Jan Piński, Warszawska gazeta, nr 3/553, 19-25 stycznia 2018 r.
Konia z rzędem temu, kto dziś powie, jak wyglądają naprawdę relacje Antoniego Macierewicza z Jarosławem Kaczyńskim. Bez wątpienia zwolennicy tego pierwszego są rozczarowani odwołaniem swojego idola z funkcji ministra obrony narodowej, ale z drugiej strony głośno kolportowana jest plotka, że Macierewicz z cichym błogosławieństwem Kaczyńskiego może „pójść na swoje” i zająć się skonsolidowaniem najbardziej radykalnego elektoratu.
„Szach i mat”, „zabieranie tlenu opozycji”, „Jarosław Kaczyński przeprowadził rekonstrukcję rządu przy niesamowitej indolencji opozycji i zapewnił sobie władzę na najbliższe sześć lat” – to wypowiedzi nieprzychylnych PiS komentatorów odnośnie do ostatnich zmian. W szoku spowodowanym nagłymi zwrotami akcji, które Kaczyński fundował przez ostatnie dwa miesiące swoim politycznym rywalom, umyka najważniejszy cel faktycznego „naczelnika” państwa. Jarosław Kaczyński nie walczy o kolejną kadencję, ale o zdobycie takiej większości, która pozwoli mu na oficjalne skończenie z III RP, czyli zmianę bądź uchwalenie nowej konstytucji. Opozycja dziś rzeczywiście nie istnieje i ogromnym sukcesem byłoby dla niej, gdyby PiS w kolejnych wyborach nie udało się zdobyć konstytucyjnej większości. Poziom desperacji salonu pokazuje fakt, że „Gazeta Wyborcza” ogłosiła „koniec Platformy Obywatelskiej” z powodu niepoparcia przez jej polityków prawa zwiększającego możliwość zabijania dzieci. Nienarodzonych.
Całe to zamieszenie sprawiło, że nikt nie przeczytał, co lewica chciała tam uchwalić. Otóż zakaz polemizowania ze swoją „nową” ustawą pod karą więzienia. I taką ustawę forsowali ci, którzy zarzucają PiS wprowadzanie dyktatury…
Wszystkie warianty gry
Poparcie dla PiS w niektórych badaniach sięga 50 proc. To sprawia, że opozycja w każdej chwili musi liczyć się z tym, że Kaczyński doprowadzi do przedterminowych wyborów. Nie wiadomo, czy taki scenariusz zostanie wdrożony wżycie, ale „naczelnik” robi wszystko, aby jego rywale musieli żyć w przedwyborczej gorączce non stop. Najpierw opóźniano przyjęcie budżetu, którego nieuchwalenie może być automatycznie pretekstem do rozwiązania Sejmu. Teraz, gdy Sejm przyjął projekt, gra wcześniejszymi wyborami jeszcze się nie skończyła. Kaczyński wykorzystuje tu starą zasadę prowadzenia wojny (doskonale zaadaptowaną do królowej gier strategicznych – szachów), że groźba jest silniejsza niż jej wykonanie. Fakt, że rozbita i wewnętrznie skłócona opozycja musi jeszcze zastanawiać się, czy w tym roku nie będzie wyborów parlamentarnych i samorządowych, bardzo utrudnia jej działanie.
Ale groźba wcześniejszych wyborów to nie tylko bat na opozycję, to także środek dyscyplinujący rodzimych polityków PiS, którzy muszą pamiętać, że próby gry na własną rękę mogą zakończyć się błyskawicznym końcem kariery politycznej.
Dla Jarosława Kaczyńskiego groźba wcześniejszych wyborów jest tym samym, czym była rekonstrukcja rządu w latach 2016- 2017. Z plotek i intryg dotyczących jej przeprowadzenia Kaczyński zrobił show dla opozycji, w cieniu którego zakończył forsowanie ustaw pozwalających PiS mieć realny wpływ na sądownictwo. Zakręcił wszystkimi do tego stopnia, że media salonowe C,Gazeta Wyborcza “, „Newsweek”) ogłosiły, że to Jarosław Kaczyński stanie na czele rządu. Gdy wszystkie armaty były wycelowane w niego, to okazało się, że Kaczyński wskazywał na siebie tylko po to, aby odwrócić uwagę od nominacji dla Mateusza Morawieckiego.
Gdy po zmianie premiera w grudniu nikt nie stracił stanowisk w rządzie, wydawało się, że rekonstrukcja ma czysto kosmetyczny charakter. Jednak kolejne zmiany okazały się daleko idące i pozwoliły zrozumieć, gdzie jest cel Kaczyńskiego. Ten cel to zwycięstwo w wyborach samorządowych, a następnie uzyskanie w parlamentarnych wyborach większości, która pozwala na uchwalenie nowej konstytucji. Ten scenariusz może mieć też miejsce w tym roku, ponieważ stratedzy PiS mają świadomość, że połączenie wyborów samorządowych z parlamentarnymi (nawet w odstępie kilku miesięcy) byłoby korzystne dla obecnie rządzących. PiS bowiem w skali kraju jest mocniejszy niż w samorządach.
Południowoamerykański drybler
Taktyczne zagrywki Jarosława Kaczyńskiego łączą w sobie piękno szachowej strategii z efektywnością piłkarzy z Ameryki Południowej. Używając obrazowej analogii, Kaczyński na politycznym boisku prowadzi piłkę tak, że jego rywale nie tylko nie są w stanie mu jej odebrać, ale nawet nie wiedzą, którędy pobiegnie w kierunku ich bramki.
Konia z rzędem temu, kto dziś powie, jak wyglądają naprawdę relacje Antoniego Macierewicza z Jarosławem Kaczyńskim. Bez wątpienia zwolennicy tego pierwszego są rozczarowani odwołaniem swojego idola z funkcji ministra obrony narodowej, ale z drugiej strony głośno kolportowana jest plotka, że Macierewicz z cichym błogosławieństwem Kaczyńskiego może „pójść na swoje” i zająć się skonsolidowaniem najbardziej radykalnego elektoratu. Także w tym scenariuszu są dwa warianty. Pierwszy – pójście na „swoje” Macierewicza i drugi – wystartowanie na wspólnej liście Zjednoczonej Prawicy razem z partiami Jarosława Gowina i Zbigniewa Ziobry (czyli rozszerzenie obecnego sojuszu).
Zdymisjonowany Macierewicza w taki sposób, w jaki to zrobił Kaczyński, miała dla niego jeszcze jeden plus, bo rachunek za tę decyzję, niepopularną w tzw. twardym elektoracie, dostał prezydent Andrzej Duda. Nie ma żadnej tajemnicy w fakcie, że Kaczyński ma żal i pretensje do Dudy o opóźnienia przez niego ustaw dotyczących ustroju sądów. – Nie ulega wątpliwości, że prezes znakomicie to rozegrał, kierując niezadowolenie prawicowego elektoratu na osobę prezydenta – komentował prof. Antoni Dudek. Zaznaczając jednak, że nawet ci, którzy głośno atakowali za tę zmianę prezydenta Dudę, musieli przyznać, że na wszystko zgodził się Jarosław Kaczyński.
Szef PiS ma bowiem świadomość, że ma tylko jedną szansę na pełne „zakopanie” III RP. Tą szansą są kolejne wybory. Niezależnie od tego, jak naprawdę oceniał działalność Macierewicza jako szefa MON, to miał świadomość, że jest to polityk, który swoją wyrazistością odbierał PiS szanse na głosy wyborców centrowych. Zdystansowanie się od Macierewicza jest ceną, którą Kaczyński jest gotów zapłacić za możliwość zmiany konstytucji.
Losy postkomunistycznej konstytucji nie są jednak bynajmniej przesądzone. Słabość opozycji wymaga od szefa PiS bardzo mocnego trzymania w ryzach swoich polityków. Kaczyński uważnie czyta i analizuje polityczną scenę. Przypomnijmy, że jeszcze na początku 2015 r. Adam Michnik, oglądając sondaże, stwierdził, że ówczesny prezydent Bronisław Komorowski przegrać wybory może tylko w wypadku, gdyby „po pijanemu przejechał na pasach zakonnicę w ciąży”. Koniec tej historii wszyscy znamy. Jarosław Kaczyński prawa jazdy nie ma, ale ma świadomość, że pycha kroczy zawsze jeden krok przed upadkiem. Gdybym miał obstawiać, to szef PiS ma dwa, trzy scenariusze na 2018 i 2019 r. i będzie starał się wybrać ten najmniej wygodny dla jego przeciwników.
Opracowanie: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych