Wielcy Polacy, Rycerze i Wojownicy

Generał Henryk Denhoff (zm. ok. 1667 r.)
Hetman Wincenty Gosiewski (ok. 1610-1662)
Podpułkownik Jan Samuel Chrzanowski (zm. w 1668 r.)

Generał Henryk Denhoff (zm. ok. 1667 r.)

Jak świadczą współczesne mu kroniki, „był żołnierzem z krwi i kości, tak oddanym wojaczce, iż nie miał nawet czasu założyć rodziny…” Staje się to zrozumiałe, gdy zważymy, iż służba wojskowa Denhoffa przypadła na okres nieustannych, ciężkich wojen, które wstrząsnęły od podstaw Rzecząpospolitą. W obliczu przewagi licznych nieprzyjaciół, w warunkach rozpoczynającego się już rozkładu państwa i wojska wyróżniła się wówczas garść dzielnych żołnierzy o mężnych sercach i woli nieugiętej walki w obronie kraju. Najznakomitszym z ich grona był Stefan Czarniecki, a jednym z niepoślednich — Henryk Denhoff.

Syn starosty dyneburskiego, spośród licznego rodzeństwa od najwcześniejszych już lat przeznaczony został do służby wojskowej. Po odbyciu studiów w kraju wyjechał za granicę, gdzie zaznajamiał się z najnowszymi osiągnięciami w dziedzinie wojskowości. Niedługo musiał czekać na okazję praktycznego zastosowania nabytej wiedzy.

Wkrótce po powrocie bierze udział w wojnie ze Szwecją (1626—1629). Już w pierwszych walkach odznacza się dużą odwagą osobistą i nieprzeciętnym talentem wojskowym. Zwraca na siebie uwagę króla. W wojnie smoleńskiej (1632—1634) prowadzi regiment rajtarski królewicza Jana Kazimierza. Jemu to zlecił wówczas król trudne zadanie przedarcia się przez pierścień nieprzyjaciół do oblężonej w Smoleńsku załogi polsko-litewskiej, aby dostarczyć jej posiłków w ludziach, żywności i materiale wojennym. Denhoff dokonuje tego przez zaskoczenie, wśród nocnych ciemności osobiście prowadząc żołnierzy i tabory przez bezdroża. Król — w dowód uznania i w nagrodę — obdarzył go za ten czyn starostwem starogardzkim.

Następne lata nie przynoszą Denhoffowi wytchnienia. Walczy nieustannie na południowych, wschodnich i północnych rubieżach Rzeczypospolitej. Szczególnie odznacza się w walce z czambułami tatarskimi pod Ochmatowem i Woronnem (1644 r.).

W przygotowywanej przez Władysława IV wyprawie tureckiej miał stanąć na czele silnego regimentu 600 rajtarów i 200 dragonów. Wyprawa jednak nie doszła do skutku. W nieszczęśliwej wojnie kozackiej Denhoff walczy pod Korsuniem. Nawet w tej przegranej bitwie dał się poznać jako doskonały artylerzysta i fortyfikator. Broniąc odwrotu resztek wojsk polskich trafia do niewoli tatarskiej. Wydostaje się z niej po kilku miesiącach i walczy następnie w obronie Zbaraża, zdobywa zamek w Kra- snem, bije się pod Beresteczlciem i Białą Cerkwią.

Największą jednak sławą zabłysnął w latach potopu szwedzkiego. Wśród nagminnie szerzącej się zdrady, wśród nieustannych zwycięstw najeźdźcy dowodził regimentem dragonii przybocznej króla. Cofał się wraz z Janem Kazimierzem na południe kraju. Pod Żarnowem, osłaniając odwrót, poniósł ciężkie straty. Nie zwlekając własnym sumptem uzupełnił regiment nowym zaciągiem i znowu stanął do służby. Walczył zwycięsko w okolicach Tarnowa i Bochni. Pod Wojniczem (8 października 1655 r.) jednak fortuna odwróciła się od niego — pobity przez depczącego mu po piętach wroga trafił do niewoli. W niedługi czas potem był znowu na wolności i podążył za królem na Dolny Śląsk, do Głogowa. Wraz z nim powrócił też do kraju i uczestniczył w trzydniowej bitwie pod Warszawą. Duże zasługi położył przy odzyskaniu Krakowa, w którym w lipcu 1657 r. bronili się jeszcze Szwedzi. Stąd na czele znacznego oddziału podążył na Pomorze. Szwedzi trzymali się tam nadal mocno, opierając się w szeregu obwarowanych miast. Najważniejszym ogniwem w systemie ich obrony była potężnie umocniona Brodnica. Denhoff zdobył ją po długim i trudnym oblężeniu. Wkrótce cała ziemia pomorska była wolna od Szwedów.

Podeszły już wiek zmusił Denhoffa do wycofania się z czynnej służby w polu. Za zasługi król mianował go generałem majorem i obdarzył starostwem radzyńskim. W latach 1660—1661 pracował Denhoff w komisji wojskowej, która na terenie Prus likwidowała skutki szwedzkiego najazdu. Przez pewien czas sprawował jeszcze władzę nad garnizonami miast pruskich. Zmarł około roku 1667.

Czterdzieści lat swego życia poświęcił wiernej służbie dla Rzeczypospolitej. Dzielny i prawego charakteru, zyskał sobie szacunek i uznanie współczesnych, zasłużył na wdzięczne wspomnienie potomnych.

Hetman Wincenty Gosiewski (ok. 1610-1662)

Życie Wincentego Gosiewskiego jest wymownym świadectwem ówczesnej, pełnej walk zewnętrznych i wewnętrznych, załamań i zwycięstw, sytuacji Rzeczypospolitej. Rozwój jego kariery wojskowej nie odbywał się w sposób prosty. Był on nie tylko wodzem, lecz i politykiem, odnosił zwycięstwa, lecz i ponosił porażki, był zwolennikiem króla, lecz jednocześnie bronił złotej wolności szlacheckiej. Nade wszystko jednak na dobro jego zapisać należy konsekwentny i wybitny udział w walce z potopem szwedzkim.

Lata młodzieńcze spędził Gosiewski na naukach w Wilnie, a potem za granicą, w Wiedniu i Rzymie, „skąd powróciwszy do ojczyzny zwrócił na siebie uwagę króla Władysława IV, który go naprzód w liczbie dworzan swych umieścił, a potem stolnikiem litewskim mianował”. Służbę wojenną rozpoczął Gosiewski już jako mąż dojrzały, w roku 1648. Dowodził pułkiem jazdy w wojnie z Kozakami walcząc na Litwie i Polesiu. W roku 1651 Gosiewski został mianowany przez króla generałem artylerii litewskiej, zaś na sejmie czerwcowym 1654 r. otrzymał buławę polną litewską.

W roku 1655, gdy najazd szwedzki zwalił się na Polskę, Gosiewski przebywał na Litwie w otoczeniu hetmana wielkiego litewskiego Janusza Radziwiłła. Tu jako jeden z nielicznych przeciwstawił się poczynaniom Radziwiłła, dążącego do związania Litwy ze Szwecją. Próbował zmontować front walki przeciwko zdrajcy i Szwedom w oparciu o pomoc cara Aleksego Michajłowicza. Został jednak aresztowany w chwili, gdy zamierzał udać się do obozu moskiewskiego. Wysłany do Prus, gdzie miał przebywać w niewoli, zdołał zbiec w przebraniu na Litwę. Niezwłocznie przystąpił do akcji powstańczej, wystawiając własnym kosztem kilka chorągwi. Z wojskiem tym podążył na pomoc królowi Janowi Kazimierzowi, który w tym czasie (czerwiec 1656 r.) oblegał Szwedów w stolicy. Przybył w samą porę, by odeprzeć maszerującego na pomoc oblężonym księcia Jana Adolfa. Po dwukrotnych szturmach, m.in. za namową Gosiewskiego, szwedzki generał Wittenberg zgodził się poddać Warszawę. Był też Gosiewski komisarzem do przejęcia stolicy z rąk szwedzkich.

Pod Warszawą uczestniczył w trzydniowej bitwie (28—30 lipca 1656 r.), zakończonej niepowodzeniem Polaków i ponownym zajęciem stolicy przez Szwedów. Gosiewski wyprowadził jednak z bitwy swe wojsko w dobrym stanie. Pociągnął zrazu na północ i wyciął załogę szwedzką w Pułtusku. Zatrzymany potem przez króla, stawił się do niego w Lublinie, gdzie otrzymał odpowiedzialne i szczegółowo wyłożone zadanie przeniesienia działań wojennych do Prus Książęcych i na Litwę.

W tym czasie, gdy król i Czarniecki z głównymi siłami ruszyli na Pomorze Zachodnie, Gosiewski na czele wojsk litewskich, wzmocniony przez Tatarów, pomaszerował w kierunku północno-wschodnim. Przez Brześć i Brańsk posunął się następnie prawym brzegiem Biebrzy ku granicy Prus. Tutaj pod miejscowością Prostki napotkał 10- tysięczne wojsko brandenbursko-szwedzkie dowodzone przez gen. Waldecka.

Gen. Waldeck oczekując posiłków umocnił się nad bagnistą rzeczką Ełk pod Prostkami, chcąc w tym miejscu zatrzymać marsz Gosiewskiego. Zbliżywszy się do pozycji wroga rankiem 8 października 1656 r., Gosiewski rozpoczął walkę przy pomocy harcowników, próbując związać przeciwnika oraz rozpoznać jego siły i teren.

Znalazłszy słabiej obsadzone miejsce nad rzeką, Gosiewski rzucił tędy w bród Tatarów i odciął główne siły Waldecka od jego oddziałów wysuniętych dalej na północ, w górę rzeki. Udany ten manewr zmusił Waldecka do wyprowadzenia swej armii z okopów. Gosiewski tylko czekał na tę chwilę: sforsowawszy Ełk w trzech miejscach zaatakował nieprzyjaciela ze wszystkich stron. Zaskoczony wróg zaczął się cofać, a później rzucił do bezładnej ucieczki. Klęska wojsk brandenbursko-szwedzkich była druzgocąca. W ręce Gosiewskiego wpadło około 2 tysięcy jeńców (wśród nich również Bogusław Radziwiłł), 6 dział i wiele innej zdobyczy. Samymi sztandarami Niemców i Szwedów załadowano dwa pełne wozy.

Działania Gosiewskiego w Prusach wywołały popłoch w Królewcu i w znacznej mierze przyczyniły się do zmiany polityki elektora wobec Rzeczypospolitej.

W latach następnych, 1657—1658, Gosiewski walczył ze Szwedami na północy Litwy i w Inflantach. Zdobył po dłuższym oblężeniu siedzibę Radziwiłłów — Birże, a następnie opanował kilkadziesiąt zamków i miast między Rygą a Parnawą.

Podpułkownik Jan Samuel Chrzanowski (zm. w 1668 r.)

Gdy spoglądamy dziś na mapę południowo-wschodniej Europy, trudno sobie wprost wyobrazić, jak Turcja oddzielona od nas kilkoma krajami, zza siedmiu gór i rzek, mogła dawniej zagrażać Rzeczypospolitej. A jednak niegdyś niebezpieczeństwo takie było i bliskie, i realne. W roku 1672 Turcy zdobyli Kamieniec i zamierzali przekształcić Lechistan w kraj hołdowniczy. Osłabiona zaś od wewnątrz szlachecką anarchią, nie mająca pieniędzy na opłatę żołnierza Rzeczpospolita mimo wysiłków Jana Sobieskiego z najwyższym trudem przeciwstawiała się tym zakusom.

Szczególnie ciężki był rok 1675. Znad Bosforu wyruszył na północ zięć sułtana serdar Ibrahim Szyszman (Tłuścioch), wiodąc liczne zastępy wojska i 70 armat. Koło Kamieńca dołączył się do niego z 100-tysięczną ordą chan krymski. 27 lipca Turcy zdobyli Zbaraż, 11 września Podhajce, wycinając załogi, a kobiety i dzieci biorąc w jasyr. Na ich drodze w głąb Polski wznosiła się już tylko samotnie Trembowla. Załogę niewielkiego zamku stanowiło zaledwie 80 regularnych żołnierzy, trochę okolicznej szlachty i około 200 chłopów i mieszczan. Na czele tej garści stał jednak doświadczony i dzielny oficer — kapitan Jan Samuel Chrzanowski.

19 września pierwsze zagony wroga pokazały się pod Trembowlą, 21 przybył Ibrahim Szyszman z głównymi siłami. Jak okiem sięgnąć, ustawiły się wojska. Turcy zaraz wysłali czausza niosącego żądanie natychmiastowego poddania się. Byli pewni, że sam ich widok skłoni załogę Trembowli do kapitulacji. Chrzanowski jednak odpowiedział Ibrahimowi, że się nie boi jego potęgi i zamku nigdy nie podda.

Rozpoczęła się walka. Janczarowie przekopami podsunęli się na 300 kroków od zamku. Od strony północnej ustawili 8 dział burzących. Artyleria turecka bez przerwy biła w grube mury, stromotorowe moździerze rzucały granaty zapalające na dachy i dziedziniec zamkowy. Jeden z nich zniszczył kołowrót przy głębokiej studni. Wydobycie wody stało się tak trudne, że na dzień tylko „beczkę jaką” można było wyciągnąć. Pod ziemią prowadzili Turcy wykopy, cztery razy wysadzając miny — na szczęście niegroźne dla murów zamkowych.

Chrzanowski dwoił się i troił, osobistym przykładem zachęcając żołnierzy do wałki. Na kanonadę turecką odpowiadał celnymi strzałami. Sam rychtował armaty i mimo dużej odległości zarwał most na rzece Gruźnie, właśnie w momencie, gdy Turcy przewozili przez niego ciężką kolubrynę. Jak skrzętny gospodarz kazał zbierać kule tureckie dla zasilenia swego arsenału, uczył, jak gasić lonty wpadających granatów, nim zdążą wybuchnąć. Ową beczkę wody dzielił łyżkami pomiędzy załogę, kobiety i dzieci „sobie jej więcej nie biorąc”. Trwał nawet wówczas, gdy spośród 80 jego dragonów padło 48. Legenda głosi, że i komendantowi, i całej załodze otuchy dodawała w najcięższych chwilach żona Chrzanowskiego, Anna Dorota. Wdzięczni mieszkańcy Trembowli wystawili jej nawet po latach pomnik.

Dwa tygodnie trwał ten nierówny, heroiczny bój, w którym garstka dzielnych żołnierzy stawiła czoła dziesiątkom tysięcy wrogów. Turcy byli zdumieni i rozwścieczeni oporem, nic jednak poradzić nie mogli. W tym czasie udało się wreszcie królowi zebrać jakie takie wojsko i ruszyć na odsiecz Trembowli. Ibrahim dowiedziawszy się o tym, zniechęcony bezowocnym dwutygodniowym wysiłkiem, zwinął w nocy na 5 października oblężenie i jak niepyszny drogą na Husiatyń — Kamieniec, powrócił za Dunaj.

Jan Sobieski pisał z tej okazji: „Pokazała Trembowla, że i Turkom obronić się można, kto cnotliwie miejsca poruczonego broni”. Król przyjął serdecznie Chrzanowskiego w obozie pod Buczaczem i mianował go oberstlejtnantem (podpułkownikiem).

Czyn Chrzanowskiego stał się głośny w całym kraju, W roku następnym Chrzanowski, pochodzący z „pospólstwa”, stanął przed sejmem i został nobilitowany, otrzymując jednocześnie pięć tysięcy złotych nagrody. Był później komendantem miasta Lwowa. Zmarł w roku 1688.

Opracowanie: Leon Baranowski
Buenos Aires, Argentyna

Dodaj komentarz