Obywatel albo ktoś z jego rodziny może pewnego dnia dowiedzieć się, że jest powiązany ze zbrodnią sprzed dekad, bowiem jego DNA podobne jest do DNA domniemanego przestępcy albo „zaplątało się” przypadkiem na miejscu zbrodni.
dr Robert Kościelny
„O co jestem podejrzany?”- miał zapytać radziecki obywatel przesłuchującego go enkawudzistę. Ten w odpowiedzi westchnął ciężko, uchylił zasłonę w oknie pokoju przesłuchań i wskazując na ulicznych przechodniów powiedział: „podejrzani to są oni. Ty już jesteś skazany”. I inna dykteryjka z lat słusznie minionych. Polacy podzieleni są na trzy grupy społeczne: na tych, którzy siedzieli, którzy siedzą i na tych, którzy będą siedzieć.
Wydawać się mogło, że te czasy już nie wrócą, wyrzucone na śmietnik historii przez siły wolnego świata, które pokonały w ramach zimnej wojny komunistycznych despotów. Ale najwyraźniej prawo konwergencji zrobiło swoje: wolny świat w wyniku wieloletnich zmagań ze światem niewolnym upodobnił się do niego. Kto z kim przy-staje, takim się staje, nawet jeśli do kontaktów dochodziło w ramach obopólnego konfliktu.
W oczekiwaniu na więzienie idealne
Wolny świat, który coraz intensywniej nabiera cech świata zniewolonego, ma obecnie o wiele większe możliwości inwigilacji i kontroli obywateli niż policjanci, urzędnicy i decydenci krajów demokracji ludowej. Można powiedzieć, że jesteśmy dziś świadkami „twórczego” połączenia wyrafinowanych środków technologicznych Zachodu (mających pierwotnie służyć dobru społecznemu) z wypracowanymi w ciągu dekad przez komunistyczne służby specjalne metodami walki z obywatelami i ich aspiracjami wolnościowymi.
Taką technologią jest technologia DNA. Uczyni ona ze świata panoptykon, a nas świata tego więźniami obserwowanymi dzień i noc przez strażników, będących niewidzialnymi dla osadzonych. Przypomnijmy, za Forbes, że panoptykon był pomysłem Jeremy’ego Benthama z końca XVIII w. na więzienie, które zapewniałoby kontrolę nad skazanymi niewielkim kosztem dla państwa. Byłby to okrągły budynek ze strażnikami w „centrum”. Takie umieszczenie stróżów umożliwiałoby im obserwację wszystkich więźniów na raz, podczas gdy oni byliby poza zasięgiem wzroku obserwowanych.
Osadzeni mieliby świadomość, że stale są „na oku” klawiszy. I choć niemożliwym było ciągłe obserwowanie wszystkich więźniów, to i tak musieli się oni zachowywać, jakby argusowe oko spoczywało właśnie na nich, bo przecież nigdy nie mogli mieć pewności, że w danej chwili nie cieszą się „zainteresowaniem” pilnujących. Ciągły strach przed obserwacją spowodowałby, że ludzie sami zaczęliby się dyscyplinować. Więzień nie musiałby być skuty łańcuchem i miałby „absolutną swobodę w przydzielonej mu przestrzeni”. Pomysł permanentnej inwigilacji osadzonych nie wszedł w życie. Wtedy.
Sędzia Sądu Najwyższego Antonin Gregory Scalia powołał się na panoptykon, wyrażając sprzeciw wobec decyzji w sprawie Maryland przeciwko Kingowi, w której większość sędziów stwierdziła, że jeśli funkcjonariusze dokonają aresztowania osoby podejrzanej o dokonanie „poważnego przestępstwa”, to wówczas pobranie próbki DNA od podejrzanego nie narusza IV Poprawki, mówiącej, że „Prawa ludu do nietykalności osobistej, mieszkania, dokumentów i mienia nie wolno naruszać przez bezzasadne rewizje i zatrzymanie”.
W argumentach większości wyrażona była opinia, że państwo ma istotny interes w pozytywnej identyfikacji podejrzanych, a wymagana ingerencja w postaci „delikatnego pocierania wewnętrznej strony policzka” jest minimalna. Zasadniczo, zdaniem większości, nie różni się to od fotografowania obiektów lub pobierania odcisków palców.
„To nonsens”, pisał„w Forbes” Ke-vin Underhill, za którym przedstawiam tę historię. „DNA może ujawnić znacznie więcej na temat osoby, od której go pobrano, niż tylko tożsamość. Tyle że zdaniem większości konkretny test, o którym mowa, nie jest w stanie tego zrobić, a przynajmniej jest to «sprawa do dyskusji». Co więcej, dodano, funkcjonariusze nie używają pobranego DNA do innych celów niż ustalenie tożsamości” W uzasadnieniu większości znalazło się też stwierdzenie, że „zebrane informacje nigdy nie są wykorzystywane niezgodnie z prawem”.
Autor „Forbes” nie zgadza się z tą opinią, przypominając, że służby często wykorzystują pobrany materiał genetyczny do własnych celów, niezwiązanych z okolicznościami, z powodu których materiał ów został pobrany. Powołują się przy tym na stan wyższej konieczności, jakim jest obrona „bezpieczeństwa narodowego”.
Ciemna strona technologii DNA John i Nisha Whiteheadowie
poruszają zasygnalizowany wyżej problem w „Off-Guardian” w słowach pozbawionych złudzeń: „Technologia DNA w rękach urzędników rządowych zakończy nasze przejście do państwa inwigilacji, w którym ściany więzień są ukryte za pozornie dobroczynnymi przejawami postępu technologicznego i naukowego, koniecznościami zapewnienia bezpieczeństwa narodowego oraz potrzebami ochrony przed terrorystami, pandemiami, niepokojami społecznymi itp”.. Autorzy „Off-Guar-dian” podkreślają, że: „Uzyskując dostęp do Twojego DNA, rząd wkrótce dowie się o Tobie wszystkiego, czego jeszcze nie wie. Nie będzie dla niego tajemnicą ani wszystko to, co dotyczy Twojej rodziny, ani Twoje pochodzenie, ani to, jak wyglądasz. Historia Twojego zdrowia będzie dobrze im znana, podobnie jak Twoja skłonność do wykonywania poleceń lub wyznaczania własnego kursu w życiu, itp”..
New Jersey Monitor poinformował, że realizowany w szpitalach stanowych program badań przesiewowych noworodków ma pomóc w dochodzeniach karnych. „Krew pobrana w ramach obowiązkowego programu badań noworodków w New Jersey może stać się dowodem w rękach organów ścigania”. A Stanowe Biuro Obrońcy Publicznego utrzymuje, że organy ścigania w New Jersey już wykorzystują program medyczny do swoich celów, pobierając próbkę krwi noworodka, by następnie na podstawie zawartego w niej DNA oskarżyć ojca dziecka o przestępstwo. Zarzut ten wywołał alarm ze strony obrońców wolności obywatelskich. Wskazywali oni, że nie istnieje prawo, które umożliwiałoby wykorzystanie przez policję DNA pobieranego od noworodków w ramach badań lekarskich.
Kontrowersje w New Jersey pojawiają się w czasie, gdy coraz więcej osób stwierdziło, że służby sięgają po „dowody z DNA” w sposób bezprawny. Monitor pisze: „Niedawno usunięty prokurator okręgowy San Francisco, Chesa Boudin, stwierdził, że policja wykorzystała DNA pobrane od ofiar gwałtu, aby powiązać je z innymi przestępstwami. W Nowym Jorku policjanci są oskarżani o podawanie podejrzanym papierosów lub napojów gazowanych podczas przesłuchań, aby funkcjonariusze mogli potajemnie pobrać DNA z niedopałków bądź butelek”.
Komentując wieści z Monitora, Whiteheadowie wskazali, że policja ma obecnie dostęp do wszystkich baz danych DNA, jakie zostały zebrane nie tylko przez instytucje państwowe, ale też prywatne. Posiada ona „bezprecedensowy dostęp do baz danych DNA zgromadzonych przez FBI i witrynę internetową dotyczącą przodków, a także przez szpitalne programy badań przesiewowych noworodków”. Poza tym „policja korzysta z zasobów zgromadzonych w tzw. genealogii sądowej, która pozwala jej porównać pobrane z miejsca zbrodni DNA nieznanego podejrzanego z DNA dowolnego członka Twojej rodziny znajdujące się we wspomnianych zasobach genealogii sądowej, aby rozwiązać sprawy nierozwiązane od dziesięcioleci” Obywatel albo ktoś z jego rodziny może pewnego dnia dowiedzieć się, że jest powiązany ze zbrodnią sprzed dekad, bowiem jego DNA podobne jest do DNA domniemanego przestępcy albo „zaplątało się” przypadkiem na miejscu zbrodni.
Skrępowani łańcuchem DNA
Powołując się na „The Intercept”, autorzy „Off-Guardian” piszą, że genealogowie medycyny sądowej „przeszukują informacje genetyczne setek tysięcy niewinnych ludzi w poszukiwaniu sprawcy”. Obywatel USA przesyłając swoje DNA do genealogicznej bazy danych, takiej jak Ancestry i 23andMe, udziela policji dostępu do składu genetycznego, relacji i profili zdrowotnych każdego swojego krewnego – przeszłego, obecnego i przyszłego. Niezależnie od tego, czy ów obywatel albo ktokolwiek z jego rodziny zgodził się na to, aby stać się częścią policyjnej bazy danych. Pracownicy medycyny sądowej są w stanie ominąć zasady prywatności, które umożliwiają ludziom skuteczną ochronę swoich informacji genetycznych przed wścibstwem władzy. A to dzięki istnieniu luki prawnej w ustawie dotyczącej przekazywania innym organom informacji o DNA znajdujących się w komercyjnej bazie danych o nazwie GEDmatch.
Omijanie zasady prywatności pozwala policji na identyfikację i namierzenie takich osób, które wyraźnie zaznaczyły, że chcą zachowania poufności wyników badań swojego DNA.„W ten sposób samo skorzystanie z prawa do prywatności czyni Cię podejrzanym i stawia Cię na celowniku państwa policyjnego”.
Ludzie chętnie biorą udział w transakcji – ty nam dajesz próbkę śliny bądź wymaz z policzka, a my w zamian udzielamy ci wyczerpującej odpowiedzi na temat twoich przodków i krewnych. Dziesiątki milionów obywateli poddało się z własnej woli tym „procedurom badawczym”. Stąd nie ma już znaczenia czy reszta podda się im również.
Nie ma już znaczenia, czy należysz do dziesiątek milionów ludzi, którzy dodali swoje DNA do baz danych przodków. Dlaczego? Jak donosi Vox, publiczne bazy danych DNA rozrosły się do tego stopnia, że można ich użyć do znalezienia cię, nawet jeśli nigdy nie udostępniałeś swojego DNA. Wystarczy, że zrobił to bardzo daleki krewny. W ten sposób, chcąc nie chcąc, wprowadzając cię do nowego stanu Ameryki – „stanu podejrzenia”. DNA ujawnia wszystko na temat: „kim jesteśmy, skąd pochodzimy i kim będziemy”.
Maszyna do produkowania przestępców
Jak już wspomniałem, Kevin Underhill z„Forbes” mocno oponował przed nazwaniem materiału genetycznego„odciskiem palca”. Wiemy już dlaczego. Organy ścigania nie zwracają jednak na to uwagi i traktują technologię DNA jak „magiczną kulę pomagającą w rozwiązaniu przestępstw, zwłaszcza spraw seryjnych morderstw i gwałcicieli, zamkniętych niegdyś z powodu braku dowodów”.
Policja chcąc uzasadnić swój nieograniczony dostęp do genealogicznych baz danych, mówi, że przecież każdy chciałby pozbyć się psychopatów i seryjnych gwałcicieli z ulic i umieścić ich za kratkami. „I jest to argument, na który trudno odpowiedzieć przecząco.Tyle że nie tylko psychopaci i seryjni gwałciciele dają się wciągnąć w śledczą sieć. Podczas tropienia przestępców przez państwo policyjne każda osoba, której materiał genetyczny jawi się organom ścigania jako potencjalnie pasujący do DNA poszukiwanego, nagle staje się częścią kręgu podejrzanych, których należy wyśledzić, zbadać i wykluczyć”, zauważają Whiteheadowie.
Publicyści „Off-Guardian” zauważyli, że „wina przez skojarzenie” nabrała nowych konotacji w epoce technologicznej, w której wystarczy próbka DNA, aby zostać uznanym za osobę mogącą stanowić przedmiot zainteresowania w śledztwie. Whiteheadowie cytują „Psycho-logyToday”:„Podstawowa walka – o to, aby dane pochodzące od niewinnych osób nie były wykorzystywane do łączenia ich z przestępstwami – została przegrana”. Do niedawna rząd był zobowiązany przynajmniej przestrzegać kilku podstawowych ograniczeń dotyczących tego kiedy, gdzie i w jaki sposób może uzyskać dostęp do czyjegoś DNA. Sprawę wywróciły „do góry nogami” różne orzeczenia Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych, które zwiastowały utratę prywatności na „poziomie komórkowym”
Rząd rozpoczął „diabelską kampanię” mającą na celu przekształcenie wolnych obywateli Stanów Zjednoczonych w naród podejrzany na podstawie ogromnej krajowej bazy danych DNA. W tym procederze uczestniczyły najważniejsze instytucje i osoby w państwie: Kongres (który przyjął przepisy zezwalające policji na pobieranie i badanie DNA natychmiast po aresztowaniu), prezydent Trump (który podpisał ustawę o szybkim badaniu DNA), sądy (które orzekły, że policja może rutynowo pobierać próbki DNA od osoby aresztowanej, ale jeszcze nie skazanej za przestępstwo) oraz lokalne agencje policyjne.
„Gadżety do walki z przestępczością”, jak Whiteheadowie nazywają Rapid DNA, czyli urządzenia służące do szybkiego badania materiału genetycznego, nie są niezawodne. Za to są bardzo szybkie, bo w mniej niż dwie godziny generują profile DNA. I na tej niestabilnej podstawie pozwalają działać policji tak, jakby miała niezbite dowody, udzielające odpowiedzi na to, kto popełnił przestępstwo bądź jest w nie zamieszany. „The New York Times” zauważył, że: „W miarę tworzenia lokalnych baz danych DNA agencje policyjne zbierają materiał genetyczny nie tylko od osób oskarżonych o poważne przestępstwa, ale także w coraz większym stopniu od osób, które są jedynie uważane za podejrzane, trwale łącząc ich tożsamość genetyczną z kryminalną bazy danych”.
Konsekwencje zbierania materiału genetycznego
Konsekwencjetego rodzaju profilowania DNA są dalekosiężne. Bazy danych DNA eliminują wszelkie pozory prywatności i anonimowości. Pozwalają rządowi i sprzymierzonym z nim korporacjom ingerować w prywatność obywateli, zauważają autorzy „Off-Guardian”. Sami im to ułatwiamy, nie tylko wysyłając nasze dane genetyczne do firm zajmujących się odtwarzaniem naszej genealogii. Jak zauważa naukowiec Leslie A. Pray: „Wszyscy pozbywamy się DNA, pozostawiając ślady naszej tożsamości praktycznie wszędzie, gdzie się udamy. Tak naprawdę śmieci, które zostawiasz do odbioru przy krawężniku, to potencjalna kopalnia złota tego rodzaju materiałów. Całe to utracone lub tak zwane porzucone DNA jest bezpłatnie do pobrania dla śledczych lokalnej policji, którzy mają nadzieję na rozwikłanie nierozwiązywalnych do tej pory spraw”. Oznacza to, czytamy w Off-Guardian, że jeśli przypadkiem zostawiasz ślady DNA w miejscu, w którym popełniono przestępstwo, masz już swój plik, zawierający dane genetyczne, gdzieś w jakiejś stanowej lub federalnej bazie danych.
Jak słusznie ostrzegano w zdaniu odrębnym do wyroku Sądu Apelacyjnego stanu Maryland w sprawie Raynor dotyczącego DNA: „Osoba nie może już głosować, zasiadać w ławie przysięgłych ani uzyskać prawa jazdy bez udostępnienia swojego materiału genetycznego do gromadzenia i kodyfikacji przez państwo”.
Niedługo agenci rządowi, idąc po „tropach” zostawianych przez nasze DNA, będą mieli pełen wgląd w to, gdzie byliśmy i jak długo przebywaliśmy w danym miejscu. W sukurs przychodzi robotyka i automatyka. Dzięki nim przetwarzanie, analiza i raportowanie DNA zajmuje znacznie mniej czasu i może dostarczyć wszelkiego rodzaju informacji, aż do koloru oczu danej osoby i jej krewnych. Istnieje już firma specjalizująca się w tworzeniu „zdjęć policyjnych” dla organów ścigania na podstawie próbek DNA pochodzących od nieznanych „podejrzanych”, które następnie porównuje się z osobami o podobnych profilach genetycznych.
Scenariusz napisany dla nas
Jak już wspomniano przy okazji Rapid DNA, technologia bywa omylna. Analiza materiału genetycznego może doprowadzać do błędnych wniosków z powodu błędnej interpretacji danych, manipulacji lub nawet zwykłego sfabrykowania fałszywych dowodów, a zdarza się to częściej, niż nam się wydaje. Państwo Whiteheadowie wiedzą, co mówią i o czym piszą, od kilku dekad walczą o przestrzeganie praw człowieka w USA. Jak czytamy na ich oficjalnej stronie „Założony w 1982 r. przez prawnika konstytucyjnego i autora Johna W. Whiteheada Instytut Rutherforda stał się jednym z czołowych obrońców wolności obywatelskich i praw człowieka w kraju, występującym w sądach i edukującym społeczeństwo na temat szerokiego spektrum kwestii wpływających na wolność jednostki w społeczeństwie”.
Władza i korporacje napisały dla obywateli scenariusz, w którym nie mają oni żadnej możliwości obrony przed oskarżeniami o popełnienie przestępstwa, zwłaszcza gdy zostają „skazani” przez technologię, a jeszcze mniej ochrony przed rządem przeczesującym nasze DNA w podobny sposób, w jaki przechwytuje on nasze rozmowy telefoniczne, e-maile i SMS-y. „To tylko kwestia czasu, zanim ściganie przez państwo policyjne przestępców z przeszłości rozszerzy się na profilowanie genetyczne i polowanie z wyprzedzeniem na przestępców z przyszłości”, prognozują John i Nisha Whiteheadowie.
Brzmi to jak science fiction. Jak zły sen. Czy się spełni?
Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny