Jan Piński, Warszawska Gazeta, nr 24, 14-20.06.2019 r.
4 czerwca to święto komunistów, którym udało się zachować wpływy i nie ponieść konsekwencji za kolaborację z Sowietami.
– 30. rocznica wyborów do tzw. Sejmu kontraktowego, która przypadła 4 czerwca, nie powinna być uważana za święto wolności. To dzień, w którym komuna co prawda upadła, ale, niestety, na przysłowiowe cztery łapy. Sejm kontraktowy gwarantował większość (65 proc.) przedstawicielom reżimowych ugrupowań (Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i jej marionetek: Stronnictwa Demokratycznego i Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego). Wolne wybory dotyczyły 35 proc. składu sejmu i 100 proc. składu nowo utworzonego senatu. Rządzący komuniści te wybory z kretesem przegrali. Wygrali jednak transformację systemu dzięki układom z wybranymi przez siebie opozycjonistami. Fundamentem tzw. rozmów Okrągłego Stołu i poprzedzających rozmów w Magdalence (ośrodek konferencyjny Ministerstwa Spraw Wewnętrznych pod Warszawą) była bezkarność dla dzielących się władzą (bo bynajmniej jej nie oddających) komunistów. Gdy w 2017 r. Władysław Frasyniuk, jeden z liderów tamtych rozmów, powiedział w wywiadzie o „pokonaniu komunistów” błyskawicznie sprowadził go na ziemię szef Sojuszu Lewicy Demokratycznej (spadkobiercy PZPR), Włodzimierz Czarzasty. „Drogi Władysławie Frasyniuku! Żeście komunistów pokonali? No nie. Wyście się z nami, k…., przy Okrągłym Stole i 4 czerwca 1989 r. do-ga-da-li”- wykpił go Czarzasty. To właśnie dzięki tej nieformalnej umowie czołowi zbrodniarze, którzy mieli krew Polaków na rękach, jak ostatni dyktator PRL Wojciech Jaruzelski i szef jego bezpieki Czesław Kiszczak, mogli umrzeć na wolności bez żadnej kary. W tle transformacji jest przyzwolenie, a wręcz nacisk zachodnich demokracji, które obawiały się, że jeżeli dojdzie do niekontrolowanej zmiany władzy w Polsce, to odmówi ona (zgodnie z międzynarodowym prawem) spłaty długów zaciągniętych przez sowieckie marionetki. Czytaj dalej Ostatni szwindel komunistów