Jak widać, nasi politycy z prawa i lewa – jeśli można ich nazwać „naszymi”~ ze swoimi „onucami” a wcześniej „antyszczepami”, doskonale wpisują się w narrację rodzącej się na naszych oczach unijnej odmiany Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk.
dr Robert Kościelny
Dawno temu, gdy moja córka była jeszcze w wieku dzieci czytających z pasją Harry’ego Pottera, odwiedziłem z nią antykwariat w poszukiwaniu ciekawej choć od dawna niewydawanej lektury dla dziewcząt w jej wieku. Nie pamiętam już, o jaką rzecz chodziło, wiem tylko, że tytuł podpowiedziała mi siostra zaczytującą się tą powieścią, gdy była w wieku mojej córki.
– Jeśli chce pan dziecku zrobić przyjemność, niech pan kupi Harry’ego Pottera – zagadnął pan antykwariusz.
Nie chcąc robić przykrości sprzedawcy, który w dobrej wierze chciał pomóc niezdecydowanemu klientowi (książki, którą chciałem nabyć, szukaliśmy już sporo czasu nawet w najdalszych zakamarkach obszernego sklepu), szczerym stwierdzeniem, co myślę o modzie na Harry’ego Pottera, chrząknąłem tylko – Wolę coś mniej kontrowersyjnego.
– Kontrowersyjni to są bracia Grimm – odparł pan antykwariusz. – Aha, chce mnie załatwić subwersją, pomyślałem, bo już co nieco wiedziałem o przebiegłych sposobach walki z normalnością. – Dlatego bajek braci Grimm też nie kupuję dziecku – odpowiedziałem i rezolutnie, i chytrze.
Zbliża się nie-boska apokalipsa Pani J.K. Rowling, autorka serii książek o Potterze, była w owym czasie ikoną postępu w świecie autorów baśni. Tyle że dawne zasługi na nic się zdały (tak jak ofiarom czystek stalinowskich Nagroda Leninowska czy Order Czerwonego Sztandaru Pracy – wyróżnienia, których byli laureatami), gdy naraziła się propagatorom postępu ujawniającego się tym razem w transseksualizmie, negując możliwość zmiany tożsamości biologicznej. Niedawno Internet obiegła wieść, że pani Rowling może mieć kłopoty z prawem, bowiem w sarkastyczny sposób skomentowała kilka transpłciowych kobiet. Autorka stwierdziła też, że „wolność słowa i przekonań w Szkocji dobiegnie końca”, jeśli dokładny opis płci biologicznej zostanie „uznany za przestępstwo”. A wszystko to w kontekście nowego prawa w tym kraju – mówiącego, że „przestępstwo z nienawiści” obejmuje również używanie niewłaściwych zaimków w stosunku do osób transpłciowych.
Niestety, nie tylko w Szkocji, ale i na całym Zachodzie cenzura wdziera się coraz bezczelniej w proces komunikowania się ludzi między sobą, zaburzając, a nawet przerywając proces swobodnego przekazywania myśli, idei, poglądów, punktów widzenia, wartości wypływających z wyznawanego światopoglądu. Najczęściej osłaniając swą brutalną ingerencję w wolność wypowiedzi sloganem „walki z mową nienawiści” Podobno najczęściej ofiarami mowy nienawiści podają osoby zmiennopłciowe jak też wyznawcy i propagatorzy kontrkultury zwanej elgebete. Drugim frontem zmagań z normalnością jest „walka z dezinformacją” Według generałów tego frontu dezinformacja szczególnie dotyka treści związanych ze zmianami klimatycznymi oraz czającą się zewsząd pandemią. Poprzedni rząd w naszym kraju, najwyraźniej nie chcąc od-stawać w dziele zamordyzmu od innych rządzących w państwach Unii Europejskiej, znowelizował art. 130 k.k. par. 9, wprowadzając pojęcie „dezinformacji” I teraz ze znowelizowanego artykułu ściga się dziennikarzy podejrzewanych o onucyzm. Czyli uważających, że obowiązkiem polskiego polityka jest dbanie o interesy swojego kraju. A Ukraina, mimo wszystko, Polską nie jest.

Kampania przeciw mowie nienawiści to propagowanie cenzury, wymuszania pod wzniosłymi hasłami (co typowe dla bolszewii różnej maści) przyjęcia za swoją jednej (a co za tym idzie – jedynie słusznej) ideologii. Jest to ideologia totalnej destrukcji. Uczynienia ze świata „śmietnika historii” Wielkiej kupy kompostu, na którym wyrastać będą takie kwiaty jak dr Klaus Schwab, prof. Juwal Noah Harari czy panna Greta Thunberg. A co później owe kwietne bukiety uczynią ze światem? Wezmą go pod but. Wbiją w ziemię obcasem walki ze „śladem węglowym” Pozbawią połowy twarzy „maseczką” dla dobra Twojego i innych. Starannie wy-szczepią, dokładnie wymonitorują, pozbawią własności, bo niby po co ona komu. Będzie raj, a w raju wystarczy listek figowy. A nawet i on będzie zbędny, jeśli ogłosi się, że jest to raj w warunkach sprzed upadku pierwszych rodziców.

Krótko mówiąc – obarczą nas takim ciężarem niewoli, przy którym północnokoreańska satrapia Kim Dzong Una wyda się krajem frywolnym.
Kiedy oczy zwrócone były na pandemię i wojnę
W 2022 r. pojawił się w obiegu publicznym materiał unijnej instytucji RAN. Tytuł publikacji brzmi jak memento dla wolnego słowa: „Jak sobie radzić z mediami alternatywnymi, które sprzyjają polaryzacji na poziomie lokalnym” Czymże jest owa instytucja? „RAN to sieć specjalistów z pierwszej linii frontu, którzy codziennie pracują zarówno z osobami narażonymi na radykalizację, jak i z tymi, które już uległy radykalizacji” czytamy na oficjalnej stronie organizacji. Sieć RAN jest finansowana ze środków Funduszu Bezpieczeństwa Wewnętrznego Komisji Europejskiej. Żeby rozwiać resztkę złudzeń odnośnie do charakteru RAN-u, dodajmy, że współpracuje ona z całym wachlarzem specjalistów z racji swego zawodu głęboko wnikających w struktury społeczne i kanały informacyjne (pracownicy dzieżą, nauczyciele, pracownicy służby zdrowia, przedstawiciele władz lokalnych, funkcjonariusze policji i funkcjonariusze służb więziennych). Jaki jest powód tej wielopłaszczyznowej współpracy? „Zapobieganie brutalnemu ekstremizmowi we wszystkich jego formach, jak i przeciwdziałanie mu, a także pomoc w rehabilitacji i reintegracji brutalnych ekstremistów” Jak wiadomo, obozy reedukacyjne są najlepszym sposobem, aby wybić z głowy „brutalny ekstremizm” przejawiający się chociażby w prowadzeniu strony z alternatywnymi informacjami.
Ponadto w materiale RAN-u czytamy: „W ciągu ostatnich kilku lat w UE i poza nią znacznie nasiliły się narracje spiskowe i nastroje antyrządowe. Pandemia Covid-19 odegrała rolę katalizatora i akceleratora podziałów ideologicznych, aktorów i ścieżek prowadzących do radykalizacji, natomiast okres po pandemii pokazał, że narracje spiskowe i dezinformacja przystosowują się do nowych kryzysów – i w nich się rozwijają – takich jak rosyjska agresja na Ukrainę, wynikająca z niej sytuacja uchodźców, kryzys energetyczno-żywnościowy oraz rosnąca inflacja”

Jak widać, nasi politycy z prawa i lewa – jeśli można ich nazwać „naszymi” – ze swoimi „onucami” a wcześniej „antyszczepami” doskonale wpisują się w narrację rodzącej się na naszych oczach unijnej odmiany Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Warto zwrócić uwagę, że materiał instytucji powstałej i działającej pod egidą twardogłowych biurokratów brukselskich biedzi się też nad nasilającymi się nastrojami antyrządowymi w krajach unijnych. Z tego wynika, że również w naszym. Z dziennikarskiego obowiązku przypomnę, że w 2022 r. władzę w Polsce dzierżyła „dobra zmiana” Widocznie i nad nią z troską pochyliła się Bruksela, bo niby dlaczego miałaby tego nie robić? Pan Mateusz Morawiecki łykał wszystkie eurowytyczne, zwane rozporządzeniami czy dyrektywami, niczym pelikan cegłę.
Media niezależne od mainstreamu muszą zniknąć!
Analizowany materiał nie pozostawia cienia wątpliwości, bo jego autorzy piszą explicite: „Media alternatywne odgrywają znaczącą rolę w polaryzacji. W tym celu niedawno zorganizowane zostały warsztaty eksperckie, które zgromadziły ekspertów-praktyków i badaczy, aby omówili rolę mediów alternatywnych w polaryzacji, jej skutki i poradzili, jakie są możliwości rozwiązania problemu [podk. – R.KJ”
Spotkanie skupiło się na trzech aspektach: roli alternatywnych mediów w zwiększaniu polaryzacji w ogóle, sposobach radzeniem sobie z tym problemem na poziomie lokalnym oraz na narzędziach i rozwiązaniach cyfrowych pozwalających zająć się mediami alternatywnymi, sprzyjającymi polaryzacji. Powiedzmy od razu: pod pojęciem „zająć się” autorzy rozumieją „unieszkodliwić”.
Według unijnych biurokratów negatywna rola mediów alternatywnych polega przede wszystkim na tym, że umożliwiają one nagłaśnianie postulatów i opinii „grup populistycznych”. Są ich oknem na świat, przez które „populiści” mogą wykrzyczeć swoje racje (zwane w dokumencie „skrajnie radykalnymi poglądami”), a jednocześnie poinformować ludzi o swym istnieniu. „Placówki te [media alternatywne i partie „populistyczne”] przedstawiają się jako walczące z elitami, reprezentujące osłabione społeczności i piętnujące osoby oraz instytucje odpowiedzialne za coraz większe problemy, przed którymi stają obywatele”.
Brukselscy krawaciarze wyklinają media nienależące do głównego nurtu również za to, iż te uważają, że publikatory mainstreamu służą do wprowadzania społeczeństw w błąd, nagłaśniają sztuczne, wykreowane przez rządzące elity problemy, po to, aby odwrócić uwagę od spraw istotnych. Od faktu krę-cenią na ludzi bata, zakuwania w kajdany, z których uwolnić się nie będą już mieli żadnych szans.
Co robić?
„Ogólnie rzecz biorąc, media alternatywne nie mają zbyt dużego zasięgu i nie ma dowodów na to, że stają się one głównym nurtem” pocieszają się „bruk-selczycy” Niemniej można zauważyć niepokojący proces – media te coraz częściej stają się zaczynem dyskursu społecznego o sprawach niewygodnych dla władz. Mało tego, zaczynają kierować dyskusjami i usiłują narzucić im swój punkt widzenia. Wiele mediów alternatywnych wykorzystuje media społecznościowe do rozpowszechniania swoich poglądów i uzyskanych informacji wśród szerszej publiczności. „Ze względu na treści udostępniane w Internecie realistyczny jest scenariusz, w którym w pewnym momencie dojdzie do protestów społecznych. Protesty staną się bardziej destrukcyjne, a nawet brutalne. Jak możemy sobie z tym poradzić?”
Tu pada szereg propozycji. Wśród nich postulat nieustannego skanowania Internetu przez takie „inicjatywy” jak Sulis Al i Debunk, org w poszukiwaniu treści szkodliwych: terrorystycznych, pochodzących od „prawicowych ekstremistów” homofobicznych, antykobiecych, zawierających teorie spiskowe, antyszczepionkowe i „inne treści radykalne”
W dyskusjach grupowych, które zakończyły eurokołchozowe spotkanie na omawiany temat, sformułowano kilka zaleceń.
Pierwsze mówi o tym, że należy bardzo szybko reagować na wszelkie próby tworzenia nowych narracji przez alternatywne źródła medialne: nie wolno czekać, aż wroga narracja rozwinie skrzydła, tylko jak najszybciej należy ją przechwycić, poruszany problem poddać swoim paradygmatom i uczynić dominującym swój punkt widzenia na poruszaną kwestię. „Prowadzenie dyskursu ma kluczowe znaczenie w kontrolowaniu narracji” W tym dziele liczy się na pomoc władz oraz „odpowiednich organizacji społeczeństwa obywatelskiego”
Trzeba stale trzymać rękę na pulsie – nie ma lekko: wróg nie śpi, stąd my też nie możemy zasypiać gruszek w popiele: „Przewiduj kluczowe wydarzenia […] Świadomość, że określone wydarzenia będą miały miejsce oraz że alternatywne media zareagują na to i prawdopodobnie rozpowszechnią dezinformację wokół wydarzenia, może pomóc w zapobiegawczym formułowaniu alternatywnych narracji i opracowaniu oficjalnej strategii komunikacji”.
W dzisiejszych czasach nawet najbardziej tajne informacje prędzej czy później wypłyną do opinii publicznej, dlatego: „Władze powinny ujawniać informacje tak wcześnie, jak to tylko możliwe, jednocześnie formułując je w najlepszy [dla siebie -R.K] sposób, aby uniknąć polaryzacji nastrojów. Ponieważ informacje mają tendencję do rozprzestrzeniania się, lepiej aby rozpowszechniła je odpowiedzialna instytucja niż ludzie i organizacje o różnych celach” Najczęściej niegodziwych, skrajnie prawicowych, żeby nie powiedzieć wprost – faszystowskich, ksenofobicznych, homofobicznych, mizoginicznych…
W Stanach nie lepiej

Dr Alan MacLeod jest autorem książek oraz publicystą piszącym na stronie MintPress News oraz w współpracującym m.in. z „The Guardian”. Niedawno na wzmiankowanej stronie dr MacLeod przyjrzał się Raportowi Agencji Rozwoju Międzynarodowego Stanów Zjednoczonych (USAID), który daje wgląd w to, w jaki sposób agencja rządowa zachęca rządy, platformy technologiczne, media korporacyjne i reklamodawców do współpracy w celu cenzurowania ogromnych obszarów Internetu. Ten 97-stroni-cowy „elementarz dezinformacji” stawia sobie za zadanie wspomóc tych, którzy podjęli walkę z fałszywymi informacjami. Przeglądając zawartość „elementarza” łatwo przekonamy się, że tak naprawdę chodzi tu o to samo, o co chodzi europejskim „obrońcom wolności słowa” – blokowanie tych treści w Internecie, które podważają oficjalne narracje i prowadzą do coraz częstszego kwestionowania systemu.
„Dokument [wydany przez USAID] wzywa do uregulowania gier wideo i forów dyskusyjnych w Internecie w sposób, który umożliwiłby odciągnięcie obywateli od alternatywnych mediów i skierował ich zainteresowanie z powrotem w stronę witryn bardziej przyjaznych elitom, a także wzywa rządy do współpracy z reklamodawcami w celu sparaliżowania organizacji, które odmawiają przestrzegania oficjalnych linii”.
Ponadto z dokumentu wynika, że rząd federalny wspiera grupy „weryfikujące” fakty, takie jak Bellingcat, Graphika i Atlantic Council, będące liderami w walce z „dezinformacją”. Ta silna współpraca między rządem a weryfikatorami faktów budzi uzasadnione obawy, że staną się one (jeśli już nie są) zwykłymi urzędami cenzury – takimi, jakie istniały w Związku Radzieckim i krajach od niego zależnych. „Wiadomość, że agencja rządowa promuje taki program ,jest wystarczająco niepokojąca”.
Jak to w dzisiejszych czasach bywa, różnorakie niecnoty wyprawiane są pod wzniosłymi hasłami sprowadzającymi się do seraficznej deklaracji „dla dobra Twojego i innych” 4 osłuchaliśmy się jej do porzygu podczas „moru” kowidowego. „Elementarz” USAID identyfikuje trzy rodzaje informacji, z którymi chce walczyć. Oprócz mylnych informacji (misinformation) rozpowszechnianych przez osoby, które uważają je za prawdziwe, i dezinformacji (disinformation), czyli fałszywych informacji rozpowszechnianych z zamiarem wprowadzenia w błąd, mówi się też o złośliwych informacjach (malinformation). Są to informacje, które choć oparte na rzeczywistości, ale wyrwane z kontekstu bądź osadzone w innym kontekście lub wyolbrzymione, rozpowszechniane się w celu wyrządzenia szkody osobie, grupie, organizacji. Zgodnie z tą szeroką definicją wszelkie raporty lub argumenty, niezależnie od ich dokładności, mogą potencjalnie zostać stłumione w Internecie, jeśli zostaną uznane za nieprzydatne lub niewygodne dla USAID i jej interesów.
Alan MacLeod uważa, że chociaż w raporcie poświęcono wiele uwagi wrogim państwom – szczególnie Rosji i Chinom, oraz ich knowaniom w sieci – to dokładna lektura pozwala dojść do wniosku, że USAID wydaje się znacznie bardziej zainteresowana zwalczaniem niezależnych mediów i otwartych przestrzeni internetowych, w których można znaleźć alternatywne informacje i opinie. Autorzy „elementarza” piszą: „Dyskusje na temat mylnych informacji i dezinformacji często dotyczą dywersji informacyjnej uprawianej przez podmioty wrogich państw. Jednak «problematyczne» informacje częściej pochodzą ze stron alternatywnych i od anonimowych osób, które stworzyły własne przestrzenie internetowe wypełniane przez media alternatywne? [podk. R.KJ”.
Raport vel „elementarz” dezinformacji wskazuje na kilka stron internetowych jako przykład klasycznych „stron spiskowych”. Wśród- nich są również te, z których i mi zdarza się korzystać – Reddit, Discord i 4Chan. Takie strony pomagają określonym grupom w tworzeniu i rozpowszechnianiu „populistycznej wiedzy specjalistycznej”. Na jej bazie kreuje się alternatywne opinie i podważa oficjalne narracje rządu USA. Dlatego zarówno owym stronom, jak i „populistycznej wiedzy specjalistycznej” należy rzucić wyzwanie, unieszkodliwić je i zmarginalizować. Podobnie należy uczynić ze stronami internetowymi z grami zawierającymi nieprawomyślne treści, opinie, historie, na bazie których toczy się gra, grzmi raport instytucji podległej rządowi federalnemu USA.
„Unieszkodliwić” „zmarginalizować” „przeciąć działalność” czy wreszcie „uciszyć” – każdy, kto nawet pobieżnie przeglądał akta esbeckie zarchiwizowane w IPN-ie, wie, że takie terminy nagminnie pojawiały się w raportach funkcjonariuszy komunistycznej policji politycznej dotyczących sposobów walki z podziemiem demokratycznym bądź szerzej – z wrogami ludu, warchołami, elementem antysocjalistycznym. Któż by pomyślał, że pojęcia wykute na Łubiance, i spolszczone na Rakowieckiej na tubylczy użytek, okażą się przydatne „obrońcom” demokracji amerykańskiej w Waszyngtonie, Nowym Jorku czy innym mieście-symbolu Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. W którym to państwie od paru lat chwyta się takich samych metod walki z siecią jak niegdyś w państwach obozu socjalistycznego z samizdatami czy bibułą. O tempora, o mores! Doczekaliśmy czasów, w których niegdysiejsi opozycjoniści, brodacze odziani w wypchane na kolanach spodnie i rozciągnięte swetry (był to dress code każdego szanującego się „elementu antysocjalistycznego), mogliby udzielić niejednej cennej rady obywatelom USA zatroskanym faktem, że ich kraj zmierza w kierunku samodzierżawia epoki cyfrowej. Trudno w to uwierzyć, ale próżno wierzgać przeciw ościeniowi faktów.
podpis. Leon Baranowski – Buenos Aires Argentyna