zapewnianej przez kapitalizm”, podsumowuje tę część wywodu TVC, kontynuując omawianie propagandowej okładki. Kolejna naklejka opiera się na tej samej filozofii co wcześniejsze, promuje bowiem ruch Black Lives Matter. BLM został stworzony przez

George Soros

Fundację Społeczeństwa Otwartego George’a Sorosa. W swoim manifeście ruch wspomniał o marksizmie i zniszczeniu rodziny nuklearnej. Kilka lat później uznano, że przywódca ruchu jest oszustem i hipokrytą, który za pieniądze BLM kupił wiele domów. „Pomimo tych wszystkich faktów program ten w dalszym ciągu promuje ruch, który tak naprawdę w ogóle nie dba o Czarnych. Dlaczego? Ponieważ pasuje do wielu programów globalistycznych. W rzeczywistości BLM polega na promowaniu podziałów rasowych i nienawiści do policji, czyli dwóch ważnych narzędzi niszczenia krajów od wewnątrz”.

Przeciw normie, przeciw rodzinie

Pederastia, zaburzenia seksualne, dezorientacja w zakresie tożsamości płciowej, a co za tym idzie – lansowanie zachowań niestosownych dla określonej płci zostały wprzęgnięte do propagandowego rydwanu, zgodnie ze wskazaniami – w celu rozbicia struktur społecznych Zachodu – przedstawiać homoseksualizm, degenerację i rozwiązłość jako zjawiska „normalne, naturalne, zdrowe”.

Komentując fakt, że na okładce programu edukacyjnego znalazło się miejsce dla tęczowej flagi, TVC pisze: „Ruch LGBTQ został przejęty przez światową elitę, aby atakować i dekon-struować ważne fundamenty zdrowego społeczeństwa, takie jak tradycyjna rodzina nuklearna”. W tym celu nie tylko piętnowano tradycyjną rodzinę, jako „patriarchalną” instytucję, źródło przemocy, ale też roz-mydlano pojęcie płci. Propagan-dyści manipulują słowami, aby ich- programy sprawiały wrażenie szlachetnych. Przez „chronienie transpłciowej młodzieży” w rzeczywistości rozumieją poddawanie nieletnich ekstremalnym i niebezpiecznym zabiegom chirurgicznym związanym ze zmianą płci, nie mówiąc już o równie niebezpiecznych blo-kerach hormonów. W istocie otwarcie promuje się jawne molestowanie dzieci, a wszystko to w imię programu wyniszczającego płeć. I z jakiegoś powodu tęczowe flagi są umieszczone na okładce programu studiów”.

Na okładce programu studiów znalazło się też hasło proaborcyjne. Dlaczego? – pyta TVC – przecież w Kanadzie aborcja jest legalna. „Ponieważ obsesja na punkcie aborcji jest w zasadzie sposobem na życie [lewicy genderystycznej]. Stanowi integralną część nowej fali toksycznego feminizmu, w którym aborcja nie jest postrzegana jako niefortunna procedura ostateczna. Zamiast tego jest to wzmacniający rytuał, który jest w rzeczywistości gloryfikowany i celebrowany”.

Podobniejest z kolejnym hasłem i symbolem widniejącym na okładce programu studiów, przekształcającym znane pojęcie „ludobójstwo” w „kobiecobójstwo” które rzekomo dokonywane jest przez panujący system pa-triarchalny tak powszechnie jak ludobójstwo w reżimach totalitarnych i dyktaturach.Ten zabieg propagandowy został zastosowany w ramach dyskredytowania rodziny jako instytucji.

„Cel jest prosty, ale diabelski: zniszczyć kraj od wewnątrz, umożliwiając przyjęcie Nowego Porządku Świata. W tworzonym właśnie pokręconym święcie uzależnieni od narkotyków są ich przyjaciółmi, podczas gdy trzeźwo myślący, miłujący wolność obywatele są wrogami, których należy monitorować i uciskać”.

Okładka programu studiów z Kanady doskonale ilustruje smutny stan dzisiejszego systemu edukacyjnego. Szkoły i uniwersytety zamieniły się w obozy indoktrynacyjne. I chociaż starają się uchodzić za rewolucjonistów ci, którzy forsują te poglądy, w rzeczywistości spełniają życzenia najbogatszych i najpotężniejszych ludzi na świecie. „Są narzędziami. Są owcami. I chcą, aby wszyscy uczniowie stali się jednymi z nich”.

Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny

JAN KRZYSZTOF ARDANOWSKI człowiek, którego warto posłuchać!

JAN KRZYSZTOF ARDANOWSKI

człowiek, którego warto posłuchać!

Był wrzesień 2020r. Właściwie do dziś nie wiadomo, kto w PiS-ie wpadł na kompletnie idiotyczny pomysł ustawy nazwanej szumnie „Piątką dla zwierząt”. Wprowadzała ona zakaz hodowli zwierząt futerkowych, zakaz uboju rytualnego czy kontrolę społeczną ochrony zwierząt – w praktyce przeprowadzaną przez organizacje złożone z „aktywistów zwierzęcych”. Jarosław Kaczyński wprowadził wśród posłów Zjednoczonej Prawicy dyscyplinę poselską. Jan Krzysztof Ardanowski – wieloletni polityk Prawa i Sprawiedliwości, z zawodu rolnik, wówczas minister rolnictwa – powiedział „nie”

Napisał list do parlamentarzystów PiS-u, podkreślając, że jego własne ugrupowanie „zdradza wieś”. W pierwszym głosowaniu przeciwko ustawie zagłosowało 38 posłów klubu Prawa i Sprawiedliwości, w tym posłowie Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry. Piętnastu posłów PiS-u od razu zostało zawieszonych w prawach członka klubu. Wśród nich znalazł się Jan Krzysztof Ardanowski. Sprzeciw wobec „Piątki” kosztował go stanowisko ministra. Spotkał go nieprawdopodobny hejt – od lewackich zaczynając, na mediach służalczych wobec PiS-u kończąc. Prezes Kaczyński pozbył się z rządu jednego z nielicznych kompetentnych ministrów.

„Piątka” trafiła do sejmowej zamrażarki po senackich poprawkach, ale wciąż stanowi zagrożenie. W każdej chwili może wrócić. Z winy PiS-u.

W 2023 r. Jarosław Kaczyński poprosił Jana Krzysztofa Ardanowskiego o kandydowanie do Sejmu. Ponoć z trudem wydusił z siebie tę prośbę, ale nie powierzył byłemu ministrowi rolnictwa poprowadzenia kampanii skierowanej do wsi. Błąd. Stało się zresztą to, przed czym ostrzegał prezesa jego były minister – wieś nie zapomniała ani „Piątki” ani pustych wyborczych obietnic. Ani słów o konieczności przyjęcia Zielonego Ładu niszczącego rolnictwo.

Jan Krzysztof Ardanowski wszedł do Sejmu. PiS wybory wygrał, ale przegrał. Były minister rolnictwa nie ukrywa rozgoryczenia. To także odwaga – wprost wskazywać na przyczyny porażki, której PiS mógłby uniknąć, gdyby… posłuchał swojego ministra.

Jan Krzysztof Ardanowski otrzymał: odznakę honorową „Zasłużony dla Rolnictwa” Złoty Krzyż Zasługi oraz francuski Orderem Zasługi Rolniczej. „Nie wolno sprowadzać rolnika wyłącznie do wytwórcy jakiś dóbr poszukiwanych przez konsumentów. To są ludzie, którzy mają swoje aspiracje, swoje marzenia życiowe. Chcą i mają do tego absolutnie prawo, by realizować się pod każdym względem, a nie tylko być dobrym rolnikiem”- mówił we wrześniu 2019 r. I zdania nie zmienił.

A przecież zajmuje się nie tylko wsią. Także badaniami historycznymi dotyczącymi losu Żydówek, zmuszanych do niewolniczej pracy przy budowie umocnień i mordowanych w podobozie Baukommando Weichsel. W 2014 r. wraz z Pawłem Sztamą wydał książkę „Z głębokości wołam do Ciebie… Tragedia kobiet pochodzenia żydowskiego, więzionych i mordowanych w podobozach KL Stutthof w okolicach Torunia w ostatnich miesiącach II wojny światowej”. Oczywiście za tę pracę też mu nikt nie podziękował.

Jan Krzysztof Ardanowski nie rezygnuje. Wciąż zabiera głos w ważnych dla Polski sprawach, mówiąc prosto i odważnie o tym, co nam zagraża. Warto tego posłuchać.

Bo ten, kto ma żywność, energię, a w niektórych regionach świata wodę, ten de facto rządzi. Nie rządy, nie premierzy, nie państwa. Ten rządzi, który ma te dobra niezbędne. Każdy kraj będzie uległy i posłuszny, jeżeli nie będzie miał jedzenia.

cofać nie będzie chciała. Zielony Ład jest fragmentem szerszej polityki klimatycznej, która uderza we wszystkie działy gospodarki i życia człowieka w Europie. Żeby zarobić na nowych technologiach, to trzeba przekonać ludzi, że wszystko, co mają, co im daje luksus, że to wszystko jest złe. Trzeba wymienić wszystkie samochody, bo te są niedobre. Wymienić sprzęt gospodarstwa domowego, środki transportu, wymienić domy albo przeprowadzić głęboką termomodernizację..

Zmienić styl życia. Nie jechać na wakacje, nie podróżować…

Żeby ludzie w to uwierzyli, trzeba stworzyć jakąś ideę mniej-więcej wiarygodną. Taką ideą jest to, że my niszczymy klimat i kulę ziemską. W związku z tym my musimy się zmienić, bo wpływ człowieka jest dominujący, niszczący. Jakiekolwiek próby mówienia, że w okresach, które już w geologii są odwzorowane, ludzi nie było, a były i wysokie temperatury, i niskie, i to właściwie nie wiadomo czym spowodowane, o tym nie wolno mówić, bo człowiek zostanie uznany za idiotę. A jeszcze narazi się ekologom. To ma być element napędzania gospodarki, bo wszyscy będziemy • musieli wymienić wszystko, więc wejdą nowe sektory, nowe przemysły, nowe innowacyjne rozwiązania. I się świat będzie kręcił.Tylko że ludzie zbiednieją. Cała Europa stanie się Europą dziadów, za przeproszeniem, bo na to wszystko trzeba będzie pieniędzy.

Stalin gdzieś tam w piekle się rumieni z zażenowania, że nie wpadł na ten pomysł (…), a mi ostatnio przychodzą na myśl coraz częściej te słowa z Ewangelii: Nie bójcie się tych, co zabijają ciało, ale nie mogą zabić duszy. Bójcie się tych, co zabijają duszę…

Myślenie było takie: jest idea piękna, idea mądra, szlachetna: Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina. Idea nowego człowieka wolnego od nakazów, zakazów, myślenia o transcendentnym Bycie, o tym, że jakiś Pan Bóg jest, jakieś punkty odniesienia, że trzeba postępować uczciwie, że jest to norma nienaruszalna. (…) A że ludzie tego nie rozumieją, no to się ludzi wymieni. (…) I się hoduje nowe pokolenia człowieka sowieckiego, homo sovieticus. To samo się dzieje w tej chwili w Europie. Mówię twarde rzeczy, ale ja to obserwuję. A żeby to wszystko przeprowadzić, to trzeba dokonać wielkiego zamachu poprzez napływ dużych grup z innych kultur (…), trzeba zakwestionować rolę rodziny, zakwestionować rolę mężczyzny i kobiety, zakwestionować relację rodzice–dzieci. Absolutnie odejść od religii, która jest tylko-jak to bolszewicy mówili – opium dla ludu (…). To wszystko ma dotyczyć nowego człowieka europejskiego. To jest budowanie nowego utopijnego marksizmu, neomarksizmu. Kiedyś się nie udało i się wydawało, że to odeszło w niepamięć. Dziś ten podły czas marksistowskich, bolszewickich eksperymentów (…) wraca.

Cały wywiad z Janem Krzysztofem Ardanowskim dostępny na platformie telewizji PL1.TV

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych

DZIWNY RAPORT CIA

„Projekt taki jak Gateway, który łączy naukę z ludzką tęsknotą za znaczeniem i sensem życia, wydawał się niezwykle obiecujący. Tyle że, jak się okazało, projekt ten bardziej przypominał próbę napisania podręcznika technicznego, omawiającego metodę osiągnięcia tego, co niewysłowione”.

dr Robert Kościelny
Kombinują agenciaki z CIA. Kom­ binują. A dlaczegóż to? Bo, po­ dobnie jak mężowie stanu (tak ichni, jak i nasze swojaki), chcą obywatelom nieba uchylić. Z tym że niebo, jak już jest przez nich uchylone, okazuje się najczęściej bramą do piekła. A może nawet piekłem samym? Tak społeczne utrzymanki odwdzięczając się chlebodawcom!

Strona Eightify poinformowała czytelników, że w 2003 r. ujawniono raport CIA zawierający opis tajnych badań dotyczących kontroli umysłu i zdolności parapsy­chicznych. Projekt CIA nosi nazwę Gateway Experience (Doświad­zenie Bramy).

Dla wielu wiadomość ta była jak odkrycie, że Agencja testowała jasnowidztwo i zdolności telepatyczne jako narzędzie szpiegowskie lub że Departament Obrony USA potajemnie zbierał dane o niezidentyfikowanych obiektach latających, mimo że uważał obserwatorów UFO za szaleńców, pisała Susan Lahey na stronie Popular Mechanics w maju 2023 r.

Okultyzm w służbie nauki

„Intryga kręci się wokół tajnego raportu CIA z 1983 r. na temat techniki zwanej Gateway Experience, która jest systemem treningowym zaprojektowanym w celu skupienia fal mózgowych. Ma to doprowadzić do zmiany świadomości i pokonania ograniczeń czasu i przestrzeni” czytamy w artykule Thobeya Campiona „Jak uciec z ograniczeń czasu i przestrzeni według CIA” C,How to Escape the Con-fines of Time and Space Accor-ding to the CIA”), zamieszczonym w Vice.

Autorem raportu The Gateway Experience jest podpułkownik Wayne M. McDonnellW 1983 r. dowódca Grupy Operacyjnej Armii Stanów Zjednoczonych zlecił mu zbadanie, jak działa Doświadczenie Bramy, czyli „projekcji astralnej i doświadczenia przebywania poza ciałem” Przy tworzeniu raportu podpułkownik współpracował z różnymi osobami, w szczególności z Itzhakiem Bentovem, amerykańsko-izraelskim naukowcem, który był pionierem w branży inżynierii biomedycznej.

Tom Halepublicysta IFL Science, dodał, że ten „dziwaczny raport o przekraczaniu czasoprzestrzeni za pomocą umysłu” to niezwykle rozwlekły i gęsto zapisany dokument, który dotyka wielu dziedzin, od neuronauki po mechanikę kwantową, „wahając się między naukami ścisłymi a pseudonauką, jak gdyby kroczył między nimi na linie”. Zalatuje od niego cokolwiek ezoteryką albo okultyzmem. Hale dodaje, że istota sprawy opisanej w raporcie sprowadza się do badania przez CIA pomysłu wywołania u człowieka świadomości realnego przebywania poza ciałem, która to świadomość, wyzwolona z ciała, mogłaby ewentualnie dostroić się do jakiejś wyższej sfery (istoty) spoza ziemskiej rzeczywistości lub połączyć się z nią.

Wszystko opiera się na pomysłach opracowanych przez Instytut Monroe, organizację non-profit skupioną na badaniu ludzkiej świadomości. Opracowana tam teoria głosi, że niektóre ćwiczenia umożliwiają mózgowi „półsynchronizację” w wyniku której fale mózgowe w prawej i lewej półkuli synchronizują się z tą samą częstotliwością i amplitudą. W raporcie McDonnella argumentuje się, że półsynchronizację można osiągnąć poprzez serię ćwiczeń przypominających medytację i słuchanie zestawu fal dźwiękowych, zwanych „taśmami bramkowymi”

Krótka historia badań nad odmiennym stanem świadomości

Strona Vice zamieszcza krótką historię badań nad tymi „nieziemskimi” możliwościami, odkrytymi przez pracowników Instytutu, a później wziętymi na warsztat przez CIA. Już w latach 50. Robert Monroeparapsycholog, biznesmen i właściciel stacji radiowej, zaczyna przedstawiać dowody na to, że określone wzorce dźwiękowe mają możliwy do zidentyfikowania wpływ na aktywność ludzkiego mózgu: czujność, senność i rozszerzone stany świadomości. Monroe tworzy wówczas w swojej korporacji dział badawczo rozwojowy o nazwie RAM Enterprises. Celem istnienia nowej jednostki organizacyjnej było zbadanie wpływu dźwięku na ludzką świadomość. Robert Monroe miał obsesję na punkcie „nauki przez sen” czyli hipnopedii, która pozwala śpiącym na słuchanie nagrań dźwiękowych w celu lepszego zapamiętywania wcześniej poznanych informacji. Pod koniec lat 50. RAM Enterprises rozpoczyna eksperymenty z nauką przez sen. Podczas przeprowadzanych doświadczeń Monroe odkrywa niezwykłe zjawisko. Opisuje je jako uczucie paraliżu i wibracji, któremu towarzyszy jasne światło. Podobno zdarzyło się to dziewięć razy w ciągu sześciu tygodni i zakończyło doświadczeniem wyjścia z ciała (OBE: out-of-body expe-rience – doświadczenie poza ciałem). W 1962 r. RAM Enterprises przenosi się do Wirginii i zmienia nazwę na Instytut Monroe, w którym powstały zestawy nagrań dźwiękowych zwanych Hemi–Sync (ang. Hemispheric Synchro-nisation – synchronizacja półkul). „Owe dźwięki umożliwiają synchronizację fal mózgowych, pozwalając na osiągnięcie odmiennych stanów świadomości, m.in. OBE” pisze Wiki. Zestawy „Hemi-Sync” mają już 60 lat!

W1971 r. Monroe publikuje książkę „Podróże poza ciałem” której przypisuje się spopularyzowanie terminu „doświadczenie poza ciałem”. A cztery lata później rejestruje, wspomniany wyżej, patent dotyczący technik dźwiękowych mających na celu stymulację funkcji mózgu do momentu synchronizacji lewej i prawej półkuli. Monroe nazywa ten stan „Hemi-Sync” (synchronizacja półkuli) i twierdzi, że można go wykorzystać do promowania dobrego samopoczucia psychicznego lub wywołania zmienionego stanu świadomości. Badania i eksperymenty Instytutu Monroe sprawiły, że wojsko i CIA miały się na czym oprzeć.

Różne metody, jeden cel – wyjść poza ciało i nie zejść Susan Lahey z Popular Mechanics pisała w materiale opublikowanym w maju 2Ó23 r„ że ppłk McDonnell, aby móc wyjaśnić czytelnikom raportu, na czym polega Gateway, powołał się na różne metody pozwalające wpłynąć na świadomość, a nawet umożliwiające zlikwidowanie ograniczenia narzucanego przez ciało – w tym biofeedback, medytację transcendentalną, styl jogi zwany Kundalini oraz hipnozę. •

Biofeedback to technika ciała i umysłu stosowana do kontrolowania procesów fizycznych, takich jak wzorce oddychania, tętno i reakcje mięśni. Jak wiadomo, w normalnych warunkach człowiek nie może kontrolować tych odruchów. A jeśli już usiłuje, to próby te wypadają nader kiepsko. Dlatego, w tym wypadku, do pracy zatrudnia się urządzenia monitorujące napięcie mięśni, temperaturę skóry, fale mózgowe i inne przejawy aktywności organizmu, aby zbierały dane, mogące później pomóc osobie biorącej udział w badaniach uzyskać kontrolę nad funkcjami organizmu.

Według kliniki w Cleveland medytacja transcendentalna ma na celu „ustabilizowanie ciała do stanu spokojnej czujności”. Osiąga się go poprzez ciche powtarzanie mantry w głowie. Uważa się, że ten rodzaj medytacji może pomóc osiągnąć „stan czystej świadomości”.

Joga Kundalini sięga starożytnych tekstów wedyjskich z 1000 roku p.n.e. Praktyka ta, znana również jako „joga świadomości”, ma na celu aktywację energii Kundalini, czyli „śakti” energii duchowej, która według wierzeń emanuje z podstawy kręgosłupa. Choć są tacy, którzy mówią, że jednak z pępka. Poprzez ćwiczenia oddechowe, śpiewanie, recytowanie i przybieranie odpowiedniej pozy ciała joga Kundalini ma pomóc osobie medytującej pozbyć się ego. W zamian za to człowiek wyzbyty własnego ja osiągnie stan połączenia ciała, umysłu, oddechu i świadomości.

Według badania z 2019 r. hipnoza to metoda osiągania „stanu świadomości, w którym uwaga osoby jest oderwana od bezpośredniego otoczenia i zaabsorbowana wewnętrznymi doświadczeniami, takimi jak uczucia, procesy poznawcze i wyobrażenia”. Innymi słowy, pisze Susan Laheyterapeuta i pacjent tworzą „hipnotyczną rzeczywistość, w której to, co sobie wyobrażasz, wydaje się realne”.

Pani Lahey dodaje, że według naukowców zatrudnionych w ramach Doświadczenia Bramy, opracowany projekt ma pomóc ludziom uzyskać dostęp do intuicyjnej wiedzy o wszechświecie, a także podróżować w czasie i komunikować się z istotami z innych wymiarów. Podajmy przykładowo, wzięte z raportu, fragmenty rozważań na temat możliwości „powrotu do przeszłości” „Wszystkie stosowane techniki prowadzone są na poziomie rozszerzonej świadomości zwanej Fokusem 12. Jednakże technika podróży w przeszłość wiąże się z dalszym poszerzaniem świadomości poprzez włączenie dodatkowych poziomów dźwięku na taśmach Hemi–Sync. [Podczas doświadczenia] czas jest wizualizowany jako ogromne koło we wszechświe-cie z różnymi szprychami, z których każda daje dostęp do innej części przeszłości uczestnika eksperymentu. Fokus 15 to stan bardzo zaawansowany i niezwykle trudny do osiągnięcia. Prawdopodobnie mniej niż pięć procent wszystkich uczestników Gateway faktycznie w pełni osiąga stan Fo-kusu 15 w ciągu około siedmiu dni szkolenia. Niemniej trenerzy Instytutu Monroe potwierdzają, że przy wystarczającej praktyce można w końcu osiągnąć Fokus 15. Twierdzą również, że osoba, która osiągnęła Fokus 15, może zbadać nie tylko swoją przeszłość, ale można również uzyskać dostęp do innych aspektów przeszłości, z którymi nie miała żadnego związku”

Zagmatwane rewelacje raportu

Tom Hale, publicysta IFL Science, odkrywa przed czytelnikiem kolejne treści raportu. Wynika z nich, że wszechświat jest złożonym systemem „oddziałujących pól energetycznych” w którym kolejne stany psychiczne i fizyczne są efektem zmian energii. Ludzka świadomość to po prostu wibracyjny wzór energii. Z raportu wynika, że osiągnięcie półsynchronizacji może wywołać odmienny stan świadomości, w którym wibracja świadomości danej osoby jest wolna od rzeczywistości fizycznej i dostraja się do pola czystej energii. Opierając się na koncepcjach „splątania kwantowego”, w raporcie stwierdzono, że ludzka świadomość może głęboko zmienić wszechświat, ponieważ rzeczywistość jest projekcją holograficzną; część koduje całość. W tym rozumieniu rzeczywistości wszystko, co istnieje, jest głęboko połączone w sieć wzajemnie powiązanych wibracji energii, od jednostkowej świadomości po „głębiny wszechświata”.

Wszechświat, a my w nim, jest jednym wielkim „hologramem”. Jest wszechświadomością, pychosyntezą – syntezą wszystkich psychik – z której jednostkową świadomość ludzką można wydobyć jedynie za pomocą swoistej „psychoanalizy”; sztucznego wyodrębnienia z całości. Z astralnej rzeki czystej jaźń i „wyłuskuje” się jednostkową świadomość tak jak z rzeki wydobywa się jej„ fragment”, zaczerpnąwszy wodę za pomocą naczynia. Z tego wynika, że iluzją nie jest doświadczenie stanu poza ciałem (fizycznym ograniczeniem czasoprzestrzennym), ale przebywanie w nim (w ograniczeniu czasoprzestrzennym)! Robi się ciekawie, prawda? Choć do interesującej konkluzji dochodzi się krętą drogą zawiłych dywagacji raportu.

Popular Mechanics zwraca uwagę, że McDonnell ujął treść dokumentu w żargon nauk fizycznych, aby uniknąć niepożądanych powiązań z okultyzmem. Oparł się na źródłach mechaniki kwantowej, aby „opisać naturę i funkcjonowanie ludzkiej świadomości” oraz na fizyce teoretycznej, aby wyjaśnić charakter wymiaru czasoprzestrzennego i środki, za pomocą których rozszerzona świadomość ludzka go przekracza.

Duża część teorii Gateway opiera się na tym, co McDonnell nazywa „Absolutem”: polu energetycznym, które istnieje we wszystkich wymiarach, ma zawsze tę samą energię i jest nieskończone. Nie ma lokalizacji ani pędu, dlatego znajduje się poza czasoprzestrzenią. HemiSync pragnie połączyć ludzi z Absolutem poprzez długość fali świadomości, która „wyskakuje” z czasoprzestrzeni na określonych częstotliwościach, w ten sposób wykazując, że czasoprzestrzeń jest do pokonania, że w rzeczywistości nie istnieje. Ma za zadanie uświadomić ludziom, że wierząc w ograniczenia czasoprzestrzenne sami sobie zakładają kajdany. Dobrowolnie godzą się na pełzanie, boją wzbić się i szybować w niczym nieograniczonych „przestworzach”

Działanie Absolutu tworzy wzór nakładających się na siebie fal. W ten sposób powstaje „uniwersalny hologram, czyli torus” – pisze McDonnell. „Torus odzwierciedla rozwój wszechświata w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości”. Stąd możliwość podróży w czasie – tak w tył, jak i w przód.

W dokumencie stwierdza się też, że ludzki mózg – będący systemem binarnym, takim jak komputer – wyświetla siebie jako hologram 3D. Interakcja naszych hologramów z hologramem uniwersalnym pozwala nam, wzbogaconym o informacje pozyskane od Absolutu, spojrzeć na siebie z dystansu. Na historię swego życia, na fakty i wydarzenia, o których zapomnieliśmy albo o których nie pamiętamy, bo wydarzyły się we wczesnym okresie naszego życia. Pozwala to odkryć motywy własnych działań i zachowań. A to z kolei sprawia, że uzyskujemy pełniejsze zrozumienie siebie. Głębszy wgląd w „duchowe trzewia”

Na razie niewielki procent ludzi może z powodzeniem używać Hemi-Sync do przekraczania granic stawianych przez ciało i czasoprzestrzeń, by w ten sposób uświadamiać sobie, że jest się tylko „częścią” wszechświadomości. Absolutu. Taki stan jaźni wyzwolonej nazywany jest najwyższym stopniem samoświadomości.

Bo chcący osiągnąć tak szeroką, panoramiczną, jaźń muszą dużo ćwiczyć, podobnie jak medytujący za pomocą różnych technik „astralnych” A jasne zrozumienie siebie, i swej roli we wszechświecie, które wynika z tej [najwyższej formy] samoświadomości, to cios zadany fałszywej świadomości istnienia czasoprzestrzeni. To kolejny krok do jej anihilacji i ostatecznego zjednoczenia z Absolutem, informuje Popular Mechanics.

Krytyka przekazu dokumentu

Co więc z tym wszystkim zrobić? – zastanawia się publicysta IFL Science, mający na myśli zaskakujące treści analizowanego ra-portu.„Bez wątpienia dokument stanowi ciekawą lekturę, jednak nie należy go traktować jako naukowego, porrimo naukowego języka i koncepcji, z których czerpie inspiracje. Wiele pomysłów zawartych w raporcie zaczerpnięto z prawdziwych badań naukowych, ale zebrane w całość nie nadają się do przetestowania. Jest też wiele wątpliwych teorii i przeskoków logicznych wrzuconych do tej mieszanki” pisze Tom Hale. Zawarty w raporcie wywód nie jest klarowny – co zdążyliśmy już zauważyć. Jest niedopracowany, dodaje kolejną uwagę krytyczną Hale. Wymaga uściśleń. Ale czy oznacza to, że po dokonaniu poprawek pomysł opisany w raporcie zadziała?

Susan Lahey na stronie Popular Mechanics również wyraża sceptycyzm, odnośnie do wartości poznawczych tekstu i do tego, że zawarty tam projekt może zostać zrealizowany w praktyce; przede wszystkim chodzi o pokonanie czasoprzestrzeni. „Spójrzmy prawdzie w oczy – nawet fizycy nie wiedzą, ile z ich ^najbardziej szanowanych równań i twierdzeń matematycznych faktycznie opisuje wszechświat, w którym żyjemy, podobnie jak wiele tradycji duchowych może mylić się co do natury świadomości. Nienaukowcy, co zrozumiałe, byli sfrustrowani faktem, że naukowcy rościli sobie wyłączne prawo do bezkarnego stawiania niepojętych teorii – takich jak wieloświaty, ciemna materia czy teoria strun”. A tych, którzy w nie powątpiewali lub nadal zgłaszają do nich sceptyczne uwagi, traktują jako ignorantów, ludzi,

którzy „nie ufają nauce”, w równym stopniu jak„antyszczepioń-kowcy”, niechętni nadstawianiu ramienia pod igłę strzykawki wypełnionej bliżej niezidentyfikowanym wyrobem medycznym.

Fizycy mają tendencję do odrzucania prób wykorzystania informacji naukowych do wyjaśnienia sensu ludzkiej egzystencji. W ramach kwantowej teorii pola można powiedzieć, że pola energetyczne łączą wszystko we wszechświecie. Ale sytuacja wygląda inaczej, gdy tę koncepcję zastosuje się na przykład do idei obcowania ludzi z drzewami lub zwierzętami.Teorie naukowców są wynikiem równań matematycznych, które można odtworzyć. Tyle że ludzkie doświadczenie można łatwo sfałszować lub wyobrazić sobie w dowolny sposób.

„Projekt taki jak Gateway, który łączy naukę z ludzką tęsknotą za znaczeniem i sensem życia, wydawał się niezwykle obiecujący. Tyle że, jak się okazało, projekt ten bardziej przypominał próbę napisania podręcznika technicznego, omawiającego metodę osiągnięcia tego, co niewysłowione”, zauważyła Susan Lahey. „Może pewnego dnia CIA wszystko rozwiąże”, dodając. Z nieskrywaną nadzieją czy raczej z nieznacznie tylko ukrytą ironią?

Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny

CIA A SPRAWA POLSKA

Zrządzeniem Boskim (aczkolwiek przy pełnej kooperacji CIA i Watykanu), w roku 1978 na Stolicy Piotrowej zasiadł Karol Wojtyła, przybierając imię Jan Paweł II. Wiemy, że nie naszą rolą jest ocenianie tego, jakimi środkami Pan Bóg posługuje się w realizacji swych planów, ale dla świętego (nomen omen) spokoju przyszłych pokoleń powinniśmy przynajmniej znać te okoliczności.

Sławomir M. Kozak

– W kilku moich ostatnich felietonach i nagraniach (PL1.TV) odnosiłem się do delikatnej kwestii, jaką była (i pozostaje) współpraca amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej ze środowiskiem mediów. Uważam bowiem, że jest to niezwykle ważne, by-śmy mieli świadomość tego, że informacje, które do nas za ich pośrednictwem docierają, w dużej mierze kształtują nasze postrzeganie świata, w którym żyjemy. Pisałem o tym choćby w kontekście ogromnego znaczenia dla rzeszy Polaków, w czasach słusznie minionych, takich rozgłośni radiowych, jak Radio Wolna Europa, czy Głos Ameryki1. Obie te stacje były przecież tubami medialnymi CIA. O ile jednak wpływały one na pojmowanie wydarzeń – zarówno w bloku komunistycznym, jak i w pozostałych krajach globu – przez polskie społeczeństwo, o tyle przecież równolegle CIA rozwijała swoje oddziaływanie na sterników naszej polityki. Zarówno tych „trzymających władzę” przez niemal pół wieku po II wojnie światowej, jak i mających ich wreszcie zastąpić przedstawicieli opozycji. Przypominam, bo pamięć mamy krótką, że na różne formy wspierania „walki z komuną”do Polski płynęły miliony dolarów, nie tylko zresztą w postaci sprzętu drukarskiego i łączności, ale to temat niezwykle „radioaktywny” i starannie obchodzony do dziś szerokim łukiem. Co prawda, nie było to tyle, co ujawnione przez asystent Sekretarza Stanu Nuland(taktycznie właśnie „odwołaną” na emeryturę) 5 mld doi. dla niedawnej „rewolucji” na Ukrainie, ale trzeba pamiętać o tym, jaki był przelicznik jednego dolara w Polsce lat 70. czy 80. Nie można wreszcie zapomnieć o tym, że to przedstawiciele umów Okrągłego Stołu do dziś wypełniają szczelnie wszelkie ośrodki biznesu, mediów i polityki – niezależnie od tego, która akurat partia jest u władzy. Pisząc natomiast o wpływie służb amerykańskich na polityków PRL-u, mam na myśli nie tylko ich uwikłanie w zależność od CIA poprzez bilateralne układy USA-ZSRR, których naturalną konsekwencją było „dogadanie się” Jaruzelskiego z Rockefellerem w Nowym Jorku, ale też swego rodzaju spętanie im nóg wejściem do gry Watykanu. To kolejny delikatny, zwłaszcza w Polsce, temat.

My Polacy zawsze w historii podchodziliśmy do polityki emocjonalnie. Tymczasem to akurat ta dziedzina, która od wszelkich namiętności powinna być wolna. Rozumieją to wszystkie inne państwa, tym silniejsze, im chłodniej i z większym wyrachowaniem ją traktują. Nie powinniśmy więc obrażać się na fakty, tylko je poznać i wyciągać wnioski na przyszłość. Jednak żeby to robić, należy mieć o nich wiedzę, której z różnych powodów większość z nas nie posiada.

Fot Wikimedia Frank Wisner wydał wówczas na tajne operacje we Włoszech 10 min doi., m.in. na działania propagandowe, zastraszanie wyborców, a nawet pobicia lewicowych polityków, co skutkowało przegraną komunistów i umocnieniem wpływów amerykańskich na terenie Europy na kolejne lata

U zarania działań CIA w Europie pierwszym i najważniejszym jej sojusznikiem stał się Watykan. Jakkolwiek CIA rozpoczynała funkcjonowanie jako organizacja protestancka, to już od 1948 r. jej działalność zdominowali ludzie identyfikowani z Kościołem katolickim. Było to całkiem zrozumiałe, gdy weźmie się pod uwagę, że Kościół Rzymskokatolicki był (nie mogę niestety napisać, że takim pozostaje) jedną z najbardziej antykomunistycznych organizacji na globie. Marksizm, ze swoją doktryną ateizmu, był naturalnym wrogiem teologii katolickiej. Wspominany przeze mnie w poprzednich felietonach Donovan(będący katolikiem), szef OSS, której naturalną spadkobierczynią stała się CIA, zawarł z Watykanem w roku 1943 tajne porozumienie, na mocy którego Stolica Apostolska stała się centrum alianckich działań wywiadowczych na terenie Włoch. Donovan doskonale rozumiał potęgę Kościoła, jego rozległe kontakty i oddziaływanie na miliony wiernych. Po zakończeniu działań wojennych duża część Europy znalazła się pod wpływem komunistów. We Włoszech duże szanse na wygranie wyborów w roku 1948 miała partia komunistyczna, co napawało Watykan przerażeniem. Nic więc dziwnego, że Kościół przyjął propozycję przeciwdziałania temu zagrożeniu od ludzi, którzy deklarowali się jako zaangażowani katolicy.

Wymieniany przeze mnie we wcześniejszych opracowaniach Frank Wisner wydał wówczas na tajne operacje we Włoszech 10 min doi., m.in. na działania propagandowe, zastraszanie wyborców, a nawet pobicia lewicowych polityków, co skutkowało przegraną komunistów i umocnieniem wpływów amerykańskich na terenie Europy na kolejne lata. Kościół nie zapomniał o wsparciu instytucji, która obroniła jego pozycję na przestrzeni dziesięciu lat, zarówno przed wpływami nazistowskimi, jak i komunistycznymi. Otworzył przed nimi szerzej m.in. Suwerenny Rycerski Zakon Maltański4, którego bramy wybrani Amerykanie przekroczyli, jako jedyni na świecie cudzoziemcy, jeszcze w roku 1927.

Po II wojnie światowej w jego szeregach znaleźli się tacy ludzie jak szef OSS William Donovan, kolejni dyrektorzy CIA – William Casey5, John McCone6, William Colby7, szef Radia Wolna Europa – James Buckley8, politycy, jakJoseph Kennedy9 czy Sekretarz Stanu za prezydentury Reagana – Alexander Haig10, biznesmeni, jak Barron Hil-ton11, wpływowi hierarchowie Kościoła w Ameryce, jak kardynał John O’Connor’2, arcybiskup Nowego Jorku Francis Spellman13 czy biskup Bernard Law14.

Jak pisałem o nim w ostatniej swej książce „Wrota Magadanu”15: „Zakon Maltański funkcjonuje do dziś i uznawany jest za suwerenny podmiot prawa międzynarodowego, a jego nieruchomości w Rzymie i na Malcie mają status eksterytorialności. Jak czytamy w Wikipedii: «Zakon (…) utrzymuje stosunki dyplomatyczne (…), działa jako obserwator w różnych organizacjach (ONZ, UNESCO, UNICEF, Unia Łacińska). Wydaje własne znaczki pocztowe, tablice rejestracyjne dla samochodów służbowych (o kodzie SMOM); ma też swoją walutę, którą jest scudo (…). W Polsce do zakonu należy 160 osób, w tym politycy, m.in. Marcin Libicki czy Łukasz Szumowski. Od 2004 r. zakon utrzymuje swoją ambasadę w Warszawie®16. Polecam zajrzenie na polską stronę Zakonu, gdzie znajdziemy m.in. mapę, która wskazuje stolice krajów, w których Zakon Maltański prowadzi projekty medyczne, społeczne i humanitarne®”17. Te projekty wytłuszczone zostały przeze mnie nieprzypadkowo. Dla porządku przypomnijmy tylko, że John F. Kennedy, sam będący katolikiem, powołał do życia Korpus Pokoju, którego dokonania polecam zgłębić, najlepiej na angielskiej stronie Wikipedii18, bo z polskiej niewiele się Czytelnik dowie.

Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na ten szczególny aspekt naszej historii, w której zrządzeniem Boskim (aczkolwiek przy pełnej kooperacji CIA i Watykanu), w roku 1978 na Stolicy Piotrowej zasiadł Karol Wojtyła, przybierając imię Jan Paweł II. Wiemy, że nie naszą rolą jest ocenianie tego, jakimi środkami Pan Bóg posługuje się w realizacji swych planów, ale dla świętego (nomen omen) spokoju przyszłych pokoleń powinniśmy przynajmniej znać te okoliczności. Kończąc temat wpływu tej agencji na polskie (również) sprawy, chcę jeszcze, odnosząc się do wszechobecnego zdziwienia, jakie nastąpiło w efekcie słynnego wywiadu Tuckera Carlsona19 z prezydentem W. Putinem, przypomnieć, że jego ojciec, Dick Carlson20, pełnił funkcję dyrektora Głosu Ameryki w najważniejszym dla naszego państwa czasie, jakim był przełom lat 80. i 90. XX w., a Tucker składał aplikację do pracy w CIA.

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych

Cały list do mnie

Szanowny Panie Januszu,
Nadszedł nareszcie moment, kiedy mogę ofiarować Panu nasz kalendarz na rok 2024.
Ale proszę pozwolić, że zapytam najpierw: czy pamięta Pan nasz apel do ministra Piotra Glińskiego?
Przypomnę – w czerwcu tego roku wystosowaliśmy petycję, będącą reakcją na przejawy ideologizacji i schamienia w polskiej kulturze.
Niedawny skandal wokół filmu „Zielona granica” Agnieszki Holland pokazał, jak bardzo ten głos był potrzebny. Kinowa publiczność już dawno nie otrzymała takiego zastrzyku pogardy do Polski i polskiego munduru.
Żołnierzy i strażników z narażeniem życia strzegących naszych granic w filmie przedstawia się jako sadystów i zwyrodnialców.
Wszystko to podlane sosem politycznej propagandy: Marsz Niepodległości nazywany jest marszem faszystów, a pozytywna bohaterka nazywa rządzących „gnojami”…
Nic dziwnego, że po kraju rozlała się fala oburzenia.
Proszę pomyśleć, jak muszą się czuć dzieci napiętnowanych funkcjonariuszy?

I na dodatek dzieje się to w krytycznym momencie, gdy Europę z każdej strony szturmują rzesze tzw. imigrantów.
Przyzna Pan, że krew gotuje się w żyłach…
Nasza kampania spotkała się z żywym odbiorem i w krótkim czasie otrzymaliśmy kilka tysięcy apeli podpisanych przez naszych Przyjaciół i Sympatyków.
Więcej, akcja zaczęła żyć własnym życiem i licznie wracały do nas petycje podpisane nawet przez osoby, które dotąd nie włączały się w działania Centrum Życia i Rodziny.
Świadczy to z pewnością o jednym – wielu z nas wciąż zależy na pielęgnowaniu wartościowej polskiej kultury.
Mamy dość wulgarności, tandety i nachalnej propagandy!
Jesteśmy głodni sztuki, która ubogaca i pozwala się zachwycić. Która niesie przesłanie, ale nie wbija go młotkiem do głowy.
Taką sztukę postanowiliśmy zaprezentować w naszym kalendarzu.
„Pędzlem i piórem” przywołuje najprzedniejsze dzieła polskiej literatury. Przypominamy te najbardziej oczywiste: „Pana Tadeusza”, „Ogniem i mieczem”, czy „Lalkę”.
Ale znalazło się również miejsce na „Przedświt” Zygmunta Krasińskiego i „Na skalnym Podhalu” Kazimierza Przerwy-Tetmajera.
Co łączy pozycje, które trafiły do kalendarza?
Wiadomo – artystyczny kunszt, rozmach, wciągające fabuły.
Ale musiało być coś więcej, skoro te dzieła odcisnęły piętno na sercach kolejnych pokoleń.
Tworzący je artyści byli żywym sejsmografem narodowej duszy. Wyczuwali jej subtelne drgania i głębokie poruszenia. Pokazywali postawy, które inspirowały do wielkich czynów.
Dodawali nadziei i odwagi.
Potrafili pokazać ludzkie losy i postawy na tle dziejowych burz, które tak dotkliwie nawiedzały Polskę.
Powtórzę słowa św. Jana Pawła II, które cytujemy we wstępie do kalendarza:

Kultura jest przede wszystkim dobrem wspólnym narodu. Kultura polska jest dobrem, na którym opiera się życie duchowe Polaków. Ona wyodrębnia nas jako naród. Ona stanowi o nas przez cały ciąg dziejów. Stanowi bardziej niż siła materialna. Bardziej nawet niż granice polityczne. Wiadomo, źe naród polski przeszedł przez ciężką próbę utraty niepodległości, która trwała z górą sto lat – a mimo to pośród tej próby pozostał sobą. Pozostał duchowo niepodległy, ponieważ miał swoją kulturę. Więcej jeszcze. Moi kochani: wiemy,że w okresie najtragiczniejszym, w okresie rozbiorów, naród polski tę swoją kulturę ogromnie jeszcze ubogacił i pogłębił, bo tylko tworząc kulturę, można ją zachować.

To właśnie dlatego pół wieku po opublikowaniu „Ogniem i mieczem” młodzi ludzie walczący w Powstaniu Warszawskim przybierali pseudonimy „Kmicic”, „Zagłoba” czy „Wołodyjowski”.
To dlatego w 1968 roku wystawienie Mickiewiczowskich „Dziadów” dało asumpt do buntu przeciwko komunistycznej opresji.
Na marginesie można by postawić pytanie, co z tą spuścizną uczyniłaby autorka „Zielonej granicy” Agnieszka Holland. Jak przedstawiłaby bohaterów?
Co zostałoby z poczciwości Longinusa Podbipięty? Co z jego prostej i silnej wiary? Może nagle stałby się tępym fanatykiem religijnym, toczącym pianę z ust i dyszącym nienawiścią na samą myśl o innowiercach?
Na szczęście – to tylko dywagacje.
My przypominamy te piękne dzieła bez ideologicznych wykoślawień, bez szydery i złośliwości.
Chylimy czoła przed artyzmem ich twórców.
Domyślam się, że i Pan ma swoje ulubione lektury. Być może nie znalazły się w naszym wyborze.
I ja dodałbym jeszcze kilka, niestety do dyspozycji mamy zaledwie 12 kart kalendarza…
Ale żadnemu z zamieszczonych w nim utworów nie można zarzucić miałkości, tandety czy wulgarności. Każdy z nich wyszedł spod pióra twórcy głęboko przejętego losami Polski i jej narodu.
Dodatkowo zależało nam na ciekawych zestawieniach literatury z reprodukcjami obrazów wybitnych polskich mistrzów.
Prezentujemy więc dzieła Józefa Mehoffera, Jacka Malczewskiego czy Józefa Chełmońskiego.
Czasem przenoszą nas one w miejsce akcji, czasem ją ilustrują, czasem komentują utwór. Ale za każdym razem dają nam okazję do obcowania z ponadczasowym pięknem.
Mam nadzieję, że zgodzi się Pan, że taki kalendarz to nie tylko użyteczny przedmiot, pomagający w planowaniu czasu, ale również nasz wspólny wkład w podtrzymywanie duchowego życia Polaków, o którym mówił Papież.
Dlatego, tak jak w ubiegłych latach, chcemy, by nasze kalendarze ucieszyły także Polaków mieszkających poza granicami Ojczyzny.
Niestety, musieliśmy radykalnie ograniczyć nasze plany.
Rok temu rozpowszechniliśmy na Litwie 20 000 egzemplarzy kalendarza. Jednak koszty związane z taką operacją sprawiły, że w tym roku przygotowaliśmy dla naszych Rodaków 5 000 sztuk.

Oczywiście dodruk kalendarzy jest wciąż możliwy, ale jest uzależniony od wsparcia, które przekażą nam Przyjaciele – tacy jak Pan.
Zapewniam Pana, że nasze kalendarze to ogromna radość dla polskiej społeczności na Litwie.
Na dowód tego przekazuję list od p. Renaty Cytackiej, wieloletniej działaczki polskiej, która na miejscu wspiera nas w rozpowszechnianiu naszych materiałów.
I zwracam się do Pana z gorącą prośbą o pomoc finansową.
Proszę o wsparcie naszych działań dobrowolnym datkiem dowolnej wysokości, np. 20 zł, lub 30 zł, albo 50 zł, czy 100 zł bądź inną kwotą.
Jeśli zdecyduje się Pan nam pomóc, proszę skorzystać z danych zamieszczonych na załączonym przekazie. Datek można przekazać w banku, na poczcie lub za pomocą internetu. Zachęcam również do odesłania przekazu.
Jak co’ roku liczę, że życzliwie przyjmie Pan nasz kalendarz. Dla mnie to sposób, by powiedzieć „Dziękuję” za Pana zaangażowanie, odwagę i pomoc. Za zainteresowanie i troskę o to, co ważne.
A może zachęci Pana do tego, by raz jeszcze sięgnąć do dzieł, które przypominamy?
Serdecznie Pana pozdrawiam,

PS. Przesyłam Panu kalendarz „Pędzlem i piórem. Skarby polskiej kultury”. Mam nadzieję, że się spodoba i znajdzie Pan dla niego miejsce w swoim domu. Przypominamy w nim najpiękniejsze przejawy twórczości polskich mistrzów – niech będzie odtrutką na prymitywne i wulgarne przejawy „twórczości” niektórych współczesnych artystów. Bardzo liczę na Pana pomoc w sfinansowaniu druku i wysyłki tego kalendarza do naszych Rodaków na Litwie.
PPS. Dodatkowe egzemplarze kalendarza można zamówić na stronie internetowej www.rokzrodzina.pl. Proszę zachęcić znajomych!

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych